Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Nietrzeba 22.04.1863

Id
522
Data
22.04.1863
Miejsce
Nietrzeba
Region
Płockie
Zdjęcie
brak
Inne nazwy
Chojnicki las, Chojno, Biała-Wieś, Chrostków, Lubianki, Rypi
Artykuł
brak
Opis
Zebrany w Prusach Królewskich przez młodego Zygmunta Działowskiego oddział b. kapitana wojsk moskiewskich, emigranta z 1831 r. Szermętowskiego (majora Henryka Łowińskiego), w nocy na 22-go kwietnia wkroczył w sile 87 ludzi w tym 16 jazdy do Królestwa. Przy przeprawie w bród przez Drwęcę, pod Golubiem, w okolicy Tobółki, broń powstańców zamoczyła się i w przeważnej części stała się niezdolną do użycia. Mimo to, nietracąc odwagi, garstka powstańców żywo ruszyła na południe, jadąc wozami wzdłuż rzeczki Ruziec, ku lasom skępskim, aby tam połączyć się z powstańcami miejscowymi i razem przejść pod komendę Padlewskiego, o którego aresztowaniu jeszcze nie wiedziano.

Około południa stanął Szermętowski przy folwarku Nietrzeba. Tutaj w południe 22. kwietnia nagle zaatakowali go moskale. Z powodu zamoczenia większej części broni prawie bezbronni, zrazu zamierzali powstańcy nie przyjmować walki w tym miejscu, ale do odwrotu już było za późno, gdyż z dwóch stron piechota moskiewska w liczbie około 200, a od strony Łubianki kozacy, żywy rozpoczęli ogień. Konnica zajęła prawe skrzydło a połączona z awangardą przedarła się, to prażąc celnie moskali z palnej broni, to pikami ułańskimi — zwłaszcza Działowski, na dzielnym koniu trzy razy z krucicy tureckiej zmierzywszy, żadnym razem nie chybił, — i przedarto się szczęśliwie przez szeregi moskiewskie. Piechota zaś, zmęczona podwójnym krokiem, odpierając, ile było suchych ładunków, z broni palnej, wreszcie bagnetami, mimo zaciętej walki, ściśniona między stawem a jeziorkiem, przez most przy młynie przedarła się w las skąd przybyli moskale. Tu powtórnie atakował nieprzyjaciel, bezustannie puszczając rotowy ogień, lecz do lasu nie mając odwagi wedrzeć się, a gdy wreszcie zdobył się na odwagę, już powstańców nie zastał, gdyż ci wsunęli się w dogodne wąwozy, gdzie ich już moskale nie zdołali wytropić.

Tylną straż oddziałku odważnie prowadził I. G., który mężnie osłaniając odwrót piechoty, okropnie porąbany, dostał się do niewoli. Prócz niego wpadli w ręce nieprzyjaciela ciężko ranny kucharz Modzelewski, Jan Radziwiłł, Jan Brodziński i inni.
Prócz wymienionych odwagą i walecznością odznaczyli się ranni Teodor Karczewski i Nowo..., Walery Owsiński
Podawana jest liczba 9 poległych, lecz informacje są sprzeczne. Wg listy liczba ta dochodzi do 12. Wynika to z faktu znacznego zmasakrowania zwłok, a także tego, że niektórzy polegli byli przyniesieni do innych parafii.
* nieustraszony Stanisław Bronisz - z Trzebiełuch
* Teofil Chrapkiewicz - z Golubia,
* Cyroch - rzeźnik z Chełmna
* Górewicz, emigrant z Królestwa,
* Melin - mieszczanin z Chełmna
* Owsiński Aleksy - z Wielkopolski
* Aleksander Pawłowski, majster szewski z Golubia,
* Jan Piotrowski z Chełmna,
* Jan Romanowicz, uczeń prymy gimnazjum chełmińskiego,
* emigrant z Wołynia Slaski, który wraz z Suzinem szedł na spotkanie oddziału.
* Antoni Starorypiński
* Wiśniewski z Wąbrzeźna.
Ich zwłoki były tak zmasakrowane, że nie można ich było rozpoznać. Wszyscy oni byli w młodym wieku, mieli od 16 do 23 lat.
Ludność zebrała poległych w Lubiankach. Część poległych pochowana jest w grobie zbiorowym w Chrostkowie w dniu 25.4.1863
Moskale zdobyli: 96 sztuk rożnej broni, 11 pudów pruskiego, 12 pudów ołowiu, 34 rakiety, 11 koni, zapasy żywności i rożne inne rzeczy.
Los dowódcy Szermentowskiego nie jest znany (ranny? pojmany?). Wg niektórych poległ w czasie bitwy. Fakt jest że dalsze wzmianki o nim się nie pojawiają, zaś Działowski objął dowództwo po Szermentowskim dowództwo i wraz z jazdą zdołał się ocalić.

