Od 15.2. - 27.2.1864 stacjonował we dworze Dominikowskich w Orelcu.
"Dnia 15 lutego 1864 [Orelec]. Słyszę turkot, wyglądam, dwaj jacyś panowie zajeżdżają bryczką. Jeden wyższy, ciemny blondyn z brodą, miłej i ujmującej powierzchowności, mający w ruchach powagę i energię, zresztą przebijała się w nim wyższość umysłowa. Drugi mały, ruchliwy, z wą. sikami jasno-blond, z oczkami żywemi, lecz z wyrazem nie pewnym, — strój zaś obydwóch europejski, nie odznaczający się, nie bijący w oczy.
Po mojem wnijściu i ukłonach, niski blondyn zbliżywszy się, przedstawia mi towarzysza jako p. Kulczyckiego, po czem siebie: jestem Szeligowski! Zaczyna się rozmowa, z której poznaje w Kulczyckim pułkownika Grekowicza – a Szeligowski, to jego audytor.
Jak z początku audytor był tylko mowny, tak później o wiele więcej rozruszał się pan pułkownik. Przyjemne zrobiło na nim wrażenie przytoczenie wiersza: Litwo! ojczyzno moja... gdyż Litwa i ojczyzną pułkownika. Zapamiętale miłował on ją, bo zaraz mi przypomniał, że wydała w przeszłości i teraz najświatlejszych i najtęższych ludzi: Mickiewicza, Syrokomlę, Narbuta, Sierakowskiego, Maćkiewicza, i że ogół najlepiej usposobiony na Litwie – „tam lud, szlachta, wszystko poczciwe!" mówił.
Dnia 27 lutego. Zjawia się posłaniec z sąsiedztwa z listem uprzedzającym o mających przybyć nieproszonych gościach.
Czytając prędko, niezrozumiałam, aż adjutant Grekowicza zwrócił moją uwagę, że to jest uwiadomienie o rewizyi. Zatrwożyliśmy się wszyscy, najbardziej o osobę pułkownika, który z mężem moim co tylko miał wrócić z wycieczki - trwoga nasza była tem większą, że wszystkie poszukiwania w okolicy głównie jego się tyczyły.
Za godzinę nadjeżdża inny posłaniec z zawiadomieniem wyraźnem o odbytej już w sąsiedztwie rewizyi, i z ostrzeżeniem, że jeżeli mamy jakich gości, aby ich wyprawić zaraz w góry. Nastąpiły narady, co począć, i mnóstwo projektów. W każdym razie rachowałam na czujność psów, że nas w czas uprzedzą....
Skończyło się na tem, że rewizya nas jakoś na ten raz ominęła, - Grekowicz zaś powróciwszy szczęśliwie z wycieczki, został wywieziony w nocy przez Kajetana [Dominikowskiego] - w bespieczne schronienie do sąsiadów."