Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Walenty Konewko

Wspomnienie pośmiertne.
Różne pisma tutejsze ogłosiły następujące wspomnienie po i śmiertne ze Syracuse, N. Y.: Ś. p. weteran Walenty Konewko.
Dzień dzisiejszy będzie dniem,który pozostawi niezatartą pamięć między okoliczną polonią, po zgonie jednego z najzasłużeńszych weteranów z r. 1863 ś. p. Walentego Konewki. Złożyliśmy dziś bowiem na wieczny spoczynek zwłoki tego bohatera Wolności na polskim cmentarzu w Sugar Notch, Pa.
S. p. Walenty Konewko urodził się dnia 14 lutego, 1832 r. w powiecie Sejneńskim gubernii suwalskiej w Królestwie Polskiem. Odziedziczywszy majątek po rodzicach Rutka-Pachucki, tam się ożenił i pracował na roli.
Gdy wybuchło powstanie w roku 1863, śp. Walenty pierwszy rzucił się w „odmęt", o wszystkiem zapomniał i całą duszą oddał się sprawie narodowej!
Ówczesny „Rząd Narodowy" oceniając jego niepospolitą pracę mianował go „żandarmem" na powiat sejneński.
Nie wielu nas pozostało, co pamiętamy dzieje roku 2863go, my tylko wiemy, jaką odpowiedzialność przyjmował na siebie taki żandarm i co mu groziło. —Werbował on ochotników do powstania, wyznaczał miejsca zebrań i odprowadzał do organizujących się obozów. Wynajdywał on, jako najlepiej znający okolicę, najbezpieczniejsze schroniska dla obozów, a jednocześnie mylił drogę ścigającym powstańców Moskalom, jeżeli widział ich przeważającą siłę. Słowem „żandarm" musiał być wszędzie czujny i czynny, nie zważając na śmierć, która mu na każdym kroku grozi ła. Takim był śp. Walenty.
Gdy pewnego razu, nieznaczny oddział powstańców ścigany przez dziesięćkroć przeważającą nawałę moskiewską, był w prawdziwie rozpaczliwem położeniu i zdawało się, że nie pozostaje mu nic, jak zginąć bohaterską śmiercią, wówczas jak duch opiekuńczy, zjawia się przed dowódcą ś.p. Walenty 1 woła:Panie Dowódco, proszę za mną, ja wam wskażę takie miejsce, gdzie was nie tylko Moskale, ale i sam dyabeł nie odnajdzie — spieszcie się tylko, bo Moskale tuż, tuż za nami!
— Dowódca znając dzielnego ś.p. Walentego, zawrócił oddział i wpół godziny znalazł się w bezpiecznej pozycyi, gdzie jeden przeciwko dziesięcin mógł walczyć. Wówczas nieustraszony ś.p. Walenty, gdy mu dowódca
dziękował, odparł spiesznie: Zostańcie z Bogiem! nie mam czasu, muszę jeszcze szukać Moskali i udał się wprost do swojej sadyby, gdzie zastał już całe mrowie Moskali. — Ci rzucili się na niego i powlekli przed oficera.
— Gdzie miatieżniki? — krzyknął — wściekły oficer.
— Albo ja wiem, odparł spokojnie śp. Walenty.
— Ty nie znajesz, powiesit!— zakomederował.
W tej chwili czterech sołdatów wprawnych do podobnej operacyi, pochwyciło biednego Walentego, a założywszy mu stryczek na szyję, poczęli go ciągnąć na najbliższej gałęzi do góry. Śp. Walenty ani jęknął, wzniósł oczy ku niebu, jakby wzywając pomsty na swych o prawców.
— Apustit! (spuścić) — za brzmiał głos oficera.
Gdy śp. Walenty przyszedł do przytomności, oficer grożąc mu pięściami, woła: — Skazy, gdiemiatieżniki!
— Nie wiem — odpowiada z rezygnacyą śp. Walenty.
— Powiesit! — zakomenderował znowu oficer.
I znowu biedaka „hajstują" do góry.
— Apustit!
Spuszczają już na pół żywego, a ten zbój oficer (niestety Polak, Markiewicz czy Markow ski) woła zapieniony: jeżeli nie powiesz w którą stronę poszli „miatieżniki", to będziesz wisiał — W tamtą stronę poszło jakieś wojsko — rzecze śp. Walenty, wskazując ręką w przeciwną stronę, gdzie przed godziną odprowadzał obóz, — ale nie wiem, czy to byli Moskale czy miatieżniki.
