Aneks 151
JAN KARWACKI pod Mikuszowicami
http://fotoreportaz.beskidy24.eu/fotore ... i_,20.html
Bitewny zgiełk nad Mikuszowicami
Bywają w życiu każdej społeczności chwile próby, kiedy to testują się ludzkie charaktery. Takim sprawdzianem hartu ducha, lojalności oraz patriotyzmu i odwagi było zachowanie się mieszkańców Podbeskidzia w czasie „potopu szwedzkiego”. Ten skrawek Rzeczypospolitej, jako jeden z nielicznych, przez cały czas zmagań ze Szwedami zawsze stał po stronie króla i chronił swoją niezależność i zagrożoną wolność. Niestety, ze względu na małe zainteresowanie historyków naszymi terenami, te wydarzenia zbywane są w historycznych opracowaniach co najwyżej kilkuzdaniowymi wzmiankami, a warto je ukazać, gdyż są one nie tylko godne pokazania, ale i naśladowania. Jednym z epizodów tej wojny była tzw. bitwa 8 marca 1656 roku. Z polskich materiałów źródłowych, wyłania się dość jednostronny przebieg wydarzeń. Jednak dzięki badaniom naukowym Tadeusza Nowaka w Szwecji udało się zdobyć w Archiwum Państwowym („Riksarkivet") w Sztokholmie prawdziwy rarytas w postaci raportu wojskowego z tej bitwy. Raport ów przesłał swojemu królowi generał szwedzki. Źródło to jest nieocenione, gdyż w sposób rzeczowy przedstawia przebieg działań pacyfikacyjnych, podejmowanych na terenie Małopolski i Podbeskidzia wobec niesfornych górali z Żywiecczyzny. Szczególnie cenny jest oryginalny raport wodza tej wyprawy, generała-majora Jana Weiharda hr. Wrzesowicza do króla Karola Gustawa, datowany w Krakowie 12 marca 1656 r., a odebrany przez adresata — jak świadczy notatka kancelarii królewskiej — w Tryńczy nad Sanem 13 marca starego stylu, tj. 23 marca. Raport ten opisuje dokładnie genezę i przebieg wyprawy, dzięki niemu można zweryfikować dotychczas znane źródła polskie i pokusić się o możliwie szczegółowy i bardziej obiektywny opis wydarzeń. - Twarzą w twarz, czyli nie pierwsze już spotkanie górali ze Szwedami - Był 8 marca 1656 roku, od strony Bielska zbliżała się armia szwedzka w liczbie około 1100 ludzi, prowadzona przez generała Jana Weiharda hr. Wrzesowicza. Karna i zawodowa armia szwedzka, uznawana za najlepszą w Europie, posuwała się sprawnie w stronę Żywca. W tym dniu Szwedzi stoczyli już kilka drobnych potyczek z niewielkimi oddziałami w okolicach Czechowic i Bielska, jednak ich marsz został przerwany na granicy Państwa Łodygowickiego. Tam zagrodziło im przejście około 2000 mieszkańców Podbeskidzia, wspomaganych przez szlachtę i różne oddziały wojsk polskich. Na szańcach, specjalnie na tę okoliczność usypanych, czekali już polscy dowódcy z Janem Karwackim, ks. Stanisławem Kaszkowicem i Janem Torysińskim na czele. Generał Wrzesowicz przystąpił do przygotowań do bitwy „w nadziei — jak pisze — błogosławieństwa Bożego i szczęścia swego monarchy, na walną z wrogiem rozprawę. Podstąpiwszy więc na odległość strzału armatniego pod obóz polski, zastał powstańców w znakomitej kondycji i pełnych zapału do walki: z hukiem bębnów i przeraźliwym dźwiękiem piszczałek mieszały się wściekłe okrzyki rozentuzjazmowanych górali, cieszących się na spotkanie ze znienawidzonym gnębicielem”. Według świadectwa Wrzesowicza, szańce były bardzo silnie ufortyfikowane, a główny szaniec pośrodku wyglądał tak imponująco, jakby to było w Holandii albo w innym kraju na zachodzie Europy. Na nim zgrupowały się największe siły polskie pod dowództwem Karwackiego i ks. Kaszkowica, a w bocznych redutach - dowodzonych przez Torysińskiego i Piegłowskiego - umieszczono po około 400 ludzi. Doświadczony generał szwedzki rozpoczął bardzo staranne przygotowania do bitwy. Nie tylko jeszcze raz przesłuchano pochwyconych jeńców, którzy podwoili liczbę obrońców, ale uczyniono kilka podjazdów, aby rozeznać siły przeciwnika. Zadziwia ta wielka staranność u Wrzesowicza, który nie raz w swoim życiu toczył bitwy niejako z marszu z regularnym wojskiem, a tu przecież miał przed sobą pospolite ruszenie. Zanim jednak przedstawimy przebieg bitwy i wydarzenia po niej następujące, musimy się cofnąć o kilka miesięcy, kiedy to wymienieni powyżej główni bohaterowie bitwy