Gazeta W. Xięstwa Poznańskiego. 8.51863

Znad Drwęcy, 28. Kwietnia. - O zbrojnej ekspedycyi jaka miała miejsce w d. 22. Kwietnia z powiatu toruńskiego do Królestwa, zamieszczonych było w Dzienniku Poznańskim kilka sprawozdań. Sprawozdania te poczerpnięte z niedokładnie tu i owdzie zebranych wiadomości, nie przedstawiły całego zajścia w świetle właściwem.
Oddział wynoszący około 100 młodzieży dobrze uzbrojonej, między któremi 18 konnych, nadto 3 furgony z żywnością, bronią zapasową, amunicyą i innemi rekwizytami wojennemi przeszedł dnia 22. Kwietnia rano przez Drwęcę, pod dowództwem kapitana Szermętowskiego (nie Szermatowskiego). Innych dowódzców nie mieliśmy. Przybywszy marszem pośpiesznym do pierwszej wsi, dla nie trudzenia oddziału, zarekwirowaliśmy furmanki, potrzebne do dalszego pochodu, których natychmiast jak najchętniej nam udzielono. Niemogę tutaj pominąć przyjęcia, jakiego doznawaliśmy od ludności wiejskiej. Wszędzie wychodziła ona na nasze spotkanie z największym współczuciem, składając dobrowolnie na nasze furgony słoninę, chleb i ser, witając i żegnając nas ze łzami w oczach i błogosławieństwem na ustach a zachęcana prostą i rzewną wymową p. T. C. powiększała nasz oddział co chwila. Zbyteczną rzeczą byłoby mówić, jakie na każdego z nas widok ten robił wrażenie, gdyśmy go porównali z niedawnem jeszcze zachowaniem się tejże samej ludności. Pod tak szczęśliwą wróżbą zbliżyliśmy się o godz. 12. w południe do Nietrzebia i zająwszy bardzo korzystną pozycyą w lesie postanowiliśmy wypocząć i uporządkować się. Zaledwie wydane zostały przez dowódzcę rozkazy, usłyszeliśmy strzały naszych przednich posterunków. Był to mały patrol kozacki, do którego gdy daño ognia, uciekł. Patrol ten powinien był nas ostrzedz, iz Moskale znajdują się w bliskości. Jakoż wkrótce, zjawił się silny oddział kozaków, udając jakoby z nami chciał stoczyć bój. Chciwa walki młodzież rzuciła się ku niemu, a rażąc celnemi strzałami, zsadzała jednego po drugim z konia. Wtedy kozacy odstrzeliwając się, zmyślili odwrót i zaczęli uciekać. Był to wybieg wojenny, mający na celu, wyprowadzenie nas z dobrej pozycyi, jakąśmy zajmowali, wybieg, który niestety w zupełności udał się. Dowódzca nasz widząc odwrót nieprzyjaciela, dał rozkaz piechocie wyjścia z lasu, a kawaleryi naszej, aby ścigała kozaków. Gdy rozkaz został wypełniony, ujrzeliśmy się w zasadzce; albowiem 2 roty Białozierskiego pułku piechoty (nie strzelców finlandzkich, jak mylnie doniesiono) zaszły nam drogę od lasu i tym sposobem dostaliśmy się we dwa ognie. Otoczeni przez trzy razy silniejszego i w wojennem rzemiośle wyćwiczonego nieprzyjaciela, przymuszeni byliśmy w otwartem polu przyjąć bitwę. Nie będę opisywał pojedyńczych epizodów tejże, trzeba być i widzieć coś podobnego, aby się przekonać z jakiem męstwem i poświęceniem potykają się nasi żołnierze, gdy idzie o najświętszy interes sercu każdego Polaka.
