Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Powstańcy styczniowi

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 182
Strona z 5 < Poprzednia Pierwsza
Klara Rieger
Ur. 26.07.1831, zm. 07.04.1909 Kołomyja, córka Jana, dyrektora Banku Handlowego w Brodach. W wieku 4 lata osierocona przez ojca oddana na wychowanie do Krakowa do matki ojca Klary Hahn. (Jej matka Justyna Praun została w Brodach, powtórnie wychodząc za mąż za Franciszka Sturm). W tym czasie najczęściej przebywała w domu prof. Estreicherów, z Marią i Karolem łączy ją do końca życia przyjazne stosunki. w 1843 uczy się na pensji pani Bulikowskiej. W 1846 m.in haftuje, wraz z innymi w domu p. Janiszewskiej sztandar. W 1853 zaślubiła Tomasza Majewskiego - architekta gmachów akademickich Krakowa z którym miała 2 córki: Zofię i Stefanię. Mąż zmarł po 4 latach małżeństwa i Klara przeprowadziła się do Sokala, gdzie jej brat objął posadę lekarza. Przyjęła tutaj też powtórnie owdowiałą matkę z dwiema córkami - Florą i Henryką. Jej dom w Sokalu stał się w czasach przedpowstaniowych osią ruchu patriotycznego. Przyjmuje zobowiązanie ruchu Klaudynek, udziela się oświatowo, pomaga leczyć, opiekuje się biednymi. Wpisuje się do bractwa kościelnego. U siebie w domu otwiera szkółkę dla analfabetów. W 1861 zakłada czytelnię gdzie udostępnia książki przysyłane przez Zofią Romanowiczową. Po niedzielnych sumach urządza pogadanki, opowiadani, organizuje jasełka. W ten sposób pobudza do pracy oświatowej także panie z licznych okolicznych dworów. W czasie powstania, dom jej, mniej wpadający w oko, jako zamieszkały tylko przez kobiety i dzieci, jest miejsce przerzucania meldunków, gromadzenia opatrunków, bandaży do czego angażują się także jej dzieci. Często w nocy gości emisariuszy - z tego czasu rozwinęła się jej przyjaźń z kurierką Teofilą Piotrowską. Stanęła też na czele szpitala zorganizowanego w klasztorze sokalskim oo. Bernardynów. Działał też po przeniesieniu rannych do dworu w Walawce. Niestety w tych okolicznościach, w zimnych celach sokalskich przeziębiła się jej starsza córka Zofia i zmarła na zapalenie płuc. W szopie koło swego domu miała zakopane naboje. Zdradził to zaaresztowany w Bukowinie powstaniec, jednak gdy wojsko otoczyło dom żaden mieszkaniec nie dał się nakłonić do rozkopywania zmarzniętej ziemi i Klarę uwolniono od zarzutu. Po kilku latach opuściła jednak Sokal przenosząc się do Lwowa dla kształcenia córki. Odjeżdżając ofiarowała swój dom na szkołę, zaznaczając jednak że miasto może korzystać z niej tak długo jak szkoła zachowa polski charakter i będzie prowadzona przez ss. Felicjanki. Miasto w podzięce nadało jej 31.10.1868 honorowe obywatelstwo. We Lwowie zaangażowała się w działalność filantropijną, otaczając opieką szczególnie weteranów powstania, jednak w 1872 z powodów zdrowotnych przeniosła się na wieś biorąc w dzierżawę majątek Kruhel pod Przemyślem. Odwiedzali ją tutaj liczni literaci i działacze społeczni a także emigranci. W 1878 jej córka Stefania wychodzi za mąż za powstańca Alberta Jasińskiego, który utracił majątek w Królestwie. Przenosi się będąc w Starym Siole, Kopaniu, Paczeniżynie i Kołomyi. Wstąpiła do Towarzystwa św. Wincentego a Paulo i funduje takie podobne towarzystwo w Kołomyi będąc jego przewodniczącą. Zakłada tam też Przytulisko dla starców, pracy niezdolnych i dla dzieci. W ostatnich latach życia szukała poprawy zdrowia w Abazji. Pochowana w Kołomyi.
