Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2978
Strona z 75 < Poprzednia Następna >
Stanisław Bieliński
Ur. 24.2.1842 Brno, Szwajcaria, zm. 21.4.1923 Lwów[5][6]. Syn Edwarda Tadeusza, kapitana Powstania Listopadowego i Julii Antoniny Kieszkowskiej.[8] 1861-65 słuchacz prawa Uniwersytetu Lwowskiej i Jagiellońskiego. W 1863 był w oddziale powstańczym, w stopniu szeregowca kawalerii. Komendant policji narodowej we Lwowie. W marcu 1863 roku spiesząc do oddziału Czechowskiego został aresztowany. Po wypuszczeniu z więzienia wstąpił do oddziału Zapałowicza i brał udział w bitwach pod Tyszowcami i Tuczępami w lubelskim, następnie wstąpił do oddziału Wysockiego i brał udział w bitwie pod Radziwiłłowem. Sądzony przez sąd wojenny i uwolniony. Po powstaniu 31.8.1865 uzyskał absolutorium UJ i 24.3.1868 doktora obojga praw - Wydział Prawa[2]. Od ok. 1872 adwokat w Sanoku, i dyrektor Towarzystwa Zaliczkowego tamże. Członek rady powiatu sanockiego z grupy większych posiadłości ziemskich. . W 1875 wybrany do Rady Miejskiej w Sanoku. W kadencji Sejmu Krajowego 1877-1882 poseł z okręgu Sanok-Rymanów-Bukowsko. Został wybrany posłem na Sejm Krajowy Galicji IV kadencji (1877-1882) w IV kurii w okręgu Sanok-Rymanów-Bukowsko[10], jednak 1 listopada został przeniesiony do Lwowa co poskutkowało zrzeczeniem mandatu. We Lwowie był w składzie Izby Adwokackiej i Senatu Dyscyplinarnego Sądu Krajowego. Długoletni syndyk Wydziału Krajowego. Jeden z założycieli Związku Adwokatów Polskich i jego honorowy członek[3]. Senior adwokatów polskich.[5] Był też członkiem Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarczego. Jest autorem opracowania "Sprawa kredytu melioracyjnego dla rolników w Galicyi" (Lwów 1891) 09.10.1888 podpisał deklarację o przestąpieniu do Towarzystwa Weteranów. Po odzyskaniu niepodległości przeprowadził formalnie odzyskanie Wawelu przez państwo polskie[13]. Pogrzeb miał miejsce w kaplicy Boimów przy katedrze lwowskiej z które wyruszył kondukt na cmentarz Łyczakowski - gdzie Stanisław Bieliński został pochowany na górce, w kwaterze powstańczej nr 40. (Na wykonanych później tabliczkach widniała błędna data zgonu).
Władysław Bieniedzicki
H. Łodzia. syn Karola i Sabiny z Wiśniewskich, ur. w r. 1839 we Wrzawach, w pow. tarno-brzeskim. Studya gimnazyalne odbył częścią w Rzeszowie, częścią w Krakowie. Po śmierci ciotecznego dziadka, Franciszka Wiśniewskiego odziedziczył po nim dożywotnio majątek ziemski. Kozinę. Polska gorąca natura ideowo rozbudzona w 20-letnim młodzieńcu, pchnęła go wcześnie na drogę czynów rycerskich w imię ideałów wolności narodowej. Na wzór młodzieży polskiej, walczącej w epoce porewolucyjnej w szeregach napoleońskich, Bieniedzki uniesiony prądem idei republikańskiej, zaciągnął się pierwotnie w szeregi wielkiego rewolucyonisty Garibaldiego i z pułkiem węgierskim jako ochotnik powstańczy walczył za wolność i zjednoczenie Włoch. Tam nauczył się musztry i taktyki wojennej. Po skończonej kampanii powrócił w progi rodzinne, gdzie ojciec jego prowadził administracyę majątku jemu jako najstarszemu synowi przekazanego. W kilka lat po kampanii włoskiej wybuchło powstanie polskie z r. 1863. Jako dawny ochotnik włoski, rozgrzany nadzieją oswobodzenia