Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Podania, legendy, opowieści cudowne z lat dawnych na Litwie

19.11.2008 13:02
Zahorski Władysław z lit.Vladislav Zagorsky (1858 Święciany -1927 Wilno), szlachcic z Guberni Kowieńskiej, lekarz, pisarz, działacz społeczny.
Władysław Zahorski spisał wspaniałe podania i legendy Wileńskie . Pierwsze wydanie ukazało się w 1925 r.
Nota bograficzna
Genealogia Zahorskich

Siemieński Lucjan (1807-1877)
literat, działacz niepodległościowy
Urodził się 13.08.1807 r. w Kamiennej Górze k/ Rawy Ruskiej w Galicji. W 1827 r. ukończył Szkołę Wojewódzką w Lublinie. Zaangażowany w organizacjach niepodległościowych Światowy człowiek .Od młodych lat pisze, jest nowelistą, tłumaczem i krytykiem literackim.
Zmarł w Krakowie w 1977 r.Autor wielu publikacji m.in. bardzo pięknej "Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie

Karłowicz Jan Aleksander (1836-1903), polski językoznawca, etnograf i muzyk. Studia historyczne, filozoficzne, językoznawcze i muzyczne w Moskwie, Paryżu, Heidelbergu i Brukseli. Redaktor czasopisma etnograficznego Wisła (1888-1899). Od 1887 członek Akademii Umiejętności,. Pochodził z rodziny szlacheckiej, był synem Aleksandra Karłowicza herbu Ostoja i Antoniny z domu Mołochowiec. Ożeniony z Ireną, córką Edmunda Sulistrowskiego. Autor wielu światłych prac .Piękne podania i bajki ludowe zebrane na Litwie zostaly opublikowane UJ w 1887 r w Krakowie

Szukiewicz Wandalin ur. 10.12.1852 w Naczy z ojca znanego adwokata. Szkoły ukończył w Wilnie a studia w Warszawie. W.Szukiewicz był badaczem przeszłości Wileńszczyzny. Pasją Jego życia była archeologia i prehistoria. Zbiory i wykopaliska ofiarował różnym instytucjom w Wilnie, Krakowie i Moskiwei. Prace naukowe
I księgozbiór Towarzystu Naukowemu w Wilnie.
Oprócz pracy naukowej oddawał się w swoim życiu pracy literackiej oświatowej i społecznej. Umarł mając 67 lat na atak serca 1 grudnia 1919 r.

Komentarze (159)

Strona z 8 < Poprzednia Pierwsza
2.05.2009 17:22
SIOSTRA JEDeNASTU BRACI.
Jeden pan miał jednastu synów, a dwunastą córkę; ta była najmłodszą, a o braciach nie wiedziała że są, bo byli zaklęci. Rodzice jadąc gdzieś w daleką gościnę, chcieli aby i córka razem jechała; lecz ona nie mając ochoty, udała że jest chorą, a po wyjeździe rodziców zaczęła się wypytywać i męczyć gospodynię swoją, aby powiedziała, czy ma więcej rodzeństwa? Gospodyni odkryła jej sekret i powiedziała: Panienka tego nie wytrzymasz; na to żeby ich zobaczyć, trzeba przez dwanaście lat, dwanaście miesięcy, dwanaście tygodni i dwanaście dni nic nie pić, nie jeść i nie gadać. Panienka podziękowała grzecznie gospodyni, porzuciła rodziców i w świat poszła; nie wiadomo jak długo chodziła, ale nim przyszła do drugiego królestwa, będąc bardzo zmordowaną *) podeszła do jakiegoś dworu, gdzie stał stóg siana, wlazła w sam środek jego żeby trochę wypocząć. Zdarzyło się że w tenczas pan tego dworu wyszedł na polowanie; psy zaczęły ujadać do tego stogu, więc pan kazał siano rozrzucić; znaleziono tam zachwycającej piękności panienkę, przyprowadzono ją do dworu; pan zakochał się i chociaż nie piła, nie jadła i nie gadała, wkrótce z nią się ożenił; ale miał macochę, która nie rada była z jego ożenienia.W kilka miesięcy po ślubie, daleko gdzieś wyjeżdżając, prosił macochę, aby żony doglądała, bo była już w poważnym stanie. Gdy urodziła dziecko, macocha kazała je lokajowi swemu psom na pożarcie oddać, oderżnęła tylko miziny *) paluszek i napisała list do syna: Żona twoja miała syna i sama go zjadła, tylko kawałek palczyka *) odebrałam; powiedz co z nią zrobić, może każesz za karę stracić? Syn odpisał aby do jego powrotu nic z nią nie robić; a po niejakim czasie sam przyjechał i darował winę żonie. Nie długo w domu zabawił i gdzieś znowu bardzo daleko wyjechał na czas jeszcze dłuższy; żona drugiego miała syna; macocha i z tym tak samo zrobiła; mąż za powrotem do domu zmartwił się okropnie i już ostatni raz winę swej żonie przebaczył. Ale lokaj tak był miłosierny, że dzieci te sekretnie oddawał na mamki. Kiedy trzeci raz pan za interesami koniecznie musiał z domu wyjechać, a żona bez niego trzeciego syna powiła, macocha znowu napisała do syna, że synowa zjadła dziecko, a tylko kawałek palca ona odebrała. Pan teraz strasznie się rozgniewał na żonę i gdy powrócił do domu, kazał ją przed sąd zaprowadzić; sędziowie osądzili aby ją w słupie zamurować, a potem słup ten słomą okręcić i zapalić, aby się spaliła; gdy zaczęli wmurowywać, usłyszeli wszyscy, że ziemia zatrzęsła się, a potem spostrzegli zbliżających się jednastu rycerzy na koniach; wtenczas pierwszy raz z jękiem wymówiła ona: ach moi bracia, ja za was życiem płacę, obym was mogła zobaczyć! W tejże chwili te troje dziatek lokaj przyniósł i całą tajemnicę przed wszystkiemi wykrył. Uszczęśliwiony pan, zamiast żony, kazał swoją macochę spalić; a wszyscy dotąd mąż, żona, bracia i dzieci żyją szczęśliwie.
[Z Nowogrodzkiego, od Horodyszcza, 1874].
----------------
*) Ożóg.
*) Znużona.
*) Mały.
*) Paluszka.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:23
SZCZĘŚLIWY PIJAK.
    Był sobie biedny pijak, poszedł żebrować *); szedł w nocy i słyszy że jedzie jakiś pan, ukląkł i zaczął prosić o jałmużnę; pan daje mu serwetę; ubogi mówi: cóż mi z tego, ja jeść chcę. Więc rozściel tę serwetę, powiada pan, to będzie dla ciebie jedzenie. Gdy odjechał, zaraz ten biedak rozesłał na kamieniu serwetę i znalazło się jedzenie, które jemu bardzo się podobało; zjadł do woli, zabrał serwetę i idzie do domu. Po drodze zaszedł do karczmy i pochwalił się arendarzowi, że już więcej nie będzie prosił o jałmużnę.
    Arendarz napoił go wódkę i zmusił pokazać tę serwetkę sztuczną! pijak upił się i położył się spać, a tymczasem arendarz zamienił jego serwetkę; pijak nic o tem nie wiedział i po obudzeniu się poszedł do domu. Tam żona zaczęła narzekać: gdzie ty się włóczysz, wszak my nie mamy co jeść. Ale mąż wyjmuje swoją serwetkę i odzywa się: zaraz ja was wszystkich nakarmię. Rozściela serwetę na stole, ale serwetka nic nie daje. Więc żona mówi doń: głupi jesteś, nie nie położyłeś, a chcesz żeby było jedzenie.
    Biedak poszedł znowu na to miejsce; widzi że jedzie jego znajomy pan, prosi więc go znowu o jałmużnę; ten pan daje mu żywego baranka; ale pijak mówi: cóż ja z tem będę robił, ja jeść chcę. Potrząś go za wełnę, powiedział pan, a posypie się złoto, i odjechał; a starzec zrobił próbę, potrząsł baranka i posypało się pełno złota; wziął tedy baranka i złoto i idzie do domu, ale zachodzi do karczmy; położył na stół złoto i powiada: Daj wódki. Arendarz zaczął się rozpytywać: Zkąd to masz tyle złota? A chłop na to: mam baranka takiego, że jak go za wełnę potrzęsę, to się sypie złoto. Potem upija się i kładnie się spać; wtedy karczmarz zamienia baranka, a pijak znów poszedł do domu i mówi do żony i dzieci: Poczekajcie, zaraz będziecie mieli dużo pieniędzy. Wziął swego baranka i zaczął go trząść; ale nic się nie posypało z niego.Więc znowu idzie na to samo miejsce, gdzie go pan obdarzył, i znowu jedzie ten sam pan i pyta się czego chcesz? a on prosi jałmużny; więc pan daje mu kij; a pijak się pyta: cóż ja z tym kijem będę robił? Pan mu odpowiedział: jak powiesz bij, to on będzie bil, a jak powiesz stój, to będzie stał. Poczem odjechał, a chłop zaczął próbować; jak powiedział do kija bij, tak ten kij zaczął jego samego bić i tak go zbił, że ledwie już żywy przypomniał sobie, że ten pan mówił: kiedy powiesz stój, to będzie stał; więc powiedział stój i kij stanął.Idzie on tedy znowu do domu, ale zachodzi wprzód do karczmy; arendarz zaczął go znowu wypytywać, a pijak mówi: Mam taki kij, że jak powiem bij, to będzie bil; i zaraz powiedział bij! a kij jak zaczął bić arendarza, to bił aż nim nie oddał serwetki i baranka; potem chłop powrócił do domu, rad że wszystkie swoje rzeczy odebrał, a jak przyszedł do domu to rozesłał serwetkę na stole, i odtąd on i rodzina jego wszystkiego dużo mają i dziś piją, jedzą i jeszcze żyją,
    [Ze Święciańskiego, od Komaj, 1876.]