Ferdynand Otto Serednicki
Serednicki Náudor herbu Jastrzębiec. Właściciel realności, zamieszkały na Węgrzech w Nowym Peszcie, poczta Budapeszt. Urodził się w 1844 roku we Lwowie. W oświadczeniu o przystąpieniu do Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Uczestników Powstania Polskiego 1863/64 r. podał, iż cała rodzina od dawna mieszkała na terenie Królestwa Polskiego we własnej wsi Sarnów w powiecie łęczyckim (na granicy Łowickiego). Przed powstaniem był studentem Uniwersytetu Warszawskiego, działając w organizacji. Brał udział w manifestacjach na Starym Mieście 25 lutego, na Krakowskim Przedmieściu 27 lutego i 8 kwietnia 1861 roku. Do powstania przystąpił jako prosty żołnierz, po bitwie pod Kowalem został awansowany na podoficera, po bitwie pod Koniecpolem - na podporucznika, po nominacji na porucznika przez generała Bosaka objął dowodzenie oddziałem po K. Semetkowskim. Walczył w styczniu 1864 roku pod dowództwem Strojnowskiego pod Bolimowem, pod dowództwem Łakińskiego pod Hutą Gostyńską, Kowalem, Nowosolną, pod dowództwem Oksińskiego – pod Koniecpolem i Przedborzem. Następnie wysłano go w Opatowskie, gdzie wraz z majorem Łuszczem, kapitanem Piotrowskim i Tylmanem organizował późniejszą brygadę generała Bosaka. Walczył w bitwach pod Opatowem, Kunowem, Brodami, Rurkowem, Cisowem, Grabowcem, Bodzechowem, i ponownie pod Opatowem wraz z pułkownikiem Eminowiczem. Pod Hutą Gostyńską dostał postrzał w nogę, pod Bodzechowem – cięcie pałaszem w głowę. Oświadczył, iż zniszczył wszystkie nominacje jako że służył w wojsku austriackim. Powołał się na świadectwo towarzyszy broni walczących w wymienionych przez niego oddziałach, wymieniając dodatkowo generała Bosaka, majora Liwocza, kapitana Ziembowicza, Semetkowskiego, Wiesnera (w 1894 roku dowódcę placu Komendanta wojsk austriackich w Samborze), porucznika Zielonkę, Waltera Kerkapolego (?) i Rataniego. Zobowiązał się do wpłacenia wpisowego zgodnego ze Statutem tj. w wysokości 1 złotego reńskiego i od 1 stycznia 1895 roku składki rocznej w wysokości 6 złotych reńskich. Deklarację podpisał w Krakowie 20 czerwca 1894 roku. Przyjęty 10 lipca 1894 roku. Zobowiązanie podpisał nazwiskiem w wersji węgierskiej: Szerednicky Náudor.