— Kogo ty nazywasz moskalami?! — woła oszalały oficer.
— A no was, bo inaczej was tu nie nazywają — odparł spokojnie śp. Walenty.
— Powiesić! — krzyknął zbójca i znowu oprawcy zabierają się do ostatecznej operacyi. — W tem główny dowódca oddziału, Moskal, przyglądając się z oddali tej barbarzyńskiej scenie, spojrząwszy z pogardą na kata Polaka:
— Stój! — krzyknął — pustit jewo swobodno! — Szlachetne serce moskiewskie, lepiej potrafiło odczuć hart duszy śp. Walentego, który wolał ponieść śmierć męczeńską, niż zdradzić świętą sprawę. — Oto jeden z epizodów z życia śp. Walentego Konewki!
Śp. Walenty, aż do upadku powstania nie ustawał w pracy, narażając się nieraz na największe niebezpieczeństwa. — Gdy już widział, że wszystko stracone i niema nadziei ratunku, zajął się gorliwie gospodarstwem i wychowaniem dzieci. — Gdy dzieci, a zwłaszcza synowie poczęli dorastać, aby nie zostali moskiewskimi „sołdatami" wysyłał ich do Ameryki; nareszcie i sam (będąc wciąż pod nadzorem policyi, jako „niebłagonadiożny") gdy począł podupadać na zdrowiu, przybył wraz z żoną i czworgiem dzieci do Ameryki w r. 1896. —Po stracie żony, zamieszkał śp. Walenty u najstarszego syna Kazimierza w Ashley, gdzie przez całą familię, aż do śmierci otaczany był najczulszą miłością i opieką.
— Od pięciu lat śp. Walenty zupełnie zaniewidział, co pobudziło dzieci do tem czulszej nad nim opieki, od czterech zaś miesięcy nie podnosił się z łoża boleści i dnia 23 czerwca o godzinie 2:45 popołudniu rozstał się z tym światem, opatrzony św. Sakramentami.
Zwłoki śp. Walentego odprowadzono z domu żałoby w Ashley o godzinie 10 dniu 27 czerwca do irlandzkiego kościoła w Sugar Notch (kościół polski zgorzał doszczętnie od uderzenia pioruna dnia 21 czerwca rb. o godzinie 3 rano), gdzie czcigodny miejscowy proboszcz ks. Dreier odprawił solenne żałobne nabożeństwo zaspokój duszy zmarłego w asystencvi dwóch innych księży. Następnie po wygłoszeniu dłuższej pożegnalnej mowy, w Której szanowny kapłan odzwierciedlił cały przebieg życia weterana, jego zasługi dla kraju, jego nieskazitelny długoletni żywot i tą bez graniczną miłość Ojczyzny, jaką do ostatniej chwili żywił zmarły, z powodzi wieńców i kwiatów i jarzących świec, nad któremi widniał krzyż, godło zbawienia, wyniesiono zwłoki nieodżałowanej pamięci śp. Walentego i odpro wadzono na wieczny odpoczynek.
Zacny nasz ks. Dreier, wraz z asystującymi mu kapłanami aby oddać cześć zasłudze, piechotą, pomimo dokuczliwego gorąca i kurzu, odprowadzili zwłoki, na parę mil odległy cmentarz.
Nad grobem wiel. ks. Dreier w krótkich, lecz rozrzewniających słowach, żegnając w imieniu zmarłego pozostałe dzieci, wnuki i prawnuczkę, krewnych i przyjaciół, ze łzami w oczach zakończył: Niech ta obca, choć nierodzima ziemia, którą śp. Walenty nadewszystko ukochał,lekką mu będzie! Cześć jego pamięci!
I Tobie cześć zacny kapłanie patryoto!
A teraz, żegnaj zacny druhu weteranie — spełniłeś swój obowiązek jak na prawego syna Ojczyzny przystało 1 Niech Cie Bóg przyjmie do swej chwały wiekuistej !
Źródło
Twardowski Z., Wspomnienie pośmiertne, w: Dzinnik Chicagoski, 12.7.1910
Nadawca
GP
Uwagi
brak
METRYCZKA REKORDU
Id
70557
Imię
Walenty
Nazwisko
Konewko
Zdjęcie
brak
Artykuł
brak
Nadawca
GP
Źródło
Twardowski Z., Wspomnienie pośmiertne, w: Dzinnik Chicagoski, 12.7.1910
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)
Cytowanie naukowe