Błądząc po stronach forum, natknęłam się na wywód Marcina na temat genealogii. Czuję to samo i chciałabym powiedzieć to samo. Zauważyłam, że miłość do genealogii rodzi się koło czterdziestki. Czyż nie jest ona, poza autentyczną potrzebą tych "głębszych" ludzi zajmujących się genealogią, do których należymy, a przez skromność o tym mówimy, również konsekwencją przemijania czasu i swego rodzaju kryzysem wieku średniego? (do którego głupio się przyznać?) Każdy kto przeczyta, niech przed sobą odpowie...
Dobrze, że istnieją tacy jak my, którzy wartość upatrują w czymś ulotnym, a do tego bezinteresownym, dla niektórych niezrozumiałym. Cieszę się, że jestem wśród Was,
Iza