spotkali się pierwszy raz i zrozumiemy skąd ta ostrożność generała. - Jan Kazimierz w Żywcu, czyli jak król pomocy u górali szukał - Kiedy szwedzkie wojska zajęły już prawie całe królestwo polskie, Jan Kazimierz, uciekając z kraju, zatrzymał się na kilka dni w Żywcu. Tutaj pomiędzy 10 a 13 października 1655 roku monarcha starał się zorganizować gniazdo oporu. „Czas ten poświęcił król na organizowanie oporu i powstania przeciw Szwedom. W naradach brali udział: ksiądz Stanisław Kaszkowic zwany „Kądziołka”, proboszcz i dziekan żywiecki, wypróbowany sojusznik króla, Jan Torysiński - dzielny żołnierz, administrator dóbr Łodygowice, Mikołaj Wieczorek - burmistrz Żywca, Marcin Piegłowski - cześnik krakowski i starosta żywiecki oraz Jan Karwacki - oficer i doradca królewski, nieprzejednany wróg Szwedów”. W ostatnim dniu swojego pobytu król wydał uniwersał, w którym wzywał wszystkich mieszkańców Podbeskidzia pod broń, a na dowódcę wyznaczył doświadczonego żołnierza, weterana spod Beresteczka, Jana Karwackiego. „Z końcem października zajęli Szwedzi Oświęcim, ale dalej w górę Soły bali się zapuszczać i tylko gubernator Krakowa, generał Paweł Wirtz, słał do Żywca opalone z 4 rogów listy, grożące miastu pożarem, jeśli nie złoży submisji i odpowiedniej kontrybucji pieniężnej, na które dzielni mieszczanie w ogóle nie reagowali”. Zamiast spodziewanych danin i uległości, mieszkańcy Podbeskidzia wysłali 19 grudnia, w ramach wcześniejszego prezentu gwiazdkowego, oddziały zbrojnych pod dowództwem Jana Torysińskiego z Łodygowic. Żołnierze Torysińskiego w proch roznieśli szwedzką załogę w Oświęcimiu i przyprowadzili ze sobą do Żywca jeńców, konie i broń. - Wrzesowicz - Podbeskidzie 0:1, czyli pierwsze spotkanie niekoniecznie miłe - W tym samym czasie trwało już oblężenie Jasnej Góry. Pomimo wcześniejszych zapewnień, Szwedzi nie tylko nie uszanowali miejsc świętych dla Polaków, ale wszędzie, gdzie się pojawiali, pozostawiali śmierć i zgliszcza, poprzedzone rabunkami i mordami. Trzeba pamiętać, że żołnierze szwedzcy nie byli jednej narodowości ani też jednej wiary, jak próbuje się ich czasem przedstawiać. Ta armia była zbiorem najemników z całej Europy, w tym również Polaków, którzy utrzymywali się z zabijania. Dlatego też jej żołnierze na wszystkich frontach „dorabiali” do żołdu rabunkami i gwałtami. 21 grudnia 1655 roku przybył na Podbeskidzie dowódca partyzantów wielkopolskich, starosta babimojski Krzysztof Żegocki, który z rozkazu króla miał poprowadzić górali na odsiecz oblężonemu przez generałów Mullera i Wrzesowicza klasztorowi jasnogórskiemu. Zbrojne oddziały z Podbeskidzia wyruszyły natychmiast, po drodze oglądając pozostałości splądrowanych przez Szwedów wsi i miasteczek. Jednak ekspedycja nie osiągnęła zamierzonego celu, gdyż z rozkazu marszałka Arvida Wittenberga potomkowie wikingów odstąpili od Częstochowy (26/27 grudnia). Wobec tego „armia” powstańcza Żegockiego skierowała się przeciw zajętym przez generała Wrzesowicza Krzepicom i Wieluniowi. Generał zbagatelizował chłopską armię i nie przygotował się należycie do ewentualnego ataku. Należy przy tym pamiętać, że jego ludzie i on sam byli osłabieni po długotrwałym oblężeniu Jasnej Góry. Zlekceważona armia chłopska szybko rozbiła doborowe jednostki szwedzkie. Zajęła Wieluń i przeprowadziła w nim „sprzątanie na model szwedzki” w stosunku do wszystkich miejscowych filoszwedzkich „lutrów”. Sam generał został osaczony 7 stycznia 1656 roku na zamku, gdzie bronił się z garstką pozostałych mu rajtarów. To, że przeżył, zawdzięcza szybkiej interwencji gen. Mullera z Kalisza i gen. Wirtza z Krakowa. Generał Jan Weihard hr. Wrzesowicz był nie tylko pokonany, ale nade wszystko upokorzony. Oto dowódca uchodzący za najlepszego stratega Karola Gustawa został pokonany przez górali z Żywiecczyzny, a swoje ocalanie musiał zawdzięczać tym, z którymi rywalizował o miano najlepszego. Od tego momentu opanowała go żądza zemsty. Na początek za swoje niepowodzenia mścił się na okolicznej ludności, obracając w perzynę cały obszar kraju między Wieluniem a Krzepicami. - Przegrupowania, mobilizacje