Juliusz Tarnowski
Najmłodszy z pięciorga dzieci Jana Bogdana hr. Tarnowskiego i Gabryeli z Małachowskich, urodził się 26 grudnia 1840 r. Rodzonym jego wujem był Juliusz Małachowski, poległy w 1831 roku pod Kaźmierzem, gdy z odwagą niesłychaną biegł do ataku na czele kosynierów. Na jego pamiątkę siostrzeniec dostał na chrzcie imię Juliusza. Po przedwczesnej śmierci ojca ster wychowania dzieci przeszedł w ręce matki. Dobra jak anioł, a po męsku rozumna, dzielność i moc ducha czerpała z głębokiej wiary. Dzieci umiała kochać i prowadzić iście po chrześcijańsku — sercem najczulszeni a mądrze. Synom zdołała zastąpić ojca: położyła fundament Boży i polaki pod całe długie, pełne obywatelskich zasług żywoty obudwu starszych. Bohaterska śmierć Juliusza miała okazać, że godzien był takiej matki. Od maleńkości ulubieniec wszystkich w domu, bo żywy jak iskra, bystry, wesoły i dowcipny, miał w charakterze wrodzoną już niezłomność, która nie ugięłaby się pod surowym przymusem, a jednak miękła jak wosk pod jednem łagodnem i tkliwem spojrzeniem matki. Uwielbiał ją, obawa, by jej nie zasmucić, stawała się dlań bodźcem ku dobremu. Chłopiec figlarny, na pozór trzpiot, wyrobił w sobie poczucie obowiązku nad wiek rozwinięte, które przeszło mu w krew i stało się rysem zasadniczym jego charakteru. Zdolny bardzo i rozgarniony, czynił szybkie postępy w naukach: gimnazyum kończył u Św. Anny w Krakowie, gdzie matka nieraz długo przesiadywała. Wstąpił potem na Uniwersytet Jagielloński, a po roku przeniósł się na wiedeński. Teraz był już na obczyźnie, pozostawiony sam sobie. Do matki, która się niepokoiła tern oddaleniem, pisał wtedy w jednym ze swoich listów: „Ja do Ciebie wrócę takim, jakim mnie mieć chcesz"... Takim on rzeczywiście nigdy być nie przestał, ale nie miał powrócić tak rychło, jak oboje pragnęli. Aby się należycie przysposobić do zawodu ziemiańskiego, przeniósł się z Wiednia do najgłośniejszej wówczas rolniczej szkoły w Hohenheimie, gdzie spędził całe dwa lata — niewesołe, bo w osamotnieniu, w które pogrążył się, zajęty wyłącznie pracą. „Szkoda, mój Julku, że na takiego wychodzisz tetryka, ty, którego wesołość chmurne rozjaśniała czoła* — pisała doń matka, on zaś w liście do brata spowiadał się ze swoich smutków i tęsknot: „Nie lepiej to było na koniach karki kręcić, albo po dzikowskich kępach i lasach uganiać?.... Szczęściem rozsądek, który wprawdzie dobrze ukrywa się u mnie, niemniej jednak kolosalnych jest rozmiarów, odpędza zdaleka wszystkie niepotrzebne przypomnienia*1... Ze studyów hohenheimskich wyrwało go nagłe wezwanie do ciężko chorej matki. Umaiła na zapalenie płuc 23 lutego 1862 r. W kilka tygodni po pogrzebie, nie folgując sobie w okrutnej żałości, powrócił do Hohenheimu dla dokończenia nauk rolniczych, a w jesieni ze starszym bratem Stanisławem, późniejszym profesorem i prezesem Akademii, wybrał się do Włoch. „Bez pretensyi do znawstwa — powiada o nim ten brat i towarzysz podróży — wielkie miał w o- brazach zamiłowanie, a instynkt w ocenianiu ich rzadko go zawodził — Kiedy się czemś naprawdę zachwycił, uniesienie jego nie było hołdem, oddanym na ślepo książkowym powagom, ale wrażeniem pełnem dobrej wiary, wolnem od przesady i udania"... Najdłużej oczywiście zabawili w Rzymie, tu Juliusz brał nawet lekcye śpiewu. Ruszyli w dalszą drogę, do Neapolu. Po tygodniu, ku końcowi stycznia, w