Kuryer Lwowski 10-14.04.1918
W ciągu ostatnich miesięcy huragan zniszczenia przewalił się w całej potwornej swej grozie przez bujne ziemie Podoła, Wołynia i Kijowszczyzny a instynkt człowieka, odsłonięty w pełnej, pierwotnej dzikiej farmie, przejęty jakąś nieokiełzaną żądza kradzieży, rabunków, mordów, wandalizmu z dworów i osad polskich, tchnących życiem i tworzących kulturalne ostoje na tych ziemiach, uczynił ruiny, gdzie w tej chwili „oko nie spotka ni miasta, ni góry — żadnych pomników, ludzi ni natury, gdzie twarz każdego jest, jak ich kraina pusta, otwarta i dzika równina”... Chłód wieje od ruin w tym kraju „przez który przeszło tyle po kolei — podań i zdarzeń, żalów i nadziei". Ruiny zatem znaczą ślady brutalnych orgii niszczenia cudzego dobra a jak ta żądza grabieży i pogromu szalała po polskich majątkach pod osłoną komitetów wiejskich — niżej omówione prawdziwe zdarzenia najlepiej ją określą. Przejdźmy do szczegółów. Pohulała tłuszcza po Podolu.
Około godz. 5-ej popołudniu zapalili znalezione ognie bengalskie i wzniecili pożar. Gaszenie ognia było niemożliwe, gdyż tłum przeszkadzał w tem służbie folwarcznej. Mimo wszystko ta energicznie pod kierunkiem p. Liedtkego i Nadwodzkiego ogień wreszcie stłumiła. Główny korpus pałacu ocalał, spadło się tylko lewe jego skrzydło. Widok pałacu okropny, wszystkie drzwi i szafy połamane Posadzki usłane pierzem i włosieniem z mebli i materaców, podartemi książkami, listami, potłuczonemi lustrami i szkłem. Trudno uwierzyć, by tak olbrzymi pałac można było w tak krótkim czasie doprowadzić do takiej riumy.
Był również zapowiedziany pogrom oficjalistów, ale władze wreszcie aresztowany kilku prowodyrów i odesłały ich do powiatowego miasta Bracławia, ale tam wnet ich wypuszczono na wolność. Co przeżyli oficjaliści w Peczarach, wiedzą tylko ci, którzy przeszli to samo, a to jest straszniejsze i okropniejsze tem bardziej, że znikąd ratunku spodziewać się nie było można.
Zniszczono i rozgrabiono kilka folwarków i dworów ziemiańskich, położonych w obszernych wsiach Werbka hołoska i Werbeckie futory. Rozgromiono dwór, spalono go, jak niemniej folwarki pp. Tworkowskich, Wiszniewskich i Turzańskich. Grabili włościanie wsi miejscowych i sąsiednich. Ludność polska miejscowa, która dotąd w obcem środowisku spała snem twardym, rozbudzona dzięki otwartej przez p. Wieńczysławę Zworkowską szkole polskiej, wykazała, iz posiada pierwiastki kultury starej, nie tylko nie brała udziału w rabunku, ale wszelkimi możliwymi środkami pomagała właścicielom nie zważając na pogróżki, ratować ich mienie grabione. Po pogromach zapanował terror. P. Turzańskiego chciano rozstrzelać, a gdy ratował się ucieczką, pochwycono jego dzierżawcę p. Domaszewicza i tylko wstawiennictwo włościan Polaków uratowało go od sądu doraźnego. Szkołę polską chciano pierwotnie zamknąć, lecz gdy ludność polska miejscowa zaprotestowała przeciw temu gorąco, zadowolono się wyrzuceniem jej z dotychczasowej siedziby.
Jak już pisaliśmy, dokonano dalej pogromu wsi Kuryłówki, gdzie, zniszczono kaplicę i liczne dzieła sztuki. Należący do tego folwarku las z 2000 dziesięcin zniszczony jest już od roku. Magazyny okradziono, zabrano inwentarz w Kuryłówce, Szerokiej Grobli, Filipolu, Tomaszpolu i Kołhaczu. Cała administracja musiała opuścić swe stanowiska.
