Czy Krzysztof Kolumb był Polakiem?
(wtorek, 21 grudnia 2010 06:14 źródło: Najwyższy Czas!,)
AUTOR: Artur Rumpel
Na przełomie listopada i grudnia bieżącego roku w polskich mediach pojawiły się informacje o portugalskim profesorze Manuelu Rosie z Uniwersytetu Duke w USA i ogłoszonej niedawno przez niego ciekawej teorii na temat pochodzenia Krzysztofa Kolumba. Zgodnie z nią, oficjalny odkrywca Ameryki miał polskie pochodzenie, a konkretnie był synem króla polskiego i węgierskiego Władysława Warneńczyka. Teoria owa opiera się na krążącym już w średniowieczu podaniu, zgodnie z którym król ów nie poniósł śmierci w bitwie, od której wziął się jego pośmiertny przydomek, ale opuścił jej pole nierozpoznany i udał się do Hiszpanii bądź Portugalii, gdzie prowadził życie prostego człeka, według niektórych wersyj – pustelnika. Opierało się owo podanie na dwóch przesłankach.
Po pierwsze – po bitwie nie znaleziono ciała króla. Po drugie – królewska głowa prezentowana przez Turków była zupełnie niepodobna do głowy żywego Władysława. Inne były rysy twarzy, inny kolor włosów. Tłumaczono to niepodobieństwo zabiegami konserwacyjnymi, ale bynajmniej nie wszystkich przekonano. Hipoteza o polskim pochodzeniu Kolumba też nie jest całkiem nowa. Jej półpubliczne sformułowanie przydarzyło się również mojej skromnej osobie, kiedy to w pracy pisemnej na miejskim etapie olimpiady historycznej w roku szkolnym 1991/1992, zasugerowałem, że Krzysztof Kolumb i Jan z Kolna, półlegendarny żeglarz w służbie duńskiej, który miał dopłynąć do wybrzeży Labradoru kilka lat przed dotarciem Hiszpanów do Nowego Świata, to jedna i ta sama osoba. Jednocześnie przyjąłem za Joachimem Lelewelem, że ten drugi był Polakiem. Argumentem za utożsamieniem tych dwóch żeglarzy był dla mnie zapis ich nazwisk w tekstach hiszpańskich, w których figurują odpowiednio jako Cristóbal de Colón i Juan de Colón.
Teorię o tożsamości obydwu odkrywców głosiło zresztą wielu autorów, z tym, że nie łączyli jej zazwyczaj z hipotezą o polskości Jana z Kolna.
Portugalski uczony nie wymyślił więc nic nowego, ale połączył krążące od wieków opowieści w jedną w miarę spójną całość. Ma ona do tego tę zaletę, że jest weryfikowalna. Dzięki osiągnięciom współczesnej nauki możemy przeprowadzić testy DNA, które z prawdopodobieństwem bliskim pewności potwierdzą ją lub zanegują. Nie dysponujemy co prawda szczątkami Władysława Warneńczyka, ale mamy oboje jego rodziców oraz dwóch braci. Mamy też szczątki Krzysztofa Kolumba znajdujące się w katedrze w Sewilli. Co więcej, zwłoki odkrywcy zostały już przebadane pod względem kodu genetycznego przy okazji rozstrzygania sporu dotyczącego miejsca jego pochówku. Badania da się więc przeprowadzić i warto to zrobić. Wbrew pozorom fantastyczności, scenariusz portugalskiego uczonego nie jest bowiem całkowicie nierealny. Oczywiście nie czynią go niemożliwym pogłoski o rzekomym homoseksualizmie króla Władysława.