------------
*) Żebrać.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:26
ŚW. PIOTR I SKĄPA BABA.
Była baba strasznie skąpa; nigdy nic żadnemu ubogiemu nie dawała; raz gdy pleła *) ogród warzywny, zbliża się żebrak i tak długo i natarczywie prosi, że mu główkę cebuli ze szczypiorem rzuciła. Tym żebrakiem był św. Piotr, który czasem chodzi po ziemi. Po niejakim czasie ta kobieta umarła. Raz gdy Pan Jezus z św. Piotrem po tym świecie chodzili, widzą że ktoś w głębokiej przepaści w płomieniach straszne męki cierpi. Była to ta sama skąpa baba, która św. Piotrowi za całe wielmużne *) dała szczypior cebuli. Pan Jezus ulitował się i prosi św. Piotra, aby ją z otchłani wydobył; więc św. Piotr, zerwawszy w pobliżu rosnący szczypior, przechylił się ku przepaści, wyciągnął rękę i każe babie wziąć na szczypior, aby ją na wierzch wyciągnąć; ale szczypior się urywa i baba znów w przepaść zapada; kilka razy św. Piotr robił tak samo, i zawsze kobieta do otchłani wracała; więc też ją tam na wieki zostawili. Inni opowiadają, że syn tej baby miał łaskę u Pana Boga i wyprosił uwolnienie jej z piekła. Pan Bóg się zgodził, ale z tym warunkiem, ażeby ją z przepaści wydostał syn, podając jej szczypior. Poszedł on tedy, mówi matce aby za szczypior chwyciła i ciągnie ją w górę; ale widząc to, inne dusze pokutujące uczepiły się baby, chcąc się razem z nią' wydobyć; że zaś baba była nie tylko skąpa, ale i zazdrosna, więc dalejże otrząsać z siebie poczepione dusze; syn woła: Matko nie trząś się! ale ona nie słucha; urywa się szczypior, baba leci na sam spód przepaści; dusze zaś, które były bliżej brzegu, powoli wylazły na górę i mogły piekło opuścić, a zła kobieta na zawsze tam została.
[Z Lidzkiego i z pod Wilna, 1871; bajka ta z różnemi odmianami i dodatkami znana jest na całej Litwie.]
--------------*) Pełła.*) Jałmużna.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:27
WIECZÓR SOBOTNI.
Pewna dziewczyna, w sobotę wieczorem, gdy już wszyscy spali siedziała jeszcze i przędła. O północy weszła czarownica i mówi: czemu przędziesz tak do późna, odejdź, ja poprzędę; odepchnęła ją od kołowrotka i sama usiadła. Do dziewczyny tak jeszcze powiedziała: teraz musisz mnie dostarczać lnu, żebym miała co prząść aż do świta bo gdy mnie lnu zabraknie, to twoje żyły poprzędę. Przestraszona dziewczyna przyniosła wszystek len swoich gospodarzy, ale czarownica w jednej chwili to sprzędła i kazała dać więcej. Biedna dziewczyna biegała od chaty do chaty, przynosiła jej lnu ile tylko mogła, a ta z największą szybkością przędła. A gdy już w całej wsi znikąd dostać nie mogła, zaczęła bardzo płakać. Ale znalazł się ktoś co ją nauczył jak ma zrobić, żeby się czarownicy pozbyć; posłuchała dziewczyna i przybiegłszy pod okno zawołała: Niebo się pali. Na te słowa czarownica co tchu wyleciała z chaty; dziewczyna weszła prędko do sieni i drzwi za sobą zasunęła. Czarownica odchodząc tak powiedziała: To szczęście twoje żeś tak zrobiła, bo inaczej wszystkiebym ci żyły powyciągała i sprzędła.
[Z Szawelskiego, 1832].
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:30
WIERNY SŁUGA PISIELKIEWICZ.
W pałacu bogatego pana gorliwie, i wiernie służył Pisielkiewicz. Razu jednego przyszedł pan do niego i mówi: wierny mój Pisielkiewiczu, trzy lata już jak uczciwie mnie służysz, powiedz jakiej chcesz nagrody? Pisielkiewicz odpowiedział, że nic nie chce i że jeszcze trzy lata służyć mu będzie. Pan nic nie powiedział i odszedł. Przez te trzy lata jeszcze gorliwiej służył Pisielkiewicz; po ich upływie pan go znów zapytał jakiej żąda zapłaty; Pisielkiewicz powiedział że jeszcze trzy lata służyć mu będzie. I gdy dziewięć lat wysłużył pan już nie przyszedł do niego, więc sam poszedł do pana i powiada: służyłem jak najwierniej, jaką mnie pan nagrodę da teraz? Pan rozgniewany odpowiada: Kiedy ciebie sam pytałem, czemuż mnie nie odpowiadałeś czego chcesz; a teraz nic tobie nie dam; po tych słowach dał mu trzy razy w policzek i wypchnął za drzwi. Biedny Pisielkiewicz, zalewając się gorzkiemi łzami wyszedł z pokoju pana swego, osiodłał siwą swą kobyłkę i płacząc ciągle, jechał gdzie go to wierne zwierze prowadziło. Po długiej jeździe stanęła kobyłka przy małej chatce, zupełnie mchem porosłej i w ziemię zapadłej i zaczęła mocno grzebać i tupać kopytem. Wyszedł staruszek z ogromną siwą brodą i z łagodnym uśmiechem mówi: A to ty wierny sługa Pisielkiewicz; taką to masz nagrodę. Wprowadził go do swej chatki, rozmawiał z nim bardzo mile, cieszył go, zaprowadził go do swego ogrodu, w którym zapach był przecudny, pokazywał wszystkie roślinki jak najstaranniej pielęgnowane, a tak piękne, tak śliczne, że Pisielkiewicz sądził iż jest w raju. Staruszek położył rękę na ramieniu zachwyconego Pisielkiewicza i prosił by został u niego ogrodnikiem na rok. Zagadniony był w kłopocie czy zdoła dobrze spełnić ten obowiązek; ale dobry staruszek przyrzekł wszystko pokazać, powiedzieć i wszystkiego nauczać. Pisielkiewicz od rana do wieczora pracował w ogrodzie, suche gałązki obcinał, zwiędłe kwiaty wyrywał, polewał, zamiatał i wszystkie te zajęcia nic go nie męczyły, przeciwnie bawiły bardzo. Razu jednego, kiedy rozmyślał że ta jego czynność jest raczej zabawką niż pracą i zapytywał siebie, kiedy to dostanie coś trudniejszego do roboty, staje przed nim staruszek i mówi: A co, wierny mój Pisielkiewiczu, twój rok się skończył. Nie mam dla ciebie bogatej nagrody, na jaką zasłużyłeś ale dam ci takie rzeczy, które mogą ci się bardzo przydać; oto masz trąbkę, którą, kogo zechcesz do siebie przywołasz; masz miecz, którym kogo zechcesz pokonasz i koszulę, którą gdy włożysz, będziesz tak silny, że nikt ciebie nie zwojuje. Pisielkiewicz był bardzo zdziwiony, że tak prędko rok się skończył; jak najserdeczniej podziękował staruszkowi za otrzymane dary, pożegnał go bardzo czule i otrzymawszy błogosławieństwo, wyruszył na swojej siwej kobyłce w drogę.
