Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Podania, legendy, opowieści cudowne z lat dawnych na Litwie

19.11.2008 13:02
Zahorski Władysław z lit.Vladislav Zagorsky (1858 Święciany -1927 Wilno), szlachcic z Guberni Kowieńskiej, lekarz, pisarz, działacz społeczny.
Władysław Zahorski spisał wspaniałe podania i legendy Wileńskie . Pierwsze wydanie ukazało się w 1925 r.
Nota bograficzna
Genealogia Zahorskich

Siemieński Lucjan (1807-1877)
literat, działacz niepodległościowy
Urodził się 13.08.1807 r. w Kamiennej Górze k/ Rawy Ruskiej w Galicji. W 1827 r. ukończył Szkołę Wojewódzką w Lublinie. Zaangażowany w organizacjach niepodległościowych Światowy człowiek .Od młodych lat pisze, jest nowelistą, tłumaczem i krytykiem literackim.
Zmarł w Krakowie w 1977 r.Autor wielu publikacji m.in. bardzo pięknej "Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie

Karłowicz Jan Aleksander (1836-1903), polski językoznawca, etnograf i muzyk. Studia historyczne, filozoficzne, językoznawcze i muzyczne w Moskwie, Paryżu, Heidelbergu i Brukseli. Redaktor czasopisma etnograficznego Wisła (1888-1899). Od 1887 członek Akademii Umiejętności,. Pochodził z rodziny szlacheckiej, był synem Aleksandra Karłowicza herbu Ostoja i Antoniny z domu Mołochowiec. Ożeniony z Ireną, córką Edmunda Sulistrowskiego. Autor wielu światłych prac .Piękne podania i bajki ludowe zebrane na Litwie zostaly opublikowane UJ w 1887 r w Krakowie

Szukiewicz Wandalin ur. 10.12.1852 w Naczy z ojca znanego adwokata. Szkoły ukończył w Wilnie a studia w Warszawie. W.Szukiewicz był badaczem przeszłości Wileńszczyzny. Pasją Jego życia była archeologia i prehistoria. Zbiory i wykopaliska ofiarował różnym instytucjom w Wilnie, Krakowie i Moskiwei. Prace naukowe
I księgozbiór Towarzystu Naukowemu w Wilnie.
Oprócz pracy naukowej oddawał się w swoim życiu pracy literackiej oświatowej i społecznej. Umarł mając 67 lat na atak serca 1 grudnia 1919 r.

Komentarze (159)

Strona z 8 < Poprzednia Następna >
27.04.2009 14:42
O KUPCU, KTÓRY UWIERZYŁ POTWARZY NA SWOJĄ ŻONĘ.
    Był pewien kupiec bardzo bogaty; miał jednego syna, którego wielce kochał i niczego mu nigdy nie odmawiał; a gdy podrósł, począł go zabierać z sobą jeżdżąc po towary.Razu jednego jechali oni, zbłądzili w puszczy i nie mogli wydostać się na drogę. Naraz patrzą, świeci się światełko. Zajechali tam; a był tam gospodarz, miał kilkoro dzieci; najstarsza córka, mała jeszcze, ale już była bardzo piękna. Gospodarz przyjął ich na noc, a syn kupca tak się w dzieweczce zakochał że wyjeżdżać nie chciał. Kupiec zaczął mu przedstawiać, że trzeba jechać koniecznie po towary; wreszcie wyperswadował mu, ale syn wymógł na ojcu przyrzeczenie, że wracając zajadą i dzieweczce przyrzekł piękny podarunek przywieźć.Pojechali w drogę, nakupili towarów i wracając zajeżdzają do owego gospodarza, którego córce syn kupca ślicznych rzeczy ponawoził. Zabawili kilka dni, a przez ten, czas syn kupca tak się rozko- chał w dziewczynie, że oświadczył ojcu, iż inaczej być nie może, albo niech ojciec go tu zostawi, albo dziewczynę z sobą weźmie. Co widząc kupiec, pomówił z jej rodzicami i zabrał dziewczynkę. Uczyła się ona i hodowała z synem kupca, a gdy wyrośli, pobrali się. Kupcowi szło szczęśliwie w handlu; syn i synowa sprzedawali w kramie; stary kupiec zestarzał się, przyszło mu umierać. Umierając mówi synowi: bądź zawsze uczciwym, to ci zawsze szczęśliwie dziać się będzie; ale pomnij: słuchając ludzi i swój rozum miej.Umarł ojciec. Po śmierci jego dzieciom tak dobrze się wiodło, że to aż zazdrość w ludziach obudzało. Szczególnie jeden kupiec im zazdrościł i szukał tylko sposobności jakby ich zgubić. A gdy raz nasz kupiec wyjechał po towary, on przekupił służącą kupcowej, w koszu bielizny dostał się do jej sypialnego pokoju i zaczajony dostrzegł, gdy wstawała, że ma złote nóżki po kolanka. Gdy więc kupiec wrócił, mówi mu ów zazdrośnie: Bardzoś we wszystkiem szczęśliwy, tylko nie w żonie, niewierna jest ona tobie; a na dowód mówię ci, żem widział, że ma złote nóżki po kolana.
    Mąż musiał uwierzyć w niewierność żony. Woła ją, każe iść za sobą; wyprowadził na rozstajne drogi, dał w twarz w jednę i drugą stronę i powiedział: nie ma już dla nas jednej drogi; jeśli ty pójdziesz jedną drogą, ja pójdę drugą. Ona zdumiona, zgnębiona, nic nie rzekłszy poszła w świat. Szła długo, długo, przyszła do puszczy; błądziła, myślała że zginie, aż spostrzegła świetełko. Przyszła tam i znalazła w domu pewną babulkę. Pyta się jej, czy wolno przenocować, a gdy babka na to pozwoliła i ogrzała zziębłą wędrownicę, to opowiedziała gospodyni swoje dzieje, a ona oświadczyła jej, iż sama nie ma z czego żyć, ale że jeżeli młoda kobieta chce aby ją za córkę przyjęła, to będą razem mieszkać i pracować. Kupcowa dała jej parę złotych, kazała kupić jedwabiu i batystu i postanowiła robić roboty. Wyszyła kilka chusteczek nadzwyczajnej piękności. Baba poniosła je na rynek; wszystkich uwagę te roboty zwróciły, najwięksi panowie je rozkupili, a jednę adjutant cesarski. Ten pokazał cesarzowi chustkę, który niezmiernie się zadziwił, bo nigdy tak pięknej chustki nie widział. Kazał więc wyszukać szwaczki, aby została nauczycielką jego córek.Szukali i znaleźli. Kupcowa uczyła więc cesarzówny; a że była bardzo piękna, więc kto przyjeżdżał do panien, nie patrzył na nie, ale na nauczycielkę. Zauważywszy to rodzice, postanowili ją stracić.
    Ale jeden lokaj ostrzegł o tem kupcową, która odrzekła: cóż mam począć teraz nieszczęsna? Lokaj odrzekł: ubierz się po męsku i uciekaj, nie poznają. Włożyła biedaczka żandarmskie czy jakieś tam inne odzienie i poszła w świat.Idzie, idzie, przyszła do pewnego królestwa; gdy tam zobaczyli tak pięknego żołnierza, zaprowadzili do króla, a ten dla jego piękności, zrobił go pierwszym swym generałem. Była ona tam generałem może rok, może dwa i ciągle męczyła się myślą: za co ją mąż uderzył szalem, że tej nocy wypadnie taka rosa, że ślepy choćby dziesięć lat nie widział, jak nią oczy przemyje, widzieć będzie. Drugi mówi: ja słyszałem że pewien bogaty gospodarz zgubił pieniądze w koleinie *), więc ktoby szedł nią, toby znalazł je i stał się bogatym. Trzeci mówi : słyszałem że to królestwo zginąć ma dla tego, że nie wody nie ma; a ja wiem że w królewskim majątku na górze jest stalowa klapka, a jeśliby ją kto podniósł, to tyleby było wody, że możnaby całe królestwo zatopić. I jeszcze rozmawiali trochę i polecieli precz.Ślepy siedząc pod szubienicą słyszał to i nuż macać ręką wilgoci; i jak tylko rosa spadła, przetarł nią oczy i przewidział. Idzie koleina i znajduje pieniądze; wraca do domu, radość wielka z jego wzroku i bogactw.Posyła najstarszego syna do brata po szesnastkę *), powiadając będzie mierzył pieniądze.Idzie syn do stryja i prosi o szesnastkę, a stryj mówi: czyś ty zwaryjował; przecież ja twego ojca ślepego pod szubienicę wyrzuciłem, ale szesnastkę dał. Po niejakim czasie odnieśli bogaczowi szesnatkę, a za obręczą umyślnie zostawili nieco pieniędzy. Stryj widzi że to prawda. Idzie tedy do brata dowiedzieć się, zkąd tych pieniędzy dostał; ale w domu go nie zastał, bo poszedł on wodę z góry dostawać, czego też dokazał, a król go za to pieniędzmi osypał.Wrócił do domu i znowu prosi bogatego brata o szesnastkę i tak samo jak pierwej odsyłając, za obręczą kilka sztuk pieniędzy niby nieumyślnie zostawuje. Bogaty brat prosi go na miłość boską, aby wyjawił tajemnicę, zkąd takie ma pieniądze. Ten się drożył; wreszcie wszystko opowiedział. Wtedy bogacz jął go prosić, aby mu oczy wyłupił i pod szubienicę zawiózł; ale brat nie chciał grzechu takiego brać na swą duszę; aż dopiero gdy żonę długo prosił i błagał, wydarła mu ona oczy i pod tę samą szubienicę zawiozła.W nocy przylatują ciż trzej djabli i rozmawiają. Pierwszy mówi: musiał nas ktoś podsłuchać, bo to co mówiłem o pieniądzach, już spełnione i ktoś je zabrał; a drugi mówi to samo o wodzie. Trzeba spojrzeć powiadają, czy nie podsłuchuje nas kto i teraz. Spojrzą, aż ślepy siedzi pod szubienicą: więc dalej go bić; bili, bili i zabili.
[Z Lidzkiego, 1870.]
Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
27.04.2009 14:45
O LEONKU ZRĘCZNYM ZŁODZIEJU.
    Był jeden pan i miał chłopczyka, który się uczył służby. Widział pan nieraz, jak chłopak kładł polano *) pod łóżko i skradał się do niego; więc go pyta: Leonek, co ty robisz? — Nic, panie, kraść się uczę. — Widzę nie pierwszy raz, jak ty się uczysz kraść; musisz być już zręcznym. Ot, ukradnij mego konia, a ja go będę dobrze pilnował. Kazał pan dwom parobkom wsiąść na konia: jednemu trzymać się za grzywę, drugiemu za ogon, i tak siedzieć całą noc, żeby Leonek nie ukradł.Ale Leonek nie głupi, przed wieczorem jeszcze nagotował krupniku i parobków spoił; a gdy podpili i poszli siadać na konia, zasnęli jak martwi na koniu. Leonek zsadził jednego, posadził konno na przeorynie *); dał garść konopi w ręku trzymać, i drugiego tak samo urządził. Przychodzi nazajutrz rano pan, widzi co się dzieje, że konia nie ma; pyta: co wy robicie, osły? Konia strzeżemy panie! A rozbudźcie się, przyjdźcie do przytomności. A toż konia nie ma! Idzie pan do Leonka i mówi: prawda, zręcznyś! Ale czy ukradniesz moją szkatułkę z pieniędzmi? Spróbuj. Dobrze panie, mówi Leonek.
    Pan położył szkatułkę pod poduszkę i bezpieczny położył się spać. Przyszedł w nocy chłopiec z rozczyną do sypialni pana i wlał do łóżka między pana i panią, a sam schował się pod łóżko. Państwo się obudzili i czując że mokro, jedno na drugie składa winę. Zaczęli się kłócić, a Leonek tymczasem po cichu za szkatułę i uciekł. Po chwili patrzy pan pod poduszkę, nie ma szkatuły.
    Nazajutrz, zobaczywszy Leonka, mówi: prawda, zuch jesteś! Ale ukradnij no jeszcze moje psy, — a były bardzo złośliwe. Pan je pozamykał do psiarni, na ogromne zamki *). Leonek poszedł, uszył z wołowej skóry wór i mocną wziął z sobą pałeczkę; tą bębniąc po psiarni, rozzłościł psy do najwyższego stopnia, a wór przededrzwiami nastawił. Psy rozwścieklone wywaliły wrota psiarni i wpakowały się tym pędem do wora; Leonek zasznurował go, niesie do plebanii i wpuszcza do księdza Ten przerażony, wyskakuje z łóżka, krzyczy, psy na niego, oberwały mu nogi i coś więcej. Bieży ksiądz do dworu i skarży się z płaczem. Pan był zapomniał o zakładzie z Leonkiem: aż przypomniawszy, mówi: to tego łotra robota! Przywołał go i mówi. No, przekonałem się żeś złodziej nie lada! Ale dość już tych figlów, siedź spokojnie, bądź poczciwy, a będziesz miał łaskę u mnie i u ludzi;
    [Z Lidzkiego, 1869.]
    ------------
    *) Do naga.
    *) Szczapę, kloc.
    *) Przegrodzie, klatce w stajni.
    Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
27.04.2009 14:46
O MACOSZE I PASIERZBICY *), KTÓRA DJABŁÓW OSZUKAŁA.
