Jan Jelski-Jodko.
W okresie pow stania styczniowego był to już człowiek nie pierwszej młodości, lat około 40. W roku 1848 podczas węgierskiej kompanji zapoznał się on z Piotrem Pizanim, właścicielem Widzkiego Dworu. O baj byli oficerami armji rosyjskiej, — Jelski sztab-rotmistrzem, Pizani porucznikiem.
Gdy ten ostatni zachorował na Węgrzech na złośliwą febrę i lekarze uznali go za beznadziejnego, Jelski, opiekując się chorym dnie i noce, uratował mu życie. Znajomość zamieniła się w tak gorącą przyjaźń, że Jelski porzucił rodzinne strony, by osiąść w pobliżu przyjaciela i wziął w dzierżawę poduchowny majątek Widzę Albrychtowkie. Jednak Jelski nie zwierzał się przyjacielowi ze swych aspiracyj politycznych, wiedząc o rezerwie, z jaką Pizani do idej powstańczych się odnosił. G y wybuchło powstanie, Jelski niejednokrotnie powtarzał, że chciałby być pochowany obok przyjaciela. Wyruszył on z Widz na samym początku maja, widocznie po uprzedniem porozumieniu się z garstką powstańców brasławskich. 3 maja znajdujemy go już na czele partji z 30 osób w gminie dryświackiej koło Wojtkuszek 17, a 5 maja w Dryświatach, gdzie miano go spotkać uroczystem nabożeństwem.
Gdy oddziałek Jelskiego przedzierał się na Opsę, został 6 maja napadnięty koło Ejdymianiszek przez tłum z 300 blisko włościan złożony. Sam Jelski i 10 jego towarzyszy zostali rozbrojeni i powiązani.
Posłano po wojsko dla eskortowania jeńców 10. Nazajutrz 7-go maja zdążyła jednak nadbiec nowa partja powstańców pod wodzą dymisjonowanego kapitana artylerji, Franciszka Zahorskiego. Po krótkiej strzelaninie włościanie zostali rozproszeni, jednego z nich raniono w rękę.
Jelskiego z towarzyszami uwolniono i powiększony oddział posuwał się dalej, wciąż wyczekując posiłków 20 i kierując się na Zamosze i Jody wobec obserwujących i ścigających go z oddala prystawów i chłopstwa. Partja zwolna się powiększała, zasilona kilkanastu włościanami z Belmontu; według raportu prystaw a z 11 maja wynosiła 200 osób.
Prawdopodobnie jednak ilość ich nie przekraczała 60 — 70. Naoczny świadek, który podaje tę liczbę, opowiada też bliższe szczegóły: było tam 10 obozowych koni, tyleż fur, 12 koni kawaleryjskich, uzbrojeni wszyscy byli w dubeltówki myśliwskie i jednostajnie ubrani w szare płaszcze i burnusy.
Oddział dzielił się na dwa plutony. Pierwszy, z 30 osób, widząc beznadziejność sytuacji i wrogie nastroje ludności, poszedł w rozsypkę, drugi zaś z 40 powstańców na czele z Jelskim dotarł do Kozian.
Ścigająca oddział piechota rosyjska i kozacy pod wodzą pułkownika Bielawskiego odcięli Jelskiemu drogę do wielkiego lasu i przy przewadze liczebnej i lepszem uzbrojeniu napadli go 11 maja w rzadkim zagajniku. Zaledwie kilku zdążyło wymknąć się z osaczenia, 28 wzięto do niewoli, w tej liczbie ciężko rannych Kusznierewicza i Sawickiego; zabity został Edward Klimowicz, Jelski zaś, nie chcąc trafić do rąk kozackich, wystrzałem w skroń z pistoletu odebrał sobie życie.
Straty Rosjan nie były znaczne, bodaj że żadne, — mogli oni wykorzystywać swe karabiny z odległości, której nie sięgały dubeltówki powstańców. Jelskiego i nieznanego nam drugiego poległego, widocznie Klimowicza, pochowano w niedalekim Twereczu.