Generał Langiewicz z Pieskowej Skały maszerując, dotarł koło północy do Skały, prowadząc 60 strzelców w awangardzie. W Skale dowiedział się, że na cmentarzu obozuje 1 rota piechoty, 1 rota celnych strzelców, 43 strażników granicznych i 50 kozaków, przybyłych z Miechowa. Była to kolumna Stolzenwalda, który spieszył się do Pieskowej Skały. Posławszy po więcej piechoty, zorganizował niespodziany napad z dwóch stron na obozujących. Tymczasem jedna z jego pikiet, podszedłszy na 100 kroków pikietę moskiewską, trzema strzałami położyła wszystkich 3 sołdatów i zaalarmowała w ten sposób za wcześnie obóz nieprzyjacielski. Moskale byli więc już przygotowani do odparcia ataku. Tyralierzy rozsypani w dwie linie, a kosynierzy z dwóch stron poszli do szturmu na cmentarz, zajęty przez moskali. Prowadzeni osobiście przez
Langiewicza i pułkownika
Antoniego Jeziorańskiego, powstańcy przez 1200 kroków biegli pod gradem kul moskiewskich i z małemi stratami doszli pod mur cmentarny, lecz w ostatecznej chwili fałszywa wieść, że moskale zajmują tyły, odwróciła ich od muru. Rozpoczął się znowu bój strzelców. Po 3 godzinnej walce moskale, zostawiając tabor a nawet kotły do gotowania, uciekli, atakowani przez konne pikiety powstańcze, i zatrzymali się dopiero w Miechowie, Langiewicz zaś pomaszerował do Goszczy. Polaków poległo w Skale 23, między nimi akademik
Stefan Zaleski. Rannych powstańców było 24.
Między poległymi powstańcami znajdował się
Andriej Potebnia, wysłany przez Herzena celem porozumienia się z Rządem Narodowym. Ugodzony kulą w piersi, zmarł wkrótce w domu cmentarnika. Wśród rannych byli uczniowie szkoły wojskowej w Cuneo, Reuth Gustaw i
Aleksander Zdanowicz.
[Zieliński S., Bitwy i potyczki...]Relacja
Ludomira CywińskiegoWe wsi Bebelno powiadomiono mnie, iż Langiewicz podążył w kierunku Koniecpola. Dopędziłem go i powiadomiłem o smutnym losie naszej amunicji. Natychmiast polecił mi udać się do Krakowa aby przyspieszyć wysyłkę ołowiu i prochu.
Znów więc ruszyłem w drogę. Szczęśliwie wywiązałem się z zadania, gdyż wysłano zaraz Langiewiczowi spory zapas amunicji, dzięki czemu mógł uderzyć pod Skałą na Rosyan, którzy się cofnęli. W bitwie tej nie brałem udziału, miałem bowiem jeszcze polecenia takież same do Lwowa.
[Cywiński Ludomir, Wspomnienia z lat ubiegłych, w: Wieś i dwór 1912 nr 1-5]Relacja Feliksa Borkowskiego
Po całodziennej zapalczywej bitwie, musieliśmy się cofnąć w lasy i spotkawszy się z nieprzyjacielem w Pieskowej Skale, goniliśmy go aż do Skały, gdzie nieprzyjaciel zajął stanowisko na cmentarzu obwiedzionym murem, a więc miejscu ochronnem. Otoczyliśmy ich do koła i niechybnie bylibyśmy ich szturmem wzięli, gdyby przez złą komendę wojsko nasze nie było zrobiło luki, przez którą Moskale uciekli. Ze Skały udaliśmy się do Smardzowic ...
[Borkowski Feliks, Przejścia i wspomnienia uczestnika powstania polskiego z roku 1863-4, Kraków 1904]Relacja Antoniego Ryszarda
Rosjanie wieczór poszli do miasta Skały i obozem na cmentarzu grzebalnym się rozłożyli; Langiewicz umyślił ich tam w nocy natrzeć, udało się nam ich pikiety zebrać, i gdy już byliśmy w wąwozie prawie na strzał pod cmentarzem, jeden z oddziału zdradził strzałem, jak się później tłumaczył, że ze strachu strzelił.