    Była macocha, która nie nawidziała swej pasierzbicy; Wiedząc że w osieci *) djabli tańce odbywają, kazała jej iść tam prząść. Posłuszna pasierzbica poszła, ogień rozłożyła i przędzie; wtem słyszy świst wiatru; przerażona zaczyna mówić pacierze; otwierają się drzwi z trzaskiem i wpadają niemczyki na stopach kurzych, niedźwiedzich, z ogonami i rogami; najstarszy z djabłów zbliża się i prosi ją do tańca; ona ze strachu biedna zapomniała i pacierza; wymawia się tem tylko że tańczyć nie umie i że brudna. Najstarszy djabeł posyła młodszego po wodę; w minutę jest woda; teraz mydła trzeba, potem ręcznika, grzebienia, pończoch, bucików, podwiązek, sukni, szala i t. d. Wszystko to dostała jak najpiękniejsze, a nim ostatnią rzecz przyniósł, kur zapiał; zmuszeni uciekać djabli, powinszowali tylko sierocie że tak zręcznie ich oszukała.Nazajutrz wraca sierota pysznie wystrojona; widząc to macocha rozpytała się o wszystkiem i następnej nocy wysyła tam rodzoną swą córkę. Idzie ona tak samo jak pasierzbica z kądzielą, rozpala ogień i czeka. O północy przychodzą znów djabli i proszą ją do tańca; ona zgadza się, tylko o strój piękny prosi; djabli natychmiast przynieśli; więc się ubrała i poszła w taniec, a djabli tak zawzięcie tańcowali, że na kawałki ją rozerwali. Nazajutrz macocha czeka córki, aż tu nie ma i nie ma; idzie do osieci i znajduje same kostki; zebrała je, na mogile pochowała i na grobie skonała,
    Pasierzbica z ojcem szczęśliwie żyła i bogato za mąż poszła. [Z Poniewiezkiego, 1870].-------------
*) Pasierbica. *) Suszarnia na zboże przy stodole.
Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
27.04.2009 14:48
O MAZURZE, KTÓRY NIE CHCIAŁ PRZYZNAWAĆ SIĘ ŻE ZJADŁ SEREK.
    Biedny Mazur szedł drogą, szukając służby; spotkał jednego anioła. Pyta się anioł, gdzie idziesz? Idę służby szukać No, to chodź do mnie. Mazur przystał. Będziesz u mnie uczniem, a ja ciebie będę doktorstwa uczył, powiada anioł. Ale wiedz o tem, rzecze Mazur, że tak jestem ubogi, iż ani na jeden obiad nie mam. To nic mówi Anioł, ja mam trzy serki, wystarczy nam ich nim dojdziemy do miasta, gdzie jest dużo chorych, a tam znów zarobimy. Idą, idą, Mazurowi tak się chce jeść, że aż słabieje; ale Anioł nie daje, ucząc cierpliwości. Jak już bardzo osłabi, Anioł daje jeden serek, mówiąc: zjemy dziś jeden, a na jutro drugi zostanie. Idą, idą, znów Mazur głodny, bo serek był mały; jedzą drugi, zostaje tylko jeden. Kładą się spać. Anioł miał ser w zanadrzu; gdy spał, ser wylazł na widok; Mazur nie mógł wytrzymać, wyciągnął ser po cichu i zjadł; a Anioł udawał tylko że śpi.Trzeciego dnia idą do miasta; Mazur tak upada na siłach, że ledwie się wlecze. Anioł mówi: no teraz zjemy nasz trzeci ser i będziemy wkrótce w mieście, bo już niedaleko Sięga za nadrze, nie ma sera. To ty pewno zjadłeś? Mazur boży się, przysięga że nie brał. Mniejsza o to, mówi Anioł i poszli dalej.
    Przychodzą do miasta. Dowiadują się że król chory. Anioł podejmuje się go wyleczyć; żąda oddzielnego pokoju "i wymaga aby żadna żywa dusza tam nie zazierała. Król był chory bez nadziei życia; więc go Anioł porąbał na kawałeczki, skropił wodą ożywiającą i chuchać w piersi zaczął. Król ożył. Za to dają Aniołowi ogromne bogactwa, lecz ich nie przyjmuje; Mazur trąca go i mówi: bierz, bierz, to ogromne pieniądze! Anioł odwraca się doń i pyta: a zjadłeś serek? Nie. Nie? to i pieniędzy nie będzie. Mazur ciągle namawia, obowiązuje się sam nieść ciężkie pieniądze, ale nic nie pomogło! Anioł ich nie wziął. Idą do drugiego miasta, wziąwszy parę bułeczek chleba na drogę. A już Mazur zły na Anioła. Przychodzą tam i znajdują chorą królewnę. Anioł leczy znów tak samo i uleczył; znowu im dają ogromne bogactwa, ale ich Anioł nie bierze. Mazur już tak zły, że kłócić się zaczyna z Aniołem. Więc Anioł pyta: a czy zjadłeś serek? Mazur znów się zapiera; więc Anioł pieniędzy nie wziął. Mazur tedy porzuca Anioła, zamierzając leczyć sam jeden tak jak Anioł, a ten znika. Przybywa tedy Mazur do innego miasta, gdzie król jest niebezpiecznie chory. Mazur prosi oddzielnego pokoju, zasłania okna, przygotowywa balije, deski i wszystko jak do rąbania; posiekał króla, składał, wodą polewał, chuchał i dmuchał, aż mu oczy na łeb wylazły; a król ani się ruszy. Już i światło się zrobiło, ludzie dobijają się o króla się dopytując. Wreszcie weszli do niego przemocą, zobaczyli co się święci i postanowili go powiesić. Prowadzą pod szubienicę i właśnie kiedy stryczek na szyję założyli, pokazuje się Anioł; więc Mazur krzyczy: ot tego wieszajcie, tego, to ten niegodny mnie tak leczyć nauczył. Anioł się pyta: a czy zjadłeś serek? Nie! Anioł na to: pamiętaj że zaraz cię powieszą Mazur: Nie! Aż już kiedy dusić się zaczął, krzyknął: zjadłem, zjadłem serek! Wtedy Anioł wyprosił mu życie; uleczył króla, Mazurowi dał pieniędzy, ale z warunkiem, aby tak jak on nigdy nie leczył i nie kłamał. Mazur był bogaty i szczęśliwy.
    [Z Poniewiezkiego, 1870].
Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
27.04.2009 14:51
ORGANIŚCIE, KTÓRY MIAŁ PIĘKNĄ ŻONĘ.

    Był pewien organista, który miał bardzo piękną żonę. Przyszło Boże Narodzenie, pojechał on opłatki rozwozić; zawieja *) okropna, mróz, a jednak pojechał.Przychodzi tymczasem do organiścinej w odwiedziny ksiądz; ona go przyjmuje, aż wtem wraca organista, z powodu zawiei, a spostrzegłszy wielkie światło w mieszkaniu, podchodzi pod okno, patrzy i widzi jak żona częstuje księdza i z nim się wesoło bawi.Wtem do drzwi ktoś znowu puka: a to był drugi ksiądz. Żona organisty posłyszawszy stukanie, myśli że to mąż i mówi do pierwszego księdza: gdzież się teraz schowasz? Chyba pod piec. A mąż widzi i słyszy wszystko.Wchodzi drugi ksiądz, ona i jego tak samo częstuje i bawi. Aż wtem ktoś trzeci puka; a to był trzeci ksiądz. Więc żona drugiego pod piec schowała.Nareszcie zastukał i mąż; więc żona i trzeciego księdza pod piec schowała.Mąż wchodzi zziębły, narzeka na zimno; żona podaje mu resztki traktamentów i wódkę; ale mąż niczego nie chce, tylko abyrozpaliła ogień w piecu. Żona na to: a zkądże drewek dostanę? Więc organista słomy nałożył pod piec, zapalił i dymem zadusił księży. Wtedy żona krzyknęła: co ty zrobiłeś! A mąż: a cóż ja winien, nic nie wiedziałem. Cóż tu robić teraz, jak ukryć? Radzili, radzili, nic nie uradzili. Aż wtem przychodzi kominiarz i widząc zakłopotanie, pyta się czego biedują. Mówią mu o co rzecz idzie, że pewnego księdza zadusili. A on: dajcie mi tylko jajecznicy, to już ja dam temu radę.Dali kominiarzowi jajecznicy i gościńca; wziął on księdza do worka, cały czarno się wymazał i niesie. Przychodzi pod wartę. Kto idzie? pyta straż. Czort! — Co niesie? — Księdza topić. I poniósł. Przyszedł do rzeki i utopił trupa.Nazajutrz przychodzi i mówi: a co, nie ma już biedy? — Ale gdzież tam, jest nowa,odpowiadają; powrócił ten sam ksiądz! Kominiarz podejmuje się znowu go oddalić, przyrzekając go tam tęgo nacisnąć. Znowu tak samo wziął trupa, minął wartę i utopiwszy przycisnął polanem *).Nazajutrz wraca i pyta: a cóż, teraz pewno nie ma? — Ale jest to jakaś kara Boża, powrócił. Dali mu i trzeciego. Teraz juz kominiarz przycisnął jak mógł trupa kamieniami i myślał że już nigdy nie wróci.Gdy więc nazajutrz zapytał, organisty, dowiedział się że ksiądz nie wrócił; a małżonkowie dziękowali mu i dali jajecznicy i gościńca.Nadeszła niedziela. Naród *) się zebrał, ale nie ma komu nabożeństwa odprawiać. Idą do plebanii, księży nie ma. Zrobił się popłoch: poczęły obiegać różne pogłoski. Warta wyznała że już trzy dni djabeł nosił księży topić. Poszedł lud procesyją szukać trupów i znalazł; zaczęto dostawać; ale gdy się jak na to kominiarz pokazał, wzięli go za djabła i ze strachu połowa ludzi się potopiła.Wszyscy więc byli przekonani, że djabeł potopił księży.
[Z Lidzkiego 1869.]
Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie

27.04.2009 14:52
O PANI HRABINIE FARMAZONCE NA ŻMUDZI.
    Zdarzyło się na Żmudzi że pewna hrabina umarła; miała za życia służącą Zosię, która jej pięć lat wiernie służyła. Ubrano zmarłą i w sali wystawiono jak zwykle: cały dom spać poszedł. W nocy do śpiącej Zosi przychodzi hrabina ze świecą i mówi jej: służyłaś mi wiernie pięć lat, posłużże jeszcze pięć minut. Źleście mię uczesali i ubrali. Pójdź ze mną. To mówiąc dała Zosi w lewą rękę świecę i zaprowadziła ją do sukien. Wybrała pięć najpiękniejszych i dała Zosi za pięć lat służby; wybrała sobie na ubranie jedne, a resztę poszarpała w kawałki. Zosia, oniemiała ze strachu, uczesała ją i ubrała. Wtedy pani rzekła: a teraz pójdziemy do sklepu; gdy ja na wschody lewą nogą stąpię, ty mię popchnij i drzwi sklepu zatrzaśnij, nie zważając choćbym prosiła, jęczała i krzyczała. Gdy tak Zosia uczyniła, dały się słyszeć w sklepie straszne krzyki, jęki i hałasy; ale nic na to nie zważała. Nazajutrz przyszedł pan do Zosi i mówi: czy wiesz co się stało? Pani nie ma na katafalku! Zosia mu wszystko opowiedziała jak było. Więc dla uniknienia rozgłosu włożono zamiast ciała coś ciężkiego do trumny i ją pogrzebiono. Gdy zaś do sklepu zajrzano, znaleziono tam ciało hrabiny na drobne kawałki pobite, kości na szczęty potrzaskane i w ściany powbijane.Zosia na trzeci dzień z przerażenia umarła.
[Z Lidzkiego, 1869.]
--------------
    *) Wielmożne, wielmożnego — jałmużna.
    Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
1.05.2009 03:01
O PASTUSZKU, KTÓRY MIAŁ CUDOWNĄ DUDKĄ.