i zbójnicy, czyli jak sparring partnerzy do rewanżu się przygotowywali - Na początku lutego 1656 roku Szwedzi spalili Oświęcim i nikt nie miał już wątpliwości, że zechcą również spacyfikować Żywiecczyznę - jako jedno z ważniejszych gniazd rebelii. Z tego też powodu obie strony rozpoczęły przygotowania do decydującego starcia. Generał Wrzesowicz udał się do Krakowa po wzmocnienie dla swojej armii, a proboszcz łodygowicki ks. Stanisław Kaszkowic zaciągnął na służbę królewską znanego zbójnika, sołtysa orawskiego Macieja Klinowskiego. Mieszkańcy Podbeskidzia przypuszczali, że atak najprawdopodobniej przyjdzie od strony Suchej lub też Kęt. Istniała również trzecia możliwość – że nadejdzie od strony Bielska - ale była ona mniej prawdopodobna ze względu na znajdującą się tam granicę z cesarskim Śląskiem, której Szwedzi nie powinni przekroczyć. „Nie powinni” nie oznacza jednak, że nie przekroczą, dlatego na wszelki wypadek przewidujący obrońcy postanowili zabezpieczyć się i z tej strony. Główne siły rozlokowano na kierunkach Kęty i Sucha, a szańca w Mikuszowicach strzegła na wszelki wypadek 150-osobowa załoga z Państwa Łodygowickiego, z Janem Torysińskim na czele. W tym samy czasie dyszący żądzą odwetu generał Wrzesowicz otrzymał dodatkowe wsparcie 300 rajtarów z krakowskiego garnizonu. Źródła historyczne nie są zgodne co do liczby prowadzonych przez niego żołnierzy - wymieniano liczby pomiędzy 800 a 1100. Wrzesowicz wiedział, że zacięci górale na pewno na niego czekają, dlatego chciał wykorzystać element zaskoczenia i postanowił wybrać najtrudniejszą, ryzykowną drogę. Wyruszając 6 marca z Krakowa, prowadził swoją armię szybko, tak aby nie zostać zauważonym, rozpowiadając równocześnie, że idzie z wojskiem do Wielunia. W istocie jednak miał inny plan i w celu jego realizacji narusza po raz pierwszy granicę cesarską - najpierw koło Pszczyny - a później szedł wzdłuż granicy. 8 marca wczesnym rankiem koło Czechowic doszło do niewielkiej potyczki, a później przed samym Bielskiem do starcia z około 30 zbrojnymi Polakami. Przednia straż szwedzka, nie zważając na granicę z Cesarstwem, goniła napotkanych i wszystkich, łącznie z tymi, którzy się poddali, natychmiast zabijała. Na przedmieściach Bielska główne siły szwedzkie bez trudu rozniosły w proch regularną chorągiew kozacką, dowodzoną przez Jerzego Ossolińskiego, starostę piotrkowskiego. Tylko 40 kozakom udało się ujść z życiem i pognać w kierunku mikuszowskich szańców. Ich obrońcy już wiedzieli o nadchodzącym wrogu i ściągali siły z pozostałych szańców, usypanych od strony Suchej i Kęt. Prawdopodobnie już ranne potyczki nie uszły uwadze obrońców Podbeskidzia i dlatego wszczęli alarm. Nie mieli tylko pewności, czy aby to jest ten właściwy atak, czy też może tylko zasłona dymna. Jednak informacje uzyskane od kozaków nie pozostawiały wątpliwości, że to tu będzie decydujące starcie. - Bitewny zgiełk, czyli jak rewanż nie do końca się udał - Jak widać z powyższych informacji, generał Wrzesowicz zadał sobie wiele trudu, aby dobrze przygotować się do konfrontacji. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy stanął na granicy Państwa Łodygowickiego i zdał sobie sprawę, że element zaskoczenia nie zadziałał, a na domiar złego zobaczył tam nie tylko gotowych do obrony ludzi, ale i usypane szańce. Dlatego nie spieszył się z rozpoczęciem bitwy, nie wiedząc, że dzięki temu szeregi obrońców rosły w siłę, bowiem ciągle dochodzili nowi ludzie z innych terenów. Z tego też powodu duch bojowy obrońców był wielki, tym bardziej, że już raz przecież pokonali tegoż generała i jego wojska. W tym miejscu trzeba przyznać, że generał pokazał prawdziwy kunszt wojenny. Na bok odsunął swoje jakże bolesne wspomnienia i upokorzenie, a skoncentrował się na tym, jak szybko i sprawnie zdobyć szańce. Zlustrował z daleka teren przyszłej bitwy i rozdzielił swoje siły na trzy kolumny szturmowe: „pierwszą — pod majorem Schachtem — skierował przeciwko polskiej jeździe i leżącej za nią reducie, drugiej — pod obersztlejtnantem Seherrem — kazał atakować drugą redutę, sam zaś z resztą