Przyjechał na noc do jakiejś karczmy i dowiedział się od żyda, że królowi wydał wojnę jakiś niebezpieczny nieprzyjaciel, że król bardzo wiele stracił wojska i nic już sobie doradzić nie może i że ogłosił, iż gdyby kto się zdarzył, ktoby mu pomógł nieprzyjaciela zwalczyć, toby mu oddał swoją córkę za żonę i połowę królestwa. Pisielkiewicz wstał raniuteńko i spiesznie pojechał do króla, któremu przyrzekł oswobodzić kraj i tylko prosił żeby król podług jego rozporządzenia kazał ubierać się wojsku i służbie pałacowej. Uszczęśliwiony król przyrzekł najakuratniej spełnić każde jego zlecenie. Więc pierwszego dnia sam Pisielkiewicz, cały dwór króla i wojsko byli w czerwonem ubraniu. Pisielkiewicz przed wschodem słońca był już z wojskiem na polu bitwy, zatrąbił trzy razy, a na odgłos tej trąbki mnóstwo wojska nieprzyjacielskiego się zleciało, ci wszyscy w czarnem ubraniu. Pisielkiewicz potężnym swym mieczem wszystkich zwojował, tylko sam wódz Lucyper został w życiu i jak mógł najprędzej uciekał przez pola; Pisielkiewicz dogonił go i chciał mu sciąć głowę, ale ten prosił na wszystko żeby mu darował życie choć na jeden dzień, więc go wypuścił. Na drugi dzień wszyscy na dworze królewskim byli w błękitnych sukniach, a wojsko nieprzyjacielskie w czerwonych. Pisielkiewicz raniuteńko wyruszył z wojskiem na miejsce bitwy, zatrąbił trzy razy i znów stawiło się wojsko Lucypera w większej jeszcze liczbie niż dnia pierwszego, tak że Pisielkiewicz ledwie zdołał wrogów pozabijać. Lucyper znowu ratował się ucieczką i znowu złowił go Pisielkiewicz, ale na usilne prośby uwolnił go na jeden dzień jeszcze.
Na trzeci dzień wszyscy na dworze królewskim byli biało poubierani, wojsko zaś Lucypera w błękitnych strojach. Pisielkiewicz tak samo jak w dniach poprzednich zatrąbił trzy razy na polu bitwy i jak tylko okiem zajrzeć można było całe pole przepełnione było złemi duchami. Pisielkiewicz zwojował ich wszystkich i żeby się przekonać czy nie zostali gdzie ukryci, zatrąbił raz jeszcze, ale nikt się już nie stawił, tylko Lucyper swoim zwyczajem uciekał przez pola; lecz Pisielkiewicz złowił go i chciał mu już ściąć głowę, ale Lucyper zaczął się wypraszać i tak mówił: Pobiłeś całe wojsko moje, daruj życie choć mnie jednemu, rób ze mną co chcesz, zostaw mię tylko żywego. Pisielkiewiczowi żal się zrobiło, widząc władcę piekieł u nóg swoich o życie błagającego, więc mu go nie odebrał. Kazał go tylko okuć w żelazne łańcuchy i zaprowadzić do pałacu królewskiego. Król z największą radością dziękował Pisielkiewiczowi za tak świetne zwycięztwo, oddał mu starszą swą córkę za żonę i połowę królestwa. Królewna z niechęcią i wstrętem patrzyła na Pisielkiewicza, ale nie śmiąc sprzeciwiać się woli ojca, oddała mu swą rękę. Podczas ślubu była bardzo smutna, a po weselu prosiła męża ażeby kazał zbudować osobny dom dla Lucypera i pozwolił jej samej zanosić żywność dla niego. Posielkiewicz zgodził się na wszystko. Kazał wymurować kamienicę z jednem malutkiem okienkiem dla podawania mu pożywienia. Królewna zawsze sama nosiła Lucyperowi jedzenie, usługiwała mu w czem tylko mogła i rozmawiała z nim zawsze dość długo. Razu jednego Lucyper wśród poufnej rozmowy z żoną Pisielkiewicza, prosi ją, aby się dowiedziała od męża w czem on tak wielką ma siłę, że tak potężne wojsko zwojował, czego nikt nie mógł dokazać. Tego samego dnia pytała ona o to męża z największem przymileniem: Powiedz mi, mój najdroższy, jak mogłeś tak niezmiernie wielkie wojsko Lucypera pobić, zkąd ci się ta siła wzięła? Pisielkiewicz naprzód żartem mowił że ma ją we włosach, później że w brodzie, w końcu widząc, że go żona słucha z największą uwagą, powiedział jej o swojej koszuli, trąbce i pałaszu. Jak tylko o tem się dowiedziała, oznajmiła czem prędzej Lucyperowi, który ją prosił, aby podpatrzyła gdzie mąż te wszystkie rzeczy chowa, wzięła je i jemu przyniosła. Gdy się dowiedziała że koszulę nosi zawsze na ciele a miecz i trąbkę przy sobie, więc postanowiła całą noc nie spać i zabrać to wszystko. Pisielkiewicz kładł się spać zwykle wtenczas gdy już żona jego spała. I tego wieczora, gdy się przekonał że śpi (ale ona nie spała tylko udawała śpiącą), odpasał pałasz od boku, wyjął trąbkę z kieszeni, zmienił koszulę, i to wszystko położył pod poduszkę. Żona to widziała, całą noc nie spała, wstała raniuteńko, po cichu wybrała wszystko z pod poduszki i zaniosła Lucyperowi. Jak tylko Lucyper włożył koszulę, wziął miecz i trąbkę, kamienne mury jego mieszkania rozpadły się i w proch się rozsypały. Poszedł prosto do pałacu Pisielkiewicza, wszedł do jego pokoju, porąbał go śpiącego na drobne kawałki, które kazał wsypać do torebki, przywiązać do ogona siwej jego kobyłki i puścić ją na pole. Po tem wszystkiem ożenił się z żoną Pisielkiewicza, która oddawna go kochała i zamieszkał w pałacu dla Pisielkiewicza przeznaczonym. Wierna kobyłka Pisielkiewicza, ze smutnie zwieszoną głową, poszła do mchem porosłej chatki pustelnika, zaczęła mocno grzebać nogą i tupać aż nim nie wyszedł staruszek, który z założonemi rękami zawołał: A, wierny sługo Pisielkiewiczu, takieto ciebie nagrody na świecie spotykają! Po tych słowach przystąpił do kobyłki, odwiązał torbę, wniósł do swojej chatki, wysypał na stół kawałki, zaczął je układać i gdy cała postać Pisielkiewicza była uformowana, zaczął gorliwie się modlić i póty się modlił, aż Pisielkiewicz się ocknął. Po przebudzeniu pierwsze słowa jego były: Ach jak dobrze spałem, a staruszek pokazał ręką na prześcieradło co było na stole rozesłane, całe skrwawione i na torbę krwią przesiąkłą i powiedział: patrz jak wygodnie spałeś i opowiedział Pisielkiewiczowi wszystko co zaszło. Znów tedy zaprosił Pisielkiewicza na rok do siebie za ogrodnika i znowu mu tak prędko ten czas przeszedł, jakby jeden tydzień. Staruszek dał mu orzech, mówiąc: Jutro w pewnem miasteczku nie bardzo ztąd dalekim będzie jarmark, więc idź zaraz, zatrzymaj się na noc w pierwszej karczemce, jaką na drodze spostrzeżesz, tam rozkąsisz ten orzech i przemienisz się w pięknego konia, ale przed rozkąszeniem jeszcze powiedz o tem samemu gospodarzowi i poproś go, aby ciebie zaprowadził na jarmark i nie sprzedał taniej jak za 90 dukatów, które może sobie zatrzymać. I jeszcze dał Pisielkiewiczowi kilka rad jak ma życie sobie zachować, gdyby zagrożone było. Pisielkiewicz podziękował staruszkowi, czule się z nim pożegnał i otrzymawszy od niego błogosławieństwo, wyruszył w drogę. Jak mu staruszek powiedział, tak zrobił. Poszedł do karczemki, przenocował, umówił się z gospodarzem, przekąsił orzech, przemienił się w prześlicznego konia, jakiego ani oko nie widziało, ani ucho słyszało. Zaprowadził gospodarz tego prześlicznego konia na jarmark; wszystkich oczy zwróciły się na niego, ale cena była nieprzystępna. Każdy przychodził, patrzył, dziwił się, pytał o cenę i odchodził. Jeden pan, który zdawał się znajomością koni i bogactwem przewyższać wszystkich, kilka razy podchodził do tego konia, targował go i znowu odchodził; wreszcie, zachwycony niezwykłą pięknością i kształtnością rumaka, kupił go za żądaną cenę. Po powrocie do domu, kazał go przyprowadzić przed ganek, a sam wszedł do pokoju żony i mówi: duszko, jak żyjesz nie widziałaś takiego konia, jak ten, którego kupiłem; chodź tylko prędko i zobacz. Jak tylko wyszła jego żona na ganek, spojrzała na ślicznego konia, zaraz powiedziała do męża: Ach, mój drogi, czyż nie poznałeś że to twój nieprzyjaciel Pisielkiewicz; zmiłuj się, każ go zabić, bo dopóki będziesz miał tego konia, będę niespokojna o życie twoje; proszę ciebie na wszystko kaź go zabić. Lucyper wydał rozkaz żeby natychmiast ściąć głowę koniowi i tym sposobem stracić nienawistnego mu nieprzyjaciela. Koń usłyszał rozkaz i smutnie spuścił głowę. Ale właśnie w tym czasie młodsza córka króla, któremuto Pisielkiewicz kraj od złych duchów oswobodził, była u siostry. Słyszała wiele pochwał o Pisielkiewiczu, ale go nigdy nie