    Był sobie pastuszek, pasł świnie i owce. Raz popędził je w pole; patrzy, aż na kamieniu leży dudka; a to diabeł chodził koło jeziora, grał na niej, położył i zapomniał. Jak zaczął grać pastuszek, zaczęły świnie i owce tańczyć, do tego stopnia, że aż z sił opadły, pokładły się na polu i leżą. Szczęśliwy pastuszek że ma taką dudkę, idzie na drugi dzień i siada przy drodze. Jedzie szklarz. Pastuszek zaczął grać; dalejże w taniec szklarz i koń i szkło, — aż wszystko się w kawałki potłukło. Więc szklarz idzie do dworu na skargę. Pan każe wołać pastuszka i mówi: czy to ty grałeś na dudce ? Pastuszek mówi: ja, panie, pastuszym zwyczajem. A czegoż żyd się skarży? Albo ja wiem, czyż ja mu tańczyć kazałem. Pokaż mi tę dudkę. Nie mam, zgubiłem. No, wynoś się sobie, a sztuk żadnych nie wyrabiaj, ludu nie krzywdź, bo inaczej osiekę. Na drugi dzień jedzie garncarz z garnkami. Powtarza się ta sama historyja. Pan jeszcze raz przebaczył. Na trzeci dzień jedzie jakiś pan z panią. Pastuszek zaczął grać: dalejże wszystko tańczyć. Pan prosi: przestań, daj odpocząć. Ale pastuszek ani zważa, gra a gra, aż do ostatniego zmęczenia. Wreszcie ci państwo do dworu przyjechali i skarżą się panu na pastuszka. Ten każe go wołać. Przychodzi pastuszek. Czy ja ci na to przebaczałem kilka razy, abyś znów psoty wyrządzał? Pokaż dudkę, zagraj. Pastuszek zaczął grać, aż i pan i cały dwór zaczęli tańczyć bez końca, do upadłego; aż wreszcie pan mówi: dość, idź sobie z tą dudką, a idź gdzie daleko, aby cię o dziesięć mil stąd nie było. Idzie pastuszek drogą, idzie, aż spotyka diabła. A pastuszek nasz nie wiedział że to była dudka diabelska. Diabeł mówi: oddaj moją dudkę. Pastuszek: nie mam twojej dudki, nie wiem nic o niej. Znalazłem ją na kamieniu. To moja, oddaj. Albo pójdźmy o jaki zakład: kto wygra tego dudka będzie. Pójdźmy na wychyłki *). A pastuszek na to: czy ja z tobą ścigać się będę, kiedy ty mojego rocznego syna nie przegonisz. Co mówiąc, postraszył z pod krzaka zajączka. Diabeł krzyczy: zaczekaj, zrównajmy się, stańmy na mecie; ale przestraszony zając pobiegł precz daleko; diabeł uznał się za zwyciężonego. Teraz, rzecze, pójdźmy w dołki*). Dobrze, mówi pastuszek, ale wprzód postaraj się zdążać *) mojego dziadka, bo ja za silny mogę cię zdusić. Co mówiąc, a było już szaro, pokazał niedźwiedzia za krzakiem. Diabeł wziął go za prawdziwego dziadka, nuż się z nim borukać: ale niedźwiedź jak go obejmie, przydusi, omal nie zgniótł diabła. Przegrałem, mówi diabeł. Ale spróbujmy się jeszcze raz, pójdźmy na pojedynek. Diabeł pobiegł i przyniósł pikę, a chłopak przyniósł trejczak *) i mówi do diabła: Czy wiesz, będzie źle; ty jedno masz ostrze, a ja trzy; będzie po tobie, zginiesz. A diabeł powiada: no, to zamieńmy. Pastuszek: dobrze; ale dla większego twego bezpieczeństwa radzę, bijmy się przez płot. Diabeł na to przystał chętnie i ma się rozumieć gdy się bili, pika przeszła płot na wskroś i raniła diabła, a jego trójząb od razu uwiązł w płocie.Diabeł tedy poleciał do swego króla i opowiedział o stracie dudki, o wyścigach z pastuszkiem i o jego sile, prosząc ratunku. Idzie więc sam król; przychodzi do pastuszka i zastaje go kręcącego sznurki. Co robisz? zapytuje.
    — Wiju kałacz?, budy z bałota czerciej wałacz?*),
    — Cóż oni ci złego zrobili?
    — O, wiele; nie daruję.
    — Mów, czego chcesz, tylko ich zostaw w pokoju.
    — Ot nasyp tę odrynkę *), co tam het na wzgórku stoi, pełną pieniędzy, to dam wam pokój; a inaczej nie.
    Diabeł, widząc że nie ma rady, nasypał domek pełny złota; a chłopak oddał dudkę i żył sobie bogaty jak pan.
    [Z Lidzkiego, 1870.]
-----------------------------------------------------
*) Na wyścigi, na wyprzódki.
*) Inaczej iść w dażki, albe dążać się=pasować się, borukać się.
*) Obalać borukając się.
*) Widły o trzech zębach, używane do składania siana w stogi.
*) Wiję kołacze (?),będę z błota diabłów wywlekać.
Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
1.05.2009 03:03
O PIĘKNEJ HANNIE.
    Dawno bardzo dawno żyła królewna Hanna, a tak była piękna, że nikt ani opisać ani opowiedzieć dostatecznie nie może, tylko to pewno że nie było człowieka coby o pięknej Hannie nie słyszał. Wielu się zgłaszało o jej rękę, lecz ona nikogo przyjąć nie chciała, nie mogąc sobie równie pięknego znaleźć. Doszedł ten słych *) do uszu młodego królewicza jedynaka u rodziców; zachciało mu się przekonać azali rzeczywiście ludzie prawdę mówią; zabrał nie wiele rzeczy, trzy djamentowe kamuszki, mające własność świecenia w nocy, i nic nikomu nie mówiąc poszedł szukać pięknej Hanny. Szedł nie dzień nie dwa, bo królestwo Hanny było daleko, zaszedł nakoniec i kazał się przedstawić; lecz piękna Hanna zaledwie nań spojrzała, z niechęcią się odwróciła i rzekła: Cóż ty za jeden, abyś się tu śmiał przedstawiać, kiedy ty nie potrafisz rozwiązać rzemyka obuwia mego! Poczem odeszła i więcej się ukazać nie chciała. Królewicz widząc tyle piękności i taką dla siebie pogardę, stanął jak wryty, a gdy cokolwiek przyszedł do siebie, zaprzysiągł straszną zemstę i odszedł.
    W tydzień czy więcej przychodzi do ogrodnika królewny Hanny chłopiec i prosi najusilniej aby go na służbę przyjęto. Ogrodnik mu odmawia, mówiąc że ma już ludzi więcej, niż mu potrzeba, lecz w końcu zmiękczony prośbami i przyrzeczeniem służenia darmo zgodził się na miesiąc próby. Chłopiec, który był nie kto inny jak przebrany królewicz, nie tyłko wypełniał wszystko co przyrzekł, lecz nadto pracując nocami przy świetle kamuszków zadziwiał pracowitością ogrodnika i oboje królestwo. Najpiękniejszą robotą królewicza była altana naprzeciw okien królewny, a była ona tak piękną, że oczu od niej oderwać nie można było; świat takiej nie widział piękności; to też królewna nie raz w oknie stawała i z przyjemnością tam spoglądała. Gdy królewicz był już w wielkich łaskach u ogrodnika, poprosił o pozwolenie zamieszkania w tej altance, które ma się rozumieć z łatwością otrzymał. Przeniósł tedy tam łóżko i inne ubogie swe sprzęty i zamieszkał. Pierwszej nocy położył na oknie najmniejszy kamuszek; wnet taki blask na ogród i pałac uderzył, że królewna zasnąć nie mogła; posyła służącą spytać co to za cuda; służąca poszła i ujrzała że leży tam niewielki kamuszek, lecz taki silny blask wydaje, że wytrzymać nie można; zapragnęła go posiadać królewna; posyła znowu służącą zapytać, coby ogrodniczek za niego żądał; ta poszła i przynosi taką odpowiedź: że odda bez zapłaty, aby tylko królewna lub którakolwiek ze służebnych z nim przenocowała. Zagniewało to królewnę , odeszła od okna aby o nim zapomnieć , lecz nie mogła siebie przezwyciężyć, znowu wróciła i na wszystko prosi swe panny aby z nim którakolwiek poszła przenocować. Królewna tak pięknie prosiła, że jedna dała się uprosić i poszła. Gdy weszła do altanki, znalazła ogrodniczka na łóżku; pyta ją: czy po kamuszek przyszłaś ? Tak! A czy nocować ze mną będziesz? Będę! Zamknął drzwi na klucz, kamuszek jej wręczył i kazał ze sobą spać się położyć. Lecz biedaczka ani oka zmrużyć nie mogła, taka się zrobiła w altance od zgniłych jabłek zaducha, że ledwie żywa o świcie do pałacu się przywlekła. Królewna nie posiada się z radości że taki skarb dostała; każe swoją pannę leczyć i obiecuje jej najpiękniejsze podarunki. Lecz gdy noc nadeszła, znikła radość królewny; ogrodniczek położył drugi kamuszek; a cóż jasność pierwszego w porównaniu z tym drugim! Znowu więc królewna prosi i zaklina panny, i udało się jej drugą służebną uprosić; ta nazajutrz znowu ledwie żywa wróciła, lecz kamuszek przyniosła. Znowu radość dzień tylko trwała, bo gdy za nadejściem nocy ogrodniczek największy kamuszek położył, królewna tak go zapragnęła, że sama postanowiła iść przenocować. Tak też zrobiła; kamuszek dostała i żadnej niemiłej woni w altance nie znalazła; lecz od tej nocy posmutniała, w ogrodniczku się rozmiłowała i w kilka tygodni potem, lękając się aby rodzice o jej postępku się nie dowiedzieli, zabrała swe suknie tak codzienne jak ślubne i z ogrodniczkiem uciekła. Różna ich była droga: i jechali i piechotą szli; ile czasu nie wiem, ale zbliżali się do państwa rodziców królewicza; a ten nic nie mówiąc że jest królewiczem, udaje ogrodniczka, bo jego złe serce niesyte było zemsty. Gdy już do miasta stołecznego przybyli, zatrzymują się w lichej gospodzie i tak on królewnie powiada: No, czekajże ty na mnie tutaj, a ja pójdę do miasta, dowiem się czy nie ma gdzie na chleb zarobić. Poszedł, lecz nie pracować, tylko nająć ludzi coby od pięknej Hanny odebrali kutry i do pałacu królewskiego zanieśli, a sam poszedł przywitać się z rodzicami, lecz o pięknej Hannie nie wspominał. Nad wieczór powraca do gospody; zapłakana piękna Hanna wybiega i opowiada jak ją zrabowano, jak im nic nie zostało; złajał ją królewicz że taka jest do niczego, że już pewno z głodu zginą, bo on nie potrafi na siebie zapracować; lecz jeszcze spróbuje, może sprzedawać co potrafi. Kupuje więc nazajutrz krup, mąki i każe jej po kwaterce sprzedawać sam zaś znowu niby na robotę do miasta wychodzi, lecz znowu nie pracuje, tylko podmawia żołnierzy aby ją zrabowali, a sam do rodziców idzie. Nad wieczór powraca, znajduje piękną Hannę w rozpaczy że nic nie umie,że on ją rzuci pewno za to że nie tylko nic nie zarobiła, lecz pozwoliła siebie zrabować. Królewicz jeszcze ją mocniej złajał i mówi: chyba pomywaczką w kuchni będziesz, bo do niczego jesteś. Piękna Hanna i na to się" zgadza, byle jej nie porzucił. Umieszcza ją królewicz za pomywaczkę w rodzicielskiej kuchni, a sam przychodzi zawsze w siermiędze ubrany, że go nikt nie poznaje; zawsze udaje rozgniewanego i zgłodniałego, aby dogodzić swej zemście.Pewnego dnia przychodzi i mówi ważną nowinę: że królewicz się żeni, lecz z kim, nie chce powiedzieć; dodaje że dziwną rzecz ogłosić kazał, iż przed ślubem przetańcuje po razu z każdą osobą, która się tylko w pałacu królewskim znajduje; ot duszko, powiada, i ty na królewskich potańczysz pokojach. Lecz Hanna zaśmiała się tylko i mówi: czyś zwaryjował? Brudna i obdarta jak ja, żebym z królewiczem tańcować miała! będzie tam dość bezemnie. No, zobaczysz co jutro będzie, odpowiedział mąż.Następnego dnia ruch w pałacu niezwykły; wszyscy się kręcą a w kuchni jak w piekle się gotuje; miała też piękna Hanna roboty i tak się zmęczyła, że o tańcach zupełnie zapomniała; wtem wpada sługa królewski i wszystkim kuchennym każe na królewskie iść pokoje. Piękna Hanna przypomniała sobie co jej mąż wczoraj mówił i skryć się chciała, lecz gwałtem jak była brudna i obdarta, z garnuszkiem ochłapów przy pasku do komnat ją poprowadzono. Jakże się zdumiała, kiedy w osobie królewicza poznała swego męża. Gdy ten brał ją do tańca, ze wzruszenia i wstydu od przytomności zaczęła odchodzić. Gdy tańczyła z królewiczem, pękł garnuszek, wszystko się z niego wysypało, a on tańcząc zaprowadził ją do drugiego pokoju, gdzie stały jej kufry z odzieżą. Tam powiedział jej, że dla upokorzenia jej kazał to wszystko znosić; że kocha ją i innej nie chce; że to dla niej był ten bal; wreszcie kazał jej się ubrać, wprowadził ją do wielkiego pokoju, gdzie jej nikt nie poznał, aż królewicz musiał oznajmić że to jego żona. Bawili się i potem długo szczęśliwie z sobą żyli.
    [Z Lidzkiego, 1869.]
Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
----------------
*) Wieść, posłuch.
1.05.2009 03:09
O SIEROCIE I WRÓŻCE.