Po pierwsze – są one oparte na bardzo wątłych przesłankach, a konkretnie na wzmiance Długosza o paskudnym nałogu króla. Interpretacja tego zdania jako świadectwa homoseksualizmu monarchy jest niczym innym jak tylko gejowskim mitem. Można bowiem interpretować tę notatkę na wiele innych sposobów. Mógł być na przykład nałogowym onanistą, mógł być zwykłym erotomanem – jak jego bratankowie Jan i Fryderyk (obydwaj prawdopodobnie zmarli na kiłę); mógł też być ekshibicjonistą – jak jego stryjeczny wnuk Ludwik. Jest też całkiem prawdopodobne, że mogło chodzić o sprawy zupełnie nieseksualnej natury. Wiadomo skądinąd, że król Władysław namiętnie parał się magią i wróżbiarstwem. Zachował się nawet jego grymuar, eufemistycznie zwany modlitewnikiem. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że okultystyczne pasje mogły zostać przez pobożnego kanonika nazwane paskudnym nałogiem. Co naprawdę miał on na myśli, pozostanie tajemnicą. Po drugie – nawet gdyby rzeczywiście król był homoseksualistą, nie wyklucza to sporadycznych kontaktów heteroseksualnych i spłodzenia syna. Warto zastanowić się nad możliwymi konsekwencjami ewentualnej prawdziwości tej teorii.
Najpierw trzeba wyjaśnić charakter hipotetycznej polskości Kolumba. Władysław III był Polakiem w sensie kulturowym i państwowym, ale nie etnicznym ani tym bardziej genetycznym, był bowiem synem Litwina i Rusinki. Swoim ewentualnym synom, których matka była najprawdopodobniej Portugalką, nie przekazał polskości kulturowej. Można bowiem przypuszczać, że wychowywani byli oni na Portugalczyków. Mógł im natomiast przekazać polskość w sensie państwowym, o ile jego związek z ich matką miał charakter legalnego małżeństwa. W takim przypadku byli oni po prostu polskimi królewiczami. A w sytuacji, w której do dziś istnieje linia książąt de Veragua, legalnych potomków Krzysztofa Kolumba po mieczu, rzecz staje się naprawdę ciekawa. Dotąd było tak, że Polska, jako bodaj jedyny kraj w Europie, nie miała mocnych pretendentów do tronu. Wettynowie, zapisani w Konstytucji Trzeciego Maja, mają prawa słabe, gdyż po pierwsze – konstytucja ta została prawnie zniesiona, po drugie zaś – sami się ich zrzekli, natomiast inne rody, z używającymi polskiej tytulatury Romanowami włącznie, jeszcze słabsze, wręcz zerowe. Jeśli jednak Krzysztof Kolumb był legalnym synem Władysława III, to książęta Veragua mają bardzo mocne prawa do tronu polskiego. Aż tyle i tylko tyle. Nie są „Królami z Prawa”, jak dziedzice tronu francuskiego, bo w odróżnieniu od tego ostatniego tron polski nie jest ani nigdy nie był absolutnie dziedziczny w linii starszeństwa.
Od samego początku zdarzały się wstąpienia na tron młodszych braci z pominięciem starszych, abdykacje, układy i testamenty, a od śmierci Władysława Jagiełły obowiązywała elekcja, choć przez pierwszy wiek z okładem jeszcze nie wolna. Nie mogą więc potomkowie Krzysztofa Kolumba dołączyć do swojej tytulatury arystokratycznej słów „z Bożej Łaski Król Polski…”, a co najwyżej „Dziedzic Korony Polskiej”. Żeby być Królem Polski, trzeba zostać wybranym i koronowanym. Oczywiście żadne polskie tytuły nie będą im przysługiwać, jeśli Kolumb był tylko naturalnym, nie zaś legalnym synem Warneńczyka. Tej legalności natomiast najprawdopodobniej w żaden sposób stwierdzić się dziś nie da. W związku z tym prawa książąt Veragua do polskiego tronu będą co najwyżej nieco mocniejsze od praw Wettynów.
Znaczenie prawne biologicznego pokrewieństwa z Jagiellonami jest więc niewielkie, ale symboliczne może być spore. Gdyby książę de Veragua zdecydował się stanąć na czele ruchu monarchistycznego w Polsce, bardzo by to ów ruch wzmocniło. Zdaję sobie sprawę, że może on egzystować i bez pretendenta, ale nie posiadając takowego, ma małe szanse na stanie się masowym i zyskanie realnego wpływu na życie polityczne kraju, a w dalszej konsekwencji na zmianę ustroju. Dlatego ważną sprawą jest przeprowadzenie wspomnianych badań genetycznych, gdyż ich wyniki mogą znacząco wpłynąć na dalsze losy naszej ojczyzny.
Bibliografia
http://wolnapolska.pl/index.php/2010122112927/czy-krzysztof-kolumb-by-polakiem.html