WSPOMNIENIE Z PRZESZŁOŚCI (fragmenty zarysu historycznego Piotra Hlebowicza)
(...) Samodzielnie zacząłem jeździć na Grodzieńszczyznę od 1986 roku. Widziałem tam Polaków, których na siłę chciano zrusyfikować, zabronić dostępu do religii i historii. Miano pewnie nadzieję, że następne pokolenia zatracą swą polską tożsamość i zapomną o macierzy. Ale nic to nie dało, język i wiara przetrwały. Wybierając się w tamtą stronę, za każdym razem zabierałem ze sobą podręczniki do języka polskiego, katechizmy i inne książki religijne. Poznawałem polskie środowisko, wyjeżdżałem poza Grodno w stronę Lidy, Wołkowyska. Zawitałem też do Wilna, gdzie zetknąłem się także z opozycją litewską. Wtedy zaczęła we mnie kiełkować idea utworzenia przy „SW” Wydziału Wschodniego. Podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami z Jadzią Chmielowską, będącą w ścisłym kierownictwie „Solidarności Walczącej”, a od początku 1988 roku przewodniczącą Komitetu Wykonawczego „SW”. Rodzina Jadzi pochodzi także z Kresów, więc nic dziwnego, że poparła tę ideę, i gdzieś jesienią 1987 roku doprowadziła do spotkania z ukrywającym się Kornelem Morawieckim (na pewno przed jego aresztowaniem w listopadzie 1987) i jeszcze paroma osobami zainteresowanymi tematem. „SW” od dawna interesowała się sprawami wschodnimi, co przejawiało się w licznych publikacjach na łamach biuletynów organizacji. Wiodącym motywem była wojna w Afganistanie; czuliśmy, że to właśnie Afganistan będzie przełomowym momentem rozpadu ZSSR i bloku wschodniego. Sowieci ponosili tam ciężkie straty i przez wiele lat nie mogli opanować większej części okupowanego kraju. Naturalnie byliśmy po stronie mudżahedinów i życzyliśmy im zwycięstwa. W 1985 roku zginął w Afganistanie nasz kolega, Lech Zondek, który wyjechał z Polski i nielegalnie dotarł do afgańskich partyzantów. Przyłączył się do walki przeciw sowietom i zyskał pełne uznanie mudżahedinów. Po śmierci towarzysze broni – muzułmanie – na jego grobie w górach ustawili potężny krzyż. Zondek był w SW... Tematami poruszanymi w biuletynach „SW” były także wydarzenia w ZSSR – wiadomości z łagrów, aresztowania obrońców praw człowieka, demonstracje (np. ta z 1986 w Kazachstanie), nastroje narodowościowe.
Po naradzie ze swoimi najbliższymi współpracownikami Kornel zaakceptował projekt, tak więc w 1988 roku oficjalnie ogłosiliśmy o powstaniu Autonomicznego Wydziału Wschodniego „Solidarności Walczącej”. Z Wydziałem – oprócz mnie i Jadzi Chmielowskiej – współpracowali m.in. Maciej Ruszczyński, Wojtek Stando, Roman Zaleski, Piotr Pacholski, Selim Chazbijewicz, Lech Jęczmyk, Tadeusz Markiewicz, dr Janusz Kamocki, Lech Osiak, profesor dr hab. Leszek Bednarczuk, Sebastian Rybarczyk. Niektórzy nie byli członkami „SW”, współpracowaliśmy wtedy bardzo ściśle z LDPN-em i PPN-em oraz innymi organizacjami. W Wydziale Wschodnim pracowało dużo więcej osób, niż wymieniłem; po zebraniu materiałów i opracowaniu tematu osobno, ich nazwiska zostaną przedstawione.
Wydział Wschodni „SW” miał swoich przedstawicieli na Zachodzie: Andrzeja Rozpłochowskiego w USA i Kazimierza Michalczyka w Berlinie Zachodnim (członek PPN i członek redakcji „Poglądu”).