Uległ zniszczeniu majątek Wasylówka, w powiecie Winnickim. Komitet wiejski przewodził tłumom, które grabiły na folwarku i we dworze. Pożar zdołano stłumić. Po dniach pogromów i burzenia wszystkiego w majątkach pp. Orzechowskich w Słobódce i Ołudryńcach tudzież w Moskalówce p. Korsaka zaczyna się ujawniać reakcja. Ci sami pogromcy polskich dworów pytają co dalej będzie? Panów już niema, bandyci zaś zaczynają grabić włościan. We wsi Ołudryńcach niejaki Iwan Ślimak, katorżnik zbiegły z Syberii, zebrał szajkę, złożoną z uzbrojonych w broń palną i urządzał systematyczne napady na polskie dwory. Najwięcej od tej szajki ucierpiał p. Zawalnicki, dzierżawca owych dwóch majątków, któremu zagrabiono wprost wszystko. Przez owego Ślimaka okradziony został również p. Józef Ulicki, dzierżawca Wychwatyniec. Przyszła jednak i krytyczna chwila na herszta Ślimaka. Włościanie Ołudryniec, ażeby pozbyć, się niebezpiecznej bandy, urządzili samosąd. Samego Ślimaka skazano na śmierć. Bito go, czem kto miał a wreszcie przywiązano do drzewa i rozstrzelano. W mieszkaniu Ślimaka znaleziono magazyn skradzionych rzeczy, materie, jedwab, łóżka sprężynowe, na których rozbójnik odpoczywał po trudach" Cały ten łup został rozgrabiony przez włościan.
W drugiej wiosce Wierzchowcach jeden z bandy Ślimaka zabity został przez swoich krewnych. Zwłoki wyrzucono z cerkwi i nigdzie nie chciano ich pogrzebać. Przez dwa dni leżały na dworze. Wreszcie włożono je zamiast do trumny, do żłobu, który ów bandyta przed klika dniami skradł z folwarku p. Kisielewa i z wielką pogardą pochowano w rowie.
Cukrownia Kapuściańska stała się punktem zbornym wygnańców z folwarków, wchodzących w skład majątków pp. Szczeniowskich, właścicieli Kapuścian „Normalne objawy" ruchu agrarnego — Jak je nazwał p. Krylenko — zmusiły licznych pracowników do opuszczenia swych stanowisk i siedzib, częstokroć bez jakichkolwiek środków - do życia i szukania przytuliska u pracowników fabryki.
Na Podolu rozgrabiono wiele majątków. Długa ich lista: Adampol Kubaszewskiego, Baranówka Marj. Baranieckiego, Basztanków Jełowickich Biskupka Julji Jaroszyńskiej, Borówka Em. Mańkowskiego, Borszcze Tad. hr. Czapskiego, Braiłowskie folwarki Rollie'go, Błodec futor z 36 dziesięcin J. Dybickiego, Brzozów i Charitontówka K. Brzozowskiego, Chomutryńce, dzierżawione przez Żmujdzkiego, Czabanówka Jana Tokarzewskiego-Narasiewicza, Demidówka K. Jaroszyńskiego, Demkowce Edm. Nowackiego, Gryżyńce br. Jaroszyńskiego, gdzie rozgrabiona została wzorowa obora zarodowa, Harmaki Mierzejewskiego, Holaki hr. Heidena, Honorata Edwarda hr. Ronikiera, gdzie chłopi rozpędzili dziatwę i zdemolowali budynek szkolny, Honorówka H. Lipkowskiego, Iwacimowce St. Czerwińskiego, Jakuszyńce Al. Rusanowskiego, Janków i Jarystówka hr. Heidena, Kamionna, gdzie miał miejsce krwawy pogrom miasteczka, Klimaszówka K. Dunin-Borkowskiego Kochanówka M. Makowieckiego, Kierwań W. Stankiewiczowej, Kodyma J. Chomatawskiego, Kornaczówka B. Kosteckiego. Tu spaloną została kaplica i szkoła polska. Dalej Kossakówka, Kożuchów W. Kożuchowskiego, Kuryłówka Adama hr. Orłowskiego, Lejkowce, folwark Janówka J. Tokarzewskiego-Naraszewicz, Litynka, dzierżawiona przez Czajkowskiego, Lulińce C. Jakubowskiego, Łożna Romana hr. Potockiego, Łuka Barska St. Koźmińskiego, skąd rozpędzono oficjalistów, Michałówka St. Michałowskiego, Majdan Trepowski F. Trepowa. Mohylówka K. Jaroszyńskiego, Mytnik Tadeusza Mazarakiego, Olszanka M. Sobańskiego, Pasynki Jakóba Świrskiego, Pieńkówka Adama Sobańskiego. gdzie spłonął dwór i kaplica, Pieńkówka J. Bełzeckiego, Pietniczany Z. hr. Grocholskiego, gdzie zburzony został folwark Schodnia, las Piotrówka T. Kulikowskiego, Placyna Platina, folwark Pogoń, dzierżawiony przez L. Cybulskiego, zrównany został z ziemią, Potok Ołowiejnikowa. Rażepy P. Stempowskiego, folwark Satanów hr. Tyszkiewiczowej. Sidawa J. i W. Kattych, Stepanki P. Aleksandrowa, Sutyski, Swierzkowce, Szersznie hr. Heidena, Szypinki Łążyńskiego i Tokarzewskiego, Trybuchy Kl. Nyko, Tymiów B. Kussanowskiego, gdzie zabity został administrator, klucz Czeczerniki, dzierżawiony przez Wł. Hulanickiego, Werbka Wiszniewskich, Wojnaszówka B. Opolskiego, Żabokrzycz Brzozowskiego i Zacisze Szymanowskich.