Rosjanie porwali się do obrony, trzy razy atakowaliśmy na nich zanim zdołaliśmy ich wyprzeć. Ram podszedłszy pod sam mur, byłem na samym narożniku cmentarza, /i widziałem/ jak wojsko rosyjskie (…) obdziera rannych i trupy. Kula moskiewska przed samą moją głową tak w róg muru uderzyła, że oczy rumowiskiem mi zsypało. Plac utrzymaliśmy, Moskale w rozsypce uciekli.
[]Relacja Ludomira Grzybowskiego
Dano znać, że w miasteczku Skale jest na smętarzu grzebalnym rota Moskali, że smętarz ten, położony poza miastem, opasany dookoła murem z jedną bramą do wejścia. Langiewicz postanowił tedy znieść tę rotę Moskali i w tym celu przed wieczorem wyruszyliśmy z Ojcowa, aby nocą otoczyć smętarz i bądź zabrać żywych, bądź wybić do nogi całą tę rotę.
Trzeba przyznać, że podchodziliśmy pod smętarz z całą rezygnacją, bo mimo gęstych strzałów z smętarza do nas, nikt się nie cofnął, tylko cały oddział Langiewicza idąc rozwiniętym frontem podchodzi pod mury smętarza i otaczał takowy. A że mur okalający smętarz był dość wysoki, więc Moskale wystawiali karabiny, opierali takowe o mur i strzelali. Tym sposobem kule górowały nie robiąc nam żadnej krzywdy. Skoro my się podsunęli pod sam mur, tak że kosynierzy poopierali swoje kosy na murze, zdawałoby się, że już rzecz skończona i że mamy Moskali jakby w rękach i oni prawdopodobnie mieli się za straconych, bo już i strzelać zaprzestali. Co się stało? Dlaczego nasz oddział począł się cofać spod smętarza, kiedy faktycznie żadnego dla nas niebezpieczeństwa wtedy już nie było? Pojąć nie mogę. Podobno, jak mi mówiono, smętarz otoczyliśmy z trzech stron, a czwarta strona, tamta właśnie gdzie były wrota, została bez żadnej obserwacji. Moskale to dostrzegli i podobno tymi wrotami poczęli się wysuwać i z boku do naszych strzelać. Ja tego nie widziałem. Raz dlatego że noc był ciemna, a po wtóre, że nasz batalion podszedł pod mur vis-a-vis owej bramy, więc i ja tam byłem. Słowem, żeśmy haniebnie odstąpili prawie już zdobytych Moskali, a ci jakby dla szykany poczęli jeszcze za nami strzelać. Przyznam się, że ta porażka, którą sami sobie urządzili, bardzo mnie przygnębiła. Bo ulec przemocy rozumiem. Gdybyśmy z braku odwagi, czy z innych powodów nie byli mogli podejść pod mur, nie byłoby to przykre, bolesne, a nareszcie hańbiące, ale mieć taką garstkę nieprzyjaciela prawie w rękach i puścić wolno, to nie do darowania.
[Grzybowski Ludomir, Opis powstania polskiego w roku 1863 i 1864 w województwie krakowskim, Kielce 1994]Relacja gen. Antoniego Jeziorańskiego
Zbliżywszy się obaczyliśmy że na cmentarzu, murem opasanym, roznieciła ogniska i obozuje przy nich, niczego się nie domyślając, piechota nieprzyjacielska.
Cmentarz, otoczony murem, jedną stroną dotykał lasu - Księżyc był w pełni; noc jasna ułatwiała spotkanie z Moskalami.
Langiewicz dał rozkaz bataljonowi pod dowództwem majora Pióra zaatakować ich. Nie mając instrukcji w jaki sposób ma to wykonać, uderzył od strony, z której oddział maszerował, inne zostawił nieobsadzone.
Z szeregów w pobliżu stojącego oddziału wielu na ochotnika podsunęło się pod mury cmentarne, w chęci uczestniczenia w walce.
Zaczęto strzelać, ale to nie trwało długo. Moskale swobodnie, rejterowali do lasu, mając przed sobą wolną drogę. Gdyby atak przezornie był zarządzony, to jest gdyby obsadzono wprzód droge, do lasu wiodącą, bylibyśmy wszystkich zabrali do niewoli.
W spotkaniu tem poległo naszych 12, 16 mieliśmy rannych.
[Jeziorański Antoni, Pamiętniki jenerała Antoniego Jeziorańskiego : powstanie r. 1863. Cz. 1, Lwów 1913]