W pierwszym okresie działania Wydziału Wschodniego, wiadomości o ZSSR czerpaliśmy z rosyjskich i ukraińskich gazet emigracyjnych (dostawałem od Natalii Gorbaniewskiej z Paryża „Russkuju Mys’l”, przychodziła także pocztą gazeta „Ukraińskie Słowo”), słuchałem również „Radia Swoboda”, BBC i „Głosu Ameryki” po rosyjsku, ukraińsku i białorusku. Głuszyli straszliwie, jednakże do nasłuchu „wrogich” radiostacji (także „Wolnej Europy”) udało mi się kupić w sklepie sowiecki odbiornik produkowany na eksport, z falami krótkimi od 13 metrów, gdzie odbiór był przyzwoity. Zazwyczaj dla bloku wschodniego produkowano radia od 25 metrów wzwyż, by uniemożliwić słuchanie tych rozgłośni. Od Aleksandra Podrabinka otrzymywałem drogą pocztową niezależną gazetę z Moskwy, „Ekspress Chronika”. Podrabinek zbierał z całego ZSSR informacje o łamaniu praw człowieka i wydawaną nieoficjalnie gazetę rozsyłał po kraju i za granicę. To było nieocenione źródło informacji. Co ciekawsze materiały przedrukowywaliśmy w różnych biuletynach oddziałów „SW”. Propagował je również nasz comiesięczny Serwis Agencji Informacyjnej „SW”.
Na początku 1989 roku moje wyjazdy na Wschód stały się częstsze i efektywniejsze. Wreszcie udało się nawiązać prawdziwie partnerskie stosunki z litewskimi organizacjami niepodległościowymi, głównie z Sajudisem, Ligą Wolności Litwy (Antanas Terleckas, Andrius Tučkus, Leonardas Vilkas, Genutė Šakalienė, Linas Bukauskas, Fausta Bukauskienė, ksiądz Julius Sasnauskas i jego siostra Eleonora Sasnauskaitė, Algirdas Andriušaitis, Vitalius Zubka) oraz Młodą Litwą (Stasys Buškevičius, Edvardas Kriščiūnas, Vytas Mikėnas, Darius Gruzdys), Partią Demokratyczną Litwy – Saulius Pečeliūnas, i innymi działaczami niepodległościowymi, jak np. Vytautas Milvydas. Do Wilna w 1990 jeździłem prawie co miesiąc. Na początku sam, potem z Maćkiem Ruszczyńskim, Jadzią Chmielowską, Wojtkiem Stando, Romkiem Zaleskim. Raz nawet udało mi się wyciągnąć do Grodna i Wilna Marka Biesiadę, członka krakowskiego oddziału „SW”. W Wilnie spotykałem często Mariusza Romana, działacza gdyńskich środowisk podziemnych.
Okazało się, że Litwa i pozostałe kraje bałtyckie mają największe aspiracje niepodległościowe ze wszystkich sowieckich republik, co zapoczątkowało powstanie ruchu społecznego Sąjūdis. Na jego czele stanął Vytautas Landsbergis, nazywany w ZSSR litewskim Wałęsą. Nic więc dziwnego, że to właśnie na Litwę ciągnęły pielgrzymki przedstawicieli opozycyjnych organizacji z Gruzji, Azerbejdżanu, Armenii, Kazachstanu, Ukrainy, Łotwy, Estonii i innych zakątków ZSSR. I to właśnie Litwa uruchomiła „reakcję łańcuchową” naszych kontaktów na cały ZSSR. Byli łagiernicy litewscy, których poznaliśmy (m.in. Antanas Terleckas, Vytautas Milvydas) dawali nam adresy opozycjonistów z innych republik, z którymi razem w łagrach siedzieli – i mogliśmy tam jechać bez obaw: na miejscu mieliśmy zapewniony kwaterunek, rozpoznanie sytuacji i pomoc w nawiązywaniu kontaktów z niepodległościowymi ugrupowaniami. Dzięki takim układom byliśmy wiarygodni, a tym samym dopuszczani do zamkniętego grona działaczy niepodległościowych. Tak było w Gruzji, na Ukrainie, w Mołdawii, republikach Bałtyckich, w Azji Średniej i w samej Rosji. Wszędzie tam odkryliśmy również skupiska Polaków, zapomnianych przez ojczyznę. Wydział Wschodni zaczął więc działać i w tym kierunku. (...) Piotr Jan Hlebowicz
W Czabarówce k/Husiatyna (zachodnie pogranicze Podola) do dziś mieszka rodzina Hlebowiczów, a w wydaniach Wsi Kresowej. Czabarówka i sąsiedzi pod. red. Juliana Ziobrowskiego jest cała masa informacji dotyczących rodziny Hlebowicz.