Objąwszy dowództwo nad oddziałem zorganizowanym przez Wagnera, pułkownik
Wierzbicki urządził dnia 18. lipca o godzinie 5. rano w lesie między Strużą a Polichną zasadzkę na 4 roty piechoty i secinę kozaków, powracających z Lublina. Oddział, z którego część tylko wziął dowódca na wyprawę, składał się z 4-ech kompanii piechoty z których jedna strzelców, z plutonu kosynierów (40 ludzi) i dwóch słabych plutonów kawaleryi, ogółem z 350 ludzi. Piechota doskonale uzbrojona i ubrana, obsadziła drogę spadzistą, na której znajdowały się dwa mostki, 3 kompanie pozostawił Wierzbicki na górze, jedna zaś najsłabsza, obsadziła mostki, aby wciągniętym w zasadzkę zamknąć drogę do Janowa. Na dany znak wszystko miało się ruszyć i biegiem wpaść na drogę, kosynierzy zaś stojący za trzecią kompanią uderzyć mieli na rozbitków. Wierzbicki spodziewał się zupełnego skutku, bo liczył na subordynacyę oddziału i poświęcenie oficerów. Powstańcy ukryci byli o 20 kroków od drogi. Awangarda, a potem cały oddział kozacki, przejeżdżając na tak małą odległość, nie mógł ich odkryć.
Po przejściu przez drogę kozaków i daniu znać przez tychże swojej piechocie, że las jest wolny, Wierzbicki czekał tylko z atakiem, aby piechota nadeszła na wysokość ukrytych kompanii dla wykonania ułożonego planu. Piechota nieprzyjacielska zaczęła już dochodzić do 4-tej kompanii powstańczej, która była na skrzydle, kiedy psy kozackie, idące przed oddziałem, zwietrzyły zasadzkę i szczekaniem zwróciły uwagę dotychczas spokojnego nieprzyjaciela. Kilka strzałów padło i ogień rozpoczął się przed daniem sygnału.
Pierwsza kompania strzelców i druga piechoty rzuciła się na bagnety, trzecia zajęła mostki i odcięła kozaków od piechoty, ubijając 3 i raniąc oficera. Pomiędzy piechotą powstańczą a moskiewską bój wrzał tak zacięty, że o 10 kroków strzelano do siebie. Kosynierzy pragnąc jak najprędzej wziąć udział w walce, zaawansowali tak prędko, że przeszli linię tyralierów i wpadli na bagnety moskiewskie, przyczem kilku kosynierów poległo, a kilku było rannych. Ogień z obu stron trwał przeszło półtorej godziny, a w rezultacie moskale zmuszeni zostali cofnąć się w nieładzie ku Kraśnikowi i zająć pozycyę o milę drogi dalej. Kawalerya ich odcięta pognała do Janowa po posiłki, które rzeczywiście przyszły pod wieczór, przyprowadzając działo, z którego do opuszczonego już przez Wierzbickiego lasu strzelano.
Straty z obu stron były znaczne: powstańcy stracili 14 zabitych i 29 rannych, większą połowę bardzo ciężko. Moskali zabitych, a nie uwięzionych przez nich na furach pozostało na placu bitwy 11, rannych było 50. Pomiędzy poległymi powstańcami znajdował się porucznik
Adam Romiszewski, kasyer i adjutant oddziału. Między rannymi był kapitan Zygmunt Horn, raniony w głowę i dwa razy w nogę, porucznik kosynierów Lipski, porucznik strzelców Przepolski, kapitan Sawicki, który ze swoją kompanią (4-tą) nie przyłączywszy się do ogólnego ataku, sprawił, że zwycięstwo nie było stanowczem. Z pomiędzy oficerów najwięcej odznaczyli się kapitan Horn, porucznik Romiszewski, oraz adiutanci Wierzbickiego, Daniszewski i Stobój, tudzież Olszewski i Kaliszyński ze swemi kompaniami.
Dowiedziawszy się o nadchodzeniu oddziału z Janowa, idącego w pomoc piechocie stojącej pod Kraśnikiem, zabrawszy część rannych, swoich i moskiewskich poległych, których swoimi wozami odesłał moskalom, udał się Wierzbicki do Blinowa, aby tam skoncentrować swoje siły i przejść w Krasnostawskie. Duch pomiędzy żołnierzami był doskonały i w pierwszem spotkaniu z nieprzyjacielem okazali wielkie poświęcenie i męstwo.
Kawalerya w czasie potyczki w lesie stała na drodze od lasu ku Janowi i goniła tylko uciekających kozaków.
Legenda o skarbie spod Polichny
Wg słów miejscowej legendy, oddział po bitwie skierował się w kierunku Lublina. Został zaatakowany w okolicy Rzeczycy Księżej. Podzieliwszy się na 2 części Powstańcy chcieli zmylić pogoń. Pierwsza grupa została wybita, po czym Kozacy ruszyli szukać drugiej wiozącej skrzynię z kasą i dokumentami. Grupa została otoczona w okolicach Szastarki w lesie zwanym Mosty. Powstańcy rozproszyli się podzieliwszy na grupy 3-osobowe - wśród których miał być też Adam Romiszewski. Kozacy tropili ich, zabijali i wieszali. Jedna z trójek została zabita w Brzozówce. Tam jeden z powstańców doczołgał się do karczmy i poprosił o ukrycie dając bogatą sakiewkę pieniędzy. Karczmarka jednak zdradziła. Kozacy dopadli powstańca, który przeklął nieuczciwą kobietę. Wkrótce objęła za te pieniądze i za nagrodę folwark Stróża, ale w jej rodzinie pojawiało się wiele nieszczęść, chorób psychicznych i tragedii. Powstało nawet powiedzenie "Temu kto ośmieli się o cokolwiek oskarżyć chrześcijańską i katolicką krew przed Niemcami, wykapieje pokolenie tak jak rodzina C***"
Kilka lat po bitwie do lasu przyjechali ludzie szukający skrzyni, lecz nic nie znaleźli. Razem z nimi przybył też ojciec Adama, dowiedział się gdzie leży pochowany syn i wówczas przeniósł jego ciało na cmentarz w Blinowie.[Blinów w czasie powstań i wojen, w: Nowiny Szastarskie, lipiec 2017]