Kazimierz Slaski, h. Grzymała, ur. 4.3.1867 Broniszów, zm. 5.2.1924 Boszczynek. Syn Juliusza Joachima i jego pierwszej żony Juli Marianny Gawrońskiej, h. Rawicz.
Wykształcenie rolnicze ukończył w Szkole Rolniczej w Czernichowie.[5] Wesoły, z poczuciem humoru i pozytywnym podejściem do ludzi. "Brat mój Kazimierz z Boszczynka, znany dowcipniś, jak raz zobaczył małego Stasia zagłębionego w fotelowym siedzeniu, powiedział, że wygląda jak gubernator. Odtąd ta nazwa przyschła do Linowskiego i jeszcze teraz, po przeszło pół wieku niekiedy go tak nazywamy. "[4] Innym razem z wesołością opisywał oszczędność w trudnych czasach w Broniszowie "Do jakiego stopnia ta oszczędność była posuniętą, posłuży powiedzenie mego przyrodniego brata Kazimierza, humorysty i wykpisza, który mówił, że w Broniszowie jak podają kotlety, to o jednego mniej niż jest osób – a nuż kto nie weźmie."[4]
Dom w Boszczynku
Ojciec Kazimierza Juliusz Slaski w 1896 sfinalizował formalnie zakup do Rożyńskiego majątku Boszczynek, płacąc 4000 rubli srebrnych za włókę[16], choć rodzina wprowadziła się tam już wcześniej a gospodarkę prowadził Kazimierz.
"Z drugiej strony Skalbmierza w równie bogatym i ogromnym majątku pana Slaskiego uprawiano głównie buraki cukrowe, które stanowiły podstawę istnienia niedalekiej cukrowni "Łubna" w Kazimierzy Wielkiej."[6]
Kazimierz Slaski był właścicielem dóbr i dworu w Boszczynku. "Dobry rolnik, gospodarował w Boszczynku koło Skalbmierza i dzierżawił w sąsiedztwie duży donacyjny majątek Gunów."[4] Dwór był okazały postawiony z przepychem "Dom w Boszczynku był chyba najwykwintniejszy w okolicy. Stawiał go stary kawaler, pan Rożański, zamierzający się żenić. Tyle się wykosztował na budowę tego domu o wysokich pokojach, z marmurowymi parapetami okiennymi, pięknymi posadzkami, z dużemi suterenami, z ładną południową oszkloną werandą i ślicznym salonem, że musiał Boszczynek sprzedać i zaniechać ożenku. Właśnie wtedy żenił się Kazio i za sumę posagową Bini nabył Boszczynek. (...)
Kazio był ożeniony z Sabiną hr. Włodkówną, (...) świetnie prowadzącą nieduży, ale piękny ogród w Boszczynku i cieplarnię przy pomocy starego zamiłowanego ogrodnika Grzegorza."[4] Praca ta nie miała tylko na celu przyjemność, ale też zapewniała czasem niewielki dodatkowy dochód.[9]
To zapewne Kazimierz Slaski (pod inicjałami K.S.) donosił gazecie "Słowo", we wrześniu 1908 że nad polami Boszczynka unosił się niemiecki balon. Nad Gunowem została wyrzucona kartka pocztowa z prośbą odesłania do Drezna na nazwisko Voerlen. Następnie balon obniżył lot nad dworem do ok. 100 metrów. Widać było, że ktoś wykonywał zdjęcia i słychać było niemieckie rozmowy.[11]
Gospodarstwo oznaczało się dobrym dochodem. W majątku uprawiano głównie buraki cukrowe, które stanowiły podstawę istnienia niedalekiej cukrowni 'Łubna' w Kazimierzy Wielkiej.[6] W 1917 w Boszczynku zorganizowano po raz pierwszy trzydniowy kurs rolniczy. Kazimierz przedstawił tam wykład dotyczący hodowli, zaś jego brat Jan udzielał licznych wskazówek. Kursy te były potem powtarzane w kolejnych latach.[10]
Zwyczaje i atmosfera
Dwór był miejscem częstych spotkań zarówno towarzyskich, jak i rodzinnych. Zapraszano osoby z różnych środowisk i stanów. U dzieci te spotkania nie cieszyły jednak dużym entuzjazmem. "Parę razy do roku bywały przyjęcia w Boszczynku. Nie lubiliśmy oboje z Zosią tych wizyt. Były sztywne, wymuszone. Jedyną atrakcją były wędrówki do cieplarni do Grzegorza, oglądanie pięknych egzotycznych roślin i słuchanie teorji ich rozmnażania wygłaszanych przez Grzegorza." "Oboje moi braterstwo - Kazimierz i Sabina z Włodków - lubili przyjmować gości i jeździć w bliższe i dalsze sąsiedztwo."[5]