wojska uderzył w centrum na ów „holenderski" szaniec”. Rozgorzała bitwa, która trwał półtorej godziny. Główny szaniec bez trudu odpierał ataki szwedzkie, dlatego Szwedzi przypuścili główny atak na redutę, której dowódcą był Jan Torysiński, i po zaciętych walkach ją zdobyli. Sam dowódca został ranny, choć w wielu publikacjach ten dzień jest opisywany jako jego ostatni. Opanowanie reduty odsłoniło bok głównego szańca i wprowadziło zamęt w szeregach obrońców. Wszystko wskazuje na to, że dowodzący obroną szybko zorientowali się, że tych pozycji nie utrzymają, postanowili więc niepotrzebnie nie tracić ludzi i zarządzili odwrót. Znający teren górale szybko rozproszyli się po mocno zalesionej i górzystej okolicy. Wojska szwedzkie świętowały zwycięstwo, jednak czy jaśnie wielmożny generał-major, Jan Weihard hr. Wrzesowicz dopiął swego? Raczej nie i chociaż opisał to jako swój wielki sukces, to miał pełną świadomość, że głowy, po które tutaj przyszedł, nadal są na karkach właścicieli. „Źródła nie podają niestety ilości strat w zabitych i rannych, poniesionych przez obie strony; jeńców Szwedzi nie brali, wycinając bez litości tych, co nie zdołali zawczasu ujść z opuszczonych przez większość fortyfikacji. Około setki powstańców utonęło podobno w wezbranych nurtach rzeki Białej, usiłując przedostać się na śląską stronę”. Niezadowolony z takiego obrotu spraw generał postanowił kontynuować swój marsz, po drodze nakazując spalenie Mikuszowic i Wilkowic. Warto w tym miejscu przypomnieć, że to właśnie w tych wioskach było najwięcej ludności wyznania protestanckiego. To jednak ani Wrzesowiczowi, ani też jego żołnierzom, w niczym nie przeszkadzało. Wspomniane wsie oraz folwark wilkowicki generał kazał doszczętnie spalić. „Co się stało po zachodzie słońca skąd zapalenie wielkich ogniów do Żywca widziano i ludzi to ustraszyło". Według sporządzonego później przez administratora Łodygowic Torysińskiego spisu, szkody, jakich doznali mieszkańcy Państwa Łodygowickiego zostały wycenione na 135 567 złotych. - Żywiec jak Wieluń, czyli jak ucieczka staje się strategicznym odwrotem - Późnym popołudniem wojska Wrzesowicza dotarły do Żywca. Zajęły to miasto bez większych walk i rozpoczęły rabunek. Chociaż zdobycie miasta ułatwiła zdrada starosty żywieckiego Marcina Piegłowskiego, to jednak generał nie czuł się komfortowo. W czasie, gdy Szwedzi plądrowali Żywiec, niedawno pokonani obrońcy mikuszowskich szańców dokonali przegrupowania i zgromadzili się w pobliżu miasta. Kiedy nad ranem następnego dnia „Chłopów sto na placową wartę uderzyło i onę rozpłoszyło” Wrzesowicz był już pewien - ta ucieczka to był tylko strategiczny odwrót górali, którzy chcieli go wciągnąć w głąb swojego terenu, aby dokończyć to, czego nie udało się im zrobić w Wieluniu. Zaskoczony takim obrotem sprawy generał natychmiast zarządził odwrót. I chociaż w swym raporcie przedstawił Wrzesowicz swoją ekspedycję jako sukces, to bezstronny obserwator bez trudu oceni, używając sportowej terminologii, że w tym meczu stosunkiem 2:1 zwyciężyli mieszkańcy Podbeskidzia. Co się zaś tyczy samego generała, niedługo potem zginął zatłuczony kijami przez mszczących swe krwawe krzywdy chłopów. W tekście wykorzystano następujące pozycje: Generał-major J.W. Wrzesowicz do króla Karola Gustawa z Krakowa 12 III 1656. Oryginał w „Riksarkivet”, „Skrivelser till K. X. G”; Tadeusz Nowak, Nowe szczegóły do dziejów walk górali żywieckich ze Szwedami w marcu 1656 roku, w: Małopolskie Studia Historyczne 1962, str. 14, 18, 19; Zofia Rączka, Dzieje Żywca do połowy XVII wieku, Karta Groni VII-VIII, TMZŻ 1977, str. 50; Stanisław Szczotka, Chłopi obrońcami niepodległości Polski w okresie Potopu, Kraków 1946, str. 36-41, 102; Andrzej Komoniecki, Dziejopis, str. 196.
Autor: Jacek Kachel
Xxxxxxxxxxx
1. Z dziejów Żywca
Historia Żywca jest bardzo interesująca. W swym 700 letnim istnieniu Żywiec przechodził okresy świetności i upadku. Badania archeologiczne odkryły iż na wysokości 612 m n.p.m. znajdowała się osada z końcowego okresu kultury Łużyckiej oraz ślady odwołań z okresu późno lateńskiego .