własnej Ojczyzny od tyrańskiej grabieży ciemięzców, pospieszył Władysław Bieniedzki na pole rozpaczliwej, bohaterskiej walki polskich, pełnych męczeństwa patryo- tów z barbarzyńskimi, wrogimi zastępami. Wyćwiczony w powstaniu włoskiem i obeznany z taktyką wojenną, wyróżniał się Bieniedzki w pośród bezładnie zebranych ochotników i został niebawem mianowany porucznikiem małego oddziału, walczącego w szeregach naczelnego dowódcy Wiśniowskiego. Oddział ten wyszedł z Tarnopola i w Sokalskiem przeszedł granicę. Brał udział w kilku mniejszych potyczkach z wyćwiczoną armią rosyjskich kozaków w potrójnie przeważającej liczbie. W końcu rozbity, zdziesiątkowany, mały oddział z kilkunastu ludzi złożony, dowlókł się i przedostał napowrót przez granicę do Galicyi, przeprowadzony lasami przez Bieniedzkiego. Tenże po powrocie z powstania i dojściu do pełnoletności objął w zarząd własny majątek, w 10 lat później ożenił się i do końca życia pracował na roli jako krzewiciel i obrońca polskości na kresach granicznych Galicyi wschodniej w powiecie skałackim. Był opiekunem i ojcowskim doradcą wiejskiego ludu a przejęty szlachetną tradycyą polskiej gościnności miał dom i serce otwarte dla braci rodaków, dając w domu swym do końca życia przytułek rodzinie, wskutek długoletniej choroby ojca samoistnego utrzymania pozbawionej. Z wysokiego poziomu kulturalnego, niezwykłej pamięci i zdolności znany był w całej okolicy. Umarł po krótkiej chorobie sparaliżowany w r. 1901 w 62 roku życia jako prawy obywatel-patryota.
Feliks Joachim Bieńkowski
(1838 Radom - 11.12.1896 Lwów) - powstaniec styczniowy [1], starszy inżynier Wydziału Krajowego. [1], [3] Urodził się w 1838 r w Radomiu [1], uczeń szkól w Suwałkach [1], inżynier komunikacji lądowych i wodnych w Warszawie [1]. W Warszawie należał do organizacji przedpowstańczej. [1] "W powstaniu brał udział jako porucznik kawalerji w wyprawie Krukowieckiego z Krakowa do Królestwa i szaloną szarżą w kilkanaście ludzi na szwadron dragonów, przyczynił się do uratowania samego Krukowieckiego, osaczonego dziewięcioma ludźmi w Gianowskim dworze i broniąścego się śród płomieni przeciw całej kampanji piechoty. Śp. Feliks służył potem w jeździe Różyckiego i przeniosłszy się do Paryża po upadku powstania zarabiał na chleb jako fachowy inżynier przy francuskich kolejach żelaznych. Powróciwszy do kraju w r. 1868 wstąpił do służby kolejowej, w której odznaczał się do samej śmierci nieposzlakowaną uczciwością i najsumienniejszą pracą. Jako członek wydziału "Sokoła", towarzystwa politechnicznego, towarzystwa Szkoły ludowej, towarzystwa weteranów z r. 31 i 63, Skarbu narodowego i wszystkich w ogóle stowarzyszeń, dążących do podniesienia bytu narodowego i do oswobodzenia ojczyzny, nieboszczyk odznaczał się wytrwałą i gorliwą działalnością, niezważającą na żadne przeszkody i rozczarowania. Jako przełożony i kolega zostawił po sobie w Wydziale krajowym i we wszystkich stowarzyszeniach, do których należał, najlepszą pamięć. Śmierć wzbudziła wszędzie żal najszczerszy po takiej niczym niepowetowanej stracie dla sprawy narodowej, której służył wiernie i wytrwale "usque ad finem", jak na prawego Polaka przytoi. Między innemi był czynnym członkiem Towarzystwa