jednym z dzienników tamtejszych wyczytali o wypadkach, które wtedy wstrząsnęły: nocna branka, tłumna ucieczka młodzieży w lasy, powalacie! Juliusz Tarnowski pojechał do Paryża, gdzie wybitni polscy działacze zorganizowali się byli jeszcze w r. 1860 w t. zw. biuro dyplomatyczne, które miało zagranicą działać na rzecz sprawy polskiej a teraz jęło się starać u dworów i rządów europejskich o pomoc dla powstania. Budowano na słowach Napoleona 111, że „w miarę jaką przestrzeń zajmie powstanie, tak wielka będzie Polska44. Z Paryża, po kilku dniach zaledwie, puścił się do kraju. Zastał powszechną gorączkę, zamęt w głowach, krzyżowanie się najsprzeczniejszych wieści, nadzieje niczem nie uzasadnione przechodzące w nagłe zwątpienie. Tarnowski nie podlegał złudzeniom, dręczył się fatalnym obrotem, który przybierała beznadziejna walka i zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później sam weźmie w niej udział: „Po imieniu rachują mnie do tych, co iść mogą i powinni...” — odezwał się do najbliższych. (...) Niebawem zaciągnęli się dwaj młodzi przyjaciele, Juliusz Tarnowski i Władysław Jabłonowski, syn Alojzego i Katarzyny z Trzecieskich. Tajemne przygotowania przeciągnęły się do wiosny : szyto mundury, sprowadzano broń, ujeżdżano konie. Równocześnie kapelan zamku dzikowskiego, X. Bartłomiej Hendrzak po cichu znosił się z mieszczanami tarnobrzeskimi i z mieszkańcami w okolicy, w czem najgorliwiej dopomagał Franciszek Uchański, organista w Tarnobrzegu. Prawie ośmiuset ludzi zobowiązało się stanąć w szeregach powstańczych. Zbliżał się 20 czerwca, termin wyprawy za Wisłę. Juliusz nie okazując najmniejszego wzruszenia, sposobił się jak na pewną śmierć. Napisał testament. Sakramentami oczyścił i zasilił duszę. Teraz już gotów był na wszystko. Z humorem sobie właściwym uspokajał otoczenie najbliższe: „Nic mi się nie stanie, jak pójdę tak wrócę!" Czy w to wierzył? Czy niefrasobliwym uśmiechem nie pokrywał złych przeczuć? Czy, gdy śpiewał pieśni Szuberta w ten ostatni wieczór, nie stawał mu przed oczyma tamten Juliusz, brat matki, poległy przed jego urodzeniem, nieznany a taki bliski? (...) Cała wyprawa w sile niespełna ośmiuset ludzi, składała się z dwóch oddziałów. Nad pierwszym objął dowództwo Dunajewski, nad drugim Jan Popiel. (...) Jordan, który Juliusza Tarnowskiego zamianował jednym ze swoich adiutantów, pozostał przy oddziale Chościakiewicza, liczącym 425 ludzi. (...) Jenerał uznał, że innej rady niema, tylko trzeba jegrów za wszelką cenę wyparować bagnetami z komorowskich zabudowań. Czy na ochotnika? Jeśli Jenerał każe, spróbuję... — odezwał się młody adiutant i otrzymawszy pozwolenie zeskoczył z konia, odpasał swój karabin z nasadzonym bagnetem Jest rozkaz: na ochotnika! Za raną! Na bagnety! – Rzucił się pędem naprzód za nim około czterdziestu śmiałków. Nie sposób jednak było wręcz uderzyć na ścianę stodoły czy szopy ziejącej kulami. Tarnowski skręcił w bok aby Moskali znienacka napaść od tyłów przez ogród i pasiekę. Garść ochotników za jego przykładem gnała jak wicher. Już dopadali płotu, w tem gruchnęła salwa, powstańcy pierzchli w popłochu. Siedmiu tylko przeskoczyło przez płot Prócz Tarnowskiego do tych siedmiu nieustraszonych należał Jan Popiel, Henryk Brockenhausen i Michał Piotrowski — obaj z Sandomierskiego. Nazwiska trzech innych nie zachowały się w pamięci ludzkiej, wiadomo