Ludność kultury Łużyckiej i pucharskiej zamieszkująca Grojec zajmowała się hodowlą, rolnictwem, tkactwem, garncarstwem.
Znaleziska monet greckich i rzymskich na terenie Żywiecczyzny stwarzają przesłanki do przypuszczeń o zaludnieniu kotliny Soły również
w II i IV wieku.
Historia pierwszych wieków istnienia Żywca pełna jest niedomówień. Wiadomości dotyczące najdawniejszych dziejów Żywca są skąpe.
Nie zachował się pierwotny dokument lokacyjny. Po raz pierwszy występuje nazwa Żywiec w spisach świętopietrza z lat 1325 -1328 .
Z tego spisu dowiadujemy się, że znajdował się kościół parafialny,
a pierwszy pleban nosił imię Engberfus. W tym samym niemal czasie co w spisie świętopietrza wymieniany jest Żywiec w dokumencie wystawionym w Bytomiu
w 1327 r. w którym Jan Książe Oświęcimski uznał się lennikiem Jana Luksemburskiego, króla czeskiego . Z niej dowiadujemy się, że w r. 1327 Żywiec był miasteczkiem (oppidum). Czyli w wieku XIV Żywiec jest już zorganizowanym miastem.
Nie ulega wątpliwości, że miasto w pierwszych wiekach swego istnienia zmieniło położenie. Pierwotne usytuowanie Żywca nie było korzystne, częste wylewy rzeki Soły utrudniały życie mieszkańcom. Dlatego też mieszkańcy przenieśli swoje siedziby na tereny mniej narażone na wylewy rzeki.
W początku XV w. Żywiec znany jest kupcom gdańskim jako miejsce, gdzie można było zakupić tanio drzewo. Popularny był już handel drzewem spławianym Sołą i Wisłą. W roku 1416 kupiec gdański Moerser kupował
na terenie Krakowa i Żywca drzewo cisowe.
Do połowy XV w. Żywiec był własnością Książąt oświęcimskich.
W 1467 r. Kazimierz Jagielloński przekazał Żywiec Piotrowi Komorowskiemu. Piotr Komorowski jako właściciel Żywca podlegał Królowi polskiemu, a jako starosta liptowski i orawski Maciejowi Korwinowi, Królowi Węgier.
Kazimierz Jagielloński uwolnił w roku 1468 Piotra Komorowskiego od obowiązku służby wojennej z posiadłości żywieckiej . Gdy wybuchł konflikt zbrojny między Polską a Węgrami w 1471 r. Piotr musiał zająć zdecydowane stanowisko, poparł Kazimierza oraz udzielił mu schronienia i pomocy, gdy ten po nieudanej wyprawie po koronę węgierską powracał do Polski.
Po śmierci Piotra dobra Żywieckie objął jego brat Mikołaj. Ilość mieszkańców Żywca wzrastała z każdym rokiem. Wzrastały również potrzeby ludności.
W XV w. istniała już szkoła parafialna, a także szpital. W 1518 r. Żywiec uzyskał przywilej na 2 jarmarki.
Jarmarki i targi wpływały dodatnio na ożywienie gospodarcze. W mieście skupiał się przede wszystkim handel regionalny, ale także należy pamiętać,
iż Żywiec był również ważnym punktem na drodze handlu tranzytowego.
Przez miasto krzyżowały się szlaki handlowe wiodące na Orawę, Morawy,
do Bielska i Krakowa, był też ośrodkiem handlu takimi towarami jak: miedź, ołów, sól, wino, woły, skóra, len.
Zwożono również do Żywca z okolicznych wsi wyroby z drewna, gonty, płótno, skóry surowe, bryndzę, miód, wosk.
W przywileju, Jan i Wawrzyniec Komorowscy nadali miastu prawo robienia słodu oraz warzenia i wyszynku piwa. Mieszkańcom wsi zabroniono odtąd sprzedawania lub kupowania czegokolwiek poza miastem.
Korzystna sytuacja gospodarcza, w której znalazł się Żywiec w ciągu XVI w. doprowadziła do wzrostu ilości oraz zamożności jego mieszkańców odbiła się dodatnio na wyglądzie miasta.
W 1624 r. Żywiec zakupiony został przez królową Konstancję, żonę Zygmunta III Wazy. W dwa lata później królowa Konstancja zatwierdziła
w Warszawie ordynację dla miasta Żywca. W ordynacji Królowej Konstancji oprócz nadania i potwierdzenia wielu przywilejów omówiony został ustrój miasta. W Żywcu obierano burmistrza, 6 rajców, wójta i 6 ławników. Starosta miał decydujący głos przy osadzaniu urzędów miejskich. Niebawem okazało się,
że kupno Żywca niezgodne było z obowiązującymi w Polsce prawami, wg których ani król, ani królowa nie mogli nabyć w kraju dóbr prywatnych.
Problem ten omówiono w sejmie Rzeczpospolitej w 1631 r. i ostatecznie wyrażono zgodę na zatrzymanie przez królową nabytych dóbr, ale w formie zastawu do momentu, gdy Rzeczpospolitej lub jakiś szlachcic zgłosi na sejmie chęć wystąpienia ich za sumę zastawną 600 000 zł.