demokratycznego i inicjatorem fundacji jednego stypendium dla młodzieży gimnazjum polskiego w Cieszynie. Pozostawił rodzinę z czworgiem dziec " [1] Ślub - żona Stanisława Gura [2], jej rodzice: Franciszek Gura [3], Ludwika Mierzwińska [3] Zmarł 10.12.1896 r [1], [2], we Lwowie [1], [2], w wieku 58 lat [2], na wadę serca. [1], tętniak aorty [2], Pozostawił owdowiałą żonę Stanisławę Gura. [2] Dzieci: 1___Władysław Piotr Bronisław Bieńkowski - zm. 1881 Lwów, 13 miesiecy [5] 2___Stanisław Feliks Bieńkowski - ur 28.03.1882 Lwów [3] 3___Tadeusz Julian Bieńkowski - ur 16.08.1886 Lwów [4] Rodzice: 1__Jan Bieńkowski [3] 2__Elżbieta Kulczycka [3]
Franciszek Billewicz
Urodził się w majątku Steianiszkach, powiatu szawelskiego, w 1820 roku; młodszy syn Jana, prezydenta sądu pow. rosieńskiego i Tekli z Syrjatowiczów Billewiezów. Pobierał nauki zrazu w Krezach, a potem w Mittawie; poczem osiadł przy matce wdowie w majątku jej Skorojtyszkach, pow. rosieńskiego, parafji szydłowskiej, gdzie gospodarował. W r. 1847 ożenił się ze swoją kuzynką Kunegundą Piłsudską. Franciszek Billewicz był to człowiek niezwykłej prawości, altruista-filantrop. Podnosił dobrobyt swych włościan i przed ich uwłaszczeniem dla większości pańszczyznę skasował. Przy nadziałach gruntów włościańskich w 1862 r., kiedy większość starała się oddać jak "najmniej swej ziemi, F. Billewicz przeciwnie stwarzał nowe siedziby chłopskie, tak, że większa część majątku Skorojtyszek przeszła w posiadanie włościan. Później doznał zawodów: włościanie, podburzani przez pośredników i pokątnych doradców, coraz to większe rościli do dworu pretensje. Rozczarowania tego i niesnasek nie doczekał już w kraju. Na ostatnich sejmikach w latach pięćdziesiątych obywatelstwo pragnęło wybrać go 'na marszałka pow. rosieńskiego, ale przez wrodzoną skromność odmówił, nie ustąpiono jednak i prawie gwałtem obrano go na prezesa Sądu Powiatowego. Na tem stanowisku, jako jeden z najczynniejszych i najpopularniejszych ludzi został aresztowany w początkach 1863 roku, za jenerał-gubernatorstwa Nazimowa i osadzony w cytadeli Dyneburskiej, a stamtąd po kilku miesiącach, bez sądu, drogą administracyjną wysłany został do Czembaru, gub. penzeńskiej. Towarzyszyły mu w tej wędrówce żona z jedynaczką małoletnią, córką Urszulą, późniejszą żoną Leona Kontry-ma, i wierny sługa kucharz Jan Harasimowicz, który z przywiązania dobrowolnie dzielił losy swego chlebodawcy. W Czembarze zawiązał przyjazny stosunek z wygnańcem Łuszczewskim, ojcem Deotymy, która kształciła tam i rozwijała umysł młodziutkiej jego córki Urszulki. Po długich staraniach w Petersburgu, pozwolono F. B osiedlić się w Mitawie - w 1867 r. Ze steranem zdrowiem (miał wodną puchlinę) po kilku latach otrzymał wreszcie pozwolenie powrotu do stron rodzinnych, gdzie przez kilka lat dogorywał i w 1878 r.dnia 8 grudnia umarł, na rok zaś przedtem, też w Skorojtyszkach, umarła jego żona. Dodać należy, że łączyły go bardzo serdeczne stosunki z biskupem Wołonczewskim, którego był ulubionym uczniem w Krożach, a także z biskupem Bereśniewiczem. Skorojtyszki konfiskacie, nie uległy, gdyż należały do matki F. B—cza. F. Billewicz zostawił jedną córkę — Urszulę Kontrymową '(urn. 5 września 1906 r.).
