Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. III Rok wydania 2020 Autorami są dzieci ze szkół rejonu Płoskirowa (ob. Chmielnicki) na Ukrainie Wydanie sfinansowane przez Fundację "Orlen"
Święta Bożego Narodzenia - Jedna z historii o miłości
Autor: Iolanta Garnyk, Krasiłów, 2020 r.
To opowiadanie jest o mojej cudownej babci i niesamowitym dziadku, których z przyjemnością odwiedzam. Uwielbiam do nich przychodzić z wizytą, ponieważ w dużej mierze to oni kształtują moją tożsamość. Mój dziadek Władzio (tak nazywała go moja prababcia Halina) i babcia Hanna są rodzicami mojej mamy. Rodzice ojca już nie żyją. Sprawdza się przysłowie, że rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania. Babcia, ukochana babunia to moja bratnia dusza. Na nią zawsze można liczyć, zawsze mnie wspiera i rozumie. Babcia mimo, że nie wie, co to jest Facebook, doskonale pamięta, kto i kiedy ma urodziny. To babcia powiedziała mi, że jak coś zgubię, to nie warto męczyć się szukaniem, wystarczy tylko pomodlić się do świętego Antoniego — patrona osób i rzeczy zagubionych — i samo się znajdzie. Nie wiem, jak to się stało, ale rada babci zadziałała. To ona nauczyła mnie krótkiej modlitwy i pilnowała, abym o niej nie zapomniała, jakby od tego zależało moje zbawienie: „Aniele Boży, Stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój, rano, we dnie, w nocy…" Mój dziadek Władzio wygląda zwyczajnie, lecz gdy pozna się go bliżej, widać, że jest wyjątkowy. On zawsze opowiada zarówno mnie, jak i mojemu rodzeństwu różne historie związane z jego dzieciństwem, które spędził w Krasilowie (w tamtych czasach była to wieś). Jest świetnym opowiadaczem - zamiast czytania książek na dobranoc, przytaczał wspominki dotyczące jego dzieciństwa. Historii starczało na wiele wieczorów - na nich się wychowałam i na podstawie owych wspomnień kreowałam Krasiłów. Chętnie słuchamy opowieści i czekamy, aby poznać ich zakończenie. Takie opowieści bywają wciągające, angażują, a nawet wzmacniają więzi.
I teraz opowiem taką prawdziwą historię z naszej rodziny… Było to dawno temu, gdy dziadek Władzio miał wtedy 8-9 lat (teraz ma prawie 73!). To było najbardziej mroźne Boże Narodzenie. Spadło wtedy bardzo dużo śniegu. Choinkę przyniosło się prosto z lasu i powiesiło się na niej przygotowane uprzednio orzechy, trochę kolorowych cukierków, gwiazdki, grzybki, upieczone ciastka. W ciągu kilku godzin cukierków już nie było na choince, a zostały tylko kolorowe papierki wypełnione chlebem. To zrobił dziadek Władzio z siostrą Nilą i bratem Walerym. Wtedy zamiast zabawek pod choinką dzieci dostawały orzechy i jabłka, które dodatkowo podkradały z choinki. Zdarzało się nawet, że bili się o te przysmaki z siostrą. Stół musiał być nakryty białym obrusem, pod który matka dziadka kładła sianko. Snopek stawiało się obok stołu albo pod nim. Na stole oprócz potraw na białym talerzu leżał opłatek, którym dzielili się przed kolacją, składając sobie życzenia. Zgromadzona przy stole rodzina modliła się własnymi słowami, wspominała tych, którzy już odeszli. A potem na stół stawiano tradycyjne potrawy – kapustę, groch, karpia, pierogi z ziemniakami, kutię, śledzia, karpia pod smażonymi warzywami (co było ulubionym daniem dziadka), kompot z suszu, kluski z makiem. Podczas kolacji należało spróbować wszystkich potraw i aby nie narzekać w ciągu roku na brak pieniędzy – koniecznie trzeba było zjeść potrawy z makiem. Obowiązkiem dziadka Władzia było ich policzenie. Robi to do tej pory – kiedy z rodziną siadamy do wigilijnego stołu, zawsze liczy (teraz tych dań jest o wiele więcej) i pierwszy kosztuje kutię, oceniając czy jest wystarczająco posłodzona. Tego pięknego, świątecznego wieczoru wszystko było jak zawsze. Nagle, w momencie, kiedy ojciec dziadka wnosił drzewo, do chaty wleciało kilka wróbli, prosto na choinkę! Cała rodzina zaczęła je gonić: dorośli z niezadowoleniem, a dzieci z radością. Wreszcie wszyscy zasiedli do wieczerzy, a potem śpiewali kolędy: radośnie "Anioł pasterzom mówił", z czułością „Lulajże, Jezuniu", z przytupem„Dzisiaj w Betlejem". A później przeszli na szczedriwkę – ukraińską pieśń ludową, związaną z obrzędami noworocznymi...
Щедрик, щедрик, щедрівочка, Прилетіла ластівочка, Стала собі щебетати, Господаря викликати: Вийди, вийди, господарю, Подивися на кошару, Там овечки покотились, А ягнички народились... .
Nagle prababcia Stasia krzyknęła do ojca dziadka: - Mikołaju, zapomnieliśmy o krowie, przecież musi się ocielić… Pobiegł szybko do stajni, wrócił radosny i powiedział, że to się już stało. Dziadek Władzio zabrał siano razem z chlebem, który został po wieczerzy i okruchy opłatka, po czym zaniósł to krowie. Taką piękną historię usłyszeliśmy w tym roku na wieczerzy wigilijnej. Dzięki dziadkowi mogłam się wiele dowiedzieć o tym, w jaki sposób dawniej obchodzono Święta Bożego Narodzenia. Zrozumiałam, jaką wartość niosą te wszystkie anegdotki, zabawne historyjki, spędzany wspólnie czas i wspólne zdjęcia. Składamy sobie najlepsze życzenia i celebrujemy tradycję, która sprawia, że czas Bożego Narodzenia jest wyjątkowy. Czuję głęboką więź między nami. „Bóg nie mógł być wszędzie, więc stworzył babcie i dziadków". Nie ma słów, które opiszą, jak bardzo ich kocham! Warto uwieczniać codzienne chwile, bo upływ czasu jest nieodwracalny.