Bitwa trwała godzinę, w skutek której zostaliśmy rozcięci na dwoje. Widząc niepodobieństwo dalszego boju uskuteczniliśmy odwrót; jedna część oddziału z bronią w ręku dostała się do obozu Jurkowskiego, druga zaś wróciła do Prus. Straty nasze są: 4 wziętych do niewoli 3 rannych, między niemi Teodor Karczewski, 7 poległych. Slaski emigrant Wołynianin, Stanisław Bronisz, Górewicz emigrant z Królestwa, Pawłowski majster szewski z Gołubia, Romanowicz młodzieniec, który świeżo szkoły opuścił, Aleksy Owsiński, nazwisko ostatniego nie jest znane. Straty Moskali były znaczne, lecz o nich nic pewnego powiedzieć nie można, gdyż zabitych swoich natychmiast zakopali, rannych zaś uwieźli. O okrucieństwach, jakich Moskale dopuszczali się na naszych rannych, nie wspominam; każdy komu nie jest obcą sprawa nasza, zna je dokładnie. Furgony nasze i broń ocalały, dzięki czynnemu udziałowi okolicznych mieszkańców. Moskale nas dalej nie ścigali, lecz sądząc iz część naszych pozostała w lesie, pół godziny jeszcze strzelali do lasu. Na wieść o potyczce ludność ze wszystkich stron zaczęła się zgromadzać, lecz już było po wszystkiem, zastała tylko krwią zbroczone pole; pozbierawszy więc poległych zaniosła je na na własnych ramionach do wsi Lubianek i tamże złożyła. Wiadomość o złożeniu w Lubiankach poległych wojowników rozeszła się lotem błyskawicy na całą okolice; ktokolwiek o niej posłyszał, biegł, by ujrzeć męczenników za wolność kraju rodzinnego, by się pomodlić i zapłakać przy ich zwłokach, by zanieść skargę do Stwórcy na mordy i pożogi, jakich się barbarzyńcy u nas dopuszczają. W dniu tym, który dla całej okolicy był świętem, naliczono do tysiąca włościan przybyłych do Lubianek. Nazajutrz t. j. 23. odbyła się eksportacya do wsi kościelnej Chrostkowa a 25. t. m. pochowanie tamże ciał poległych. Już od samego rana liczne tłumy włościan zajęły cały kościół, a widok tylu trumien z zwłokami braci, noszących na sobie świeże ślady okrucieństwa Moskali, nadawał całemu obrzędowi postać nadzwyczaj uroczystą. Po skończonem nabożeństwie żałobnem, fud na barkach własnych poniósł trumny do grobu, nad którym zabrał głos jeden z obywateli, a w krótkich i przekonywających wyrazach, wykazał cel powstania i stosunek w jakim do niego każdy z Polaków zostawać powinien. Nie mógł szanowny mówca dokończyć rozpoczętej rzeczy, przerwał mu ją głośny, rozdzierający serca płacz i łkanie zebranego ludu, który uklęknąwszy na świeżo usypanej mogile, poprzysiągł krwawą zemstę wrogowi, zemstę, która świadczyć będzie o solidarności z jaką do powstania przystępuje. Wzniosła i uroczysta zaiste była to chwila! Nie wytrze się ona nigdy z pamięci i serca obecnych.

