Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Stanisław Kądzielski

Brał udział w bitwie w Radziwiłłowie w oddziale Horodyńskiego. Wcześniej ćwiczył w Olejowie i Nakwaszy. Po wejściu do miasta oddział wpadł w zasadzkę i większość dostała się niewoli.

Niestety i ja dostałem się do niewoli. — Gdy nas gromadkę jeńców prowadzono około południa i zbliżyliśmy się ku moczarom leżącym po prawej stronie drogi, a więc po stronie granicy, puściłem się ku niej co mi tchu stało. Straż nie rzuciła się za mną, lecz strzeliła. Po drugim strzale padłem umyślnie w trzęsawicę, zatrzepałem kilka razy nogami i nie ruszyłem się więcej. Strzelono jeszcze kilka razy, lecz kule tylko pluskały po wodzie nie raniąc mnie wcale.
Gdy się zupełnie uciszyło, obejrzałem się ostrożnie, a widząc, że nie było nikogo ni bliżej ni dalej, poszedłem chyłkiem aż do gęstego oczeretu, a ztąd do otwartego stawu głębokiego po ramiona. Nie będąc pewnym, czy dalej nie jest głębszym i chcąc nabrać sił, by go przejść lub przepłynąć, ponaginałem oczeret i na nim jakby na moście — mając pod sobą wodę, przeleżałem ze dwie godziny.
Potem, to idąc wolno krok za krokiem, to płynąc dostałem się do drugiego brzegu stawu, a ztąd do wyrąbanego lasu, oddalonego o 3—4 kilometrów od drogi, z której umknąłem; — było już około godziny 5 wieczorem.
W lesie zatrzymałem się znowu z godzinę, by się jako tako osuszvć, wodę z butów wylać i z błota się obmyć. Przytem rozpatrywałem się na wszystkie strony i mogłem dobrze rozpoznać graniczne budy objezdczyków, oddalone o 2 do 3 kilometrów. Nie widziałem jednak przez ten czas konnych objezdczyków, którzy zwykle graniczną drogę objeżdżają w pojedynkę.
Nim jednak zapuściłem się do lasu, rozerwałem jeden z dwóch szkaplerzy, które mi dała matka i w których zaszyła po dwa półimperyały na czarną godzinę. Wyjąłem jednego i trzymając go wciąż w ręce, szedłem lasem wprost ku budzie objezdczyka, licząc na to, iż, gdy obaczy, że nie uciekam, tylko śmiało do budy kroczę, to nie strzeli i że, jak mu pokażę półimperyała, to go weźmie i cicho przepuści. Ale jakie było moje zdziwienie, gdy ani w budzie ani na drodze granicznej nie było nikogo.
Przekroczyłem tedy swobodnie granicę i poszedłem do studni o kilka set kroków oddalonej, u której gospodarz poił bydło.
Na pozdrowienie go moje słowy: „sława Isusu Chrystu" odpowiedział mi: „na wiki Bohu sława" i ostrzegł, bym się nie puszczał sam do wsi, bo mogę spotkać żołnierzy (austrjackich), a ci by mnie przytrzymali.
Chcąc nie chcąc zaufałem mu, poszedłem razem do jego chałupy i przy ogniu osuszyłem ubranie zupełnie. Następnie powiedział mi ów gospodarz, że mnie zawiezie do gorzelni w Gajach Ditkowieckich, położonej na uboczu i niedaleko od Brodów, za cenę bardzo umiarkowaną. Zgodziłem się, a gdy się ściemniło, pożyczył mi świtki i odwiózł do gorzelni.
Tu zastałem kilku powstańców, od których dowiedziałem się, że było ich w gorzelni więcej. Zawiadowca gorzelni ofiarował mi coś do zjedzenia, poprosiłem tylko o szklankę mleka i o kącik do przespania się, jako też o kupno lekkiego okrycia. Wypiwszy mleko, przespałem się kilkanaście godzin snem gorączkowym, obudziłem się niezdrów i uczułem kłucie w boku, tak że ledwie chodzić mogłem. Potem się przebrałem, a zawiadowca powiedział mi, do kogo mogę z zaufaniem udać się w Brodach. Tam się też wolnym krokiem dowlekłem i przeleżałem jeszcze tydzień, póki mi było o tyle lepiej, że mogłem odjechać na dalsze leczenie się do Stanisławowa.
Źródło
Kądzielski Stanisław, Wspomnienia wolyńskie, Poznań 1909
Nadawca
Piotr Strzetelski
Uwagi
brak
METRYCZKA REKORDU
Id
68477
Imię
Stanisław
Nazwisko
Kądzielski
Zdjęcie
brak
Artykuł
brak
Nadawca
Piotr Strzetelski
Źródło
Kądzielski Stanisław, Wspomnienia wolyńskie, Poznań 1909
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)
Cytowanie naukowe