Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. II Rok wydania 2020 Autorami są dzieci ze szkoły w Grzegorzewie na Litwie Wydanie sfinansowane przez Fundację "Orlen"
Autor: Milena Jermak (kl. 4b), Gimnazjum w Grzegorzewie
Bardzo często na lekcjach opowiadamy o swojej rodzinie. Rodzina to tato, mama, rodzeństwo, dziadkowie i babcie i tylko o nich potrafię opowiedzieć. Nieraz się zastanawiałam... przecież moi dziadkowie też byli dziećmi i mieli rodziców. Ich rodzice, to moi pradziadkowie. A jak wyglądali ich rodzice? Czarno-białe zdjęcia milczą, więc z mamą rozpoczęłyśmy śledztwo - tak, jak to robił detektyw Pozytywka. Mama rozpytywała babcię, notowała. Ja, na podstawie opowieści i zdjęć, zrobiłam rysunek... To jest nasze drzewo genealogiczne. Chciałabym opowiedzieć o swoich przodkach Drewskich, którzy urodzili się i mieszkali w Turgielach w rejonie solecznickim, ok. 10 km od granicy białoruskiej. Prapradziadek Jan był zdolnym krawcem; szył kożuchy, które podobno w tamtych czasach były modne. Praprababcia Jadwiga zajmowała się dziećmi i gospodarstwem. Ciężko pracowali, bogaci pewnie nie byli, bo mieli pięcioro dzieci. Byli szanowanymi, dobrymi i sprawiedliwymi ludźmi. Pewna historia, którą opowiem, świadczy o ich dobrych sercach. Była wojna z Niemcami. Turgiele zamieszkiwało wielu Żydów. Było tam osiedle targowe, a oni lubili sprzedawać. Mieli swoje sklepiki, tzw. "żydowskie ławki" z różnym potrzebnym towarem, a najwspanialszym smakołykiem dla dziecka były słodycze i przepyszne bułeczki. Rozpoczęło się gwałtowne spędzanie Żydów do centrum wsi, by załadować ich do transportu i wywieźć nie wiadomo gdzie. Pewna młoda przerażona rodzina żydowska poprosiła o ukrycie w piwnicy. Moi pradziadkowie strasznie się bali, ale się zgodzili. Młodzi zostali uratowani. Bardzo chcieli wynagrodzić pradziadków, więc dali im sakiewkę ze złotem. Któraś z prababć pamięta, że sakiewkę zakopano w domu lub obok niego. I do dzisiaj często żartuje się w rodzinie, że nadszedł czas na rozkopki. Nie mogę nie wspomnieć o swojej prababci, Ludwice Drewskiej-Dziatłowskiej, córce Jana i Jadwigi, która miała tak piękne polskie imię i pracowała jako położna w szpitalu w Turgielach. Moja mama wytłumaczyła mi, czym zajmuje się położna w szpitalu i teraz już wiem, że bociany nie przynoszą dzieci. Babcia była miłą i dobrą dla ludzi osobą. Potrafiła szydełkować i haftować. Niektóre jej prace zachowały się do dzisiaj. Całe rodzeństwo babci w roku 1948 wyjechało do Polski tylko ona nie mogła, ponieważ opiekowała się starym i chorym ojcem. Dowiedziałam się w ten sposób, że mam wielu krewnych w takich miastach jak: Giżycko, Gdynia, Malbork i Warszawa. I... mam nadzieję, że kiedyś ich odwiedzę. Mąż babci, Mieczysław Dziatłowski, mój pradziadek, był inżynierem-mechanikiem. Całe życie pracował jako kierownik warsztatu samochodowego w pobliskich Pasiekach (wieś). Uwielbiał swoją rodzinę - córki: Janinę (moja babcia) i Irenę, a zwłaszcza wnuczki: Dianę i Ilonę. Moja mama Diana pamięta wiersz o krasnalku, który dziadek znał na pamięć i często mówił go dziewczynkom na dobranoc.
KRASNALEK NA CHOINCE
Usiadł w gęstych igiełkach Tuż, tuż, przy korze, Niczym w świerkowym borze Usiadł sobie o wieczorze Tyciuchny skrzatek, Przyjaciel dziatek, Powiernik lalek, Krasnalek. Siedzi, nóżkami kiwa. Ależ tu dziwa, oj dziwa ! Wśród tęczowych igraszek Kręci głową jak ptaszek. Mikołajka grzecznie wita, Złote nitki w łapki chwyta, W jabłuszka zatapia ząbki, Dmucha coś do szklanej trąbki Nad świeczką go pokusiło, I kichnął z wielką siłą!!! Swąd. Iskiereczka... Dymu wstążeczka I...ciemna świeczka. Wskoczył wyżej jak wiewióreczka, Rozbujał barwnego kruka, Aniołkowi musnął piórka.. Tss... Aniołek nie usłyszy, Kto karmelki chrupie w ciszy, Zresztą... święta, nie ma grzechu Jak mysz skrobie się w orzechu I strącając śniegu płatki, Sięga w gąszcz po czekoladki Potem, lekki niby duszek, Hop, przeskoczył przez łańcuszek W światełkach świecidełkach I znów po gałęziach hula. Nagle usiadł - Co to, kula? Tam do licha! Co też spadło? Przed bombiaste to zwierciadło? Co się w kuli tej odbija? Czyja to jest głowa, szyja? Któż takiego widział stracha? Cha-cha! Cha-cha! Cha-Cha! Cha-Cha! Ależ ten łeb, jak u grzyba, I ten nochal, nie mój chyba!? Hej, ze śmiechu pewnie trzasnę, Toż to moje liczko własne! I, pocieszne strojąc minki, Krasnoludek fik! z choinki. Całe szczęście, że w koszyczek Z kolorowych upadł łyczek Byłby sobie z tej radości Pogruchotał skrzacie kości Na choince świeczki gasną Dobrze mieć kolebkę własną Przy ostatniej świeczce, W ślicznej kolebeczce, Pogryzając piernika, Krasnal oczy przymyka. Gałązeczka lekko drży, Złota nitka w cieniach lśni. Przyjaciel dziatek, Tyciuchny skrzatek, Powiernik lalek, Krasnalek Śpi.
Tam w Turgielach urodziła się moja babcia, Janina Sieja. Ona również całe życie poświęciła dzieciom. To ona wychowywała całą moją klasę, ponieważ pracowała jako wychowawczyni w przedszkolu. Teraz opiekuje się mną i moją siostrą Sofią. Zna wiele ciekawych historii, ale cyt… te zachowamy dla moich dzieci. Kim zostanę? Położną? Nauczycielką? Wiem dobrze... będę dobrą, miłą i szanowaną osobą, tak jak moi przodkowie. I tylko to się liczy!