tylko, że był między nimi ksiądz z Przecławia, który dla przykładu poszedł z atakującymi, nie mając w ręku żadnej broni! Każdy krok naprzód groził śmiercią. Lecz oni w siedmiu, pod wodzą Tarnowskiego przesadziwszy płot pędzili niepohamowani jak burza. Dopadają, z nad ludzkim rozmachem wyrzucają Moskali bagnetami z szopy. Teraz tylko z dalszych zabudowań ogniem wykurzyć nieprzyjaciela, jak borsuka z jamy ! Trzasnęła zapałka, płomień błysnął pod strzechą... Wtem rosyjski oficer opamiętawszy się, wyrywa jegrowi karabin, wychyla się z poza węgła... mierzy... wypalił — a Juliusz Tarnowski runął nieżywy na ziemię. Kula trafiła w oko i ugrzęzła w mózgu. Zaczęła się walka na śmierć i życie. Sześciu mężnych borykało się do upadłego z przemożnym zastępem wroga. Dwóch zaledwie uszło z życiem: Jan Popiel i Michał Piotrowski. (...) Na drugi dzień, gdy rozeszła się wieść o klęsce, najstarszy z braci, Jan Tarnowski, przeprawił się przez Wisłę, chcąc dowiedzieć się o losach Juliusza. Znalazł go w długim szeregu trupów, leżących na wiejskim cmentarzyku w Beszowie, nad świeżo wykopanym wspólnym grobem. Wszystkie ciała były odarte do naga, niektóre pokaleczone okrutnie, tylko na zwłokach Juliusza, prócz owej śmiertelnej rany w oko, nie było nawet zadraśnięcia. Pochowano go z wszystkimi razem, o przewiezieniu ciała do grobów rodzinnych, o publicznym pogrzebie powstańca w tych czasach nie mogło być mowy. Jan postarał się tylko o trumnę dla brata. Później dopiero przewieziono zwłoki tajemnie do Dzikowa i obok rodziców złożono w podziemiach kościoła Dominikańskiego. Przy wielkim ołtarzu, po stronie Ewangelii stanął piękny pomnik, na którym wyryty jest napis, wyjęty z ksiąg Machabejskich : I wzmogła się bitwa, aż zapadło słonce i poległ dnia onego Juliusz Tarnowski • 26 grudnia 1840 20 czerwca 1863. ...a jeżeli przybliżył się nasz czas, umrzyjmy mężnie a nie czyńmy zelżywości sławie naszej. Młodzieńcom mężny przykład zostawię, jeżeli ochotnem sercem, a mężnie za najpoważniejsze i najświętsze prawa poczciwą śmierć podejmę. ...Bo lepiej nam jest zginąć na wojnie, niżeli patrzeć na niedolę narodu naszego. Lecz ja duszę i ciało moje dawam za prawa ojczyste, wzywając Boga, aby co rychlej narodowi naszemu miłościwym był.
Leopold Winkler
(ok. 1833 Segedym w Austro-Węgrzech - 1905 Warszawa) - Powstaniec Styczniowy, literat, dziennikarz i nauczyciel. [1] zmarł w 1905 r w Warszawie w wieku 72 lat. [1] "Był początkowo nauczycielem gimnazjalnym w Częstochowie i Piotrkowie, W r. 1863 porzucił służbę i wstąpił w szeregi narodowe, a po pogromie wyjechał za granicę. Bawił kolejno w Dreźnie i Paryżu, gdzie był nauczycielem języka polskiego w szkole Battignolskiej, a następnie jej inspektorem. W czasie wojny francusko-pruskiej pospieszył w szeregi francuskiej gwardii narodowej i przebył kampanię, mianowany przy jej końcu porucznikiem. Po wojnie przybył do Krakowa, a następnie na zaproszenie Jana hr. Tarnowskiego objął obowiązki bibliotekarza w Dzikowie. Powróciwszy w r. 1875 do Królestwa, poświęcił się pracy literackiej i dziennikarskiej. Pracował kolejno w "Gazecie Warszawskiej", "Wędrowcu" i "Tygodniku Ilustrowanym". Z prac oddzielnie wydanych najcelniejszymi były: "Gramatyka polska" wyd. e wr. 1862, praca historyczna "Epoka Wazów", powieść "Spaczona główka" (Karków 1875) i "Hrabina Zofia" oraz utwory na scenę: "Dramat ze