    Była jedna biedna sierota, która nie miała rodziców i żyła na łasce krewnych; a że była bardzo piękną, córki zaś krewnych brzydkie, więc żeby przy niej jeszcze brzydszemi się nie wydawały, dali jej tylko świni kożuszek i wypędzili. Idzie biedna sierota, idzie modląc się i płacząc i nareszcie wchodzi do jakiejś puszczy; spostrzega w dali domek, z którego światełko błyskało. Podchodzi, stuka do drzwi; ukazuje się jakaś pani i zapytuje, co ona za jedna? Dziewczynka odpowiada jej, że jest sierotą i że krewni ją bez najmniejszej przyczyny wypędzili. Pani ta byłato poczciwa wróżka, która nikomu żadnej krzywdy nie robiła i miała dobre serce. Mówi więc do niej: zostań u mnie, będziesz zajmować się wszystkiem, oddam ci wszystkie klucze, z warunkiem, abyś do jednego pokoju nigdy nie zaglądała. Sierota wszystko jej przyrzeka i zaczęła tak doskonale zajmować się i usługiwać, że Pani ją bardzo pokochała; po niejakimś czasie zaczyna dziewczynkę trapić myśl, dla czego jej wszędzie wolno wchodzić oprócz jednego pokoju i kiedy tak zaciekawiona była, Pani wychodzi z domu na cały dzień; podówczas dziewczynka, nie namyślając się długo, otwiera, wchodzi i widzi prześliczny obraz Matki Boskiej; pada na kolana zaczyna się modlić i płakać, prosząc o opiekę nad sobą. Po wyjściu z pokoju spostrzega iż palec na lewym ręku stał się miedzianym; strwożona zaczyna go myć, wycierać, a gdy nic nie pomogło obwinęła go płatkiem. Wieczorem wróciła pani, wszystko znajduje się w porządku, tylko spostrzega palec zawinięty; pyta ją co to? Dziewczynka odpowiada, że skaleczyła. Nazajutrz pani znowu wychodzi z domu, a sierota bieży do pokoju, pada przed obrazem i długo się modli płacząc. Tak powtarzało się dni kilka; nareszcie pani każe koniecznie pokazać palec, a gdy zobaczyła, rzekła: a widzisz, nie posłuchałaś mnie, nie dotrzymałaś słowa, więc dłużej ciebie trzymać tu nie mogę. Dziewczynka zaczyna przepraszać, żałując, że straci tak dobrą panią i obraz, przed którym modląc się uważała siebie za najszczęśliwszą. Pani jej na to: nie miałabym litości nad tobą, ale widząc gorącą twą modlitwę, przebaczam i zrobię cię szczęśliwą; weźmiesz swój świni kożuszek; a oto masz trzy kłębuszki, one cię zaprowadzą pod dąb, który stoi za puszczą; schowasz pod nim kłębuszki a sama w kożuszku z pobrudzoną twarzą, pójdziesz do pałacu, w którym mieszka piękny i bogaty królewicz, tam proś aby cię przyjęto choć za kawał chleba, nie zważając choćby z ciebie drwili i wyśmiewali; później staraj się dowiedzieć kiedy królewicz pojedzie do kościoła, zakradnij się w jego pokoju; a gdy zacznie się ubierać; każe podać buty, to nie zważając na żadne pogróżki sług, podaj mu je; królewicz ze złością rzuci niemi na ciebie, ty wybiegnij z pokoju i pośpieszaj pod dąb, gdzie schowane są kłębki; pokoć *) jeden, wnet stanie przed tobą prześliczny zaprzężony powóz z ludźmi; obmyj się, każ podać suknie, ubierz się, siadaj i jedź do kościoła, gdzie będę na ciebie już czekać . i co masz nadal zrobić powiem. Poszła dziewczynka i wszystko co pani jej poleciła wypełniła. Gdy przybyła do kościoła, znalazła już wróżkę ukrytą za drzwiami, która jej szepnęła: królewiczowi bardzo się podobasz, każe dowiadywać się u twoich ludzi, zkąd i kto jesteś? ludzie twoi odpowiadają, iż z tego dworu, gdzie na kobiety butami rzucają. Królewicz ujrzawszy tak piękną pannę i bogato ubraną, nadzwyczaj się w niej zakochał i każe sługom koniecznie się dowiedzieć, kto ona taka i zkąd? i po otrzymaniu odpowiedzi, że z tego dworu, gdzie butami w panny rzucają, powrócił do siebie smutny i rozmyślał, ktobyto taki był, że wszystko wie, co na jego dworze się robi. Dziewczynka zaś przybyła pod dąb, odkociła *) w przeciwną stronę kłębuszek, jak wróżka ją nauczyła, wszystko znikło; popeckała *) sobie twarz, włosy rozrzuciła, nałożyła *) swój świni kożuszek i wróciła do dworu. Służyła dobrze, nikt na nią nie fuknął; tylko królewicz spostrzegłszy ją odzywał się zawsze: zkądżeście wzięli tego koczkodana?
    W drugą niedzielę królewicz znowu wybiera się do kościoła i każe podać szklankę wody. Dziewczynka wybiega z ukrycia i podaje ją królewiczowi, ale on w gniewie wylewa wodę na nią. Dziewczynka ucieka z pokoju i udaje się do dębu, pokociła kłębek, zjawiają się konie i powóz jeszcze piękniejsze, ubiera się daleko bogaciej, siada i jedzie do kościoła. Gdy weszła, wszyscy się dziwią jej piękności i bogactwu, a królewicz z miłości przychodzi do szaleństwa. Rozkazuje swym sługom, aby koniecznie się dowiedzieli zkąd jest panna? po otrzymaniu odpowiedzi, że z tego dworu, gdzie wodą oblewają, królewicz rozgniewany powraca do pałacu, każe śledzić czy nie ma na jego dworze takiej pięknej panny i z taką maleńką nóżką, jakiej u nikogo i nigdzie nie widział. Gdy nad tem tak rozmyśla, każe przywołać do siebie poufnego i doświadczonego ze zręczności sługę, radząc się z nim, co ma począć, aby się dowiedzieć? Sługa radzi tak: iż w następną niedzielę, jak będą w kościele, gdzie i ta piękna panna zapewne się będzie znajdowała, on przed samem jej wyjściem z kościoła podleje smoły, a jak ona stanie na smole, to zostawi bucik, a podówczas może można będzie po nim dojść, co to za jedna. Jak uradzili tak też zrobili. Dziewczynkę ostrzegła wróżka, że nic już nie trzeba podawać królewiczowi, ale znowu tak samo przyjechać do kościoła. Kiedy królewicz już się znajdował w kościele, przyjechała i dziewczynka i wydała mu się tą razą jeszcze piękniejszą i strojniejszą; padła na kolana i zaczęła gorąco się modlić, a królewicz nie mógł oczu od niej oderwać. Nareszcie wychodzi dziewczynka z kościoła, sługa nieznacznie podlał smoły, na którą jak stąpiła, uwięzia jej nóżka; więc targnęła silnie, bucik został w smole, a ona wskoczyła i odjechała smutna z tej przygody. Za zbliżeniem się do dębu spostrzega wróżkę, która w te do niej odzywa się słowa: nie trwóż się tą przygodą, to dla dobra i szczęścia twego; przebierz się jak zawsze, wracaj do pałacu; a gdy dowiedzą się że ten bucik do twej nogi przypada, wyrzuć ten kłębuszek w górę, a będziesz wiedziała jak masz postąpić; to rzekłszy, pożegnała dziewczynkę i poszła; dziewczynka zaś, wróciła do pałacu. Z rozkazu królewicza wszystkim bucik przymierzają, nie tylko w pałacu, w mieście, ale i za miastem, lecz nigdzie nie mogą wynaleźć tak małej nogi, na którąby bucik przypadał. Donoszą mu iż wszystkim bucik przymierzali i że nikomu nie wszedł na nogę i że została jeszcze jedna dzieweczka, którą królewicz nazywa koczkodanem. Przymierzajcie komu chcecie, rzecze królewicz, ja muszę wiedzieć gdzie i kto jest ta, która ma nóżkę malutką. Biegną dworzanie do dziewczynki, która w ogrodzie się znajdowała; kazali jej przymierzyć bucik i przekonawszy się iż doskonale do jej nogi przypadł, biegną uradowani do królewicza i mówią, że bucik jest z nogi tej dziewczynki, którą on koczkodanem przezywa. Królewicz, nie dowierzając dworzanom, sam idzie przekonać się; lecz jakże się zdziwił, gdy, zamiast dziewczynki, spostrzegł na tem miejscu tęż samą piękną pannę, którą w kościele widywał.
    Dziewczynka przystępuje do niego i rzecze: nie gniewaj się królewiczu, ja to jestem tym koczkodanem; oto leży mój świni kożuszek; oszpecałam się jedynie dla tego, aby poznać czy zarówno dla brzydkich jak i dla pięknych jesteś dobrym; ale przekonawszy się, iż tylko piękność i bogactwo cenisz, nie chcę być dalej na twym dworze. Rzucałeś butami, oblewałeś mnie wodą dla tego, żem była brzydką i źle ubraną. Gdy chce już odchodzić, królewicz błaga na wszystko, aby się nie gniewała, nie wychodziła od niego i została jego żoną. Będziesz, powiada, nad całem królestwem i nademną panią, co chcesz uczynię, tylko nie rzucaj mnie. Dziewczynka, widząc tak pięknego przed sobą królewicza, który oddawna jej się podobał, rzecze: zostanę twą żoną, ale przyrzecz mi że więcej na nikogo butami nie będziesz rzucał i nikogo wodą nie będziesz oblewał. Królewicz dał jej słowo, zaprowadził do pałacu i wkrótce odbyło się huczne wesele. Byli oni bardzo szczęśliwi w pożyciu i jak zobaczyli jaką biedną a nędznie ubraną dziewczynę, to ją hojnie obdarzali.
    [Z Nowogrodzkiego, od Horodyszcza, 1876].
*) Okrzykiem „a szkira" odpędza się owce; baczyu znaczy widziałem.
*) Potocz.
*) Odtoczyła.
*) Pomazała.
*) Włożyła.
Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
1.05.2009 03:11
O SIEROCIE, KTÓRA WYSZŁA ZA KRÓLEWICZA-WĘŻA.
    Była dziewczynka, której matka umarła i której jedyną pociechą była krówka zostawiona jej przez matkę. Ojciec ożenił się drugi raz a macocha była dla niej najgorszą. Najgrubsze, najcięższe roboty, wszystko sierotka musiała robić. A kiedy w pole bydło pędzała, to i tam nie miała spokojności, bo macocha dawała jej len i kazała bielonem płótnem odnosić. Siadłszy na polu dziewczę popłakuje. Krówka podchodzi i pyta się: Czego? Nie płacz dziecię, tylko ten len przez jedno moje ucho włóż, przez drugie wyciągnij. Tak zrobiła sierotka i ku wielkiemu zdumieniu z drugiego ucha wydobyła suwoj *) płótna gotowego, wybielonego. I tak jakiś czas wykręcała się z biedy, ale ktoś dopatrzył i doniósł o tem macosze. Postanowiła ona jej krówkę zarznąć. Poszła dzieweczka do krówki i płacze. Krówka mówi: nie płacz, wszak mnie płaczem od śmierci nie obronisz; tylko pamiętaj, gdy będziesz myć moje kiszki, bo tobie zapewne tę robotę dadzą, znajdź w nich dwa orzeszki: jeden srebrny, drugi złoty, zasadź je przy studni, a choć mnie nie będzie nie zginiesz.
    Tak się stało. Z orzeszków wyrosła jabłoń srebrna ze złotemi owocami, a woda w studni w wino się zamieniła.
    Wieczorem posyła macocha dziewczynkę po wodę, mówiąc aby tak zaczerpnęła wiadrem, iżby go nie zmoczyła, bo inaczej na śmierć ją zasiecze. Idzie sierotka i płacze, bo jakże zrobić? Przychodzi do studni i myśli. Aż wtem głos odzywa się: Jeżeli mnie przysięgniesz zostać moją żoną, to tak zrobię, że zaczerpniesz wodę nie zamoczywszy wiadra. Patrzy dziewczę, aż to mówi wąż siedzący na zrębie. Lękając się znęcania macochy, przyrzeka. Wąż zaczerpnął, sierotka niesie. Przynosi macosze, ta widzi że wiadro suche; kosztuje, aż tu wino zamiast wody. Posyła więc teraz córkę, w tej myśli żeby sierotka nie piła wina niosąc, ale ta przyniosła wodę. Wkrótce pokładli się spać. Aż słychać podedrzwiami głos:
    Moderato.
    O—de—mknij, o—de—mknij, Pa—ni mo—ja.
    O—de—mknij, o—de—mknij, Królowo mo—ja!
    A jak wczoraj wodę brałaś,
    I wiaderka nie zmoczyłaś,
    Wtedy ze mną ślubowałaś.
    Macocha mówi: Otwórz drzwi! jakiś djabeł ciebie woła *). Sierotka otworzyła, aż stoi wąż i znów śpiewa :
    Pościel, pościel, pani moja,
    Pościel, pościel, królowo moja;
    A jak wczoraj wodę brałaś itd.*)
    Macocha mówi: Co to, czy wy tu słać się jeszcze będziecie? Idźcie precz, wynoście się razem z wężem. I wypchnęła ją za drzwi. Sierotka poszła z wężem do chlewka. Nazajutrz budzi się macocha: aż widzi że chlewa nie ma, a zamiast jego najpiękniejszy pałac stoi; bo to nie był wąż, ale królewicz w węża zaklęty tym zaklęciem, że jeżeli kto za niego zgodzi się pójść za mąż, to znów stanie się człowiekiem.
    Bieży macocha zobaczyć co to za cud. Widzi że królewicz stoi z sierotką w najpiękniejszych szatach, a obok niego leży tylko smuszka wężowska *). Królewicz mówi, pokazując na sierotę: Ot za wszystkie swe nieszczęścia, za wszystkie cierpienia będzie ona szczęśliwa. Wtem wszystko, pałac, studnia, jabłonka z królewiczem i jego żoną poszło gdzieś sobie, powędrowało i znikło.
    [Z Lidzkiego, 1870.]-------------
*) Sztukę, kawał, ścianę.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
1.05.2009 03:13
O TRZECH BRACIACH.
    Trzej bracia mieli iść w świat, ojciec im dał, żegnając się z nimi, jednemu pęk łodyg konopnych i łyko lipowe, drugiemu szufelek do wiania zboża, a trzeciemu wielkiego kota; synowie się rozeszli.