widziała. Widząc co zaszło, wyszła na ganek, spostrzegła prześlicznego konia ze smutnie zwieszoną głową i zaczęła płakać. Koń przemówił do płaczącej: Nie płacz królewno; jeżeli mię żałujesz, to bądź przy mnie gdy mnie będą głowę ścinać i staraj się, aby pierwsza kropla mojej krwi upadła na twoją chusteczkę , zwiń ją prędko i wkop do ziemi pod swojem oknem. Królewna poszła tam gdzie miano ścinać głowę koniowi, podsunęła chusteczkę, na którą upadła pierwsza kropla krwi jego, zwinęła ją jako skarb najdroższy i zakopała pod oknem swego pokoju. Nazajutrz na tem miejscu ujrzała prześliczną jabłoń ze złotemi owocami; długo patrzyła na nią z upojeniem i napatrzyć się dosyć nie mogła. Lucyper też był zachwycony tem prześlicznem drzewem, pobiegł prędko do żony i mówi: Ach, duszko, pójdź zobacz co za prześliczna jabłoń, nigdym w życiu nie podobnego nie widział. Jak tylko żona Lucypera spojrzała na jabłoń, zaraz powiedziała: Mój drogi, czyż znów nie poznałeś swego nieprzyjaciela Pisielkiewicza? Zmiłuj się, proszę ciebie, każ ściąć to drzewo, bo jeżeli go nie zniszczysz, sam zginiesz. Lucyper wydał rozkaz, aby natychmiast zrąbano jabłoń, która gdy to posłyszała, posmutniała bardzo i nachyliła się ku ziemi. Spostrzegła to królewna i pyta: Jabłonko, czemużeś tak sposępniała? Jabłonka jej na to odpowiada: Ach, królewno, kazano mię zrąbać Królewna rzewnie płakać zaczęła. Nie płacz królewno, mówiła do niej śliczna jabłonka, jeżeli mię żałujesz, to staraj się pochwycić pierwszą trzaskę, która ze mnie odleci, gdy mię ścinać będą, zawiń ją do chusteczki, włóż do kieszeni, zanieś do jeziora i wrzuć do wody; tym sposobem wybawisz mię od śmierci. Królewna zbliżyła się do jabłonki gdy ją już ścinać zaczynano, pochwyciła pierwszą trzaskę zawinęła do chusteczki, włożyła do kieszeni, zaniosła do jeziora i wrzuciła. Nazajutrz rano poszła zobaczyć co też z tą trzaską się stało i ujrzała prześlicznego złotopiórego kaczora, z brylantowym czubkiem, pływającego po jeziorze. Długo stała na brzegu, patrzyła na niego, lubowała się nim, a prześliczny kaczor przypłynął do niej bliziuteńko, tak że go ręką dostać mogła, gładziła go i pieściła. W tem dały się słyszeć czyjeś kroki, byłto Lucyper idący na polowanie. Kaczor wyrwał się z rączek swojej opiekunki i popłynął na środek jeziora, a królewna skryła się w zaroślach.
Lucyper spostrzegł prześlicznego kaczora i patrzył na niego zdumiony: strzelać do niego nie chciał, lecz życzył sobie mieć go żywego i postanowił zwabić jakimkolwiek sposobem. Kaczor jakby przeczuwając myśl jego, zbliżył się do brzegu i zdawał się ułatwiać przystęp do siebie. Lucyper, widząc że go bez trudności złowić będzie można, rozebrał się zupełnie i wszedł do wody. Kaczor uwijał się tuż koło niego i gdy Lucyperowi się zdawało że tuż, tuż go pochwyci, wymykał się zręcznie i to przypływając blizko, to się oddalając, wabił go coraz dalej od brzegu i gdy takim sposobem zaprowadził prawie na środek jeziora, wówczas zerwał się, szybko poleciał na brzeg, przemienił się w człowieka, chwycił swoją koszulę, pałasz i trąbkę, dane mu niegdyś przez świątobliwego staruszka, ubrał się w suknie Lucypera, stanął przed nim w groźnej postawie i mówi: Wybiła już ostatnia twoja godzina, trzy razy darowałem ci życie, trzy razy przez ciebie zamordowany byłem. Teraz nie ujdziesz już rąk moich. Przerażony Lucyper wyskoczył z wody, błagał raz jeszcze o życie, ale napróżno. Pisielkiewicz ściął mu głowę i porąbał go na drobne kawałki; potem pośpieszył do pałacu i tam postąpił tak samo z dawniejszą swoją żoną, a teraźniejszą Lucyperową. Ożenił się później z prześliczną królewną, żyli bardzo szczęśliwie i bardzo się zawsze kochali.
[Z Rosieńskiego, 1856].
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:32
WYCHOWANKA SZKAPLERNICY *).
    Pewna szkaplernica miała wychowankę dziwnej piękności i dobroci. Przejeżdżał kiedyś tam książe i uderzony pięknością dziewczyny postanowił z nią się ożenić i tak uczynił; był z nią bardzo szczęśliwy, bo dziewczę było jak anioł dobre.
    Wyjechał raz z domu i spotkał się z dawnym przyjacielem, opowiadał o swem szczęściu; na co ten odrzekł że jeżli zechce, to
    żonę mu uwiedzie. Posprzeczali się o to, poszli o wielki zakład i naznaczyli termin. Przyjaciel więc zaczął bywać u księztwa; ale wkrótce zmiarkował że zwykłą drogą niczego nie dokaże. Pojechał więc do szkaplernicy i przyrzekł jej wielkie pieniądze, jeśli mu dopomoże.
    Ułożył z nią że wlezie do kufra, a szkaplernica wybrawszy się niby na jarmark wstąpi po drodze do swojej wychowanicy. Tak uczynili; a gdy baba z kufrem przybyła do księżny, ta, uszczęśliwiona, przyjmowała ją serdecznie. Stara prosiła aby kufer wniesiono do pokojów i przy jej łóżku postawiono. Księcia nie było w domu. Pokładli się spać. Pokój starej był obok pokoju księżny. Przyjaciel przemknął kufer dla swobodnego oddychania i zasnął. Nazajutrz bardzo rano przyszła stara do księżny i radziła aby się zaczęła ubierać. Ta koszulę spuściła, pierścionek zdjęła i zaczęła się myć. Przyjaciel księcia spostrzegł przez szparę kufra znaczek rodzimy na piersi księżny. Po umyciu się wyszła ona z sypialni i zapomniała pierścionka na stołku; przyjaciel zabrał go i zamknął nad sobą kufer. Baba pożegnała się i z kufrem odjechała. Dopiero księżna spostrzegła się że zgubiła pierścionek, ale napróżno go szukała. Tymczasem przyjaciel pojechał prosto do księcia i oznajmił mu że żonę mu uwiódł, przekonawszy wiadomością o znaku na piersiach i posiadaniem pierścionka.
    Przyjeżdża książe do domu; żona go mile spotyka, skarżąc się na zgubienie pierścionka. Ale mąż powitał ją gniewnie i z domu wypędził.
    Poszła biedna, szła długo, wreszcie przyszła nad rzekę i z żałości rzuciła się w nią, aby smutne życie zakończyć. Tymczasem książe oddał przyjacielowi przegrany zakład.Księżna wpadłszy do rzeki natrafiła na gardło *) i porwana prądem dostała się aż na jakiś nieznany brzeg niewiadomego kraju; znużona zasnęła, suknie swe książęce susząc na słońcu. Śni się jej: że oto w tem królestwie córka króla jedynaczka jest śmiertelnie chora; sen jej mówi, pójdziesz tam, przebierzesz się za lekarza w męzkie suknie, które po obudzeniu znajdziesz przy sobie. Jest tam u króla ojca chorej takie założenie *): że kto wyleczy, to nagrodę dostanie, a nie, to głowę zetną. Więc przyszedłszy tam zapotrzebuj całej apteki królewskiej, przeszukaj ją, znajdziesz mały słoiczek z napisem lmię Maryja; weź królewnę do siebie, pokraj ją w kawałki, przemyj, wybierz z pod serca solitera, bo to od tego ona cierpi , potem poskładaj kawałki ciała, posmaruj lekarstwem owem, a królewna ożyje. Otwiera oczy księżna, znajduje węzełek z męzkiem ubraniem, ubiera się, do węzełka składa swe dawne suknie i idzie. Szła, szła długo, przychodzi do stolicy. Wszyscy tam w żałobie, żaden lekarznie śmie leczyć umierającej królewny. Dzieje się wszystko jak sen przepowiedział. Królewna odżyła zdrowa. Król radośny ofiaruje swą jedynaczkę za żonę lekarzowi-księżnie. Ona mówi, że potrzebuje czasu do wypoczynku i namysłu. Tymczasem król z radości daje na czesć lekarza bal, na który z dalekich stron nawet gości zaprasza. W liczbie gości przybywa i książe, mąż lekarki. Gdy bal się rozpoczął i księżna wyszedłszy na salę męża ujrzała, zemdlała. Wynieśli ją do osobnego pokoju, a wszyscy niespokojni pytają co zaszło. Zemdlała zaś księżna, bo mąż jej był bardzo smutny. Nie wychodziła długo, ale do niej przychodzili odwiedzać i prosić na salę. Między innemi rozmowami opowiadano o księciu, jak przez podstęp przyjaciela stracił żonę, jak smutny jest, że ją niesłusznie ukarał. Gdy księżna to posłyszała, powiedziała że czuje się lepiej, prosiła aby wszyscy wyszli i przyrzekła przyjść do gości. Przebrała się po kobiecemu i weszła: mąż zemdlał z wzruszenia; po ocuceniu, pełen szczęścia rzucił jej się do nóg, przeprosił, wszystko się wyjaśniło a małżeństwo wróciło do domu i długo żyło szczęśliwie.