Adam Bitis
Adam Bitis był włościaninem koronnym (skarbowym, czyli przypisanym do dóbr rządowych), ze wsi Białozoryszki, w szawlańskiej parafii, w powiecie szawelskim. Urodził się w r. 1836 (niekiedy uważa się że urodził się we wsi Legecze). Był rosłym i bardzo przystojnym mężczyzną, śmiałym i gadatliwym. Ogolony, mocnej postawy, niewysoki, ubrany zazwyczaj w szarą koszulę i szary kapelusz, białe spodnie wsadzone do butów. Przed powstaniem. Ojciec był we wsi gospodarzem, odumarł Adama w drugim roku życia, zostawiając wdowę Barbarę, sześciu synów i córkę. Adam przechodził zwykłe koleje, nim z wiekiem do szedł do godności parobka, czyli robotnika. Cztery lata pasł trzodę domową, sześć lat był półparobczakiem, wdrażając siebie w rutynę wiejskiej gospodarki. Po polsku nie umiał, a nie mając do czynienia z panami nie czuł nawet potrzeby uczenia się polskiego języka, nieużywanego wcale w tem kole, które go wychowało. Natomiast Bitis, za trzodą i za pługiem, nie rozstawał się z elementarzem i z książką do nabożeństwa. Samouczką, lub za poradą rzadkiego naówczas znawcy nauki czytania, Bitis doszedł do znajomości litewskiego pisma, tak iż z łatwością czytywał książkę do nabożeństwa i katechizm, jedyne niemal źródła, które Opatrzność zesłała dla moralnej otuchy wieśniaków. Bitis czytywał lubo z trudnością rękopisma, a nawet umiał stawić liczby i niektóre litery. To była cała jego oświata. Jego językiem oryginalnym był język żmudzki. Bracia wyręczali w gospodarstwie, więc Adam miał dosyć czasu do nauczenia się ciesielstwa i stolarki, do których brał się z amatorską gorliwością. Łatwość pojęcia i wrodzone zdolności z niesłychaną szybkością posuwały świadomość Bitisa w nauce rzemiosł. Tem większą przypisać mu należy zasługę, że kształcąc się sam przechodził niekiedy wytrawionych w tem rzemiośle mistrzów. Rzetelność, trzeźwość i uczciwa praca wysoko go postawiły w mniemaniu okolicy. Nie zabrakło mu ani pracy, ani przyjaciół. Lubo młody, lecz z sądem dojrzałym i tą trzeźwością pojęcia, właściwą naszym wieśniakom, wzywany był najczęściej do rady w sprawach, gminy, gdzie nieraz zdrowym poglądem zadziwiał starców. Będąc zaciętym wrogiem każdej nieprawości, jak sam powiadał, zyskał wprawdzie wielu nieprzychylnych, lecz się nic zrażał nienawiścią występnych, którym publicznie rzucił rękawicę. Drobne nadużycia miejscowe, kradzież publicznego dobra i wszelki występek stronił Bitisa, obawiając się z ust jego potępienia. Z tego względu wytoczono mu kilka procesów przed rząd najazdu. Z dziwną zręcznością bronił swych spraw i dowiódł znajomości procesowania, wprowadzając w obawę swoich przeciwników. Sprawiedliwość moskiewskich sędziów topnieje jednak przed potęgą kubana. Nieprzyjaciele Bitisa znaleźli powód i środki do wtrącenia go do więzienia. Skazany surowym wyrokiem z bajki Agnus et lupus, przesiedział kilka tygodni w turmie, z której uwolniono go na porękę. Wróg wszelkiej nieprawości Bitis coraz to jaśniej widział sprzedajność, tyraństwo i podłość najazdu. Własne doświadczenie uczyło go nienawidzieć Moskwę. Nastał czas reformy włościańskiej w 1858 r. Szlachta smutną przewidywała przyszłość, włościanie się cieszyli. Nienawiść zobopólna, wypływ różnych dziejowych tradycji, podżeganą została fałszywemi wieściami moskiewskiej policji. Roztropny umysł Bitisa z umiarkowaniem sądził bieżące sprawy. Nie ufał szlachcie, lecz jeszcze bardziej się obawiał cudzego wroga, narzucającego dziś bladą wolność, a jutro kajdany. Bitis zresztą w niczem się nie wyróżniał od tego koła, w którem Opatrzność żyć mu kazała. Włościanin z ducha i ze krwi trwał wiernie w tym obyczaju, w jakim wykształcił swój umysł i serce. Tem się właśnie tłumaczy wpływ Bitisa na współczesnych i pokrewnych mu duchem wieśniaków. Stanął on jako wyraz ich moralnych potrzeb, znajdując najzupełniejsze uznanie w duszach urodzonych pod słomianą strzechą. Gdy sprawa włościańska nurtowała w najgłębszych warstwach społecznych, zyskując przyjaciół Moskwie w ciemności i egoizmie, Bitis w swojem