Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Ach cóż to był za ślub....

7.07.2022 17:30
Z kuferka prababci cz. II

Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. II
Rok wydania 2020
Autorami są dzieci ze szkoły w Grzegorzewie na Litwie
Wydanie sfinansowane przez Fundację "Orlen"

Z kuferka prababci - o projekcie i spis wszystkich numerów.

Ach, cóż to był za ślub...

Autor: Wiktoria Ilukowicz (kl. 4 gimnazjum), Grzegorzewo

Zima. Luty. Rok 2020. Wszystko się na świecie zmienia. Ludzie, przyroda a nawet, pogoda. Tej zimy jeszcze nie było śniegu, nie było okazji pozjeżdżać na sankach, pospacerować po skrzypiącym śniegu lub ulepić bałwana.
Kiedyś wszystko było inaczej. Dzień ślubu mojej prababci zapowiadał się całkiem spokojnie. Młoda para, jak to dawniej było w zwyczaju, do kościoła jechała na wozie, który miał drewniane koła. Zanim odbyła się uroczystość ślubu, śniegu napadało tyle, że do domu ledwo dotarli. Koła grzęzły w miękkim jak puch śniegu, młodzi wracali na piechotę i przy tym popychali wóz.
Moja prababcia miała na imię Leonarda, z domu Najmowicz. Urodziła się w roku 1909 we wsi Szulgi, w gminie szumskiej. 2 lutego 1932 roku wyszła za mąż za Wincentego Tomaszewicza (mego pradziadka). Po ślubie zamieszkali we wsi Niemieżka. Mieli sześcioro dzieci: Franciszka, Jana, Stanisława, Czesława, Teresę i Genowefę.
Najstarszy syn, Franciszek, to mój dziadek, tato mojej mamy. Przez całe życie pradziadkowie wraz z dziećmi ciężko pracowali, by mieć kawałek chleba. A świadczą o tym proste meble i wiele narzędzi pracy.
Prababcia ukończyła tylko dwie klasy, ponieważ dzieci dawniej musiały pracować. Pasały bydło, pracowały na gospodarstwie u bogatszych wieśniaków. Tak mogły zarobić na tkaninę na ubranie, nowe buty lub kilka miarek zboża. Wiersz, który prababka Leonarda nauczyła swoje dzieci podobno ułożono podczas pracy...

Zwiędły róże, lelije
Odleciały już ptaki
W wioseczce, kto żyje
Idzie kopać ziemniaki
Krówka dzwoni z daleka
Skubie trawkę jak może
Wraz śniegu nasypie
I jej zamkną w oborze.

Prababcia opowiadała smutne historie z czasów wojennych. We wsi Niemieżka (2 km od granicy białoruskiej) założono żydowski obóz koncentracyjny. Spędzano tu ludzi, by pracowali na torfowiskach.
Prababcia Leonarda miała znajomą Żydówkę, często razem lubiły porozmawiać, przyjaźniły się. Pewnego dnia jej przyjaciółka była wyjątkowo niespokojna. Martwiła się i ciągle powtarzała: ,,Nie będzie nam tu życia”. Przeczuwała straszną tragedię. To był rok 1943, wszystkich Żydów wypędzono z getta i rozstrzelano. Wieśniacy chowali się w piwnicach lub lesie. Nie mogli i nie chcieli widzieć tak przerażającego widowiska, a pomóc, nie potrafili. Żyli z więźniami w zgodzie, starali się w jakiś sposób im pomóc, karmili, oddawali swoje ubrania. Ten straszny dzień zapamiętali na całe życie - zabici byli ich sąsiadami, znajomymi i przyjaciółmi.
Więźniów pogrzebano w ogromnym wąwozie przygotowanym zawczasu. Ponad 300 osób różnego wieku zginęło w tej wsi. Dzisiaj w tym miejscu został tylko nieduży pomnik. Prababcia przeżyła długie życie, zmarła w roku 1992. Jej najstarszy syn Franciszek (mój dziadek) umarł podczas jej pogrzebu. Moja mama Ania została sierotą, kiedy jeszcze była dzieckiem.
Życie pradziadków ze strony taty też nie było łatwe. Prababcia Helena Worobiej, mama mego dziadka Iwana – Jana, babcia mego taty Witalija, urodziła się w roku 1918 we wsi Zapolcy w rejonie grodzieńskim, na Białorusi.
Mając 16 lat, wyszła za mąż za Aleksandra Ilukowicza. Mieli dziesięcioro dzieci: Wiktora, Alę, Jana, Irenę, Olgę, Walę, Wołodię i Anatolija. Dwoje dzieci zmarło, bo warunki życiowe były ciężkie, brakowało jedzenia i lekarstwa. Prababcia pracowała za siebie i pradziadka. Opiekowała się cielętami w kołchozie. Pradziadek Aleksander był inwalidą, podczas pracy w lesie odmroził nogę. Ze wspomnień dziadka wynika, że po wojnie dopiero zaczęły się ciężkie czasy dla jego rodziny. Wybuchł pożar, paliły się budynki, zboże i zwierzęta domowe. Rodzina została na pustym dziedzińcu. Dzieci zabrano do internatu (daw. dom dziecka). Dopiero po upływie kilku lat rodzina mogła znów zamieszkać razem.
Zofia Czerniawska, mama mojej babci po tacie, była córką sołtysa. Urodziła się w roku 1917 we wsi Dziedaniszki. Wcześnie wyszła za mąż za Stanisława Szostaka. Mieli ośmioro dzieci i duże gospodarstwo. Możliwe dlatego zesłano dziadka do Dambasu do pracy w kopalni.
Prababka została sama z dziećmi. Dla przeżycia, pracowała w kołchozie oraz starała się zachować swoje gospodarstwo. W roku 1951 spalił się dom pradziadków. Jednak kierownictwo kołchozu postanowiło pomóc rodzinie wielodzietnej i wybudować dla nich nowy.
Ciężkie były losy moich przodków. Cieszę się, że żyję w latach obecnych. Mam swój pokój, zabawki i kota. Chodzę do szkoły ciepło ubrana, mam przybory szkolne i mogę jeść smaczne obiady. Mam nadzieję, że opowiem swoim prawnukom wesołą i bardzo interesującą historię swego życia.