    [Z Lidzkiego, 1869.

--------------
*) Szczapa, kloc.
*) Lud.
*) Szkaplerznica, kobieta sprzedająca szkaplerze, krzyżyki i t p. pod kościołem.
*) Wir, odmęt.
*) Warunek, postanowienie
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:34
ZAKLĘTA KRÓLEWNA W ŁAŹNI.
    Na wieczorynkach *) poszedł jakiś panicz o zakład ze swymi towarzyszami, że wśród nocy przyniesie kamień z pieca łaźni. Poszedł tedy; wszedłszy do łaźni posłyszał jakiś jęk; a gdy sięgnął po kamień, ktoś go schwycił za rękę i mówi: nie uwolnię ciebie, aż nim
    nie przyrzeczesz, że się ożenisz ze mną; i zaklinała go na czem świat stoi. Przestraszony śmiałek z początku się wyrywał, ale widząc że to napróżno, musiał przyrzec. Wówczas puściła ta istota jego rękę i powiedziała: jeżeli nie dotrzymasz słowa, pamiętaj że się nie skryjesz przedemną, wszędzie cię znajdę i nie dam spokojności. Gdy się poczuł wolnym, pochwycił kamień i pędem przybiegł do swoich towarzyszy, którzy przestraszeni jego bladością, pytali co mu jest; ale on im nic nie mówił. Powrócił do domu bardzo zamyślony i smutny. Niespokojna matka pytała co mu jest, dla czego taki smutny, jak ziemię zaprzedawszy *). Opowiedział matce wszystko co zaszło. Po wysłuchaniu matka powiedziała: cóż robić mój synku, przyrzekłeś, to musisz. Więc zaraz dali na zapowiedzi, a potem zabrali księdza i całą czeredę weselną i pojechali do łaźni. Gdy weszli, zdziwili się bardzo, widząc całą łaźnię pozawieszaną dywanami, stało tam mnóstwo świec, kwiatów, wiele pięknych rzeczy i ołtarz przybrany. Królewna zaś prześlicznie była ustrojona, a sama jeszcze piękniejsza. Jak tylko wzięli ślub, wszystkie te ozdoby znikły, została łaźnia tak jak była. Państwo młodzi powrócili do domu i żyli sobie szczęśliwie.
    [Z Wileńskiego, 1879.]
----------------
*) To co gdzie indziej wieczornicami lub doświtkami nazywają..
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:36
ZŁA KRÓLEWNA ZAMIENIONA W UPIORA.
    Był król i królowa; bardzo długo nie mieli dzieci. Ciągle Boga o to prosili, aż urodziła się im córka; ale od dzieciństwa taka była poganna *), że słów nie ma aby opowiedzieć co dokazywała; nie tylko dla wszystkich innych, ale i dla rodziców była najgorszą.
    Raz rodzice rozmawiali tak: „pewno ona dla tego taka zła, żeśmy się ciągle Bogu uprzykrzali o dziecko; i przeklęli ją". Córka w tej chwili skonała i konając to tylko powiedziała: niech codzień przy mnie w kościele warta stoi, bo inaczej w nocy przyjdę i rodzonego ojca i rodzoną matkę pożrę. Codzień więc w kościele stawiali na wartę jednego człowieka; ale nieboszczka codzień tę wartę zjadała i tak poszła marnie niejedna rota. Król nie wiedział jak kraj i siebie zbawić od tego nieszczęścia. Jednego dnia szedł młody i piękny żołnierz na wartę; idzie i płacze, bo wie że śmierć nieochybna. Spotyka go jakiś staruszek, pyta się i dowiaduje czego płacze. Mówi: to nic, ja ciebie nauczę jak uwolnić kraj i siebie od tej plagi. Idź, zabij kobyłę, obedrzyj ze skóry i ciało jej postaw niby wartownika, a sam ukryj się w kątek; i wszystkiego jak co miał zrobić dalej nauczył. Żołnierz tak też zrobił. O dwunastej w nocy wychodzi z trumny córka, rzuca się żarłocznie na niby wartę; ale kobylina była zmarzła, paskudna, że jeść nie mogła; mówi więc do siebie: pójdę jeść rodziców. Ale obej rzawszy się że za późna pora, chce wleźć napowrót do trumny; aż widzi że w niej leży ktoś krzyżem przykryty, — byłto ów żołnierz. Mówi ona: wstań, puść mnie! — On odpowiada, trzymając prawą rękę na piersiach na krzyżu: podaj mi prawą rękę, weź za moją prawą rękę i podnieś ją. Królewna zaczęła się gniewać, ale gdy nadchodziła dwunasta godzina, zaczęta prosić, błagać; lecz on ciągle swoje powtarzał. Gdy dwanaście wybiło, ona już ludzkim głosem przemówiła: Dziękuję ci, żeś mię od pokuty uwolnił; bo to była moja pokuta, iż za karę za złość moją musiałam chodzić po nocach żreć ludzi; i kilkudziesięciu tysięcy nie byłoby dosyć, bez twej pomocy. Odtąd żyła po ludzku i była dobrą.
    [Z Lidzkiego, 1870].
---------------
*) Policzył króbkę.
*) Rozszarpać, roztargać.
*) Zła, niegodziwa.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:37
ZŁOTY OKUŃ.
    Pewien ojciec miał jednego syna i łamał sobie głowę gdzieby go oddać na nauki, wreszcie powierzył go jakiemuś czarownikowi na trzy lata. Ten zaś tak rozpoczął naukę: taczał go po rosie i po piasku zlewał wodą i gotował w dużym kotle, potem wyciągał z kotła i próbował co umiał, a gdy zobaczył że niczego się nie nauczył, to znów go gotował i tak do trzech razy z nim robił. Później pytał go czy co pamięta, a wtedy chłopiec zawołał, że wszystko pamięta i wszystko umie. Więc czarownik przestał go warzyć i już miał zwrócić ojcu.
    Gdy się chłopiec dowiedział kiedy ma przyjść ojciec, przemienił się w ptaszka i poleciał na jego spotkanie. Zobaczywszy ojca, tak do niego powiedział: Gdy przyjdziesz mnie zabrać, to czarownik przemieni nas wszystkich chłopców, których uczył, w konie i każe tobie wybrać swojego syna; tych koni będzie dwanaście, wszystkie siwe, stać będą spokojnie; mnie poznasz po tem, że będę kopytem ziemię grzebał. Później przemieni nas w dwanaście siwych gołębi; wszystkie stać będą spokojnie, a ja będę dzióbkiem w nogę sobie dzióbał i po tem mnie poznasz. Trzeci raz przemieni nas w dwunastu kawalerów, wszystkich jednostajnie ubranych; wszyscy stać będą spokojnie, a mnie poznasz po tem że będę nos wycierał.Jak syn powiedział, tak też było; każdy raz poznawał go ojciec po danych znakach. Później zabrał już go z sobą i wyszli. Szli, szli dosyć długo; wtem zobaczył syn stado lecących gęsi, podsłuchał co gadały i uśmiechnął się; ojciec zapytuje czego się śmieje; a on na to: Słyszałem rozmowę gęsi i dla tego się zaśmiałem; mówiły że ty, ojcze, napijesz się tej wody, w której ja nogi umyję. Ojciec zagniewał się na syna i postanowił go stracić. Przyszli do jeziora przez które trzeba im było przepłynąć, wsiedli do łódki i popłynęli. Gdy odbili od brzegu, ojciec wrzucił syna do wody; ten zaś znając czary, przemienił się w złotą rybkę.
