Celem lustracyi oddziałów operujących w danej chwili w obwodach radzyńskim, łukowskim i lubelskim, wezwał je pułkownik Michał Hejdenreich (Kruk) do stawienia się w okolicach Łęcznej. Kawalerya Kruka, w liczbie 130 koni, dowodzona przez Deskura, stanęła w Majdanie Smołami między Kanią Wolą, Dratowem i Lejnem; następnego dnia nadszedł Krysiński z 400 piechoty i kawaleryi oraz Rucki z 500 dobrze uzbrojonej i umundurowanej piechoty i szwadronem kawaleryi, dowodzonym przez Niedźwiedzkiego. W tym samym czasie nadciągnął
Wierzbicki z 350 ludźmi w czem 36 jazdy i stanął o 3/4 mili od Kruka, koło Nadrybia. Przeciw Wierzbickiemu maszerowali moskale od Radzynia w 6 rot piechoty z 2-ma działami, mając 1 szwadron ułanów i secinę kozaków ze sobą. Nieprzyjaciela, który śmiało szedł przeciw Wierzbickiemu, nie wiedząc o owych innych oddziałach, postanowił Kruk zaatakować na trakcie z Łęcznej do Parczewa.
Wyruszono na trakt wzmiankowany, prowadzący między lasem a wielkiem jeziorem Dratowskiem. Połączonej pod dowództwem Deskura kawaleryi Krysińskiego, Ruckiego i swojej, razem 400 koni, polecił stanąć w Dratowie. Następnego dnia rano, nim jeszcze oddziały Kruka zdążyły zająć wyznaczone dnia poprzedniego stanowiska, kuryer doniósł, że moskale już się zbliżają. Oddziały zajęły wyznaczone stanowiska, a w dwie godziny potem usłyszano huk strzałów armatnich. To nieprzyjaciel zaatakował Wierzbickiego. Wierzbicki z tej strony nie spodziewając się moskali, spodziewając się raczej, że tam zajmuje pozycyę Rucki, a nie mając od Kruka żadnej wiadomości, wymaszerował z Nadrybia przez Kanią Wolę na lewe skrzydło oddziałów. W Kaniej Woli spotkał się w opłotkach wsi z kartaczami, którymi go przywitali moskale na dosyć bliską odległość w ściśniętą kolumnę i rozbili go; piechota wyłamała płoty i rozbiegła się, a Wierzbickiego rannego w nogę kartaczem, uprowadziła jego kawalerya, dowodzona przez Politalskiego. Gdy tak się ucierał oddział Wierzbickiego, 1200 ludzi stało bezczynnie, boć to miała być zasadzka, planowana przez Kruka, w którą atoli moskale właśnie z powodu nieświadomości nie weszli byli i zamiast być atakowanymi sami, stali się atakującymi. Ogień mierzony początkowo na Wierzbickiego, zwrócił się obecnie przeciw oddziałom Kruka, raczej tylko przeciw kawaleryi i jednej kompanii Ruckiego, które się były wysunęły przeciw kozakom, podsuwającym się pod stanowiska oddziałów. Kruk w tym czasie z resztą oddziału stał nieczynny, wreszcie ściągnął kawaleryę i cofnął się, a tylko owa jedna kompania Ruckiego jeszcze walczyła. Cały oddział Krysińskiego nie ruszył się z miejsca, dopiero po odstąpieniu Kruka wysłał Krysiński Bardeta na tyły moskali, wstrzymując ich pościg za Wierzbickim i ocalając jego oddział, który teraz znowu pod dowództwem majora Wagnera będąc, wycofał się szczęśliwie. W bitwie tej, która powinna była stać się zwycięstwem, stracili Polacy około 30 zabitych i tyluż rannych