sceną" i "Paryż oblężony". Śp. Leopold Winkle był ojcem Mariana, cenionego artysty dramatycznego sceny warszawskiej" [1] W 1859 r [kiedy urodził się syn Marian] był nauczycielem w szkołach piotrowskich, lat 27 zamieszkały w Piotrkowie, a syn Marian urodził się w Przasnyszu. [3] Pochowany na Cmentarzu Stare Powązki, kwatera 185, rząd 4 miejsce 7, grób nadal istnieje. [5] Inskrypcja na grobie: "Śp. Leopold Winkler członek rządu narodowego pedagog i literat inspektor szkoły polskiej w Batingolle żył lat 72 - zm. 21 lutego 1905 r" [5] W tym samym grobie są pochowani min.: Wincenta Waligórska (zm. 05.02.1889, lat 82, żona po b. oficerze byłych wojsk polskich) [5] Urodzony w Segedyn w Austrii. [4] [zapewne chodzi o miasto Segedyn obecnie na Węgrzech, ówcześnie w Austro-Węgrzech]. Rodzice: Edward Winkler [2] i Izabela Zefryd [2] Ślub - 1858 Przasnysz [4] - on: kawaler lat 26, nauczyciel w Radzyminie i tam zamieszkały [4]; żona Konstancja Wilczyńska [3], [4] panna lat 18 urodzona w mieście Brześć Nowy [4], jej rodzice: Wincenty Wilczyński kontroler skarbowy powiatu przasnyskiego [4] i Aleksandra Mnikowska [4], zamieszkała w Przasnyszu z rodzicami. [4] Dzieci 1__Marian Edward Wincenty Winkler - ur 19.09.1859 Przasnysz [3] - zm. 1912 Warszawa Nawiedzenie NMP akt nr 158 - aktor teatralny 2__Wiktor Winkler - zm, 1861 Przasnysz akt nr 128; 9 meisięcy 3__Halina Konstancya Paulina Wikler - ur 24.04.1865 Siecień akt nr 18 4__Edward Winkler - zm. 1864 Płock akt nr 2
Józef Kazimierz Zajączkowski
Herbu Prus. Ur. 4.3.1844, zm. 30.7.1911 Mikulińce. Syn Ignacego, ekonoma w Kopyczyńcach i Antoniny Domańskiej. Brat Jacka.[6][7] Wyszedł do powstania jako b. uczeń gimnazyum tarnopolskiego. Wstąpił do oddziału Czarneckiego, który po zajęciu wstępnym bojem Tomaszowa, został wyparty z miasta przez zwiększone oddziały Moskali, którzy wypierali gromadki powstańców do Galicyi. W jednej z tych gromadek znachodził się i Zajączkowski, jeden z trzech studentów wśród 17 towarzyszy, jacy pospieszyli przeważnie od warsztatu, wszyscy ze Lwowa, gdy on jeden zdążył do oddziału z gimnazyum w Tarnopolu. Wśród wielkich mrozów przeszedł oddział granicę i został rozbrojony przez żandarmów austryackich przy pomocy kilkunastu chłopów a następnie odstawiony ze związanym Zajączkowskim, który strzelił do jednego żandarma, — do Cieszanowa. Osadzony w oddzielnej ubikacyi, towarzysze we wspólnej kazamacie. Z lat dziecinnych znany naczelnikowi powiatu daremnie przybrał nazwisko Kazimierza Mokrzyckiego, studenta z Lublina, odstawiany dalej konwojem znika w drodze żandarmowi Teleżyńskiemu i z dwoma towarzyszami udaje się do Lwowa.[1] Po raz wtóry spieszy w szeregi i walczy w dniu 6. maja 1863 pod Kobylanką. W oddziale tym walczyło około 80 ułanów, pochodzących przeważnie z dworów i dworków szlacheckich z okolic Tarnopola, Czortkowa i Husiatyna, walczących pod dowództwem . Wobec wielkich posiłków, jakie przybywały nieprzyjacielowi, oddział zachwiał się chwilowo a gdy z karabinem w ręku poszedł w bój sam Jeziorański, nowy duch ożywił słabnące szeregi powstańcze i nieprzyjaciel pewny już zwycięstwa rozprószony został. była największą, jaką przebył Zajączkowski podczas trzynastomiesięcznej swej kampanii. Pod Kobylanką był Zajączkowski kontuzyonowany. Naciskany przez nieprzyjaciela cofnął się oddział do Galicyi, gdzie obce szeregi oddały powstańcom