W Józefinie przez kilka dni zanosiło się na jakąś burzę. Jakieś indywidua w szynelach ciągle nawiedzały folwark, domagając się coraz zuchwalej zboża, a widząc, że strzeże, go liczna służba, poczęły rozagitowywać wieś. Chłopi początkowo odmawiali ze względu na dobry stosunek, wiążący ich z dworem, złe jednak wpływy rychło przemogły. Wyłamano zamki i rygle i uprowadzono od razu 38 najlepszych koni, 40 szt. chlewni i stado owiec. Bydło sprzedano na miejscu. Dziesięć stert zboża, 1000 pudów nasion buraków cukrowych, 500 pudów słoneczników, 20 tysięcy pudów słomy, 70 koni, 40 krów zrabował komitet wiejski, który sprzedawał konie po kilkanaście rubli. Wszystkie drzwi i okna w domu i w zabudowaniach powyłamywano, rzeczy, sprzęty, statki gospodarskie i spiżarniane, bardzo porządne narzędzia rolnicze, siodła uprząż i t. d. — słowem wszystko, bandyci i chłopi rozgrabili.
Na godzinę przed pogromem, ostrzeżony o zamiarach komitetu wiejskiego p. Kurnatowski z żoną zdołał umknąć do swych rodziców w Wiązowcu. Ta sama banda nie zadowalając się obfitym rabunkiem w Józefinie, rozdrażniona, że nie pochwyciła w swe ręce p. K. i nie dostała gotowych pieniędzy, a przypuszczając, że ma ich bardzo wiele i że je uniósł ze sobą, poszli jego śladem do Wiązowca. Otoczyli w nocy ciasnym łańcuchem dom, by nikt z mieszkańców wyjść nie mógł i rozpoczęli dom ostrzeliwać, następnie wtargnęli do jego wnętrza, a rzuciwszy się na starego p. Kurnatowskiego, i przyłożywszy mu rewolwer do skroni, zażądali pieniędzy. Dostali 1.400 rb., w biurku znaleźli dalszych 600 rb. Ta zdobycz zaostrzyła tytko ich apetyt, przypomnieli sobie, że właściwie przyszli tu załatwić rachunek Józefiński — przyskoczyli więc do starego ojca, a przyłożywszy ponownie lufy do jego skroni, bili go kolbą i pytali, gdzie ukrył syna. A tymczasem p. Stanisław K. w ukryciu i w przebraniu słyszał wszystko, słyszał jak bandyci domagali się jego wydania, Jakie groźby rzucali pod jego adresem, jak z domu wynosili całe stosy rzeczy, wkładali na fury i odjeżdżali. Pani K. kilka razy przykładali nóż do gardła, nie szczędzili nawet chorej córki, która od lat nie opusycza łóżka, przyskoczyli do niej, krzyczac, że udaje chorą, wyrzucili z posłania, a wyłamawszy drzwi i okna, pozostawili ciężko chorą w wychłodzonym pokoju. W ciągu tej strasznej nocy naliczono na folwark wiązowicki sześć napadów. Jedna banda po drugiej wkraczała. Rankiem cala groza zniszczenia wystąpiła w całej swej, jaskrawej potworności. Dom zniszczony, stajnie i budynki puste, straty liczyć można na ćwierć miliona rubli. A co ważniejsza, mieszkańcy zostali wśród zimy bez dachu i z matkami ocalonego dobytku osiedli w miasteczku Teofipolu, który niedawno przetrwał już jeden pogrom. Rozagitowany przez bolszewików komitet wiejski we wsi Swynobyczach, na czele bandy wpadł do domu nadleśniczego Wojtaszczyka i zagrabił wszystko urządzając na miejscu doraźną licytację zagrabionego mienia. Sprzedawali meble, gobeliny, obrazy, pojazdy, konie za bezcen po kilka rubli, Tak np. szatę z bronią sprzedano za 10 rb. Kasę ogniotrwałą zaniesiono do miejscowej cerkwi.
Zniszczenie posunęło się rychło w głąb majątku Józefa hr. Potockiego. I tak rozgrabiono cały żywy i martwy inwentarz na folwarkach w Radulinie i Sapnicach, rozgromili leśniczówki w Seredni i na Droginie. Fala niszczycielskiej bandy posunęła się aż po Zwiahel.