Dziennik Poznański 5.7.1863

Jakkolwiek rzecz już dawna przesyłam niektóre jeszcze szczegóły wyprawy z dnia 21 kwietnia, której opis pobieżny był swojego czasu w Dzienniku. Niespodziany napad najeźdźców moskiewskich w dobrach Józefa Jezierskiego z Lubiank przy borach Sikorskich, a dokonany w folwarku Nietrzeba, opisuję sumiennie jako jeniec w tej wyprawie wzięty w tejże Nietrzebie, a cudem miłosierdzia Bożego ocalony po 8-tygodniowem więzieniu w Płocku, prócz prowadzania pod bagnetami od Annasza do Kaifasza, gdzie po tygodniowem więzieniu, Bóg zesłać raczył pocieszycieli, którym życie i wolność winien jestem.
Pod Nietrzebą było nas 89 dosyć dobrze uzbrojonych, ale nieszczęście zrządziło, że amunicya cała zamoczoną została w nagłej przeprawie w nocy; jednakowoż nietracąc męstwa i odwagi, a raz zdecydowanego poświęcenia, z wypogodzoną ka żdy twarzą, ciągnęliśmy do głównego obozu śp. Zygmunta Padlewskiego, którego hufce miały być w borach skempskich a nim napadnięci zostaliśmy z przyczyny jak się okazało denuncyacyi, już przeszedł czyli zbiegł do nas jeden Moskal do syć stary, który ani słowa po polsku nie umiał, mówiąc: że u was budet’ menia łuczsze, a ja budu bit’ caria, i jewo miatieżników; to jest: że mnie u was będzie lepiej a ja będę bił cara i jego zdzierców. Nieszczęśliwy ten Moskal został rozstrzelany. W napa Izie na nas postanowiliśmy, czem mamy bronić się, gdyż na hasło starcia się straży przedniej z nieprzyjacielską! cały oddział sformował się z energią i śmiałością pod dowództwem kapitana Sz., chcąc z największą chęcią spotkać się z nieprzyjacielem, a że nam brakowało gotowych ładunków, prócz kilkunastu, którzy przy sobie cokolwiek mieli, postano wiliśmy nieprzyjąć bitwy, lecz już za późno było, gdyż z dwóch stron piechota moskiewska w liczbie okuło 200; z przeciwnej strony od Lubiank zajęło kozactwo zewsząd silnie ognia dając. Konnica nasza zajęta prawe skrzydło, połączona z awangardą, przedarła się prażąc Moskali to z palnej broni, tu pikami ułań- skiemi mianowicie młody obywatel Z. D. jak strzała w locie na rumaku obstrzelanym, z krucicy tureckiei trzy razy zmierzył, i za każdym razem niechybił: za pierwszym padł pod koza kiem koń, za wtórym koń drugiego kozaka potoczył się, wreszcie mimo gradu kul poprawia raz trzeci i pada kozak i koń, w tem spadła czapeczka żuawka bohaterowi, lecz sam ocalony, dalej w tej stronie odzywały się tylko krzyki i jęk Moskali: Boh hranil pożałujtiel (Boże chroń, zlitujcie się) albowiem nasi na tym skrzydle uporczywie przedarli się w bór z kąd przybyli Moskale. Piechota zaś zmęczona w początku podwójnym krokiem, odpierając ile mieli wystrzałami, nareszcie bagnetami, pomimo najzaciętszej walki, ściśnieni pomiędzy stawem i jeziorkiem, przez most przy młynie przedarli się do gęstego borku, który atakowali powtórnie Moskale, i bezustannie puszczali rotowy ogień, lękając się wejść do boru, wreszcie odważyli się, lecz po przekonaniu nic nieznaleźli, gdyż nasi świadomi nietracąc czasu spokojnie przeszli w wąwozy, gdzie pozycja nader korzystną była. Moskale zdyszani i poniszczeni przeklinali i spluwali, że ich omamiono, wielu z nich było rannych. Waleczni młodzieńcy odznaczyli się, mianowicie: Ks. M. i Czar. Ariergarda czyli tylno straż prowadzona przez gorliwość i odwagę J. G., który zasłaniał piechotę i wstrzymywał natarczywość pod gradem kul, raptem odciętą została. Dwóch walecznych rzuciło się na 6 kozaków, w tem J. G. dopada do nich, pali do kozaków z palnej broni, gdyż ci dwaj mieli tylko piki; nie mając więcej ładunków, i widząc, że grozi niebezpieczeństwo komenderuje odwrót, łączy się z drugiend, i wpadają w silniejszy ogień z jańczarek i karabinów, tu pada z naszych jeden, następnie drugi ciężko ranny wydaje głos: ratunku 1 J. G. z dobytym pałaszem, i za lufę trzymając damascenkę z pięcioma wpadają pomiędzy piechotę moskiewską i przedzierają się z mężem w tył boru. J. G. przez dzikość rumaka nieobjeżdżonego i rozpędzonego, wpadł w gęstwinę, gdzie otoczony dostał się do niewoli, gdzie go zbito przy rewizyi i pokaleczono. Odznaczyli się odwagą i walecznością także z naszych w tej potyczce Modzelewski kucharz i Radziwiłł. Okazali przytomność i energią Nowo., S. Star., i L. Dz. Padło 8, męczennik nieustraszony Bronisz, dzielny Szlaski, i inni; 4 rannych lub kolbami pokaleczonych, Modzelewski trzy razy ciężko ranny, Radziwiłł, Jan Budziński, i J. G., którzy w liczbie 11 zabrani do niewoli. Ze strony Moskali niewiadomo z pewnością jakie były straty, ale nie mniej jak naszych.
Uwagi
brak
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)