Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Kiermasów 22.04.1863

Zorganizowany przez Wierzbińskiego i rotmistrza Józefa Miernickiego oddział pod dowództwem kapitana Mossakowskiego, wkroczył 20. kwietnia do Kongresówki w sile 317 ochotnika. Siły te podzielone były na 2 kompanie strzelców dowodzonych przez kapitanów Wiesnera i Franciszka Skąpskiego i półkompanię Kopecznego, kosynierami dowodził kapitan Miszewski, jazdą Miernicki Józef z oficerem Zarembą, adjutantami byli: Mossakowskiego - Czesław Pieniążek a Wierzbińskiego - Wojciechowski.

Przeszedłszy przez Rabsztyn stanął Mossakowski d. 22. kwietnia o g. 10. rano pod Golczowicami przy karczmie Pazurek /Nie mogła to być karczma Pazurek, gdyż ta znajdowała się 4 km na płd.wsch od Golczowic i na zach. od Rabsztyna, zaś w relacji Czesława Pieniążka wyraźnie jest napisane, że chodzi o karczmę przy Golczowicach na drodze ku Pilicy - a więc na płn.wsch/. W południe, gdy powstańcy dzielili się dowiezioną żywnością, zaatakowała Mossakowskiego wysłana z Olkusza kolumna złożona z 1 roty i jazdy. Oddział kilkudziesięciu konnicy przebiegł tuż koło obozu. Polacy rzucili żywność, porwali za broń, lecz równocześnie na wzgórzu oddzielającym wieś od boru ukazała się piechota moskiewska rozsypana w tyralierę i rozpoczęła żywy, lecz nieszkodliwy ogień. Odpędziwszy jazdę powstańcy rzucili się w tyraliery, odpowiadając rzadkim, lecz celnym ogniem piechocie a podsunąwszy się pod nieprzyjaciela, zagrozili obu jego skrzydłom. Wtedy moskale zaczęli się cofać i zajęli Golczowice
[Ziel.]
Informacje o losach dowódcy kawalerii (Miernicki) który miał tu polec, są błędne.
Następnie miała miejsce bitwa o Golczowice

Relacja Czesława Pieniążka
Około‎ ‎10.‎ ‎spuściliśmy‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎lesistego‎ ‎wzgórza‎ ‎na‎ ‎równinę‎ ‎piaszczystą,‎ ‎porosłą‎ ‎krzewami. Środkiem‎ ‎doliny‎ ‎płynęła‎ ‎rzeka‎ ‎Przemsza,‎ ‎na‎ ‎jej brzegach‎ ‎rozciągały‎ ‎się‎ ‎długiemi‎ ‎łańcuchy‎ ‎zabudowania‎ ‎wieśniacze.‎ ‎Wieś‎ ‎ta‎ ‎nazywa‎ ‎się‎ ‎Golczowice,‎ ‎leży‎ ‎w‎ ‎dole,‎ ‎a‎ ‎po‎ ‎za‎ ‎nią‎ ‎ku‎ ‎północy‎ ‎ciągnie‎ ‎się‎ ‎wyżyna‎ ‎pochylona‎ ‎ku‎ ‎wschodowi,‎ ‎piętrząca‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎najeżona‎ ‎pagórkami‎ ‎od‎ ‎zachodu. Przez‎ ‎tę‎ ‎wyżynę‎ ‎szliśmy‎ ‎drogą‎ ‎ku‎ ‎Pilicy‎ ‎wiodącą.‎ ‎Sztab‎ ‎ruszył‎ ‎naprzód‎ ‎i‎ ‎zatrzymaliśmy‎ ‎się przed‎ ‎karczmą,‎ ‎stojącą‎ ‎na‎ ‎pół‎ ‎drogi‎ ‎między‎ ‎wsią i‎ ‎lasem,‎ ‎a‎ ‎cały‎ ‎oddział‎ ‎przedefilował‎ ‎potem‎ ‎przed nami‎ ‎i‎ ‎pomaszerował‎ ‎do‎ ‎lasu.
Mossakowski‎ ‎odezwał‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎mnie,‎ ‎abyśmy z‎ ‎N.‎ ‎zostali‎ ‎w‎ ‎karczmie‎ ‎i‎ ‎postarali‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎jakie ciepłe‎ ‎śniadanie.‎ ‎Wierzbiński‎ ‎zostawił‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎samym‎ ‎celu‎ ‎adjutanta‎ ‎swego‎ ‎Wojciechowskiego.
Zostaliśmy‎ ‎więc‎ ‎we‎ ‎trzech,‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎nami‎ ‎mój‎ ‎Piotruś‎ ‎do‎ ‎pomocy.