    Ten, który dostał kota, poszedł do kraju, gdzie (o czem on nie wiedział) nie znano kotów; myszy i szczury rozrodziły się tam niezmiernie: nie można było stąpić kroku, żeby nie nadeptać myszy, a nawet tak się one rozzuchwaliły, że. przychodziły w nocy gryźć ludzi; można się domyślić, jakie szkody robiły w spiżarniach i gumnach. *)
    Wszedł tedy ów brat do pewnego domu i prosił, aby mu pozwolono przenocować. Chętniebyśmy na to się zgodzili, odpowiedzą mieszkańcy, gdyby nie myszy, oneby cię na śmierć zagryzły. Ale przybysz mówi: ja się myszy nie lękam. Jak sobie chcesz, odrzekł gospodarz, upierasz się żeby być żywcem zjedzonym; ha, to cóż robić, nocuj, ale pożałujesz swego niedowiastwa. Wskazano więc mu pokój, a choć gospodarz jeszcze próbował mu odradzać, położył się tam nasz wędrowiec, a kota przy sobie posadził i zasnął. Kot, zobaczywszy że tam tyle myszy, przez całą noc je łowił i wszystkie ile ich było w pokoju wyłapał. Z początku jadł, a kiedy już więcej ani jednej połknąć nie mógł, to dusił i składał na kupę. Nad ranem przyszli ludzie, mówiąc do siebie: pewno on już nie żyje! Jakież ich było zdumienie, gdy zobaczyli chłopaka żywego, siedzącego na łóżku, a kota na poduszce mruczącego z zadowolenia.
    Ach panie, zmiłuj się, wszystko tobie damy co zechcesz, tylko nam daj to zwierzę. Dobrze, odpowie właściciel kota ; ja go postawię na tylnych łapach, a wy osypcie całego pieniędzmi, to wam go oddam. Ludzie tak też zrobili, a chłopiec zabrał pieniądze, kota oddał i odszedł. Ale gospodarz zapomniał go się zapytać co to zwierzę
    jada; tedy gonił za. chłopcem, krzycząc: Co on je, co on je? A chłopiec posłyszał: Co ty niesiesz, i myśląc, że chcą mu skarb odebrać, na zapytanie, co ty niesiesz, odpowiedział: Masło! Goniącemu wydało się że mówił: Was! Przerażony tem, wraca do domu i mówi do swoich: Powiedział że zje was i czemprędzej zabił kota.
    Drugi brat, któremu dostał się szufel, puścił się na wędrówkę i zaszedł do takiego kraju, gdzie szuflów do wiania zboża nie znano. Przybywszy tam, zastał mieszkańców zajętych młóceniem zboża. Rzecze więc im: I ja wam pomogę. I owszem, odpowiedzieli mieszkańcy. Wziął tedy cep i zaczął z niemi młócić. Gdy skończyli robotę, patrzył ciekawie co dalej będą robić. Aż oni usiedli naokoło kupy wymłóconej pszenicy i dalej odmuchiwać ją rakami, przesypując z jednej do drugiej po troszeczku. Jakże wy się mozolicie, zawołał przybyły i przewiał na szuflu całą kupę w bardzo krótkim czasie. Panie, sprzedaj nam to! wołali mieszkańcy, damy ci co zechcesz! Dobrze; napełnijcie ten sprzęt srebrem, to go wam odstąpię. Nasypali srebra, a on oddał szufel i w dalszą podróż powędrował.
    Trzeci brat błąkał się długo po lesie i przyszedł wreszcie do olszynki, gdzie płynęła rzeczka; usiadł sobie w cieniu drzew i zaczął pleść łapcie z łyka danego przez ojca. Wtem wyskakuje djabeł z rzeki i pyta się go: Co tu robisz człowieku?
    Platu wałaki
    Ciahnuć czerciej z raki.
    (Plotę włoki (sieć) na to, żeby czarty wyciągać z rzeki).
    Błagam cię nie rób tego, prosił djabeł. To daj kocioł pieniędzy, odrzecze chłopiec. Więc djabeł przyniósł pieniądze, a chłopiec powiada: dobrze nie będę wyciągał czarta. Potem poszedł na pagórek i tam zaczął kręcić sznur z konopi przez ojca danych. Przybiega znów djabeł i pyta: Co robisz?
    Wiju abórki
    Czerciej ciahać z hórki.
    (Wiąże siatki, żeby czarty z górki zciągać).
    Nie rób tego, proszę cię, jęczał djabeł. To przynieś drugi kocioł pieniędzy. Djabeł przyniósł drugi kocioł, a chłopiec dał mu pokój i poszedł dalej.
    I tak wszyscy trzej bracia zbogacili się na świecie.
    P. S. Bajkę tę opowiadano po polsku, tylko odpowiedzi chłopca przytaczano po białorusku.
    [Ze Święciańskiego, 1877.]
---------------
*) Stodoła.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
1.05.2009 03:16
O TRZECH BRACIACH I TRZECH CUDOWNYCH KONIACH.
    Pewien ojciec miał trzech synów; dwóch rozumnych a trzeciego głupiego: miał także pole zasiane pszenicą, którą ciągle ktoś tratował i wyjadał w nocy. Jednego dnia mówi ojciec do najstarszego syna, żeby szedł pilnować; ten więc zabrawszy pościel idzie; położył się zasnął, całą noc przespał i nic nie widział. Na drugą noc ojciec posyła drugiego syna; ten tak samo zaspał i nic nie widział.
    Na trzecią noc posyła trzeciego. Ten bierze z sobą dwie brony i przyszedłszy do pszenicy, jednę bronę podściela, a drugą się nakrywa. Nie śpi i o samej północy widzi że przychodzi prześliczna klacz z brylantowemi podkowami, jedwabnym ogonem, złotą grzywą i słońcem na łbie; na niej było złote siodło z brylantowemi strzemionami. Złapał ją głupi z wielką trudnością i wsiadł na nią; starała się go ona zrzucić, ale nasz głupiec się utrzymał. Przemówiła tedy: puść mnie a dam ci za to trzech moich synów; jeden będzie miał słońce, drugi księżyc a trzeci gwiazdę na czole. Głupi nie chciał wierzyć; więc klacz mówi: weź dla pewności jedno strzemię; jeśli słowa nie dotrzymam, będziesz mógł je na własność zachować. W kilka minut po wypuszczeniu klaczy przybiegły istotnie trzy źrebce, ze słońcem, księżycem i gwiazdami na czole. Głupi zabrał je i przyprowadził do domu, postawił gdzieś w ukryciu, a ojcu doniósł: że pszenicę wyjada klacz cudowna, że chciał ją złapać, ale uciekła. Umiera wkrótce ojciec, zapisuje dwom synom co miał. a trzeciemu nic, zostawując go na łasce starszych; ci go niecierpieli i najgorzej się z nim obchodzili; starali się różnemi sposobami wyprawić go z domu, narzucając mu niepodobne do wykonania prace i zadania. I tak jednego razu kazali mu w jeden dzień pszenicę zżąć i wymłócić, zmieć i upiec z niej bułki, a sami wyjechali z domu. Głupi płacze ze zgryzoty i nie umie sobie dać rady; idzie do koni; a konie dowiedziawszy się co ma na sercu, mówią: nie płacz, zrobimy wszystko za ciebie. Więc gwiazda zżęła, księżyc zwiózł a słońce wymłóciło, zmlęło *) i piecze bułki.
    Przyjeżdżają bracia, aż najmłodszy brat wyjmuje z pieca gotowe bułki. Zdumieli się tem i zadają mu nową pracę: zmieszawszy
    ośminę *) popiołu z makiem, każą mu w ciągu godziny mak od popiołu oddzielić, a sami znowu z domu wyjeżdżają.
    Poszedł tedy głupi z płaczem do koni; konie znów za niego zrobiły robotę; bracia wracają, zadanie spełnione. Zdumieli się znowu i naradzają, coby najmłodszemu bratu dać za zadanie, któregoby nie zdołał spełnić, aby potem mieć pozór do wypędzenia go z domu.
    Każą mu więc w siedm tygodni wystawić prześliczny pałac; sami zaś wyjeżdżają na ten czas na wyprawę, bo pewnemu królowi ktoś porwał córkę i zawiózł na szklanną górę; ojciec więc ogłosił, że kto ją odzyska, to temu odda ją i pół królestwa.
    Żaden ze starszych braci jednak nie zdołał wdrapać się na gorę, bo była bardzo śliska. Wracają więc po siedmiu tygodniach i znaj dują pałac gotowy i prześliczny: okna brylantowe, ganek kryształowy; w jednym pokoju świeci słońce, w drugim księżyc, w trzecim gwiazdy, a blask z nich bije taki, że przybyli bracia znieść go nie mogą; głupiec zaś siedzi w pierwszym pokoju dumnie rozparty.
    Bracia zdziwieni mówią głupiemu: kiedy takie cuda robisz, to może zdołasz i królewnę z góry szklannej dostać; ale dodają warunek że jeśli zdoła odzyskać królewnę, to powie że to najstarszy brat zrobił i jemu ją odda; inaczej grożą że go zabiją. Jadą tedy wszyscy trzej na wyprawę; głupi bierze potajemnie swego konia z gwiazdą i gdy podjechali pod górę, przybrawszy zupełnie zmienioną postać, próbował wdrapać się na górę, ale tylko do trzeciej części dojechał. Na drugi dzień bierze konia z księżycem i dojeżdża go połowy góry. Na trzeci dzień siada na konia ze słońcem; ten szybkim pędem aż na wierzchołek się wdrapał; zdjął (tak) nasz głupiec królewnę z góry, zamienił z nią obrączki, ale oddał pierwszemu bratu; a ten poprowadził ją do króla, jako własną zdobycz. Król nie wiedząc że córka zaręczona już z głupcem, zgadza się najstarszemu bratu ją oddać i zaprasza go na ślub za dni kilka. Ale królewna nie chce tego i mówi że wtedy tylko wyjdzie za mąż, gdy kawaler jej obrączkę pokaże. Posyła król po drugiego brata, a pierwszego uwięził za fałszywą mowę. Drugi przyznaje się że to on królewnę wyswobodził; kazali mu więc obrączkę pokazać, a że jej nie miał, więc go też uwięzili.
    Każe tedy król wszędzie szukać ślicznego owego rycerza, który królewnę z góry zniósł i obrączkę od niej dostał; a że dwaj starsi bracia powiedzieli iż mają najmłodszego, więc i tego każe król sprowadzić. Przyjeżdża on na tym samym słonecznym koniu; królewna go od razu poznaje, każe mu obrączkę pokazać, poznaje że ta sama którą dała i prowadzi go do ojca, mówiąc, że to ten właśnie rycerz jest jej oswobodzicielem. Król tedy wydaje ją za niego, a dwóch starszych każe stracić. Państwo młodzi przyjechali do owego cudownego pałacu i tam szczęśliwie mieszkali. Konie zaś zięć królewski uwolnił i puścił do matki.
    [Z Poniewiezkiego, 1870].
-------------
*) Zmełło.
*) Dwadzieścia garncy, ósma część beczki.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
1.05.2009 03:18
O TRZECH BRACIACH, DWÓCH ROZUMNYCH A TRZECIM DURNIU.