    Niedaleko jeziora był pałac królewski; królewna codzień posyłała służącą do jeziora po wodę. Dziewczyna, czerpiąc wodę, zabrała złotą rybkę i przyniosła królewnie, która była z tego bardzo uszczęśliwiona i cały dzień z nią się bawiła. Ale jakież było jej zdziwienie, gdy rybka wieczorami przemieniała się w pięknego kawalera; królewna bardzo się w nim zakochała i prosiła ojca żeby jej pozwolił wyjść za niego; ojciec pozwolił.Kiedy już miało się odbywać wesele, król zachorował na oczy. Czarownik dowiedział się o tem i przyszedł go leczyć, a razem chciał zgubić dawnego swojego ucznia, mszcząc się za to, że ten dał się swojemu ojcu poznać. Gdy przyszedł czarownik, narzeczony królewny przemienił się w obrączkę, którą królewna na palec włożyła. Czarownik, po wyleczeniu oczu, gdy król go zapytał coby chciał za to, powiedział: Nic więcej, jak tylko to co królewna w tej chwili ma na palcu. Król o niczem nie wiedząc przyrzekł. Obrączka tak zaś przemówiła do królewny: Gdy ci ojciec każe dać czarownikowi to co masz na palcu, to nie dawaj mnie jemu w ręce, ale rzuć mu pod nogi, a ja się przemienię w ziarna pszenicy, z których jedno nadepcz nogą tak, aby tego czarownik nie spostrzegł. Królewna zrobiła tak jak jej powiedział; pierścionek przemienił się w pszenicę, a czarownik w koguta, który prędko dziobał te ziarna, ale z ziarenka nadeptanego przez królewnę wyleciał potężny orzeł, który zabił koguta i zjadł go. Później młodzieniec ożenił się z królewną i żyli bardzo szczęśliwie. Po niejakim czasie, przyszedł jakiś żebrak do pałacu, a że było już późno, więc prosił o przyjęcie go na noc; przyjęli go, nakarmili, a gdy poprosił pić, służący mu powiedział, że nie ma innej wody jak tylko w miednicy, w której młody król swe nogi pomył. Spragniony staruszek napił się tej wody; później się dowiedział że to był jego syn, że był królewiczem i nogi w tej wodzie umywał. Młody król poznał swego ojca, przedstawił go żonie, opowiedział co zaszło i przeprosiwszy staruszka, zatrzymał go u siebie na zawsze.
    [Z Wileńskiego, 1879.
]
-----------------*) Ni za to, ni za owo. *) Tak też będzie.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:39
ŻABKA ŻONĄ KRÓLEWICZA.
    Król jeden miał trzech synów; każdemu dał po gałce; starszego potoczyła się do pewnego królestwa, więc poszedł za nią i ożenił się tam z królewną. Drugiego syna gałka potoczyła się do drugiego królestwa i ten z królewną się ożenił. A trzeciego syna pokociła się *) pod rokitowy *) krzak gdzie siedziała żabka; więc ją wziął, schował w kieszeń, przyniósł do domu i wypuścił; żabka schowała się za piec; śmieli się z niego bracia, że zamiast żony żabę znalazł. Ale król chciał się dowiedzieć co synowe jego umieją, więc kazał gdyby *) za *) jednę noc po koszuli uszyły. Najmłodszy syn zasmucił się bardzo, przyszedł do domu i mówi: zaklęta żabo, ojciec nam kazał gdyby wszystkie trzy synowe po koszuli uszyły, jakżesz ty uszyjesz? Idź spać, żabka odpowiedziała, a wszystko będzie zrobione; wyszła na ganek, świsnęła, a wnet naniesiono jej rozmaitych płócien; z tych najpiękniejsze wybrała, skroiła koszulę i wyrzuciła za okno. Nazajutrz rano wstaje królewicz, widzi w serwecie uwiązaną koszulę; wszystkie trzy zaniesiono do króla; najstarszej synowej koszulę oddał on słudze generała, drugiej synowej generałowi, a żabki koszulę dla siebie zostawił. Drugiego dnia kazał król synom, gdyby żony ich po dywanie zrobiły; przychodzi syn najmłodszy do domu i mówi: zaklęta żabko, co będzie? Ojciec kazał przez jednę noc dywan wyszyć. Idź spać,żabka odpowiedziała, a będzie wszystko zrobione; znowu świsnęła, a zaraz naniesiono jej rozmaitych włóczek, wybrała najpiękniejsze i za okno wyrzuciła. Wstaje królewicz, już dywan był zrobiony; wszyscy trzej synowie swoje dywany zanieśli do króla; najstarszej synowej kazał on rozesłać przy ganku, młodszej darował generałowi, a żabki dywan najwięcej mu się podobał, kazał więc go przy swojem łóżku zasłać. Trzeciego dnia król kazał im po pirogu *) upiec; gdy królewicz zasnął, wyszła żabka na ganek, świsnęła; znów naniesiono jej mąki, masła; wszystko to zamiesiła i wrzuciła do komina; nazajutrz jeszcze spał królewicz, a już piróg upieczony leżał na stole. Król najstarszej synowej piróg oddał słudze generała, młodszej generałowi, a żabki zostawił sobie do herbaty. Po tej próbie król zaprasza do siebie synów z żonami na bal; najmłodszy syn przychodzi do domu i mówi: ojciec nasz na jutrzejszy bal do siebie nas zaprasza; bracia z żonami pojadą, a ja co z tobą zrobię? Idź spać, żabka odpowiedziała, a jutro zobaczymy co będzie. Nazajutrz wstaje królewicz, widzi cały pokój najpiękniejszemi sukniami zawieszony. Wieczorem bracia starsi z żonami pojechali, a żabka mówi do królewicza: jedź i ty do króla i usiądź przy oknie; jak spostrzeżesz że deszcz pada, a król o mnie się zapyta, powiedz że żona twoja myje się; jak słońce zaświeci powiedz że ubieram się, a jak zagrzmi, powiedz że już jadę. Otóż gdy zagrzmiało, król wybiegł na spotkanie, przybyła żabka w postaci ślicznej pani; wkrótce tańce się rozpoczęły; król przez grzeczność chciał ze starszą synową tańcować, ale ona z gniewem odpowiedziała: jest lepsza ode mnie; odwróciła się i nie poszła; druga tak samo odmówiła ; nakonie podchodzi król do trzeciej synowej i zaczął z nię tańcować; ona dmuchnęła, na środku pokoju zrobiło się jezioro, po którem łabędzie pływały; około tego jeziora król z synową długo tańczyli, a jak przestali tańczyć, jezioro gdzieś zniknęło. Król doradził najmłodszemu synowi, gdy żona jego do domu będzie wracała, aby ją uprzedził i nie pozwolił pierwszej wejść do pokoju, bo znowuby w żabkę się zamieniła Królewicz usłuchał rady ojca, pośpieszył do domu gdy wracała, za suknię na ganku ją przytrzymał; wtedy ona zawołała: ach jakie szczęście że mnie wybawiłeś, odtąd już żabką nie będę. Wrócili więc oboje do króla, aby ich pobłogosławił, a potem wzięli szlub *) i bardzo byli szczęśliwi.
[Z Nowogrodzkiego, od Horodyszcza, 1875 r.].
*) Potoczyła się.
*) Łozowy.
*) Żeby.
*) W.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:41
Tatusia trzeba słuchać!,
Nad brzegiem Niemna stała wielka osada Rajgrodem nazywana. Była to miejscowość znana z bogactwa rozmaitych rzemiosł, dobrobytu ludzkiego, ale jednocześnie kąpiąca się w grzechu. Rządził w niej książę, który miał ładną, choć nieposłuszną i swawolną córkę.
Pewnego razu, kiedy książę znalazł dla niej przystojnego męża, sąsiedniego władcę, swawolna księżniczka zalotnikowi i własnemu ojcu kategorycznie odmówiła. Co więcej, stała się rzecz w tamtych czasach wręcz niemożliwa. Jedynaczka, nadzieja podstarzałego ojca, bez rodzicielskiego błogosławieństwa wychodzi zamąż. Ojciec w nerwowej gorączce przeklął ją słowami: "Obyś zginęła pod ziemią!". Wtem skorupa ziemska zadrżała i z trzaskiem pękła, pochłaniając osadę. W tym samym miejscu raptownie trysnęły źródła, spływając do Niemna. Jednak zaklęta woda nie miała prawa dołączyć do czystej, żywej wody rzeki, więc stanęła zatoką koło Niemna. Nikt nie miał siły osuszyć tej zatoki, wszelkie próby były bezskuteczne.
Opowiadają starsi ludzie, że wody zatoki wyrzuciły na brzeg stolik ze Świętą Ewangelią. Niedaleko wyrosła niebawem smukła brzoza, a kiedy pobierano z niej sok, to zamiast soku kapała krew. Ludzie mówią, że w niej była dusza córki księcia, która w ten sposób opłakiwała swoje nieposłuszeństwo. Pagórek, na który wypłynął stolik z Ewangelią, do dziś nazywają Górą Świętą. Z czasem na skraju „przewału” wyrosła nowa osada o nazwie brzmiącej tragicznie i jednocześnie zagadkowo: Przewałka.
Internet
7.05.2009 10:27
Bóg Karmi wilki.
[blok]Za pewnym człowiekiem pędziły się wilki i już, już miały go dopaść i rozszarpać, gdy nagle przed nimi spadło coś szarego, jakby kawał chmury z nieba. Wilki rzuciły się na to i pożarły z chciwością a następnie poszły sobie spokojnie w stronę.
Człowiek ów. Który był się schronił przed pogonią na drzewo i widział co się stało, po odejściu wilków zlazł i począł pilnie szukać azali nie znajdzie choć kawałeczka tej masy niebieskiej
Rzeczywiście, znalazł kawałek wielkości grochu, więc przez ciekawość wziął go do ust i wnet poczuł taki smak i taką sytość, że przez trzy dni nic już jeść nie mógł.