honory wojskowe, poczem wszedł z powrotem na ziemię lubelską a po usunięciu się rannego Jeziorańskiego szedł dalej pod dowództwem , który osaczony coraz bardziej przez Moskali przeszedł w dniu 8. maja granicę galicyjską koło Ulanowa, gdzie cały oddział został rozbrojony. W dniu 15. maja odstawiono Zajączkowskiego z towarzyszami do Rzeszowa, następnie do Lwowa, gdzie go osadzono w Brygidkach, zapowiadając mu równocześnie, że odstawiony zostanie do Tarnopola. Nie tam go jednak wysłano, ale do więzienia Karmelickiego przy ul. Batorego, gdzie spoczął w celi więziennej. Śledztwo w jego sprawie prowadził radca Kuczyński a rozprawę wyznaczono na dzień 20. lipca. Oskarżony o strzał do żandarma w lesie bełzeckim i rzucenie drugiego żandarma do rowu pod Rzeszowem, skazany został na cztery dni więzienia i wykluczenie ze wszystkich szkół austryackich. Więzienie opuścił 24. lipca i ruszył wnet do jazdy Wołyńskiej, stojącej na leżach w okolicy Tarnopola.[1] Lwów nie miał połączenia kolejowego z Tarnopolem, to też ruszył Zajączkowski budą {{bałaguła|bałaguły}} tarnopolskiego "starego Srula" i po 18-godzinnej jeździe stanął w Tarnopolu, skąd wyruszył w dom rodzicielski, położony ze dwie mile od tego miasta. Poprzednio zgłosił się w komendzie jazdy Wołyńskiej, mieszczącej się w hotelu Puntscherta, gdzie po przedłożeniu legitymacyi otrzymał rozkaz bezwłocznego udania się do Bohatkowiec i przydzielony został do trzeciego szwadronu rotmistrza Nałęcza. pod koniec maja przedarł się po zwycięskiej bitwie pod Salichą na Podole, gdzie dwory i dworki szlacheckie nader gościnnie Wołyniaków podejmowały.[1] W czasie wstąpienia Zajączkowskiego do oddziału, był on już uzupełniony, liczył 5 szwadronów po 150 koni i 50 kozaków dla służby wywiadowczej. Zajączkowski przeniesiony do Rosochowaćca mianowany został furierem szwadronu. Z końcem sierpnia stanął cały oddział na stepie strusowskim na przegląd i manewry. Gdy z wymarszem zwlekano udał się Zajączkowski w Sokalskie do oddziału a gdy ta wyprawa zawróciła , przedostał się w Krakowskie do oddziału , gdzie wstąpił w randze porucznika. Po chwilowo odbywanej służbie wywiadowczej wysłany został jako kuryer do Tarnowa i Krakowa, tu został aresztowany, osadzony najpierw "pod Telegrafem* a następnie w więzieniu wojskowem. Przez sąd wojskowy skazany został na sześć tygodni ścisłego aresztu z zastrzeżeniem odesłania szupasem do miejsca przynależności. Po odsiedzeniu więzienia pod eskortą wraca z Krakowa do Tarnopola, po części koleją do Lwowa a następnie furą do miejsca przynależności. Po audyencyi u pułkownika, który w czasie stanu oblężenia był komendantem miasta, skazany został Zajączkowski za męskie zachowanie się wobec niego i pełną godności obronę sprawy powstania na 48 godzin więzienia, poczem był internowany w Tarnopolu aż do chwili zniesienia stanu oblężenia tj. przez przeciąg trzech miesięcy.[1] Po powstaniu poświęcił się Zajączkowski studyom technicznym, był inżynierem kolei państwowych. Umarł w dniu 31. lipca 1911 w 67 roku życia w Mikulińcach, gdzie też został pochowany.[1][8] W małżeństwie z Amalią Hillinger (Hellinger) miał kilkoro dzieci, Stanisławę (ur. 1872 Lwów), Adama (1877-1842, żandarm WP), Bolesława (1881 Kraków - 1920, Orlę Lwowskie, poległ pod Zadwórzem, kawaler VM), Romanę (ur. 1888 Buczacz),[3-7] i Agnieszką(?)[9]
Strona z 5 < Poprzednia Pierwsza