W‎ ‎karczmie‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎stajni,‎ ‎zatem‎ ‎musieliśmy‎ ‎konie‎ ‎poprzywiązywać‎ ‎przed‎ ‎karczmą‎ ‎do drzwi‎ ‎i‎ ‎okien.
—‎ ‎Ciągnijmy‎ ‎guzki,‎ ‎kto‎ ‎z‎ ‎nas‎ ‎ma‎ ‎co‎ ‎robić‎ ‎— odezwałem‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎kolegów.‎ ‎Kolej‎ ‎taka:‎ ‎jeden musi‎ ‎objeżdżać‎ ‎w‎ ‎koło,‎ ‎jakby‎ ‎na‎ ‎pikiecie,‎ ‎drugi zostanie‎ ‎przy‎ ‎koniach,‎ ‎a‎ ‎trzeci‎ ‎z‎ ‎Piotrusiem‎ ‎zajmie‎ ‎się‎ ‎kuchnią.
Wojciechowskiemu‎ ‎wypadła‎ ‎pikieta,‎ ‎N.‎ ‎straż przy‎ ‎koniach,‎ ‎a‎ ‎mnie‎ ‎kuchnia.
W‎ ‎karczmie‎ ‎było‎ ‎kilku‎ ‎wieśniaków,‎ ‎patrzących‎ ‎na‎ ‎nas‎ ‎bojaźliwie‎ ‎i‎ ‎usuwających‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎bok.
Rozmowy‎ ‎nie‎ ‎można‎ ‎było‎ ‎zawiązać‎ ‎z‎ ‎nimi,‎ ‎bo ledwie‎ ‎półsłówkami‎ ‎odpowiadali.‎ ‎Ponieważ‎ ‎nic innego‎ ‎dostać‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎można,‎ ‎prócz‎ ‎jaj,‎ ‎chleba i‎ ‎masła,‎ ‎zebrałem‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎smażenia‎ ‎jajecznicy i‎ ‎gotowania‎ ‎jaj‎ ‎dla‎ ‎Mossakowskiego,‎ ‎ledwie‎ ‎atoli masło‎ ‎się‎ ‎roztopiło,‎ ‎wpada‎ ‎N.‎ ‎c‎z‎ ‎dobytym‎ ‎pałaszem‎ ‎i‎ ‎woła‎ ‎do‎ ‎mnie:
—‎ ‎Moskale!
Wybiegamy‎ ‎do‎ ‎sieni,‎ ‎chcemy‎ ‎dosiąść‎ ‎koni cała‎ ‎karczma‎ ‎otoczona‎ ‎moskiewską‎ ‎jazdą.‎ ‎Krzyk, nawoływania‎ ‎Moskali,‎ ‎chrzęst‎ ‎broni,‎ ‎sygnały‎ ‎trębacza,‎ ‎komenda‎ ‎moskiewska,‎ ‎wszystko‎ ‎to‎ ‎zmięszane‎ ‎z‎ ‎sobą‎ ‎chaotycznie,‎ ‎po‎ ‎raz‎ ‎pierwszy‎ ‎obiło mi‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎uszy. Wyjść‎ ‎niepodobna,‎ ‎bez‎ ‎narażenia‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎bezpożyteczną‎ ‎zgubę,‎ ‎lub‎ ‎niewolę,‎ ‎w‎ ‎sieni‎ ‎zostać nie‎ ‎można,‎ ‎bo‎ ‎Moskale‎ ‎zsiadają‎ ‎z‎ ‎koni,‎ ‎aby‎ ‎nas zabrać,‎ ‎więc‎ ‎zobaczywszy‎ ‎w‎ ‎powale‎ ‎otwarte‎ ‎drzwi do‎ ‎strychu,‎ ‎„za‎ ‎mną“‎ ‎wołam‎ ‎i‎ ‎spinam‎ ‎się‎ ‎po drabince‎ ‎na‎ ‎górę.‎ ‎W‎ ‎tej‎ ‎chwili‎ ‎N.‎ ‎i‎ ‎Piotruś‎ ‎stanęli‎ ‎przy‎ ‎mnie,‎ ‎po‎ ‎czem‎ ‎wyciągnęliśmy‎ ‎drabinkę za‎ ‎sobą.
Kilku‎ ‎kawalerzystów‎ ‎moskiewskich‎ ‎wpadło do‎ ‎karczmy‎ ‎szukać‎ ‎nas,‎ ‎lecz‎ ‎daremnie‎ ‎wypytywali‎ ‎wieśniaków,‎ ‎bo‎ ‎i‎ ‎oni‎ ‎nie‎ ‎wiedzieli‎ ‎o‎ ‎naszem‎ ‎ukryciu.