Rozgromiony został dalej majątek Tylków, w powiecie zasławskim. Zagarnięty został cały inwentarz. Dom mieszkalny ocalał. Meble zabrali włościanie.
Pohulała tłuszcza i po kijowskiej ziemi, gdzie wiele majątków zostało zrabowanych i padło pastwą zdziczenia rozpętanych instynktów grabieżców. Na folwark w Kawonówce napadli rabusie i dzięki przytomności stróża jeńca, który zbudził mieszkańców dworu dwaj bandyci zostali przytrzymani, a kilku innych wśród strzelaniny uciekło. Pastwą brutalnego pogromu padł dwór pp. Podhorskich w Łopatynie. Apelacja do władz miejscowych, jak i do generalnego sekretariatu i wszelkich możliwych władz nic odniosła żadnego skutku. '
Majątek Jankowce z Wernyhorodem, w powiecie berdyczowskim, zostały zrabowane doszczętnie przez włościan miejscowych. Włościanie jankowieccy wtargnęli do mieszkania p. Stanisława Lipeckiego i zniszczyli wewnętrzne urządzenia domu. Na kilka dni przed pogromem napadnięto na niego i zabrano mu 1040 rb.
Włościanie gminy Kalnik rozgromili doszczętnie mieszkania wszystkich oficjalistów, a częściowo i robotników cukrowni miejscowej, należącej do p. Wł. Jaroszyńskiego. Grabieży dokonano Z Wojciechówki i Tyranowiec, majątku pp. Domaradzkich, wyprowadzono ze stajen i obory konie i bydło. Podobny los spotkał Zasłucze, majątek PP. Dorożyńskich.
W Miropolu komitet wiejski opanował gospodarstwo folwarczne, rozpędził całą administrację, przy czem uległo zupełnemu rabunkowi mieszkanie prywatne rządcy Miłaszewskiego. Niebawem tłum rzucił się na pałac hr. Czapskich i odarł gmach ze wszystkiego, nawet z drzwi i okien. Bibliotekę rozdzierano i rzucano w błoto. Przez całą noc rzucano bomby do pałacu.
Niesłychaną orgią był pogrom w Kumanówce, w powiecie berdyczowskim. Całe gospodarstwo i remanent pp. Nekraszow już przedtem były opanowane przez komitet włościański, który ograniczywszy władzę właścicieli do zera, ochraniał jednak cały dobytek przed rozgrabieniem. Niebawem rzucono ze wsi hasło pogromu, W ciągu kilku minut istny szal opanował wioskę, kobiety i mężczyźni, dzieci i starcy — wszystko to pędziło na folwark pieszo, konno i na podwodach, by dać ujście tak długo hamowanemu instynktowi i rozgorzałej żądzy łatwego rabunku. Cały remanent żywy i martwy, zabudowania, zarody, zboże w ciągu kilkunastu minut zostały rozniesione j zniszczone, zabudowmia rozebrane na opał, powozy, maszyny rozrywano na części dzielono. Domy dworskie porozbijano, drzwi, okna, nawet ramy rabowano. Podobny los spotkał okoliczne majątki: Tulczę, Wujnę, Mszaniec, Machnówkę i futory Humanowieckie.
W powiecie Czerkawskim, na Kijowszczyźnie, uległ pogromowi majątek Taszłyk, własność p. Józefa Berezowskiego. Mimo najlepszych stosunków ze wsią, jakie ustaliły, się w ciągu 35-letniego jego gospodarowania, nie uchroniło go to od najzupełniejszego zniszczenia. Do dworu przyszli wszyscy miejscowi włościanie z oświadczeniem, że przyszli bronić folwarku przed na napadem sąsiednich gmin. Po krótkiej rozmowie z nimi zrozumiał p. B., że właśnie oni mają na celu rozgromienie majątku. Odryglowanie stajni stało się hasłem pogromu. Ze wsi nadciągały tłumy. Wszystkie budynki, stajnie, magazyny, warsztaty były w jednej chwili rozbite. Przez całą noc trwał rabunek przy odgłosie strzałów i krzyków. Rzucone bomby nie wybuchały. Przez całą noc właściciel siedział w przedpokoju z przedstawicielami włościan i wstrzymywał ich od wtargnięcia do domu. Komitet terroryzował pogróżkami p. B., który do 7 rano dom utrzymał. O tej porze przyszli wysłańcy komitetu i polecili mu wydalić się z dworu. Zabrał więc matkę staruszkę i siostrę, odprowadził je do ogrodnika, a sam ruszył na stację, ponieważ powiadomiono go, że jest poszukiwany. Cały dobytek jego tymczasem został rozgrabiony, w tem wszystkie narzędzia rolnicze, dwie parowe maszyny, całe urządzenie domu, stare meble, bardzo cenny zbiór starożytnej broni i t. d.
