Kołomyja. 5-piętrowy blok z płyty. Skromne mieszkanie. Ona Polka, on z matki Polak. W pokoju, na dość starych meblach wiele roślin, kot. Kawa w filiżance, łzy w oczach, że przyjechał ktoś z Polski, że porozmawiał po polsku. W Kołomyi są dwa cmentarze. Jeden prawosławny, obok jednej z najstarszych drewnianych cerkwi na Ukrainie. Drugi, za murszejącym murem katolicki, polski. Groby porośnięte wielkimi drzewami. Ludzie, którzy mogli by się nimi opiekować żyją daleko w Polsce. Nie wiedzą że leżą tam ich bliscy, że nikt o nich nie pamięta. Piękne kamienne nagrobki kruszeją. W śniegu na cmentarzu wydeptane ścieżki. Dokąd prowadzą? Idziemy ... prowadzą za nagrobek w rogu cmentarza. Na postumencikach po rzeźbach stoją kubki po winie, w miejscu kwiatów leży pusta butelka. Kojarzy się obrzęd pogańskich dziadów (zob.
dziady). Na grobach przodków, odprawiany posiłek.
Lwów. Ulica Piekarska. Pałac Siemieńskich-Lewickich w stylu baroku francuskiego. Obecnie ośrodek dla upośledzonych dzieci. Ulica gościła Kornela Makuszyńskiego (budynek 1b), Leopolda Staffa z rodzicami (nr 3), pałac
Orłowskich (13), Towarzystwo Wzajemnej Pomocy Uczestników Powstania Styczniowego (20), Zofię Batycką (nr. 50) - pierwszą miss Polski w roku 1930, i wiele innych. Mieszkamy na przeciwko pałacu - u Pani Jadwigi. Na półkach książki o obrońcach Lwowa, o polskich pałacach. Bywa u niej wiele Polaków, stali bywalcy Lwowa dobrze ją znają. Ona z kolei zna wielu Polaków we Lwowie, którzy tak jak ona, oprócz skromnej emerytury, żyją z wynajmu mieszkań turystom. Turystom? Czy mieszkańcy Lwowa - wygnani przez komuchów to "turyści" ? Czy chodząc po tych samych kostkach brukowych, które leżały tu w latach 30-tych starszy człowiek stawiając nogę w tym samym miejscu, na tym samym kamyku jest turystą? My jesteśmy turystami. Nie mieszkaliśmy tu, urodziliśmy się później. Nie czujemy klimatu, poznajemy go. Ale jaki on jest? Na ulicy Piekarskiej 1 jest Sąd Apelacyjny. Zastawiono cały odcinek ulicy wielkimi samochodami. Dosunęły się aż do ściany. Tak się dzieje, gdy przywozi się tu niebezpiecznego więźnia. Mnóstwo milicji, w różnych mundurach, karabiny. Niebezpiecznego? Czy jest ich tak wiele, że sądzi się ich tam codziennie? Boimy się milicji. Chodzą słuchy, że kasują mandaty, że wyłudzają pieniądze... Zapalamy samochód by jechać dalej, na ulicy lód, nie udaje się wypchnąć samochodu. Na chodniku stoi milicjant, z pałką. Wygląda groźnie. Podchodzi. Coraz bardziej się denerwujemy bo tamujemy ruch. Milicjant ... pomaga wypchnąć samochód. Macha na pożegnanie.
Kosów. To już nie płaska równina, lecz zaciszna kotlina w górach. W XIX w wieku Apolinary Tarnawski
(nagrobek), który chorował na suchoty kupił tu kawał ziemi. Założył uzdrowisko, sprowadził drzewa zdrowotne jak np. miłorzęby japońskie, urządził w pięknym huculsko-zakopiańskim stylu domy rekreacyjne. Były nawet sauny, które mając w dachu kolorowe szyby leczyły światłem. Apolinary - obrońca Lwowa, do dzisiaj jest wspominany z miłością. Opowiadają jak w celach zdrowotnych, gdy do kościoła jechał jego powóz, on sam biegł za nim. W jednym z budynków szkoła. Niezwykle miły człowiek z Urzędu Miasta wziął wolne z pracy, aby nam pokazać miasto, zaprowadzić do kogoś kto zna język polski. Ukrainiec. Nieznajomy. Kto tu może znać polski język? Gospodarz saliny - dawniej kopalnia odkrywkowa soli, dziś mały stawek, wielkości dużego basenu, po brzegach zarośnięty trzciną. Głębokość... 360 metrów. Zrujnowane kompleksy basenów termalnych. Gospodarz nie zna polskiego. "A może taka pani, greko-katoliczka ... jest teraz na Mszy". Ale dziwna msza, wszyscy stoją na zewnatrz cerkwi, trzymają przystrojone sztucznymi kwiatami emaliowane garnki. To "Święty Jordan" - czyli święto Chrztu w Jordanie - wszyscy biorą wodę święconą. Pani wyjaśnia nam - to dobre na choroby, nieszczęścia. I jeszcze antykwariat. Ileż tu rzeczy! Mała drewniana zabawka z inicjałami. Zapewne z polskiego domu. Stare lustro. Czyje? Album na zdjęcia - oprawny w czerwony plusz, hełm niemiecki, szabla, szkatułka, polskie książki.