To Pan Bóg w taki sposób karmi wilki, bo są to bestje tak żarłoczne, że niepodobna byłoby od nich uchować żadnego stworzenia, gdyby nie ta pomoc z nieba.
http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent? ... &dirids=21
(dawne słownictwo i znaki)
18.05.2009 23:23
o Janopolu - Królowym Moście.
W XVII wieku nad rzek± Plask± leżała wie¶ Janopol w¶ród malowniczych wzgórz, otoczona lasami. W pobliżu wsi przebiegał Trakt Napoleoński prowadzący do Wołkowyska.
Pewnego razu traktem tym przejeżdżał król Zygmunt August ze swoją świtą. Była ciemna noc i orszak królewski długo szukał mostu na rzece. Gdy wreszcie znaleźli go, stało się nieszczęście. Most pod ciężarem wozów załamał się i zawalił. Wszyscy wpadli do zimnej wody. Przemoczeni i zmarznięci, zaczęli pukać do okien pobliskich chat. Znaleźli tam nocleg i poczęstunek. Ale dalej byli smutni, ponieważ musieli w południe być w Wołkowysku. Wszyscy chłopi z Janopola całą noc pracowali ciężko, a gdy wzeszło słońce, nowy most był gotowy. Zreperowali też powóz króla. Zygmunt August podziękował im z całego serca i odjechał.
Mieszkańcy wsi na cze¶ć tego wydarzenia postanowili zmienić nazwę. Od 1674 r. wie¶ nosi nazwę Królowy Most.
Żródło...Internet
29.05.2009 20:19
Sława Smorgoni -Niedźwiedź.
Lesista dawniej starożytna Polska obfitowała w mnóstwo niedźwiedzi. Sława Smorgoni
długo trwać będzie, bo tam edukowano niedźwiedzie; tam młody niedźwiadek, mając drewniane trzewiki na tylnych łapach, puszczony na gorąca posadzkę, nauczał się chodzić dwunożnie, grzecznych ukłonów i skakać z kijem; stąd na całą Polskę rozchodziły się uczone niedźwiedzie! Skomorocłiami nazywano tych, którzy chodzili z takimi niedźwiedziami; najwięcej było Cyganów, co schwytawszy niedźwiedzia, i sami go wyuczywszy, obchodzili z nim po miastach, dworach, u szlachty, mając z tego nie mały zarobek gdyż przy tem znajdowali dobra do kradzieży sposobność.
W dworach panów polskich i szlachty zamożniejszej trzymano na łańcuchach dzikie niedźwiedzie, lub oswojone; wolno puszczane, swobodnie się po dziedzińcach przechadzały. W niektórych dworach uzbrojone w grube pałki trzymały straże na ganku, i w sieni u wielkich - U Radziwiłłów, Sołohubów i wielu innych panów w Litwie i na Białorusi, pospolicie 12 przyswojonych niedźwiedzi miału legowisko w ogromnej' sieni: kije były ich orężem.
Tak wyuczone, że przed właścicielem lub znakomitym gościem stawały na tylnych łapach, i drągami tymi, jak gdyby bronią, wojskowe czyniły obroty, nie bez przerażenia swoja postawa, liczba, poruszeniem i rykiem, tych, którzy o podobnej straży nadwornej nie wiedzieli i pierwszy raz ją dostrzegli.
Opowiadają tradycyjną anegdotę o jednym z Radziwiłłów, który bojaźliwego Włocha chcąc nastraszyć, rozkazał oswojonego niedźwiedzia wpuścić, ażeby roznosił potrawy. Kosmaty hajduk, zręcznie -we dwóch łapach trzymając półmisek, stanąwszy z tyłu, podał mu potrawę. Włoch już sięgał po nią, gdy zamiast służącego ujrzał olbrzymiego niedźwiedzia, z przestrachu padł i zemdlał.

Źródło:Przyjaciel ludu, czyli, Tygodnik potrzebnych i pożytecznych wiadomości r. 1840
29.06.2009 23:37
O słoneczniku.
Biedny starzec pochował krewnych i przyjaciół i zupełnie sam pozostawał na świecie. Pewnego ranka do jego drzwi zapukała mała dziewczynka, sierotka. Zaprosił ją do domu, uściskał, dał ubranie i kawałek chleba. Ona w podziękowaniu pobiegła po miotłę i ścierkę, zakasała rękawy i wzięła się do pracy. Jeszcze nie nastało południe, a cały domek był czysty jak nowy szeląg. Dziecko chciało iść dalej swoją drogą, ale starzec, oczarowany jej zręcznością i słodyczą, poprosił, by pozostała u niego i dzieliła z nim skromną strawę. Dziewczynka zgodziła się chętnie i wkrótce pokochał ją jak własną córkę. Nie zastanawiano się nigdy, czy była ładna, czy brzydka. . Mimo to nazwano ją Słonecznikiem może z powodu włosów w kolorze gwiazdy dnia, wielkich oczu pełnych blasku i aureoli wesołości oraz zaufania, którym obdarzała wszystkich . Nadzieja, zdrowie i skromny dobrobyt weszły wraz z nią do domu dobrego staruszka. Ale dziewczynka nie zadowalała się czuwaniem nad dobrobytem swojego przyjaciela i utrzymywaniem porządku w domu. Była wszędzie tam, gdzie wzywały ją cierpienie i bieda. Na dziesięć mil dookoła mówiono tylko o jej uczynności i miłosierdziu. Słonecznik była już dużą dziewczyną i wydawało się, że pragnęła znać tylko uśmiech słońca, kiedy na okolicę spadło nieszczęście. Choroba i głód zastukały do wszystkich drzwi z wyjątkiem chatki starca. Dziewczyna dzieliła między biedniejszych wszystkie zgromadzone zapasy żywności i ubrania, które były w domu. Wkrótce trzeba było także rozstać się z ostatnią krową i oddać ostatnią koszulę.
Słonecznik siedziała u stóp swego przybranego ojca i śpiewała mu starą piosenkę, by pomóc mu zapomnieć o ich niedoli, gdy ktoś zastukał do drzwi. Otworzyła je i stanęła przed innym starcem, ale tak obdartym i osłabionym z głodu i gorączki, tak zniszczonym i bladym, że wydawało się, że przybywa z większej odległości niż pierwszy dzień świata. Słonecznik powiedziała mu płacząc
- Nie mamy, niestety, nic do ofiarowania,dziadku! Starzec wymamrotał: - Zimno mi, daj mi jakikolwiek łach, bym mógł go włożyć na siebie.Słonecznik zdjęła pelerynę i zarzuciła mu na ramiona. Ale gość mówił dalej: - Moja koszula jest zupełnie zniszczona, nie trzyma się już na moim ciele; daj mi coś, co mogłoby ją zastąpić. Bóg mi świadkiem, że nie mam nic, nic, dziadku.
- Masz moja dzieweczko - odpowiedział starzec - masz, moje dziecko, masz przecież piękne złote włosy, daj mi je, a potrafię utkać sobie z nich koszulę. Słonecznik wybuchnęła płaczem, bo bardzo lubiła swoje warkocze w kolorze słońca. Ale bez słowa obcięła je i wręczyła nieszczęsnemu. Weź je – powiedziała - skoro mówisz że mogą ci się przydać. Starzec wziął piękne warkocze i skierował się do kąta, w którym znajdował się warsztat tkacki. Na nim pracował długo. Krzyżował i ponownie krzyżował pasma, dzielił je i rozdzielał, aż tkanina była gotowa - wspaniała tkanina, od której oglądania nie można było się powstrzymać, należało jednak ręką zasłonić oczy, gdyż błyszczała ona olśniewająco. Starzec zarzucił ją wówczas na ramiona, podziękował dziewczęciu i wyszedł. Stojąc na progu chatki Słonecznik z ojcem patrzyli, jak oddala się niezwykły żebrak. Wyprostował się pod pięknym słonecznym okryciem i szedł teraz pewnie i majestatycznie. A wokół jego całego ciała, od stóp do głowy, świecące okrycie powiększało się i nadymało bez przerwy, aż stało się wspaniałą złotą chmurą. W tym momencie opuściło ono ziemię, zaczęło się wolno, wolno unosić, a gdy osiągnęło niebo, przybrało postać gwiazdy, której nie da się opisać słowami w żadnym języku. Starzec i dziewczyna dotknęli czołami skąpej i zimnej ziemi, ponieważ ktoś ich błogosławił z głębi tego Słońca Aniołów. / legenda zasłyszana/
16.08.2009 22:52
Wąż
Niektóry człowiek, religii katolickiej prawdziwy wyznawca, u jednego z wężochwalców na Litwie kupił kilka uli miodu, a potem, za długim zaprzyjaźnieniem się i samego na wiarę chrystusową, acz z wielką pracą i staraniem, nawrócił i namówił, aby obrzydliwego węża, którego za boga chwalił, zabił. To gdy ten gospodarz uczynił, po małym czasie przyszedł do ogrodu pasiekę swoją przeglądać, wtem ujrzał w ulu jednym próżnym siedzącą osobę, jakąś czarną, na podobieństwo człowieka, z gębą aż po uszy szkaradnie rozdartą, z oczyma krzywo wywróconymi, zgoła jakieś piekielne straszydło tam było. Zapomni się od strachu gospodarz; potem nieco do siebie przyszedłszy, kto by był i co by tam robił? — spyta. Poczwara odpowiedziała: — Jam jest ten, który tak długo tu będę, aż się tęgo nad tobą zemszczę, żeś boga swego domowego zabił i jeszcze większe prześladowanie będziesz miał, jeżeli się do ofiar jemu należących nie wrócisz. Gospodarz nie dbał o to i jako chrześcijanin krzyżem świętym przepędził poczwarę, że natychmiast znikła i nie wiedzieć, gdzie się podziała. Kiedy jednak na to miejsce przychodził, przez czas długi szum jakiś i ksykanie na kształt wężów w ogrodzie słychać było.