Po śmierci królowej Konstancji do Żywca zjechali królewicze Jan Kazimierz, Karol Ferdynand i Aleksander. Po krótkim pobycie odjechali
do Krakowa. W maju 1655 r. po śmierci Karola Ferdynanda Wazy, Żywiec
stał się własnością króla Jana Kazimierza.
W czasie „Potopu” szwedzkiego przez Żywiec przejeżdżała królowa Ludwika Maria, udając się na Śląsk. Także na zamku Żywieckim, przez kilka dni przebywał sam król Jan Kazimierz. Czas ten poświęcił król na organizowanie oporu i powstaniu przeciwko Szwedom. W naradach brali udział proboszcz, dziekan Żywiecki St. Kaszkowic, sojusznik króla J. Torysiński, administrator dóbr Łodygowickich M. Wieczorek, burmistrz Żywca .
W wyniku tych obrad wydany został w Żywcu dnia 13 X 1655 r. uniwersał, w którym król zwracał się do mieszkańców Żywiecczyzny, zachęcając ich
do walki pod dowództwem Jana Karwackiego. W zamian za walkę król obiecywał uwolnienie poddanych od ciężarów zamkowych na okres 3 lat.
„Wszem wobec, każdemu z osobna, komu o tym wiedzieć należy osobliwie jednak pracowitym poddanym naszym, majętności naszej Żywieckiej... Wiernie nam mili iż nieprzyjaciel zewsząd gwałtownie na państwa nasze następuje, a wojska nasze na troje będąc przeciwko trojakiemu nieprzyjacielowi, Moskwie, Kozakom, Szwedom, rozdzielone siłom i potędze jego wystarczyć nie mogą, przyszło nam na wierność waszą zawołać ... abyście się w nesznice, kosy, siekiery, cepy i inne wszelkie oręża, na jakie się kto zdobyć będzie mógł, jako najporządniej przysposobiwszy, do urodzajnego Jana Karwackiego,
oficera naszego kupili i z nim nieprzyjaciela gromili i znosili”...
(Castr. Osw. T. 177, nr 482).
19 XII 1655 górale Żywieccy napadli na Oświęcim, wyprawą tą dowodził Jan Torsiński, Szwedzi zostali pokonani, a gdzie powrócili do Żywca z jeńcami, bronią i zdobycznymi końmi. Również oddziały chłopskie z Żywiecczyzny wyruszyły na odsiecz Częstochowy wraz z chorągwią starosty babimojskiego Żegockiego. Na czele tych oddziałów stanął ks. Proboszcz Stanisław Kaszkowic . Królowa Ludwika Maria na wieść o wyruszeniu górali Żywieckich napisała do ks. Kaszkowica:
„Bardzośmy się ucieszyli nowiną, którą nam oznajmiono o wierności – twojej żeś się szczęśliwie i z góralami zbliżasz pod Częstochowę. Niechże
i dalej Pan Bóg. Niechże i dalej Pan Bóg ma wierność twoją w swojej
św. Opiecz i z temi wszystkimi, którzy idą przy wierności twojej” .
W II 1656 r. Szwedzi zajęli Oświęcim, a Żywiec przygotował się
do obrony. Szaniec mikuszowicki obsadzony był załogą liczącą ok. 200 ludzi, czuwano również na fortyfikacjach w Międzybrodziu i w dobrach ślemieńskich.
Ks. St. Kaszkowiec zachęcił do walki zbójników beskidzkich, gwarantując im darowanie dawnych win . Szaniec w Mikuszowicach w III 1656 r. został zdobyty przez Szwedów. Na ulicach Żywca część mieszkańców stanowiła opór, broniąc swe domy przed napadem Szwedów. Zamek dostał się w ręce Szwedów, który został przez nich zdemolowany . Szwedzi po zrabowaniu miasta rozłożyli się obozem nad rzeką Sołą. Mimo porażki mieszkańcy Żywiecczyzny rozbudzili w sobie poczucie wspólnoty i godności, własnej wolności i ojczyzny.
Jan Kazimierz po powrocie ze Śląska do Polski pamiętał o lojalności Żywczan, Żywiec w 1656 r. otrzymał przywilej wystawiony w Gdańsku
na produkowanie 3 dzbanów gorzałki, pozwolenie na organizowanie trzech jarmarków oraz nadanie gruntów na Górze Suchoniowskiej.
„Mając życzliwy wzgląd na zasługi naszych mieszczan Żywieckich, które z różnych tytułów wielokrotnie oceniając ich znaczne wydatki, które dzień
w dzień ponoszą tak na utrzymanie miasta Żywca jak i przy zdobywaniu miasta Krakowa ponieśli ...” .
Nagrodę otrzymał również proboszcz żywiecki ks. St. Kaszkowic i burmistrz Mikołaj Wieczorek .