    Było trzech braci. Dwaj rozumni ożenili się, a trzeci nie mógł znaleźć sobie żony. Razu jednego siedzi on zaczajony w pokoju najstarszego brata i słucha co on z żoną rozmawia. Żona tak do męża mówi: słyszałam o prześlicznej królewnie, z którą mógłby wasz bratsię ożenić, gdyby wiedział o sposobie dostania się do niej, bo kto tego nie wie, nigdy tam nie dojedzie; wielu już próbowało i wszyscy przy pierwszym moście poginęli. Boto trzeba wiedzieć że na drodze do tego pałacu są trzy mosty: srebrny, złoty i brylantowy. Przy dwóch pierwszych stoją żebracy, przy trzecim żebraczka; każde z nich prosi o jałmużnę i trzeba im dać po dukacie, a kto nie da, zginie przy pierwszym moście.Gdy dureń to posłyszał, wymknął się czem prędzej z pokoju, a ciesząc się że ma jak raz trzy dukaty w kieszeni, natychmiast osiodłał konia i pojechał. Przyjeżdża do pierwszego mostu; patrzy, stoi żebrak i mówi: panie, jeżeli mnie nie dasz dukata, nie przejedziesz przez ten most. Dureń dał mu dukata. Wtedy żebrak powiada: gdy wjedziesz na most, będą cię łajać, bić, z konia ściągać, ale ty nic nie mów, zachowaj się najspokojniej, bo inaczej zginiesz. Dureń zrobił tak jak mu żebrak mówił i przejechał. Gdy dojechał do drugiego mostu, stojący tam żebrak tak samo do niego przemówił: panie, jeżeli mnie nie dasz dukata, nie przejedziesz przez ten most. Głupi dał czego żądał. Więc żebrak znów mu powiada, że będą krzyczeć, łajać go, bić, z konia ściągać, ale trzeba milczeć i cierpliwie znosić. Posłuchał dureń i przejechał drugi most, choć nie bez wielkiej trudności. Nareszcie dojeżdża do trzeciego mostu, przy którym stała żebraczka i tak samo do niego przemówiła: panie, jeżeli mnie nie dasz dukata, nie przejedziesz przez ten most. Dał jej tedy dukata, a ona go ostrzega; że będą na moście przeraźliwie krzyczeć, łajać go, bić, plwać mu w oczy, z konia ściągać, ale trzeba najcierpliwiej to znosić i ani się odezwać, bo inaczej zginie. Tam już dureń wszystkich sił użył żeby znieść wszystkie przykrości i choć z największem udręczeniem przejechał most ostatni.Wkrótce potem przyjechał do zaklętego pałacu. Wszędzie tam cicho, głucho, nigdzie najmniejszego szmeru. Ale w pokojach porządek największy; pod wieczór podano mu herbatę z największą wytwornością, później wieczerzę jak najsmaczniejszą, a wszystko to niewidzialną było podawane ręką. Obsługiwano go jak najlepiej i miał wszystko czego tylko zażądał.Nazajutrz, gdy pił herbatę, przyszedł doń żebrak od pierwszego mostu; daje mu dukata i mówi: panie, kup cokolwiek za tego dukata, bo jeżeli nie kupisz, to zginiesz; to powiedziawszy prędko odszedł, Głupiec wziął pieniądz i poszedł szukać, coby mógł kupić za niego; ale nic nigdzie nie znalazł. Gdy już smutny wraca do domu, słyszy kucie młotem; idzie w kierunku stuku, przychodzi do kuźni i widzi że kowal bije młotem nagiego człowieka. Zdziwiony pyta: co robisz? Ten mu odpowiada: kuję Golijata. A za co? Za trzy dukaty, które mnie jest winien. Dureń pomyślał sobie, że wykupić go nie może, bo sam ma tylko jednego. Ale pyta winowajcę: Golijacie, czy będziesz mnie wierny? Golijat na to: będę ci wierny, nad twoją głową będę stał z mieczem. Durniowi nie podobała się ta odpowiedź, bo rozumiał że olbrzym będzie czyhał na jego życie; niezadowolony wrócił do pałacu. Na drugi dzień przyszedł żebrak od złotego mostu, daje mu dukata i mówi: panie, koniecznie musisz, coś kupić za tego dukata bo jeżeli nie kupisz, zginiesz; poczem szybko się oddalił. I znowu dureń idzie do kowala, pyta Golijata, czy mu będzie wiernym; ten znowu mu odpowiada: będę ci wiernym, nad twoją głową będę stał z mieczem. Nie rozumiał dureń tej odpowiedzi i zamyślony wrócił do domu.
    Na trzeci dzień przychodzi żebraczka, z największym pośpiechem podaje mu dukata i powiada: jeżeli dziś jeszcze nie kupisz czegoś za te pieniądze, zginiesz natychmiast. Przerażony głupiec idzie do kowala i pyta jeszcze raz Golijata, czy mu będzie wierny. Ten jednostajnie mu odpowiada: będę ci wierny, nad twoją głową będę stał z mieczem. Dureń pomyślał sobie: czy tak, czy owak trzeba zginąć; wykupię go. Dał kowalowi trzy dukaty, a ten uwolnił Golijata, który zaraz się ubrał, wziął w rękę miecz i poszedł za panem swoimi Gdy przyszli do pałacu, wielką tam zastali zmianę; ruch, gwar, krzątanina; na dworze śpiew ptaków; wszędzie okazywał się znak życia. W pokojach był bezład największy. Golijat uporządkował wszystko; służył nowemu panu z wielką umiejętnością i ani na chwilę go nie odstępował. W niedzielę pojechali oni do kościoła; dureń spostrzegł tam prześliczną królewnę i zakochał się w niej; pyta Golijata, jakby tu z nią się ożenić. Ten mu odpowiada, że innej rady nie ma, jak tylko wykraść ją, bo ojciec, złośliwy czarownik, za nic jej za niego nie wyda. Pojechali tedy do pałacu króla, wykradli królewnę i wracają. Na noc zatrzymali się w lesie, a gdy już wszyscy spać się pokładli, Golijat zaczął miecz ostrzyć; spostrzegł to pan i pyta: na co to robisz? Ten odpowiada: ot tak, dla ostrożności. O północy, gdy wszyscy spali, nadpędził ojciec królewny z wojskiem i chciał porwać zbiegów, ale Golijat całe wojsko wybił, a król sam jeden do domu powrócił. Drugiego dnia znowu zatrzymali się w lesie na noc i gdy już wszyscy spali, Golijat miecz ostrzył. Pan jego znowu go spytał, na co to robi, a on odpowiedział że dla ostrożności. O północy zbliżył się król z większem jeszcze wojskiem; Golijat znowu całe wojsko wybił, a król ledwie do domu powrócił. Trzeciego dnia, gdy znów nocowali w lesie, Golijat tak samo zaczął ostrzyć miecz i widzi że mocno stępiony. Pan znowu go pyta, po co tak często miecz ostrzy, a on mu tak samo odpowiada że dla ostrożności. Gdy w nocy znowu król napadł, tym razem nie mógł Golijat zwyciężyć całego wojska; wrogowie porwali królewnę, a jej narzeczonego posiekali na drobne kawałki. Golijat zasmucony idzie szukać gniazda kruków; znalazłszy, wybiera kruczątko i chce je dusić, aż wtem przylatuje z pośpiechem kruk i prosi o oddanie pisklęcia. Golijat na to powiada: jeżeli przyniesiesz mi gojącej i żywiącej wody, to ci je oddam. Kruk natychmiast wodę przyniósł. Wtedy Golijat, chcąc przekonać się czy woda jest dobra, rozerwał kruczka na dwie połowy, posmarował jedną wodą, zgoiło się, za posmarowaniem drugą wodą, kruczek odżył i poleciał. Golijat tedy zebrał kawałki swego pana, przywiózł do domu, poskładał razem, posmarował gojącą wodą i tak ułożył całą postać; później, gdy posmarował ciało żywiącą wodą, pan odżył. Wtedy opowiedział mu Golijat co zaszło i radził napisać do królewny, żeby się dowiedziała od ojca, gdzie on swoją duszę chowa, a gdy o tem się dowie, aby mu znać dała. Otóż razu jednego, gdy król był w dobrym humorze, córka go pyta, gdzie chowa swoją duszę; ojciec uśmiechnął się i odpowiada że w miotle. Królewna kazała miotłę pozłocić i trzymała ją w swoim pokoju, a gdy ojciec śmiał się z tego, więc znów pytała, gdzie na prawdę chowa swoją duszę. Wtedy ojciec powiedział że w rogach takiej a takiej krowy. Królewna kazała przyprowadzić krowę do pokoju, pozłocić jej rogi i zawsze ją sama karmiła. Widząc król że córka z wielkiem poszanowaniem obchodzi się z jego duszą, powiedział jej tak: Teraz wyjawię ci prawdziwe miejsce mej duszy; pod mojem łóżkiem jest skrzynka, w tej skrzynce zając, w tym zającu kaczka, w kaczce jajko, a w tem jajku moja dusza. Królewna uradowana napisała o tem do narzeczonego i zawiadomiła go kiedy jej ojciec wyjeżdża na polowanie. Narzeczony stawił się w ten dzień gdy ojca nie było w domu, wydobył jajko z jego duszą i czekał jego powrotu. Król zdyszany wpada do pokoju, dureń ciska jajko o ziemię, a król trupem pada. Więc narzeczeni zaraz się pobrali i po weselu pojechali do macochy królewny, która była czarownicą i mieszkała w drugim pałacu. Golijat im towarzyszył. Macocha grzecznie ich przyjęła, oprowadzała po wszystkich pokojach, a Golijat zauważył że w jednastu tylko byli, a dwunasty był na klucz zamknięty; chciał się tedy dowiedzieć, coby tam było. O północy, gdy już wszyscy spali, czarownica poszła do dwunastego pokoju, a Golijat po cichu za nią. Zatrąbiła trzy razy; wnet zjawiło się dwanaście czarownic; naradzała się z niemi, jak ma państwa młodych zgubić. Radziły jej one wsypać trucizny do wina. Po tej naradzie macocha powiedziała: kto to słyszy i komukolwiek powie, po kolana w kamień się obróci; poczem wyszła z pokoju i drzwi za sobą zamknęła. Nazajutrz Golijat ciągle pilnował czarownicy, a gdy wsypała trucizny do wina, natychmiast wylał i drugiego nalał, tak że nie spostrzegła tego. Po niejakim czasie o północy znowu poszła ona do dwunastego pokoju, a Golijat za nią. Zatrąbiła trzy razy i zjawiły się znów czarownice. Mówi im ona że trucizna w winie nic państwu młodym nie zaszkodziła i pyta coby wynaleźć nowego. Radzą baby wsypać trucizny do polewki. Macocha znowu tak powiedziała: kto to słyszy i komukolwiek powie, do połowy w kamień się obróci. Po tych słowach wyszła i drzwi na klucz zamknęła. Golijat podaną polewkę państwu młodym oddał ulubionemu psu macochy, który zdechł zaraz. Po długim przeciągu czasu znowu macocha o północy poszła się naradzać z czarownicami, jakby się pozbyć nienawistnych gości. Golijat i tym razem jej towarzyszył. Na trzykrotne zatrąbienie zjawiło się tak samo dwanaście czarownic; radziły one ściąć głowy państwu młodym, gdy będą spali. Po naradzie macocha powiedziała: kto to słyszy i komukolwiek powie, cały w kamień się przemieni. To powiedziawszy wyszła i drzwi na klucz zamknęła. Odtąd Golijat nie odstępował państwa młodych; jakoż razu jednego, gdy najspokojniej spali, przychodzi czarownica z ogromnym nożem i chce ich zarznąć; Golijat wyrwał nóż i ściął jej głowę. Przebudzili się małżonkowie i zdziwieni pytają co to znaczy. Golijat wtedy opowiedział im wszystko. Po opowiedzeniu pierwszej narady, po kolana w kamień się obrócił: po drugiej, do połowy, po trzeciej zaś, cały w kamień się zamienił. Płakali małżonkowie przy tym kamieniu, płakali i zasnęli. Śniło im się, że jeżeli chcą aby Golijat odżył, niech przetną na połowę swojego syna i położą na ten kamień, to Golijat odżyje. Żal im był wielki pierworodnego synaczka, ale poświęcili go dla przyjaciela. Golijat odżył, posmarował chłopczyka gojącą i żywiącą wodą i tym sposobem przywrócił mu życie. Potem żyli wszyscy bardzo szczęśliwie i długo.
[Z Rosieńskiego, 1857]. Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:09
O TRZECH FEBRACH.
    Jeden strzelec, idąc koło płotu, usłyszał trzy głosy, rozmawiające za płotem. Przyczaił się i słucha. Byłyto trzy febry (drugýs), które tak rozmawiały. Pierwsza mówiła: ja pójdę tam do pana wlazę w niego i będzie mi dobrze; będą mnie karmić najsmaczniejszemi potrawami i napojami, wozić karetami i będę leżeć na miękkiem łożu. Druga mówi: a ja wlazę w chłopa; chłop jak zachoruje, to się leczy miodem; będę więc piła i piła miód garncami. Trzecia mówiła; a ja wlazę w miskę mleka kwaśnego, którą poczęstuje żona strzelca, gdy wróci do domu. Tak się też stało. Ale strzelec co tchu pobiegł do domu i gdy żona podała mu na wieczerzę mleko kwaśne, nie jadł, ale wziąwszy skórzany worek, zlał całe mleko do niego, mocno zawiązał i zawiesił pod belką. Wkrótce worek zaczął się trząść jak w febrze; strzelec myśli sobie: otóż to tak o tej porze i mnieby trzęsło. I potem jak tylko nadchodziła febrze pora trząść, worek trząsł się jak szalony. Tak przeszło pół roku. Wreszcie strzelec ulitowawszy się, zdjął worek; znalazł w nim zeschły twarog; wyniósł na pole i wytrząsł.
    Później idzie znów strzelec koło tego płotu i słyszy te same trzy głosy. Znów przyczaił się i słucha. Pierwsza febra mówi: byłam u pana; bardzo mi było dobrze; karmili i poili po królewsku, wozili karetą, spaliśmy na miękkich puchówkach. Druga mówiła: a i mnie u chłopa niezgorzej było: chłop leczył się miodem; wypiliśmy kilka garncy miodu. A trzecia tak narzekała: a ja wlazłam w mleko kwaśne, które żona strzelcowi podała; ale ten łotr nie jadł, tylko zlał wszystko do worka, zawiązał mocno i zawiesił pod belką; i tak trzymał mię pół roku; wychudłam i znędzniałam; ledwie dziś mię łajdak wypuścił.
[Ze Żmudzi, 1868], *)
------------
*) Gdzie twoje dziewięć rumaków, tam moich dziewięciu braci. Wyrazy te i poniższe osoba opowiadająca bajkę, mówiła po litewsku.
*) Opowiadająca dodała to, że po litewsku nazywa się to gałwa jeszkoti; porównaj nasze iskać, wiskać, niemieckie lausen, francuskie épouiller, angielskie to louse i t. d.
*) Czy to deszcz leje, czy rosa pada.
*) Ani to deszcz leje, ani rosa pada, ale wasza siostrzyczka gorzko płacze.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:11
O TRZECH SYNACH, KTÓRZY MÓWIĆ ZAPOMNIELI.
    Było trzech braci, dwóch rozumnych a trzeci głupiec, do niczego; matka ich była bardzo biedna. Matka i starsi bracia nie lubili najmłodszego i pewnego razu wypędzili go z domu.
