Czytamy w Głosie Narodu: W podróżach moich po moskiewskich więzieniach, w jednem z nich spotkałem czystą postać nieugiętego bohatera męczennika.
W kącie celi nr. 10 więzienia na Ratuszu w Warszawie, na brudnej kupie niegdyś siennika, a obecnie worka z garścią poruszającej się od robactwa sieczki, leżała postać ludzka, okrywająca nagie, chorobą i brudem zżółkłe ciało strzępami byłego paltota. Od czasu do czasu głuchy kaszel ostrzegał przechodzących, że tam ludzka jakaś istota nie mocą swoją się prosi, by jej przechodzeń nie trącał i nie deptał w ciemności. Chorym tym więźniem był 74 letni Sybirak, weteran, z. r. 1863: Franciszek Wiśniewski, rodem z Krakowa. Wzięty do niewoli moskiewskiej w bitwie pod Małą... w Lubelskiem dnia 2 lutego 1864, był dotąd na Sybirze i mimo czterokrotnej, powszechnej amnestyi, pod najróżnorodniejszymi pozorami przetrzymywany bywa po więzieniach. Pod koniec grudnia zeszłego roku dowlókł się do Warszawy, skąd miał nadzieję przedostać się zagranicę i do Krakowa, lecz aresztowany pod zarzutem włóczęgostwa, dostał się do więzienia ponownie. Z przestrzeloną prawą nogą, a lewą stłuczoną, w potrzebie 28 grudnia r. z. zapukał do drzwi celi, by prosić o wyjście. Rozbestwiony dozorca rzucił go na rusztowanie z desek i bił go kluczami. Wiśniewski, jak upadł w kącie, tak leżał bez ruchu, bo nie miał siły, by wyczołgać się na dwór.
Przez cztery dni mego pobytu w celi nr. 10 posługiwałem Wiśniewskiemu, przynosząc mu jadło z sieni, wódę do picia i podnosząc go gdy wstać potrzebował. Kołataniem u dozorców i lekarzy dopiąłem tego, że go uznano za chorego i że nakazano przenieść go do lazaretu. W ten sposób rozstaliśmy się dnia 2 bm. Nie widziałem człowieka w większej niedoli i nie spotkałem większej wiary w przyszłość lepszą narodu niż u tego, starością chorobą, głodem, więzieniem trudem i nagością nękanego starca. Opowiada trzeźwo i zwięźle o przejściach swoich, bez rozczulania się nad własną dolą i bez kolorowania. Wiśniewski zasługuje na pomoc i godniejszy schyłek życia.