Jedną z bardziej odpowiedzialnych placówek kobiecych patryjotycznych kierowała Seweryna Duchińska-Pruszakowa. Urodzona w 1835 roku we wsi Koszajcu pod Sochaczewem.
Uduchowiona w kierunku niesienia pomocy czynnej Ojczyźnie, porzuca pracę literacką, i przybywa do Warszawy.
Obiera sobie mieszkanie w najodpowiedniejszej dzielnicy Warszawy tj. na Nowym-Świecie, pomiędzy ulicami Świętokrzyską a Warecką, staje do pracy i tu rozpoczyna działalność patryjotyczną.
Do pomocy dobiera sobie młodego zapaleńca Mamerta Wandallego i Leontynę Ciszewską. Dla odpowiedniego i nieprzerwanego kontaktu, Ciszewska zamieszkuje róg Czystej i Wierzbowej, w domu, gdzie był wówczas magazyn bielizny Rejchla, a Wandalli na rogu Oboźnej i Krakowskiego-Pzedmieścia, na wprost pałacu Karasia Łącznikiem na wypadek niebezpieczeństwa było mieszkanie konfidenta (nazwisko nieznane) krewnego Wandallego, w kamienicy Grodzickiego na Krakowskiem - Przedmieściu, cyklopa o jednem szklanem oku.
„Piątka", do której należałą Duchińska, była pierwszą, kontrolującą, a więc z natury swej — naczelną.
„Piątki" były rozrzucone po Warszawie. Składały się z kilku pań zorganizowanych w różnych punktach miasta, i które się co jakiś czas zmieniały to dla odwrócenia uwagi szpiegów moskiewskich i dla łatwiejszych ruchów a więc rychłego likwidowania się w razie grożącego niebezpieczeństwa. Dzięki odpowiednim instrukcjom Duchińskiej, jej „Piątki” mniej rzucały się w oczy, ciągle prześladującym je organom bezpieczeństwa publicznego.
Zbierały się raz w tygodniu w mieszkaniu Duchińskiej. Zjawiał się tam również komisarz Rządu Narodowego Marlewski, od którego Duchińska odbierała poruczone jej, zlecenia. Po otrzymaniu „listy ubogich* (rodzin po walczących, rannych lub poległych na polu chwały), zbierała ofiary w pieniądzach i w naturze, odbierała je również od podległych „Piątek". Odnoszenie ofiar złecała Wandallemu i trzem innym (nazwisk brak), którzy dla odwrócenia uwagi policji i szpiclów byli co pewien czas zmieniani.
Duchińska zbierała również datki i podatki na cele powstania, chodząc po domach prywatnych, a nadto w towarzystwie kilku pań kwestowała w kościołach, przeważnie u O. O. Kapucynów na ul. Miodowej.
Prócz tego, otrzymywała od kupców warszawskich ofiary w naturze t. j. buty, bieliznę lub płótno. Uszytą bieliznę oraz obuwie zabierał z jej mieszkania agent Rządu Narodowego, ładował na wozy 1 wywoził na oczach, znaj dującego się na wprost posterunku policji wykonawczej. Niepodobna, by na to, wie zwróciła uwagi policja.
Wśród policjantów, znaleźli się Polacy, solidaryzujący się z ruchem niepodległościowym. Oni to odwracali uwagę kolegów,
i w duchu podziwiali planową i niezmiernie zręczną prac
Duchińskiej.
Bielizną i butami było zawalone mieszkanie „Sewerci" i to najbardziej niepokoiło wszystkich. Do jej mieszkania przychodziło wielu mężczyzn powstańców.
Tu odbywały się narady nad sprawą rozszerzenia działalności patryjotycznej, przy zachowaniu pierwszorzędnych środków ostrożności.
Dla bezpieczeństwa organizuje również straż, rekrutującą się z różnych sfer. Dzięki tej właśnie straży mogły „Piątki" załatwiać sprawy pomyślnie, bez narażania się policji. Powiadomiona jednakże przez szpiegów, policja mimo zachowania ostrożności, zwróciła baczniejszą uwagę na mieszkanie Duchińskiej. Styczność, jaką utrzymywała z X pawilonem Cytadeli Warszawskiej, polegała głównie na przenoszeniu wszelkich wiadomości.
Sposób ich przekazywania był pomyślany dowcipnie i niezwykle sprytnie i dawał dobre rezultaty. Więźniom, jak wiadomo,— dostarczano chleb razowy. Wyrabiali z niego pudełeczka ozdobne, stylowe skarbonki i t, p. W ściankach lub denkach tych cacek zawałkowywano szczelnie kartki, pisane ołówkiem, a miejsca oznaczano rysą.
W ten sposób wiadomości od więźniów przedostawały się do specjalnie nabywających te rzeczy członków organizacyj cywilnych. W tym kierunku Duchińska położyła nieocenione zasługi. Na schyłku powstania planowała wspólnie z Leontyną Ciszewską wyjazd zagranicę, a to wobec ciągłych rewizyj i prześladowań. Plan ten dojrzał w chwili, gdy policja i żandarmeria nie miała już najmniejszych wątpliwości co do jej wybitnego udziału w powstaniu.
Wyjazd jej przyśpieszył zamach na hr. Berga t.j. rzucenie bomby z pałacu hr. Andrzeja Zamojskiego. Wtedy to agent Rządu Narodowego, korzystając z za mieszania, jakie powstało w związku z zamachem, wywiózł po raz ostatni z jej mieszkania, buty i bieliznę, przeznaczoną dla rodzin ubogich. Duchińska była już wtedy w drodze na dworzec i opuszczała Ojczyznę, kierując się do gościnnej Francji. Paszport otrzymała od swoich ludzi na granicy.