Po tylu latach i przy braku bliższych szczegółów, szansa na odnalezienie śladów jest mało realna. W tej sytuacji uważam, że trzeba się zadowolić stworzeniem mniej lub bardziej prawdopodobnej hipotezy.
Ważny w Pana relacji jest wątek p. Anny Chybowskiej-Gorbatowskiej, która w czasie okupacji pracowała w PWPW w Warszawie, i to jest podstawa mojej hipotezy.
Wydaje się dość prawdopodobne, że podczas wysiedleń, aby się uratować, wszyscy dążyli ku „swoim” (o ile było tylko możliwe) – to naturalny odruch. Warszawa w r. 1942 – 43 uchodziła jeszcze za miasto dość bezpieczne, mimo terroru, łapanek i wywózek. Uważano, że warunkiem przetrwania było posiadanie dobrych papierów, a poza tym w dużym tłumie łatwiej. Praktyka była inna, ale wróćmy do wysiedleń z Zamojszczyzny.
Niemcy podzielili wówczas ludność na trzy grupy, i skoro Państwo przeżyli, to znaczy zleźli się wśród tych 75% przeznaczonych na roboty przymusowe do Rzeszy – to pewne. Szczególnie dramatyczny był los ludności, kierowanej na tzw. osiedlenie do różnych miejscowości Dystryktu Warszawskiego. „Od 28 listopada [1942 r.] trwa akcja wyniszczenia powiatów zamojskiego i tomaszowskiego, a główne uderzenie zostało skierowane przeciwko dzieciom. Oderwane od matek, załadowane do wagonów towarowych, te maleńkie kilkumiesięczne zaledwie i te duże, dwunastoletnie, wędrują całymi tygodniami, od stacji do stacji głodne, chore i zmarznięte. Groza chwyta za gardło, gdy pomyślimy, że dziś, gdy mróz przekroczył już 20 stopni na którejś stacji stoją te zamknięte na głucho wagony z eskortą żandarmską u drzwi, by przypadkiem nie znalazł się ktoś, kto poda tym wrogom narodu niemieckiego talerz gorącej zupy, czy mleka.” – donosił miesięcznik konspiracyjny „Żywia” (nr styczniowy 1943 r). w artykule „Najdroższa wartość narodu”.
Było kilka rzutów deportacji. I tak np.: 11 grudnia 1942 r. do Sobolewa, z przeznaczeniem do Lelechowa przybyły 634 osoby, w tym 283 dzieci; 12 grudnia do Pilawy transport 605 osób, w którym było ponad 275 dzieci; 18 grudnia powtórnie do Sobolewa, z przeznaczeniem do Maciejówek, Łaskarzewa i Żelechowa – 974 osób, w tym 512 dzieci. Do Stoczka Łukowskiego przywieziono 900 osób, w tym 720 dzieci w wieku od 6 miesięcy do 12 lat. Inne transporty dotarły do Kałuszyna, Cegłowa, Parysewa i do Mrozów. Jako jedna z pierwszych na pomoc udręczonej ludności Zamojszczyzny pospieszyła Warszawa, w akcję opiekuńczą włączono też gminy i magistraty, tworzono lokalne komitety, ale z powodu przeraźliwej nędzy wszyscy razem pomóc mogli niewiele.
Tak więc zakładam, że Państwo znaleźli się wśród tych grup i doczekali ofensywy sowieckiej na terenach podwarszawskich. Nowe władze rejestrowały wszystkich zgłaszających się, dając deputaty żywnościowe, odzieżowe, bilety na powrót ze wskazaniem miejsca, i tp. A więc potwierdzenia należałoby szukać w hipotetycznych gminach.