Król Jan Kazimierz nadał ks. przywilej na kaznodziejstwo i rolę kmiecą
w Starym Żywcu. Burmistrz otrzymał półrobek ziemi położonej między wsią Sporyszem a gruntowymi zamkami. Z półrobka miał płacić tylko 12 zł rocznie
do zamku a z wszelkich innych ciężarów został zwolniony .
W roku 1669 do zamku Żywieckiego przybył Jan Kazimierz, który
po abdykacji tu oczekiwał na wyniki elekcji. Świta królewska składała się
z 60 osób. W czasie pobytu w Żywcu król uczestniczył w uroczystościach kościelnych oraz interesował się życiem gospodarczym miasta. Król potwierdził nadanie dawnych przywilejów. Szczególnie zabiegano o utrzymanie dawnego przywileju nadania na wolny zakup drzewa i gontów na naprawę domów.
Kościół Żywiecki otrzymał od króla błękitnie obicie atłasowe, a także wybudowano kaplicę Św. Wita.
Dopiero w roku 1676 Jan Wielkopolski, stolnik koronny zadeklarował
w sejmie chęć wykupienia ich za sumę zastawną 600 000.
W roku 1683 r. Jan Wielkopolski zorganizował regiment piechoty, który przygotował się do odsieczy wiedeńskiej. Po śmierci Jana Wielkopolskiego Żywiecczyzna została podzielona między jego dzieci.
Jan otrzymał państwo suskie i Pieskową Skałę, Franciszek państwa żywieckie, Konstancja Otylia państwo ślemieńskie. Franciszek wyjechał za granicę pozostawiając Żywiec w rękach Aleksandra Drozdowskiego. Rządy jego były dosyć samowolne.
Po powrocie Franciszek Wielkopolski przejął rządy.
Początek XVII w. to w dziejach Polski niespokojny i burzliwy okres.
W tym niespokojnym czasie zamek żywiecki i cała Żywiecczyzna była przystanią dla uciekinierów. Chronili się tutaj m. in. zwolennicy króla Stanisława Leszczyńskiego.
W roku 1772 nastąpił I rozbiór Polski. Żywiec dostał się na 146 lat pod panowanie Austrii. Zabór austriacki w skład którego wszedł Żywiec, otrzymał nazwę Galicji i Lodomerii. Od 1782 r. Żywiec leżał w Cyrkule myślenickim
a w r. 1819 siedzibę cyrkułu przeniesiono do Wadowic.
Wydarzeniem gospodarczym z tego okresu była zapoczątkowana w 1789 r. budowa drogi cesarskiej z Węgier do Wadowic.
„Droga cesarska” po dzień dzisiejszy służy jako arteria komunikacyjna.
Tymczasem wystawne życie Franciszka Wielkopolskiego było przyczyną zadłużenia i zmusiło go do sprzedaży. Po śmierci Franciszka, jego żona Elżbieta swoje prawa do Żywca i zamku sprzedała hrabiemu Adamowi Przerembskiemu, który następnie w 1810 r. odsprzedał je Albertowi Wettinowi ks. Sasko-Cieszyńskiemu.
W 1797 r. cesarz Franciszek II potwierdził przywileje i swobody miasta. Samodzielność gospodarczą a równocześnie i prawną Żywiec uzyskał dzięki samowystarczalności finansowej. Najcenniejszymi składnikami majątku były lasy, parcele, tartak, cegielnia.
Rządy w mieście w I połowie XIX w. sprawowała „Rada mężów wybranych”. Rada wybierała członków magistratu. Magistrat, na czele którego stał burmistrz składał się z asesorów i syndyka.
Do rady należał nadzór nad kasą miejską, lasami, funduszem Kościelnym.
Rada istniała w Żywcu do 1865 r..
W 1838 resztka zabudowań zamkowych wraz z parkingiem przeszła
w ręce Habsburgów. Ostatni z Wielkopolskich w Żywcu – Adam sprzedał swoją część dóbr Karolowi Ludwikowi Habsburgowi. W ten sposób zakończyło się 160 letnie panowanie Wielkopolskich na Żywiecczyźnie.
W pierwszej połowie XIX w. na terenie Żywca oraz w Sporyszu i Zabłociu zaczęły rozwijać się zakłady przemysłowe m.in. zakład żelazny, a w Zabłociu arcyksiążę Albrecht Habsburg wybudował, na miejscu dawnej gorzelni Wielkopolskich nowy browar. W 1856 r. firma została zarejestrowana, a w roku następnym ruszyła produkcja bardzo słynnego żywieckiego piwa. Habsburgowie zadbali również o to, aby rozwijający się przemysł
w Żywiecczyźnie uzyskał nowoczesne i szybkie połączenie z innymi regionami
w Galicji i monarchii austriackiej.
Karol Stefan Habsburg był kandydatem na tron polski w czasie I wojny światowej. Sam Karol Stefan miał pewne poparcie w społeczeństwie polskim. Mówił po polsku, spokrewniony był z arystokracją, cieszył się nawet pewną popularnością wśród bogatych chłopów. Jednak cesarz Austrii Karol był przeciwny tej koncepcji, Karol Stefan wycofał w 1917 roku swoją kandydaturę
do tronu polskiego. W okresie I wojny światowej, wielu z mieszkańców Żywiecczyzny wzięło udział w czynnych walkach. Powstał nawet powiatowy Komitet Narodowy, który zajął się werbowaniem ochotników do walki.
