W ośmnastym roku mego życia zapisałem się jako ochotnik w powstańcze szeregi roku 1863 i, jakkolwiek nie miałem dokładnego pojęcia ani o sprawie narodowej, ani o patryotyzmie, to jednak coś mnie parło i wyganiało z domu w daleki i szeroki świat; to też bez pożegnania z rodzicami uciekłem z domu i wraz z niejakim Arteckim i Kollerem udałem się do Jasia, skąd nas odstawiano od dworu do dworu aż do państwa Jarockich w Podgrodziu pod Dembicą.
Dom państwa Jarockich, był to dom prawdziwie staropolski: zacny, gościnny i patryotyczny. Na tej kwaterze w liczbie około dwudziestu, przebywaliśmy przez dni czternaście, ćwicząc się w strzelaniu, w szermierce i robieniu bronią.
W dzień odjazdu do obozu — pamiętam jak dziś — stary pan Jarocki żegnał nas ze łzą w oku i ubolewał, że dla podeszłego wieku sam nie może nam towarzyszyć, ani syna wysłać (gdyż ten był kulawy i chodził na szczudle). Zato miał pan Jarocki trzy nadobne córki, które ofiarował dać nam za żony, jeśli się po ich rękę zgłosimy jako wybawiciele ojczyzny. Chociaż ciężkie były warunki, jednak każdy z nas chciał być bohaterem i okryć się laurami sławy, aby tylko uzyskać rękę jednej z nadobnych panienek.
[Jan Siwiński, Katorżnik czyli pamietnik Sybiraka, Kraków 1925]