    Idzie on sobie drogą i spotyka jakiegoś człowieka; ten pyta go się, dokąd idzie; a głupi na to: staram się służby. — Chodź do mnie, mówi podróżny, będziesz miał wszelkie wygody, a robić nic nie będziesz, tylko ciągle mówić „my."
    Wysłużył rok; daje mu pan ogromne wory pieniędzy. Powraca tedy do matki i oddaje jej pieniądze. Matka go pyta, a skąd to masz? On na to „my," bo mówić po ludzku zapomniał. Matka myśli że on mówi „myj," więc przyniosła dużą baliję z wodą i zaczęła myć te pieniądze. Pyta się syna, czy już dosyć; on znowu „my." Znudziło to matkę, powiada więc: jeżeli nie będziesz po ludzku opowiadał, to cię razem z twemi pieniędzmi przepędzę. Rozumnym braciom głupi także tylko „my" odpowiadał.
    Wyprawuje matka drugiego syna w świat na służbę, zachęcona powodzeniem najmłodszego. Spostrzega i on tegoż człowieka; ten go znów się pyta: dokąd idziesz? On: na służbę, bo brat mój zarobił na służbie ogromne skarby; chciałbym i ja do tegoż gospodarza się dostać. Na to obcy: ja to właśnie jestem tym samym gospodarzem; proszę, chodź do mnie na służbę; nic robić nie będziesz, tylko będziesz cały rok mówił: „Ni za sioje, ni za toje" *). Wysłużył średni syn rok; dostał od gospodarza jak tamten wór pieniędzy i wraca do domu. Matka pyta się, zkąd dostał tyle pieniędzy; on na to: „ni za sioje ni za toje," i nic więcej.Wysyła więc matka i trzeciego brata; ten również do tego samego gospodarza na służbę się dostaje, z warunkiem aby mówił cały rok: „Tak i budzie" *).
    Wysłużył rok, dostaje wór pieniędzy, wraca do matki; ta go się dopytuje, zkąd i za co dostał pieniądze; on odpowiada na wszystko: „Tak i budzie". I tak wszyscy trzej temi tylko swojemi słowami, jak szpaki gadają, bo ludzkiej mowy zapomnieli. Matce dokuczyło wreszcie że wszyscy trzej tak zgłupieli, wszystkich trzech razem z domu wypędza.Idą oni przez las, znajdują na drzewie powieszonego człowieka. Bardzo zdziwieni, przypatrują się. Nadjeżdża tymczasem jakiś pan podróżny i pyta: kto powiesił tego człowieka? Pierwszy brat odpowiada: „my". — A za coście go powiesili? „Ni za sioje ni za toje" odpowiada drugi. — Pan na to: to trzeba za to i was powiesić. — A trzeci brat na to: „Tak i budzie". Wziął tedy ten pan i powiesił wszystkich trzech.
[Z Wileńskiego, 1870].
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:13
O WALKU, KTÓRY ŚMIERĆ OSZUKAŁ.
    Wałek, nieżonaty wieśniak, zaproszony na wesele do sąsiada, przyszedł do niego; wtem powiadają, że jakiś nieznajomy jegomość w szerokim płaszczu i kapeluszu z ogromnemi polami *) wszedł do chaty gdzie było wesele, nie powiedział nikomu niech będzie pochwalony, poszedł do izby gdzie było zastawione jedzenie, usiadł przy stole i począł zajadać.
    Gospodarz powiada do Walka: wiem żeś odważny i rozumny, proszę więc, idź do tego nieznajomego i dowiedz się, kto jest, zkąd i czemu tak niegrzecznie postępuje. Poszedł tedy do niego Walek, a jegomość ów odpowiedział: jeźli chcesz wiedzieć kto jestem, to jedź ze mną; zgodził się Walek, lecz wprzód prosił aby na chwilę pozwolił mu wstąpić do domu; poczem wsiedli razem do powozu i zaledwie przestąpili próg, jegomość płaszcz swój zrzuca: okazuje się, że to Śmierć i że Walka chce zabrać; Walek widzi że to nie przelewki, że uciec nie potrafi, więc prosi tylko o trzy dni zwłoki, mówiąc że musi pożegnać się z Rózią, swoją kochanką, odebrać od dłużnika pieniądze i dopilnować jabłonki, z której nie udało mu się dotychczas skosztować owoców, ponieważ każdego roku ją okradano. Prosi nawet Śmierci, aby mu w tem dopomogła; więc dała mu ona trzy rzeczy: ćwiek *) z taką siłą, że potarcie nim czoła odsłaniało myśli ludzkie, stołek, z którego wysuwały się niedźwiedzie łapy i pałeczkę, która między gałęzie wsunięta w ciągłym je ruchu utrzymywaś będzie. Walek, rad z tych darów, przypomniał sobie że ojciec jego postawił beczkę wybornego miodu; myśli sobie, na co mnie to, gdy tak krótko żyć będę, i proponuje Śmierci aby się uraczyć; głodna Śmierć, rada z okazyi, nie każe długo siebie zapraszać; wypili więc całą beczułkę, i każdy poszedł w swoją stronę. Idąc przez wieś, spotyka Walek dziedzica; ten patrzy ze zdumieniem na smutnego Walka i pyta jaka przyczyna jego troski; Walek mu opowiada całą historyję, lecz ma się rozumieć dziedzic wierzyć w to nie może i myśli, że Walek zwaryjował, zaprasza go więc z sobą i chce wieźć do doktora; lecz Walek, wiedząc za pomocą ćwieka ludzkie myśli, zgaduje jego zamiar i mówi mu: wiem ja co pan myślisz, wiem że mnie chcesz wieźć do doktora; otóż na dowód, że waryjatem nie jestem, powiem panu, że pan jedziesz po pieniądze, że pana straszą sprzedażą majątku i że to tylko podstęp ojca narzeczonej pańskiej, abyś ją wziął, choć ona tego niewarta. Pan widzi z tego, że Walek przy zdrowych jest zmysłach, zabiera go z sobą aby mu wyjawił myśli wszystkich tych osób, które się dziś jeszcze na bal do niego zjadą.
    Rekomenduje go dziedzic jako głucho niemego; lecz nie długo w tej roli pozostał Walek, bo zmiarkował, że na nic to się nie przyda; wdziewa więc strój czarnoksiężnika i ma przepowiadać przyszłość obecnym gościom. Pierwsza osoba, której wróżył, była narzeczona dziedzica, bo ona pierwsza o to prosiła; czarnoksiężnik popatrzył na nią i tak zaczął mówić: pięknaś bo piękna, ale fałszywa; udajesz zakochaną, a kochasz kogo innego i zaraz po ślubie chcesz oszukać swego męża. Ojciec, obrażony temi słowami, chce uderzyć czarnoksiężnika, a z nim i całe prawie towarzystwo rzuca się na Walka; ale on nie zważa na to i mówi do ojca narzeczonej: I tyś nielepszy od swojej córuni; przyrzekasz dać wielki posag, a sam nic nie masz, bo dzisiaj przegrałeś ostatki swego mienia i chcesz oszukać dziedzica. I tak samo wszystkim podobne prawdy mówi; wszyscy więc rzucają się na czarnoksiężnika i bić go chcą; ale wtem wbiega młodziutka i ładna panienka i zaczyna bronić Walka. O panie dziedzicu, woła on, żeń się z tą śliczną panienką, ona pana kocha prawdziwie, i dodał nieco ciszej: a ojciec da duży posag i będziesz szczęśliwy. Czarnoksiężnik, nastraszony i zmęczony, ledwo zdążył zrzucić swój ubiór czarnoksięzki, w tem zjawia się Śmierć. A słowo się stało, zawołał Walek przelękniony, a ty zkąd tu się wzięłaś? ani przez myśl mnie nie przeszło, żebyś mnie tu mogła znaleźć. A Śmierć na to: Dosyć tego, wracaj do domu, a nie, to w tej chwili łeb zetnę. Ale Wałek powiada: Daj pokój, zobacz jaki mam dobry projekt: tu bal u pana dziedzica, a wiem że lubisz jeść i pić daremnika *) i możesz wesoło się zabawić, włóż mój ubior, a będziesz zadowolona z mojej myśli. Śmierć zaczęła ubierać się, z wielką radością; przejrzawszy się w źwierciadle, pobiegła do salonu; goście myśląc że to czarnoksiężnik rzucili się na nią. Ona woła: Precz ode mnie, nie wiecie kto jestem; ojciec narzeczonej z zajadłością rzuca się, wszyscy chcą ją bić, ale ona krzyczy: Kto się mnie dotknie, trupem padnie, zrzuca z siebie płaszcz i ukazuje nagi szkielet. Ojciec panny padł nieżywy; powstał rozruch między gośćmi i płucz narzeczonej; Śmierć w złości wpada do pokoju gdzie zostawiła Walka; tam go nie znalazłszy, biegnie do jego domu; i tu go nie ma, więc wpada na domysł że na jabłoni siedzi i nie omyliła się. Woła do niego: Ach ty obwiesiu, pogański synu, takżeś to mnie wystrychnął! te draby tylko co mnie nie rozszarpali; ja tobie zaraz łeb utnę. Zamierza się kosą, ale jabłonka obróciła się w inną stronę za pomocą cudownej pałeczki; Śmierć zabiega ztamtąd, a jabłoń znów w przeciwną stronę; Walek uszczęśliwiony zaczyna żartować: Ot teraz potańcujem, moja kochana; czego na balu nie dotańczyłaś, to tu się wytańczysz. Śmierć wymęczona ciągłem bieganiem padła bezsilna i powiada: Teraz nie mam czasu, muszę biedz do Chin, bo tam wojna, tysiące ludzi wyglądają śmierci, muszę śpieszyć; ale i ty całe życie nie przesiedzisz na drzewie; jak wrócę, wtenczas już ani jednej minuty nie daruję. A teraz marsz w drogę. Tu uderzyła nogą o ziemię i znikła. A kysz, a kysz, Walek zawołał, rad że Śmierć go opuściła; zlazł z jabłoni, poszedł do chaty, zaczął porządkować i tylko co chciał się posilić, aż tu otwierają się drzwi, Śmierć wchodzi. Walek się przeżegnał i zawołał zdziwiony: Tak prędko z takiej dalekiej podróży; musisz być zmęczona, i postawił stołek z łapami. Śmierć rzuciła się nań całym swym ciężarem; wtem wyskoczyły niedźwiedzie łapy i chwyciły ją za nogi. Walek aż podskoczył z radości. Otóż Śmierć w kozie, zawołał; teraz żyć będę póki będę chciał. Śmierć zaczęła prosić: Mój ty Walku, mój Walusieczku, wypuść mnie, ja ci pozwolę żyć rok. Nie potrzebuję twego pozwolenia, odpowiedział on ; inaczej cię nie uwolnię aż gdy napiszemy kontrakt na sto lat życia dla mnie, mojej narzeczonej Rózi, dla pana dziedzica, jego żony i dzieci jego. Śmierć zaczęła się targować o zmniejszenie liczby lat; Walek powiedział że nic nie pomoże, że może sobie siedzieć choć do sądnego dnia, to mu wszystko jedno; owszem, co za szczęście, nikt na całym świecie nie będzie przez ten czas umierać.
    Śmierć, widząc że nic nie pomoże, kazała napisać kontrakt. Walek napisał i dał jej do podpisania i wtenczas ją wypuścił.
    Wyskoczyła jak z procy, ani się obejrzała. Walek się ożenił i wyprawił szumne wesele, a i pan dziedzic z tą panienką się połączył, która broniła Walka, kiedy grał rolę czarnoksiężnika. [Z Poniewiezkiego, 1875].
----------------
*) Skrzydła, rond.
*) Gwóźdź.
*) Darmo
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:16
O WODZIE ŻYWUSZCZEJ I GOJUSZCZEJ. *)
Pewien ojciec miał trzech synów, dwóch rozumnych, a trzeciego durnia, Gdy razu jednego doświadczał staruszek okropnego bólu oczu, dwaj rozumni synowie leczyli go, ale nic nie pomagało. Przyszła kolej na durnia; ten poszedł do lasu, znalazł gniazdo kruka, wybrał małego kruczka i zaczął mu pióra skubać; przyleciał kruk i prosił go, aby nie robił tego; więc dureń mówi do niego: przynieś mi żywuszczej i gojuszczej. wody, to oddam ci twoje dziecko. Kruk poleciał i przyniósł dwie flaszeczki; dureń oddał mu ptaszka. Przyszedł do domu, posmarował wodą oczy ojca i natychmiast uzdrowił. Ojciec od tego czasu zaczął bardzo kochać tego syna, a bracia rozumni zazdrościli mu tego. Razu jednego wykopali jamę i tam go wrzucili. Dureń spostrzegł loch w tej jamie i wszedł tam. Szedł dosyć długo i przyszedł do jakiejś chatki, gdzie siedziała stara baba; mówi ona do niego: czego tu przyszedłeś, zginiesz, bo tu bardzo niebezpiecznie; ztąd niedaleko jest morze, a w niem ogromny żmiej *) z dwunastu głowami, który wszystkich pożera; już i królewna osądzona na pożarcia. Wyszedł głupi z tej chatki, znalazł pałasz, przypasał go sobie do boku i idzie dalej. Widzi ogromne morze; na brzegu siedzi królewna i płacze. Zbliża się do niej chłopiec, wita ją i pyta czego płacze. Królewna powiada, że nadeszła ostatnia jej godzina, że zaraz wyjdzie żmiej z wody i ją pożre. Wtem dał się słyszeć ogromny plusk, woda zaczęła wysoko się wznosić i pokazał się żmiej z dwunastu głowami. Dureń znalezionym pałaszem wszystkie mu głowy pościnał, schował je pod kamieniem, a języki powyrywał i włożył sobie do kieszeni. Królewna bardzo mu za to dziękowała, wzięła go za rękę, poprowadziła do pałacu, powiedziała swoim rodzicom, że on ją od śmierci wybawił i prosiła żeby jej pozwolili wyjść za niego za mąż. Rodzice zgodzili się i powiedzieli że choćby był żebrakiem, to i takby pozwolili.Wkrótce dano na zapowiedzi, a kiedy wesele się już zbliżało, lokaj pozazdrościł narzeczonemu tego szczęścia, zaprowadził go razu jednego do suszni i zarznął, a sam ubrał się w jego odzienie i chciał z królewną ślub wziąć. Ale królewna poznała że to nieprawdziwy jej narzeczony, zaczęła płakać i szukać swego wybawcy; znalazła go wreszcie zarzniętego. Wtedy posmarowała mu gardło gojuszczą i żywuszczą wodą, którą jej przedtem oddał, chłopiec powstał natychmiast żyw i zdrów. Lokaj zaś upewniał króla że to on wybawił królewnę, ale dureń pokazał królowi języki żmieja i tem dowiódł że sam był prawdziwym jej wybawicielem. Potem wzięli ślub i żyli bardzo szczęśliwie; lokaja kazał król śmiercią ukarać.