Powstaje również Polska Organizacja Wojskowa, na jej czele stanął
dr Michał Kamicki. Żywiecka POW utworzyła kilka sekcji: kolejową, studencką, akademicką, rzemieślniczą.
Po 123 latach Polska odzyskuje niepodległość. W listopadzie 1918 roku ludność Żywiecczyzny rozbroiła żołnierzy austriackich. Radość była ogromna, natychmiast mieszkańcy przystąpili do odbudowy ekonomicznej. Jednak wysokie zacofanie gospodarcze było bardzo trudne do odrobienia, mimo,
że zapału nie brakowało. Wielkie dobra Habsburgów nie zostały upaństwowione, ani nie rozparcelowane.
Żywiecczyznę ogarnęła fala strajków. 16 III 1932 roku podczas manifestacji, w której brało udział około 800 robotników, w wyniku starcia
z policją zginęło około 4 robotników a wielu raniono.
Bezrobocie było dotkliwą plagą naszego miasta. Jedyną większą inwestycją w okresie międzywojennym była budowa zapory w Porąbce.
W 1938 roku powiat żywiecki zamieszkiwało około 15 tysięcy mieszkańców. Ludność była prawie jednolita pod względem narodowościowym
i wyznaniowym. Tylko 2 % stanowili Żydzi.
1 IX 1939 roku rozpoczyna się II wojna światowa. Polska, także nasza „mała ojczyzna” znów pogrążyła się w wielkim dramacie wojennym,
składającym się głównie z nieszczęść ludzkich.
Na stokach góry Pilsko padli pierwsi zabici na ziemi żywieckiej żołnierze polscy.
W czterech betonowych schronach bojowych w Węgierskiej Górce
o nazwach „Wąwóz”, „Waligóra”, „Wędrowiec” i „Włóczęga” broniła się kompania KOP z batalionu Berezwecz. Bohaterska obrona trwała do 3 IX, załoga częściowo poległa, a częściowo dostała się do niewoli niemieckiej.
Pod względem administracyjnym powiat żywiecki, jako część składowa prowincji śląskiej, włączony został do III Rzeszy. Niemcy wprowadzili nową jednostką administracyjną zwaną „dowodem urzędowym” (Amtsbezirk). Nadzór nad gminami sprawował landrat powiatu żywieckiego.
Niemcy planowali wysiedlenie ludności polskiej do Generalnej Guberni oraz osiedlenie w miejsce mieszkańców osadników niemieckich..
Niemieckiemu terrorowi na terenie Żywiecczyzny przeciwstawiały się polskie tajne organizacje podziemne, które zjednoczyły się w szeregach AK.
Działania wojenne na terenie regionu Żywiecczyzny trwały od stycznia
do kwietnia 1945 roku. Dzień wolności dla naszych mieszkańców nadszedł
4 kwietnia 1945 roku.
Lata 1945 - 50 były okresem odbudowy ze zniszczeń wojennych.
W 1950 roku region żywiecki powiększył swój obszar do 32 km2, a liczbę mieszkańców do 23 tysięcy przez wchłonięcie w swoje granice administracyjne trzech osad: Zabłocia, Ispu i Sporysza.
Jedną z poważniejszych inwestycji, która przyniosła Żywiecczyźnie korzyści była budowa zbiornika wodnego na rzece Sole w Tresnej.
Zbiornik ten, którego budowa zakończona została w 1967 roku, zwany dziś Jeziorem Żywieckim, uczynił i tak już urozmaiconą krajobrazowo Żywiecczyznę jeszcze atrakcyjniejszą dla turystów.
Współcześnie Żywiec to jeden z ważniejszych ośrodków życia przemysłowego w południowo - wschodniej części województwa śląskiego. Coraz częściej i chętniej przyjeżdżają tu inwestorzy i partnerzy pragnący nawiązać współpracę.
Dogodne położenie na trasie szlaków handlowych, bliskość Wiednia, Katowic i Krakowa otwiera ogromne możliwości handlowe.
Żywiec jest prężnym miastem regionu, w którym tkwi ogromny potencjał
i stwarzane są dogodne warunki do inwestowania i prowadzenia rozlicznych interesów. Ambicją mieszkańców miasta i władz samorządowych jest uczynienie z Żywca znaczącego w kraju ośrodka turystyczno - kulturalnego, w którym będą zatrzymywać się polscy i zagraniczni turyści
1. [DOC]
spis treści - Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika w Żywcu
www.lo-zywiec.pl/old_version/kacik_hist ... docPodobne
To sztuczne Jezioro Międzybrodzkie „perła w koronie wierchów żywieckich”, ..... mógł, jako najporządniej przysposobiwszy, do urodzajnego Jana Karwackiego, ...