"1 czerwca 1895 r. Zachęceni, odwiedzamy od samego rana pana Kazimierza Slaskiego w Boszczynku koło Szkalbmierza. Pan Slaski, sędzia pokoju, szlagon w całem znaczeniu tego słowa, wita nas w progu swego domostwa i serdecznie zaprasza w podwoje. Rozmowy toczą się gładko, dowiadujemy się wielu szczegółów, ale najbardziej uderza nas opowieść gospodarza o coniedzielnych obiadach w dworze, na które spraszani są wszyscy domownicy, łącznie z parobkami i służbą domową. Siadają wspólnie przy stole, a rolę lokaja spełnia pan domu, który podaje każdemu zupę, nalewa ją, podsuwa mięsiwo i zachęca do spożywania. Takie oto obyczaje wprowadzone są w Boszczynku. 2 czerwca 1895 r. Cały dzień przepędziliśmy w Boszczynku, gdzie Maks chodził za rysunkami i szkicami przez cały dzień po okolicznych, niespotykanej urody wzgórzach, a ja z panem Kazimierzem Slaskim siedzieliśmy na werandzie i kosztowaliśmy sławnych nalewek boszczyńskich. W międzyczasie pan domu pokazywał mi swą tajemną spiżarnię, gdzie tylko on ma dostęp. Pośrodku tej chowalni stoi stół ogromny, na którym stawia się potrawy, szafy naokoło w ścianach, jedna z półkami otwartemi, na nich konfitury, soki, korniszony, owoce, ser, nalewki, słowem wszystko, co zamknięcia nie cierpi. Ale w końcu głowa mi się zakręciła i poprosiłem gospodarza o zaprowadzenie do łoża."[15]
"28.8.1915 Pogoda cudna, polowanie w Boszczynku. Zyg z Niną pojechali tam dopiero pod wieczór. Prócz Niny nie było żadnych pań ani panien, gości myśliwych 20-tu, ale pudłowali i tylko 30 i kilka zabili kuropatw. Młodzież potańczyła trochę w 4 pary i w ogóle było wesoło"[13] (Mowa tu o Zygmuncie Fryczu i jego siostrze Janinie Frycz, która była wówczas panną na wydaniu).
Zwięzły opis imienin Sabiny Slaskiej dała Eleonora z Glinka-Janczewskich Fryczowa, która była gościem w Boszczynku, zapewne z dziećmi m.in wspomnianymi wyżej Janiną i Zygmuntem. "27.10.1915 Na imieninach w Boszczynku liczne było zebranie, koło 50 osób, młodzież tańczyła trochę, wróciliśmy o 5-tej po nocy księżycowej. Zdobyłam parę okazji do Lublina."[13]
Jeżdżono także w gości do sąsiednich majątków, na imieniny czy polowania. Tak było np. na polowaniu sylwestrowym 30.12.1915 roku: ":29-tego. Robimy przygotowania na przyjęcie myśliwych, otwarliśmy zielony pokój, zamknięty od czasu kwater i tam urządzona jest ubieralnia dla panów i trzy łóżka do odpoczynku. Szkoda, że nikt z Kielc, ani Staś Tiede nie przyjedzie. 30- tego. Od pół do 9-tej rano zjeżdżali się myśliwi: pan Kazimierz Slaski, dwaj bracia Bukowscy, dwaj Krzyżanowscy, Władzio Slaski, p. Wesołowski, p. Kontrymowicz i p. Dobrzański. Ciepło było i pochmurno, zdawało się, że ciężko będzie chodzić po błocie tymczasem polowanie nadzwyczaj się udało wszyscy byli zadowoleni, prócz Władzia, który spudłował do lisa! Zabili 65 zajęcy, jastrzębia, i 2 kuropatwy. Królami byli p. Wesołowski i p. Kontrymowicz, obiad też nieźle wypadł, wieczorem grali w bridge'a"[13]
Stanowska formalne
Był sędzią gminnym i prezesem Towarzystwa Rolniczego w Kazimierzy Wielkiej. "Godność tę piastował do samej śmierci i był bardzo popularnym między chłopami. (...) W Broniszowie bywał często. Z żoną i dziećmi odwiedzał Rodziców, a później dojeżdżał do mnie dla zasięgania porad w sprawach Towarzystwa."[4] "Miał duży nerw społeczny, przez wiele lat był wybierany na prezesa powiatowego Towarzystwa Rolniczego, oraz na sędziego rolniczego dla trzech gmin w Kazimierzy Wielkiej. Cieszył się dużą sympatią ludzi, ułatwiał mu to jego niezawodny humor i łatwość porozumiewania się z każdym człowiekiem. (...) Nielubiany był natomiast przez adwokatów, zresztą rzadko występujących w tej najniższej instancji, nienawykłych by na sali sądowej wobec swych klientów z nich dworowano"[5]
Zamiłowania i ostatnie lata życia
