Nekrolog.
(Nadesłano z Buku).
Panuąca a groźna choroba, tyfus, od kilku tygodni za witała do miasta naszego, zabierając z sobą ofiary z wszystkich warstw spółeczności. Zacny a wielce szanowany nasz rodak dr. Rudolf Jordan kładł wprawdzie hamulec tej groźnej epidemii i ztąd nięjedna rodzina winna jemu podziękę za uratowanie drogich im osób. Jego wzniosłe i pełne litości napełnione serce, jego skora pomoc niesiona choroby złożonemu, datna ręka tegoż, gdzie potrzeba tego wymagała, przez trzyletni pobyt u nas tak miłością ku niemu napoiła serca mieszkańców, że uwielbianym był od starca i od dziecka, bogacza i nędzarza — w ogóle od wszystkich wyznań ludzi.
Lecz niestety! Boga wyroki inaczej chciały! pogromca groźnej epidemii sam uległ tejże, i po óśmio-dziennej chorobie, opatrzony św. sakramentami, dnia 7 bm. o godzinie 3 z południa, Bogu wzniosłego ducha swego oddał.
Głos dzwonów, zwiastujący nam zgon jego, przeraził mieszkańców i w tej chwili kirem żałoby miasto nasze odzianem zostało. Kto znał śp. dr. Rudolfa Jordana ze łzą w oku sprawdzić musi, jakim dotkliwym ciosem nawiedzone jest nasze miasto, żadne wyrazy nie są w stanie opisać smutku boleści, co miasto ucierpiało przez zgon tego męża. Śp. Rudolf pożegnał nas, lecz pamięć jego chociaż i po za grobem z serc naszych nie wygaśnie i z pokolenia na pokolenie przechodzić będzie.
Drogi a kochany nasz lekarzu! w imieniu całego miasta bez różnicy wyznań, za wszystko, czem nas obdarzałeś, składamy ci ze łzą w oku pośmiertną podziękę i w dowód wdzięczności za twe dobrodziejstwa błagać będziem Stwórcę o spokój twym zwłokom i wieczny odpoczynek twej szlachetnej duszy.