Stanisławów. Główna ulica pełna świateł. Jeździ nią kareta ze świętym Mikołajem (ubranym po amerykańsku jak krasnal). Butiki, knajpy. Wchodzimy, bo zimno. Na ścianie wielka "plazma" - leci MTV. Pełna karta dań, win, drinków. Robię doświadczenie - pytam o porto - nie, to już przesada, nie mają. Spotykamy się z dwoma młodymi ludźmi. Jeden ma nazwisko polskie, architekt, sam buduje hotel, Jeździ czarnym mercedesem. Mówi, że nr rejestracyjny auta świadczy o pozycji. Drugi, Ukrainiec po polonistyce - nauczyciel w polskiej szkole, marzy żeby do Polski pojechać. Ale jak - skoro nikt go nie zaprosi, więc nie dostanie wizy. Obaj silni, energiczni - w naszym pojęciu "ludzie sukcesu". Dowiadują się o wypadku jednego z pracowników. Śmiertelnym. Na śliskiej drodze, tam gdzie niedawno jechaliśmy. Smutne, ale oni jakoś są nieswoi. Ocierają? ... łzy!
Stara Sól. 15 km do granicy polskiej. Szukamy polskich korzeni na cmentarzu. Niewiele. We wsi szok. Absolutna perła architektury. Gotycki kościół z barokową kaplicą, niesamowite rzeźby, sztukaterie. Ruina. Pod krzyżem bocian założył gniazdo. Ewidentnie polskie. Wiedział gdzie je zrobić - bezpiecznie. Kilka rachitycznych rusztowań podtrzymuje walące się gipsatury. Zagadujemy mężczyznę koło 60-tki. Lekko pijany. Ukrainiec. Czy będzie ziać nienawiścią? Nie. Prowadzi nas do osoby, która ma klucze do kościoła, pomaga, rozgaduje się. Potem prosi abyśmy odwiedzili jego matkę. Drewniana chatka, schludna, ale tak maleńka jak z wiersza o dwojgu staruszków. Tylko, że ona sama. Jedno okienko od izby wielkości typowej łazienki. Stare łóżko, biedny stół, dwa biedne zydelki. Ona - 94 lata. Ktoś do niej przyszedł! Łzy w oczach. Ktoś z nią rozmawia! Z cynowego garnka nalewa ukraiński barszcz. Ziemniaki. Absolutnie musimy zjeść przed drogą. Ale jak tu jeść, gdy to połowa jej żywności na tydzień? Kawałki kiełbasy stają w gardle. Nie godzi się na nic w zamian. Jedzcie. Na zdrowie. I te łzy. Ukrainka? Polka?
A inne miejsca na trasie? Polskie? Zamek w Haliczu - kaplica w ruinie. Zrujnowany kościół w Sokołówce - widać tylko zardzewiałą barierkę przed prezbiterium, piękne wciąż malowanie sklepienia, zwalone belki dachu, na murach rosną już dwie brzozy. Jaremcze, gdzie nie ma już mostu który miał najdłuższe przęsło, wspaniale spinające dolinę. Goszów... Bolechów... Dolina... Rudki - tu diecezja przemyska zadbała o kościół, pięknie odnowiony wraz z kaplicą Fredrów. Mnóstwo epitafiów tej rodziny. Na każdym cmentarzu myszkujemy za polskimi nazwiskami. Zazwyczaj w krzakach, bez opieki, ledwo widoczne napisy, Czasem widać wyraźnie, że przejęte już na ponowny grób ukraiński. Czasem napisy w dwóch językach.
Lwów założono w 1250, od 1340 był miastem polskim. W XIII wieku na terenach na południe od niego dokonano rzezi. Mongołowie wysiekli większość ludności. Pustka tworzyła korytarz do centrum Polski aż pod stolicę - Kraków. Dlatego Polska umożliwiła osiedlanie się mieszkańcom Siedmiogrodu i Węgier, plemionom wędrownych
Wołochów - pasterzy. W pustkach osadniczych stawiali wsie. Na prawie wołoskim - ale generalnie polskim. Ich szlachta otrzymywała automatycznie herb Sas (po węgiersku szasz - "orzeł"). Wołosi - przywędrowawszy wcześniej aż z Rzymu byli zawsze ludem wolnym, ale asymilującym się z danym państwem, gdzie mieszkali. W Polsce zapuścili korzenie. Powstały plemiona Hucułów, Dolinian, Bojków i Łemków. Polski lud narodowości wołoskiej wraz z polskim ludem narodowości ukraińskiej i Polakami innych narodowości mieszkali na terenach Galicji. Tworzyli polską kulturę, polskie wojsko, polskie rodziny. "Lwów - semper fidelis" - zawsze wierny - Polsce. Siła przynależności była tak wielka, że gdy w XIX wieku rozpoczęły się fale migracji z Niemiec i Austrii - celem zniemczenia narodu - po dwóch pokoleniach owi koloniści stawali się żarliwymi patriotami.
Galicja do 1991 roku była polskim terenem okupowanym. Najpierw przez Austrię i Rosję, potem przez ZSRR. Ale trudno szukać takich określeń np. w prasie zachodniej. Pisze się "Lwów, Austria" albo "Stanisławów - Ukraińska ZSRR". Czy to austriackie dzieci obroniły Lwów w 1920 roku? A może Rosjanie z Republiki Ukraińskiej? Na Ukrainie nie wolno mówić po rosyjsku. Zaraz zwrócą Ci uwagę. "Mówi po polski - ja rozumim". Gdyby zmienić rosyjskie "bukwy" trudno by było powiedzieć, że to inny język. Góralska gwara, śląska czy kaszubska różnią się dużo bardziej. No to Ukraińcy - czy Polacy? Ile Polaka jest w Ukraińcu?
Najładniejsze zdjęcia z tej podróży