(Siemieński Lucjan )
16.08.2009 23:01
Paproć
Paproć kwitnie tylko o północy, w dzień św. Jana, i to jedną krótką chwilkę, bo zaledwie kwiat się pokaże, natychmiast niknie; który człowiek byłby tak szczęśliwym, iż by dostał kwiatu paproci (co ma być tak drobnym, że za paznokciem wygodnie się zachować może), nie tylko znalazłby ogromne skarby, których diabeł pilnuje, ale nadto ciemna zasłona przyszłości nie zakrywałaby oczom jego nieprzewidzianych zdarzeń i wypadków; słowem byłby tak, jak za czasów Pana Jezusa. Ale na próżno wielu kusiło się o tak ważną zdobycz, na próżno umyślnie czatowano. Okropność, jaka towarzyszy chwili rozkwitania kwiatu paproci, najodważniejszych i siły, i przytomności pozbawiła. Skoro bowiem przyszła północ i chwila rozkwitania cudownego kwiatu, straszne trzęsienie ziemi, bicie piorunów przy jaskrawych błyskawicach, wycie wichru i śmiech diabelski towarzyszą ciągle. Jeden wieśniak dostał go mimowolnym sposobem. Szukał on od dni kilku zbłąkanej krowy. Właśnie w przed j utrze św. Jana szedł zasmucony o północy, gdy przypadkiem w łapcie wpadł mu kwiat paproci. Natychmiast znalazł obłąkaną krowę, dowiedział się o skrytych rozlicznych skarbach i cała przyszłość w widnej postaci stanęła mu na oczy. Biedak nie wiedział, że ma kwiat tak cudowny. Wróciwszy do domu rozzuł się z łapci i kwiat zgubił. Po tej stracie przyszłość mu znowu ściemniała, jak dawniej, zapomniał o skarbach i tę tylko korzyść odniósł, iż znalazł zbłąkaną krowę.
(Siemieński Lucjan)
15.11.2010 23:50
Jezioro Mastis . Telsze
Były to bardzo, bardzo dawne czasy, czasy, kiedy po świecie podróżowały jeziora.
Podnosiły one swoje wody wysoko ponad drzewa i przemieszczały się z jednego miejsca na drugie.
Wszyscy, którzy widzieli przelatujące jezioro starali się odgadnąć jego nazwę i jeśli koś ją odgadł, jezioro dotychczas zawieszone wysoko w powietrzu lądowało natychmiast na ziemię .
Tak było też z wodami jeziora Mastis położonym obok miasta Telsze .

Pewnego razu wieki temu nikt nie wie skąd nadleciało ogromne jezioro i zatrzymało się w powietrzu w pobliżu Telsz. Olbrzymie jezioro zawisło nad drzewami tuż obok miasta. Ludzie przelękli się i bali, by woda nie zatopiła miasta. Wszyscy, ktorzy tylko mogli wybiegli ze swoich domostw i każdy według zwyczaju zaczął odgadywać nazwę jeziora. Różne nazwy były wymienione, ale jezioro wiszące nad drzewami ani nawet nie drgnęło. Nikomu, nie udawało się odgadnąć jego nazwy. Wśród tych którzy starali się odgadnąć nazwę jeziora pojawił się Żyd znany wszystkim gdyż był miejscowym krawcem. Nosił on zawsze przy sobie miarę krawiecką. Ludzie zaczęli Żyda prosić, aby i on włączył się w próbę odgadnięcia nazwy jeziora. Żyd swoją miarę krawiecką wyjął, podniósł ją do góry i wypowiedział słowa „Ui, ty będziesz Mastis”. Chciał On powiedzieć „mastas (=miara)”, ale Żydzi wymawiają inne końcówki litewskich słów, więc i tym razem zamiast „Mastas“ powiedział „Mastis“. Po jego słowach jezioro z największym hukiem spadło z wysokości na łąkę obok miasta i tam pozostało.
Takim to przypadkowym sposobem miejscowy Żyd – krawiec odgadł nazwę jeziora i wymawiając słowo ‘Mastis‘ sprowadził jezioro na ziemię. Jezioro od tej pory nosi tę nazwę i jest na tym samym miejscu koło Telsz do dnia dzisiejszego.

Podanie/ baśń powyższą ,opowiedziała Barbara Walatkieni ( w tłumaczeniu na j. polski córka Józefa Wołodko- Barbara Wołodko mieszkająca we wsi Keturakiai, w rejonie Telsz na Litwie, co miało miejsce .. ok. 1942 -1943 roku
a spisał to Jej syn Witas Walatka, (Witold Wołodko) 1956 04 02
Papasakojo Degutis J. Keturakiuose Telšių raj.
http://zam.mch.mii.lt/Mokslas/Krastotiros_uzr2d.htm
Tłumaczenie z języka litewskiego
W.Kardasz/K.Kowalewska
21.01.2012 03:54
Jan i Cecylia
O początkach rodu Bohatyrowiczów.
Legenda zachowała się dzięki tradycji przekazu ustnego. Anzelmowi, gdy był jeszcze małym chłopcem, przekazał ją Jakub Bohatyrowicz.
Wydarzenia miały miejsce w czasach, kiedy Litwa przyjęła chrześcijaństwo. Wiele lat temu, na tereny, gdzie dziś leżą Bohatyrowice, zawędrowała para młodych ludzi – Jan i Cecylia. Szukali puszczy i widać było, że obawiają się jakiegoś pościgu. Mówiono też, że różny jest ich status społeczny: on wyglądał raczej na chłopa, ona pochodziła z wysokiego rodu. W poszukiwaniu miejsca dla osiedlenia się przeszli bór wzdłuż i wszerz. Odwiedzili rybaków, bobrowników, sokolników, bojarów, ale nigdzie im się tak nie podobało jak nad brzegiem Niemna, gdzie teraz pomnik stoi opatrzony napisem „Jan i Cecylia rok 1549 -memento mori”. Na początku zbudowali sobie chatę w dębie. On budował, a ona zajmowała się zdobywaniem żywności. Wieczorami grała i śpiewała. Żyli w dziczy. Zagrażały im dzikie zwierzęta, powodzie. Powoli oswajali zwierzęta. Po dwudziestu latach wykarczowali kawał lasu i uczynili z tej połaci ziemi żyzne pola. Okoliczni ludzie dowiedzieli się o tej niezwykłej parze i jej dokonaniach i z ciekawości zaczęli ich odwiedzać. Wiele też osób pozostało już na stałe. Jan z Cecylią doczekali się też rodzonych pomocników – sześciu synów i sześć córek. Kiedy dorośli, założyli własne rodziny i tak „leśna gromada” stale się powiększała.
Minęło osiemdziesiąt lat od momentu, gdy Jan i Cecylia pojawili się po raz pierwszy w leśnej głuszy. Ich sława dotarła do samego króla Zygmunta Augusta, zapalonego myśliwego. Pewnego razu gdy polował w knyszyńskich lasach, postanowił zobaczyć to miejsce, o którym ludzie mu donosili. Zdziwił się, gdy zobaczył w środku lasu świetnie zagospodarowaną okazałą wieś. Ludzie wybiegli ze stu chat zdziwieni niecodzienną wizytą. Król zaczął dowiadywać się, czy żyją jeszcze protoplaści rodu. Najstarszy ich syn już siwy jak gołąb potwierdził, że żyją i są zdrowi. Król spotkał się ze stuletnimi już Janem i Cecylią.

Jan wyjawił, że pochodzi z Polski i jest prostym człowiekiem, swego nazwiska nie chciał zdradzić, ale jego małżonka „z wysokiego rodu zstąpiła”, by dzielić z nim życie na wygnaniu.
Król ujęty ich miłością i pracą, którą wykonali, nobilitował ród i nadał mu nazwisko Bohatyrowiczów. Odtąd ich herbem rodowym był Pomian „który jest żubrzą głową na żółtym polu osadzonym” – na pamiątkę, że protoplasta rodu pokonał żubra, a jego siedlisko zmienił w żyzne pola. żrodło- Internet
Strona z 8 < Poprzednia Pierwsza