[Z Wileńskiego, 1879.]
-----------------
*) Żywiącej i gojącej.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:17
O ZAMUROWANYM CHŁOPAKU.
    Był król i miał kilkunastu chłopców na usługach, których służba była lekka, bo tylko każdy musiał przychodzić do króla sny swoje opowiadać. Z porządku zawołano do króla zrana jednego z nich, świeżo przyjętego. Król się pyta: Co ci się śniło? Nic, odpowiada chłopak. Król go wystrofował i odprawił; tak było do sześciu razy. Za szóstym razem król postanowił pozbawić go życia. Ale siostra królewska tyle wyprosiła, że go w słup zamurowano. Minęło wiele czasu; chodzi siostra króla po ogrodzie i płacze okropnie, tak że aż płacz doszedł uszu zamurowanego chłopca. Pyta on ją, co cię tak trapi, możebym co dopomógł? Co ty możesz zrobić; mówi królewna: moje tak wielkie jest strapienie. Ale powiedz przecie, nie zaszkodzę, a może pomogę, nalega chłopak. Królewska siostra mówi: oto brat mój, król, zakochał się w królewnie, która, gdy kto się do niej zaleca, zadaje takie próby, że bardzo trudno je wykonać; a gdy ich kawaler nie spełni, śmierć zadaje. Brat mój chce tam jechać, więc niespokojna jestem o jego życie: prosiłam o zwłokę, ale już o więcej uprosić nie mogę. Chłopak na to: wypuść mię tylko z tego słupa, to ja wszystko urządzę. Królewna na to: Cóż ty zrobisz, taki mały? Jużem niemały, już wyrosłem, odpowiada chłopak. Królewna, nie zapytując nawet brata, zajętego wyjazdem, kazała wydobyć chłopca ze słupa. Idąc do pałacu, uwolniony chłopak widzi na drodze trzech chłopców, którzy się biją z sobą; zapytuje o przyczynę. Odpowiadają: umarł nam ojciec i zostawił trzy rzeczy, któremi nie możemy się podzielić. Te trzy rzeczy są: czapka-niewidka, buty takie że jednem stąpieniem siedm mil się idzie i dywan, na którym gdzie chcąc poleci. Chłopak mówi: co macie się bić, krwawić i grzeszyć, to lepiej tak zróbcie: ja wam rzucę kamień; kto go pierwszy złapie, tego będzie czapka, buty i dywan. Tak też zrobił; chłopcy pognali za kamieniem a nasz włożył czapkę, wziął pod pachę buty i dywan i stoi patrząc co będzie. Trzej bracia nadbiegli a nie widząc jego, bo miał na sobie czapkę cudowną, narzekali że są oszukini i wreszcie poszli sobie. Chłopak siadł na dywan i kazał się zanieść do króla; a ten już był w drodze do owej królewny; więc dogonił go chłopak i wsiadł na wóz obok króla, ale niewidzialny. Przyjeżdżają do królewny, ta łaskawie króla przyjmuje, ale mówi, że pójdzie za tego tylko, kto równy jej darowi podarunek przywiezie, że za trzy dni stanie ze swym darem i prosi króla aby o tym czasie ze swoim prezentem tu przybył, a jeżeli równy jej darowi będzie, to wyjdzie za niego. Król zafrasowany idzie do swego pokoju i płacze: aż chłopak zdjąwszy czapkę, staje przed królem i zapytuje, czego płacze? Król na to: płaczę, bo czuję że i szczęścia nie otrzymam i sam zginę. Nie płacz, królu, odpowie chłopak; spuść się na mnie, nie pożałujesz tego. A któż jesteś ? pyta król. Na co ci wiedzieć, dowiesz się wtedy gdy ci pomogę. Tylko pamiętaj, co będzie to będzie, nie wychodź przez te trzy dni z pokoju, a jak przyjdzie czas dary pokazywać, powiedz aby ona pierwsza dary pokazała. Nazajutrz chłopak rano wstał i słyszy jak królewna wydaje rozkazy podróży do miasta na drugi dzień równo ze dniem, więc nazajutrz i chłopak w czapce niewidce stoi przy drzwiach na ganku; gdy królewna wsiadła, wsiadł i on i jedzie z nią. Królewna każe się wieść do złotnika i tam każe wylać natychmiast najpiękniejszą serwetę ze szczerego złota, wysadzaną drogiemi kamieniami, ale prędko każe to zrobić i to przy sobie, aby nikt nie podpatrzył. Chłopak modli się do Boga aby mu dopomógł i patrzy na to wszystko. Nim złoto roztopili, nim co, przeszedł dzień, zmierzchło; położyli serwetę aby ostygła. Chłopak wtedy zbliżył się, zwinął ją i schował do kieszeni. Idzie złotnik patrzeć czy gotowa serweta, aż tu jej nie ma. Więc co prędzej wylewać drugą; wyleli w pośpiechu, ale już nie była taka piękna i kamienie nie tak były piękne. Gniewna królewna zabrała przecież ją i odjechała. Nazajutrz prosi do siebie króla i mówi: pokaż, jaki dar mnie przywiozłeś. Król mówi: niech Najjaśniejsza Królewna pierwsza pokaże. Królewna pokazała swoją serwetę, a król rozwinął i pokazał jeszcze piękniejszą. Zdumiała się królewna, bo już ośmiu kawalerów zginęło, nie dorównawszy jej w podarunkach. Mówi więc do króla: ten raz wygrałeś; proszę jeszcze, zaczekaj do jutra. Jedzie znowu, i znów król płacze, i znów z nią chłopak jedzie. Przyjeżdża do złotnika: każe wylewać złoty trzewiczek z najpiękniejszemi kamieniami. Powtarza się znów to samo co było z serwetą. Królewna mówi: znów wygrałeś; ale jutro ostatnia próba; dziwię się, jak ci się to udaje, co tylu innym się nie powiodło. Nazajutrz królewna nie każe koni zaprzęgać dla ostrożności, idzie sama piechotą do miasta, a chłopak za nią w butach cudownych i czapce. Biegła królewna, biegła, aż przybiegła nad brzeg Dźwiny i zaczęła nąjpokorniej prosić aby jej ojciec się pojawił; po długich modłach podniósł się z wody staruszek, srebrne miał włosy a brodę złotą i mówi: czego chcesz, córko? Dopomóż ojcze, nie wiem co poradzić, odpowiada ona; królewicz ma widać jakąś moc nademną; dwie próby przebył, nie wiem co dalej będzie. Stary wyrwał po trzy włosy włosy z brody i głowy i dał jej, mówiąc, że pewno już takiego daru król nie da. A gdy stary już się do wody chował, chłopak schwycił go za brodę i głowę i po garści włosów wyrwał; a stary wołał: po cóż mię tak mocno targasz, myśląc że to córka; ale ta już nic nie słyszała, bo pilno jej było do domu. Nazajutrz rano powtórzyło się to samo co było z serwetą i trzewiczkiem. Król pokazał królewnie jeszcze więcej włosów niż ona, więc wyjść zań musiała. Król się dowiedział od chłopca kto on, przepraszał go długo; żyli odtąd szczęśliwie, a chłopak był zawsze pierwszym ulubieńcem królewskim.
[Z Lidzkiego, 1869.]
--------------
*) Stodółka na siano.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:19
OSZUKANY OLBRZYM.
    Pewien pan przejeżdżał raz z jednego swojego majątku do drugiego i miał z sobą tlomoczek z jedzeniem ; było to latem; jadąc przez łąkę postanowił wypocząć i przekąsić; więc przywiązał konia pod drzewem a sam usiadł i zaczął się posilać, a jedząc wyrzucał kosteczki od zwierzyny na jednę i drugą stronę. Wtem staje przed nim potężny olbrzym, bierze go za szyję i mówi: obieraj sobie rodzaj śmierci najdogodniejszy, bo ja cię tu zabiję za to, żeś kosteczkami powybijał oczy moim dzieciom. Biedny pan prosi choć o jeden dzień zwłoki, aby mógł rozpisać majątek swój żonie i dzieciom. Olbrzym na to się zgodził, a pan pojechał ku domowi; na drodze spotykają go żona, dzieci i domownicy, witają z radością, ale widząc że smutny, zapytują dla czego. Pan opowiada przyczynę swego strapienia i mówi o rozpisaniu majątku Wykonawszy to, pożegnał się ze wszystkiemi i pojechał na wiadome miejsce; tam stanąwszy zsiadł z konia, przywiązał go i usiadłszy pod drzewem czeka nieszczęśliwej godziny. Tymczasem widzi że jakiś człowiek prowadzi dwa charty na sznurku; człowiek ten zbliża się do pana i zapytuje, czego siedzi w tak złem i niebezpiecznem miejscu; pan opowiada przyczynę; więc ten człowiek z chartami usiadł przy nim i słucha. Wtem nadchodzi drugi nieznajomy, który prowadzi dwie kozy na sznurku i zapytuje: czegoście usiedli w tak złem i niebezpiecznem miejscu; poczem i sam do nich przysiada, słuchając odpowiedzi i tak siedzą we trzech. Tymczasem przychodzi ten straszny olbrzym do nich i mówi do pana: czy się przygotowałeś na śmierć, jakeśmy się umówili; a pan odpowiada śmiało, bo ma dwóch kamratów: my tu jesteśmy we trzech, a tyś jeden, to nam nic nie zrobisz. A ten co z chartami mówi: jeżeli ty mnie odrobisz *) te charty, aby takiemi się stały dziećmi mojemi, jak były, to nie przeszkodzę śmierci tego pana. Ten olbrzym był wielkim czarownikiem, więc zaraz odrobił charty, że stały się ludzkiemi dziećmi, jak były przedtem. Wtedy odzywa się drugi człowiek, który przyprowadził dwie kozy: Oto moje żony zaczarowane w kozy; jeżeli zrobisz tak, że wrócą one do postaci ludzkiej, to pozwolę na śmierć tego pana. A tymczasem zbliżała się przeznaczona przez olbrzyma godzina, a pan czekał niecierpliwie aby przeszła. Czarownik odrabia kozy na własne żony tego człowieka; ale tymczasem naznaczona godzina upłynęła, czarownik zginął, a pan pozostał przy życiu. Dziękował on dwom nieznajomym za ocalenie życia, a i oni radzi byli, że odzyskali jeden dzieci, a drugi żony; opuszczając to miejsce, przeklęli je na wieki, aby nikt tam nie przejeżdżał i nie przychodził. Pan wrócił do uradowanych domowników swoich i żył długo i szczęśliwie.
[Ze Święciańskiego, 1875.]
---------------
*) Przemienisz, odczarujesz.
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
2.05.2009 17:20
PIENIĄDZE SPADŁE Z POD BELEK.
    Pewna macocha miała pasierzbicę, *) którą bardzo krzywdziła i biła. Ale jak tylko ta pasierzbica sama jedna zostawała, słyszała z sufitu głos: pulsiu, pulsiu! (spadnę!) Mówiła to ona macosze, ale ani ona, ani nikt nie chciał jej wierzyć; wmawiano jej że przez lenistwo nie chce sama zostawać i pracować. Pewnego razu, w dzień festu, gdy nikogo nie było, nadszedł żebrak; opowiedziano mu o tem; posłyszał on ten głos w nocy, a miał już świecę pod garnkiem przygotowaną; jak tylko odezwało się: „Pulsiu, pulsiu!" zawołał: „Kad giàra dwàse, tap pułk, o kad błoga, tap pulk ir pàdpùlk!" *) Wtedy z sufitu spadł ogromny worek z koziej skóry, pełny pieniędzy. Żebrak nauczył pasierzbicę. aby nikomu nic o tem nie mówiła, zabrał pieniądze i przyrzekł na jesień przyjechać z synem, zapewniając że ją, jako ubogą sierotę, chętnie za mąż za niego wydadzą, aby tylko z domu wypchnąć. Tak się stało, a pasierzbica szczęśliwie i w dostatkach z synem żebraka długo żyła.
    [Z Poniewiezkiego, 1870].
Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
Strona z 8 < Poprzednia Następna >