Biedny‎ ‎Piotruś‎ ‎zakopał‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎siano‎ ‎ze‎ ‎strachu,‎ ‎a‎ ‎myśmy‎ ‎z‎ ‎N.‎ ‎stanęli‎ ‎z‎ ‎pałaszami‎ ‎na‎ ‎temblaku,‎ ‎z‎ ‎rewolwerami‎ ‎w‎ ‎ręku‎ ‎nad‎ ‎drzwiami, będąc‎ ‎w‎ ‎pogotowiu‎ ‎do‎ ‎odpierania‎ ‎ataku.‎ ‎Pozycyę‎ ‎mieliśmy‎ ‎nie‎ ‎do‎ ‎zdobycia‎ ‎prawie,‎ ‎bo‎ ‎każde go,‎ ‎ktoby‎ ‎się‎ ‎spinał‎ ‎ku‎ ‎nam,‎ ‎mogliśmy‎ ‎wybornie wziąć‎ ‎na‎ ‎cel,‎ ‎sami‎ ‎niewidzialni.
—‎ ‎Słuchaj;‎ ‎powiada‎ ‎N.,‎ ‎ostatniego‎ ‎strzału nie‎ ‎dawaj,‎ ‎ten‎ ‎będzie‎ ‎dla‎ ‎mnie,‎ ‎a‎ ‎ja‎ ‎mój‎ ‎ostatni‎ ‎dla‎ ‎ciebie‎ ‎zachowam.‎ ‎Żywcem‎ ‎nie‎ ‎wezmą nas‎ ‎do‎ ‎niewoli.
Mimo‎ ‎niebezpieczeństwa,‎ ‎jakie‎ ‎nam‎ ‎groziło, mieliśmy‎ ‎najzupełniejszą‎ ‎przytomność‎ ‎i‎ ‎swobodę umysłu‎ ‎i‎ ‎rozmyślaliśmy‎ ‎nad‎ ‎tem,‎ ‎jak‎ ‎się‎ ‎stać mogło,‎ ‎że‎ ‎Moskale‎ ‎zajęli‎ ‎karczmę,‎ ‎skoro‎ ‎oddział nasz‎ ‎w‎ ‎lesie‎ ‎o‎ ‎500‎ ‎kroków.‎ ‎Byłem‎ ‎pewien,‎ ‎że Mossakowski‎ ‎widząc‎ ‎przemagające‎ ‎siły‎ ‎Moskali, poszedł‎ ‎w‎ ‎głąb‎ ‎lasu‎ ‎z‎ ‎oddziałem‎ ‎i‎ ‎pomaszerował‎ ‎dalej,‎ ‎nas‎ ‎na‎ ‎pastwę‎ ‎losu‎ ‎zostawiając.‎ ‎Dziwnem‎ ‎mi‎ ‎także‎ ‎było,‎ ‎gdzie‎ ‎się‎ ‎podział‎ ‎Wojciechowski‎ ‎i‎ ‎czemu‎ ‎nam‎ ‎znać‎ ‎nie‎ ‎dał‎ ‎zawczasu,‎ ‎że jazda‎ ‎moskiewska‎ ‎się‎ ‎zbliża,‎ ‎gdy‎ ‎przecież‎ ‎mógł ją‎ ‎zdaleka‎ ‎zobaczyć.
Gdy‎ ‎tak‎ ‎w‎ ‎oczekiwaniu,‎ ‎rychło‎ ‎dać‎ ‎pierwszy strzał,‎ ‎rozmyślam,‎ ‎dochodzi‎ ‎nas‎ ‎z‎ ‎oddali‎ ‎głośne:
—‎ ‎Hurra!‎ ‎hurra!‎ ‎—‎ ‎potem‎ ‎tętent‎ ‎jazdy, wreszcie‎ ‎strzały‎ ‎tyralierskie.
Odezwała‎ ‎się‎ ‎trąbka‎ ‎moskiewska,‎ ‎komenda, i Moskale‎ ‎dopadli‎ ‎koni‎ ‎i‎ ‎pędem‎ ‎oddalili‎ ‎się‎ ‎od karczmy.‎ ‎Wybijam‎ ‎gont‎ ‎w‎ ‎dachu‎ ‎i‎ ‎patrzę‎ ‎ku lasowi,‎ ‎a‎ ‎tu‎ ‎pędzi‎ ‎nasza‎ ‎kawalerya‎ ‎z‎ ‎lancami do‎ ‎ataku,‎ ‎prosto‎ ‎ku‎ ‎karczmie.
