urodzony na Wołyniu, właściciel wsi Bereżyniec w powiecie ostrogskim, kształcił się w domu rodziców. Wyjątkowo był zdolnym do matematyki i miał niezwykłą łatwość zapamiętywania olbrzymich cyfr, tak, iż odczytaną parę razy kartkę tablic logarytmicznych potrafił bez omyłki powtórzyć. Nie będąc już młodym, pojął w 1862 roku za żonę najstarszą córkę J. I. Kraszewskiego, Konstancję, urodzoną z Woroniczówny, mającą wówczas lat 21. W 1863 r. kierował organizacją powstańczą w swoim powiecie (ostrogskim). Chociaż w tej części Wołynia do powstania nie przyszło, aresztowano Łozińskiego jako mocno notowanego przez policję i bez dostatecznych dowodów osądzono do ciężkich robót. Zona towarzyszyła mu z dzieckiem przy piersi w podróży etapami i dziecko to stracili, zanim doszli do miejsca przeznaczenia. W Usolu łączyła ich serdeczna przyjaźń i zażyłość z domem Romanowstwa Bnińskich.
Nie otrzymując prawie żadnej pomocy od najbliższej rodziny w kraju, zmuszeni byli oboje Łozińscy do ciężkiej pracy. Ona wypiekała całemi pudami chleb na sprzedaż, on prowadził handel mąką, masłem, miodem itd. W kilka miesięcy po przybyciu na miejsce kary, powiła Łozińska bliźnięta, dwóch chłopców, którym na chrzcie dano imiona Józefa i Czesława, a których koledzy wygnania nazywali żartobliwie Romulusem i Remusem, chociaż ich matka nie do wilczycy była podobną, ale raczej do nadziemskiej istoty. Zawsze pogodna i zadowolona, mimo ciężką pozycję materjalną, pracowita, oszczędna, a w miarę możności miłosierna. Kochająca męża do zaślepienia, starała się być mu ulgą we wszystkiem, biorąc nieraz nad siły. W 1866 roku przenieśli się Łozińscy do Irkucka, gdzie w dalszym ciągu prowadzili handel i piekarnię. Tu im przybyła córeczka Konstancja. W kilka lat potem zmarł tamże Łoziński skutkiem pęknięcia wrzodu w mózgu, który się uformował od uderzeń głową o niskie odrzwia syberyjskich domów i chat, co przy dystrakcji Łozińskiego często się powtarzało.
Pochowawszy męża w Irkucku i sprzedawszy ruchomości, wyruszyła pani Konstancja do kraju w 1871 r. z pięcioletnimi synami i córką, liczącą wówczas dwa lata. W czasie podróży, już w jednej ze wschodnich gubernij Rosji europejskiej, przerażona gwałtowną obawą o dzieci, gdy się sanie mocno nad przepaścią pochyliły, nagle życie skończyła. Towarzyszący w tej podróży, niemłody i niezamożny wygnaniec Szymkiewicz, którego pani Łozińska zaprosiła do towarzystwa, by mu ułatwić powrót do kraju, wywdzięczył się sierotom, zastępując im najbliższą rodzinę w tej tragicznej chwili. Zajął się on pogrzebem zmarłej, a następnie, spowiwszy dzieci i owinąwszy je wojłokami, wiózł bez przerwy do babki, to jest do pani z Woroniczów Kraszewskiej, zamieszkałej w Warszawie (pod Nr. 1 przy Nowym Świecie) i dowiózł pomyślnie. Dziś jeden z synów jest literatem w Krakowie, drugi gospodarzy na Wołyniu w cząstce dawnego majątku ojca. Córka wyszła zamąż za pana Staniszewskiego, który prowadzi biuro komisowe w Kijowie.