Oprócz prac rolniczych i społecznych Kazimierz z pasją spędzał czas z końmi. "Zamiłowany hodowca, świetny jeździec – do końca życia jeździł konno. (...) Jeszcze na tydzień przed śmiercią był w Broniszowie konno na ślicznej klaczy Furlanie z węgierskiego rodu Furioso, z której był tak dumny."[4] (Za tę skorogniadą klacz otrzymał zresztą dyplom w kategorii koni wierzchowych na pokazie koni w Ognisku Kultury Rolnej w Sielcu 8.7.1922.[7])
Kazimierz zmarł w Boszczynku nagle na serce "opracowując jakiś memoriał dla Towarzystwa Rolniczego."[4] Został pochowany w grobowcu swego ojca Juliusza Joachima w Kazimierzy Małej. Zgodnie ze zwyczajem część osób przybyłych na uroczystość przekazała pieniądze za wieńce na cele społeczne - np. p. Juliuszowie Gawrońscy wsparli w ten sposób Komitet Ratunkowy X. Biskupa Sapiehy.[8] 6 marca odbyło się nabożeństwo żałobne w kościele oo. Zmartwychwstańców w Krakowie.[12]
Rodzina
Żona (1890) Sabina Włodek, h. Prawdzic (1875-1952). Córka dowódcy oddziału w Powstaniu Styczniowym - Feliksa. "Niewiasta energiczna, trochę agresywna (...) Oboje z Zosią baliśmy się Bini. Nazywaliśmy ją „wilkiem”, gdyż nosiła wysoki kok na głowie, upodobniający do głowy wilka. Zawsze kogoś krytykowała. Perorowała za każdą bytnością w Broniszowie, krytykując coraz to inną osobę, przeważnie z sąsiedztwa. Jak przyjeżdżała do Rodziców, szybko uciekaliśmy oboje do ogrodu, wyczekując czasu odjazdu. W starszym wieku przeistoczyła się w istotę łagodną, spokojną, życzliwą, a nawet serdeczną. Często odwiedzaliśmy się w Krakowie."[4] Po śmierci męża dalej pracowała w Boszczynku. Udzielając się społecznie w duchu zmarłego męża. Bohdan Osadczuk, którego rodzina przymusowo została przesiedlona na tereny Kielecczyzny pisał "Pierwsze lekcje brałem na błoniach u pastuchów (...) ale i w cichości białego dworku dziwaczki-dziedziczki Slaskiej w Boszczynku, uczącej małego brudasa bez butów - francuskiego"[14], Po przymusowym opuszczeniu Boszczynka w 1945 r. zamieszkała u córki Marii Katarzyny w Rawałowicach. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Luborzycy.
Prawdopodobnie, o synu Pawle Slaskim można znaleźć takie słowa z czasów tuż przed wojną: "Pan Slaski chyba był kawalerem, choć tego nie jestem pewien, ale na sumę do kościoła przyjeżdżał zawsze sam w bardzo ozdobnej 'francuskiej' - jak mawiano -karocy, bądź wspaniałym wierzchowcem. Pogodny, uśmiechnięty, skoro do rozmów z każdym, kto tego chciał. Wieść gminna głosiła, iż był 'socyalistą', ponieważ nieregularnie przyjeżdżał do kościoła a u siebie na obiadach przyjmował gości różnych stanów, nawet parobków z czworaków. W kościelnych stallach miał swoje miejsce 'herbowe' i niezwykle hojnie (ale także demonstracyjnie) dawał na tacę, a wiosną i jesienią przysyłał na księżowskie pola swoich ludzi, by proboszczowi ulżyć w uprawie roli."[6][Tekst może dotyczyć także Kazimierza Slaskiego. Autor urodził się w 1929 i nie mógł znać Kazimierza zmarłego w 1924, lecz mógł zapisać informacje zasłyszane od rodziny].
[1] Archiwum Anny Radwan [2] Archiwum Barbary Slaskiej, zam. Kanigowskiej [3] Slaski Michał, Slascy-Przodkowie (rkps), Archiwum rodziny Slaskich [4] Slaski Jan, Wspomnienia, (msps), Archiwum rodziny Slaskich [5] Slaski Ludwik, Wspomnienia z dawnych lat, Kazimierza Wielka 2010 [6] Waglewski Jerzy, Pamiętniki znalezione w Skalbmierzu, IPN 2011 [7] Głos Pińczowski 1.8.1922 [8] Czas 17.2.1924 [9] Gazeta Kielecka 24.7.1898 [10] Zorza 4.8.1917 [11] Słowo 7.9.1908, Nowa Gazeta 8.9.1908 [12] Czas 6.3.1924 [13] Pamiętnik Eleonory z Glinka-Janczewski Fryczowej, podał wnuk Karol Stefan Frycz, pt. "Front nad Nidą" w: Pamiętnik Koła Kielczan, tom VII, wyd. 1937 [14] Osadczuk Bohdan, Wyznania i zeznania ukraińskiego polonofila, w: Kultura nr 7-8, Paryż 1977 [15] Przybyszewski Hubert (red.), Pamiętnik kulinarny Ponidzia i Powiśla, Kazimierza Wielka 2013 [16] Gazeta Kielecka 28.6.1896