Zeskoczyliśmy‎ ‎czemprędzej‎ ‎ze‎ ‎strychu,‎ ‎wypadamy‎ ‎na‎ ‎dwór,‎ ‎a‎ ‎tu‎ ‎ani‎ ‎śladu‎ ‎z‎ ‎naszych‎ ‎koni. Jazda‎ ‎moskiewska‎ ‎uprowadziła‎ ‎je‎ ‎z‎ ‎sobą‎ ‎i‎ ‎popędziła‎ ‎do‎ ‎wsi,‎ ‎uciekając‎ ‎przed‎ ‎naszymi‎ ‎ułanami.
N.‎ ‎odzyskał‎ ‎potem‎ ‎swego‎ ‎konia,‎ ‎jak‎ ‎mi‎ ‎się zdaje,‎ ‎bo‎ ‎Moskal‎ ‎uciekając‎ ‎puścił‎ ‎z‎ ‎przestrachu swą‎ ‎zdobycz,‎ ‎a‎ ‎koń‎ ‎wrócił‎ ‎i‎ ‎złączył‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎kawaleryą‎ ‎ścigającą‎ ‎Moskwę.‎ ‎Moja‎ ‎siwka‎ ‎przepadła, a‎ ‎z‎ ‎nią‎ ‎niejedna‎ ‎pamiątka‎ ‎w‎ ‎mantelzaku‎ ‎i‎ ‎cały zapas‎ ‎świeżej‎ ‎bielizny.
Właśnie‎ ‎gdyśmy‎ ‎z‎ ‎karczmy‎ ‎wychodzili,‎ ‎postępowała‎ ‎koło‎ ‎nas‎ ‎kawalerya,‎ ‎goniąc‎ ‎ku‎ ‎wsi jazdę‎ ‎moskiewską,‎ ‎my‎ ‎zaś‎ ‎piechotą‎ ‎wracali‎ ‎do obozu.
Na‎ ‎wstępie‎ ‎spotkałem‎ ‎Wojciechowskiego‎ ‎z‎ ‎obwiązaną‎ ‎głową,‎ ‎pokrwawionego‎ ‎na‎ ‎czole‎ ‎i‎ ‎twarzy.‎ ‎Jeździł‎ ‎on‎ ‎w‎ ‎koło‎ ‎karczmy,‎ ‎a‎ ‎zobaczywszy Moskali,‎ ‎chciał‎ ‎dopaść‎ ‎do‎ ‎nas,‎ ‎lecz‎ ‎koń‎ ‎jego usłyszawszy‎ ‎trąbkę‎ ‎moskiewską,‎ ‎pędem‎ ‎uniósł Wojciechowskiego‎ ‎ku‎ ‎Moskalom,‎ ‎a‎ ‎potem‎ ‎wraz z‎ ‎nimi‎ ‎unosił‎ ‎go‎ ‎ku‎ ‎karczmie.‎ ‎Gdy‎ ‎nasza‎ ‎kawalerya‎ ‎wypadła‎ ‎z‎ ‎lasu,‎ ‎Moskale‎ ‎uciekając‎ ‎zostawili‎ ‎rannego.
[Pieniążek Czesław, Lat temu 27]

Gazeta Narodowa 1.5.1863
Gdy obóz nasz był w lesie, adjutanci dowódzcy oddziału pozostali przy karczmie, dla zgotowania skromnego śniadania. Dwaj byli wewnątrz karczmy, a trzeci przed karczmą. Nagle przestraszone pastuchy wpadają, wołając: „Moskale, moskale!“ Dwaj adjutanci, którzy się w karczmie znajdowali, byli pewni, że ich towarzysz, będący na dworze, dosiadłszy konia, pomknął do obozu, więc sami gotowali się w izbie karczemnej do obrony. Tymczasem ów trzeci został otoczony przez 30 dragonów, i z tak nierównej walki wyszedł z lekką tylko raną, bo moskale na odgłos hurra! który z lasu się rozległ, w galopie uciekali ku wsi. Kawalerja. nasza w pięć koni gnała tych dragonów ćwierć mili przeszło.
Id
1298
Data
22.04.1863
Miejsce
Kiermasów
Region
olkuski
Zdjęcie
brak
Inne nazwy
Golczewice, Golczowice, Pazurek, Kiermaszów, Kiermasówka, Cieślin, Kwaśniów
Artykuł
brak
Uwagi
brak
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)