kole stał na straży czystości ludowego obyczaju, głosząc zdradę najazdu. W chwili najdrażliwszej społecznej reformy następują manifestacje i śpiewy kościelne. Bitis nie bierze w nich udziału, potępiając niepraktyczność i niestosowność podobnej wojny z Moskwą. Nigdzie zresztą włościanie żmudzcy nie przyjęli czynnego udziału w tej sprawie, bądź nie pojmując manifestacji, bądź uważając je za wybryk szlacheckich malkontentów, w celu sparaliżowania reformy. Biorący udział w śpiewach i procesji były jednostki, ulegające wpływom postronnym, tem samem więc nie mogły być wyrazem ludowego ducha. Manifestacje jednak budziły kraj z uśpienia i wywołały potrzebę nowej walki z najazdem, oddziaływając na wszystkie warstwy społeczne. Te właśnie pobudki równie wpływały i na Bitisa. Rozrzucane śpiewki i odezwy w litewskim języku między ludem wydobywały uczucie i myśl z głębin ludzkiego ducha. Od rozpraw, gawęd i baśni politycznych przeszło do prawdziwego krzątania się około istotnych po trzeb ojczyzny. Początek, przed wybuchem na Litwie Bitis niepoślednim był w tej sprawie działaczem. Kiedy powstanie wybuchło w Kongresówce, a księża na Zmujdzi objawili ludowi obowiązek bronienia kraju, Bitis czynnie się zajął propagandą. Wędrował od wsi do wsi, a zgromadzając w każdej ludzi poważnych, przemawiał słowami prostoty i prawdy. Wszędzie przyjęty i zrozumiany z prawdziwą rezygnacją oddal się. sprawie ojczyzny, równoważąc ją ze sprawą wiary świętej. Włościanie z zaufaniem słuchali jego mowy, bo nie mogli posądzać o wspólne ze szlachtą zamiary. Słowa pochodzące z serca trafiały do ich przekonania. Bitis zresztą nigdy nie zabrał głosu w sprawie nieczystej lub zlej, chyba dla zaprotestowania fałszerzom. Niekiedy zapytywano go, czego życzysz, po cóż nakłaniasz do powstania, wszak niczego ci nie brakuje - masz sowitą zapłatę i czeladników; cóż ci lepszego dać może powstanie, albo i Polska?! Takie argumenta Bitis odbierał, powiadając iż nic nie posiada wobec przemocy i obcego najazdu. Jutro może okują mnie w kajdany, odstawią w rekruty i wyślą z rodzinnej ziemi. Jutro może carowi podoba się zniszczyć nasze obyczaje, język i wiarę, więc je zniszczy bo ma potęgę. Cóż wtenczas z naszych posiadłości zostanie. Takiem lub podobnem temu dowodzeniem Bitis zyskiwał sobie umysły i serca. Nie szczędził własnego grosza, zgromadzając broń myśliwską jeszcze przed wybuchem powstania. Z tem wszystkiem Bitis nie poczytywał siebie, ani mędrszym, ani bardziej zasłużonym od swej współbraci. Spełniał stolarski obowiązek we dworze marszałka Szemiota, nie zapominając ani na chwilę o obowiązku ojczystym. Praca dla Kuszłejki Skoro powstanie wybuchło, zgromadził kilku najbliższych przyjaciół i udał się do obozu Kuszłejki, zaciągając się na służbę jako szeregowiec. Sprawowanie się Bitisa w bezpośrednim z oddziałem Kuszłejki pozostaje związku. Bitis wkrótce po wstąpieniu do oddziału oświadczył Kuszłejce o usposobieniu okolicy i o zaufaniu jakie w nim pokłada. Zapewniał iż w prędkim czasie liczny można sformować oddział, uzbrajając w broń od dawna już przezeń na gromadzoną. Naczelnikiem wyprawy mianowany został Mamert Giedgowd. W razie nieobecności Giedgowda Bitis, zastępował jego miejsce, dając dowody bystrego umysłu i niezwykłej trafności w postępowaniu. Trudno opisać radość mieszkańców, witających Bitisa, dawnego współkolegę, przybywającego stwierdzać swe słowa powagą zbrojnego powstania. Włościanie wyręczali powstańców w trudniejszych wojennych obowiązkach. Sami nawet utrzymywali wedety i posterunki, śledząc w najodleglejszych punktach obroty wroga. Zwożono zewsząd bez rozkazu lub prośby żywność, obuwie, odzienie, bieliznę, szarpie uzbierane w ubogich strzechach wiejskiego ludu. Ochotników byłoby tylu, na ilu wystarczyłoby broni. Szczupłe jednak zapasy wystarczyły na stu sześćdziesięciu z którymi powrócono do Kuszłejki. Bitis wstąpił do kawalerji w roli intendenta i przewodnika w wyprawach, ponieważ znał okolicę. Po dostaniu się Giedgowda w niewolę (uwolnił się po pewnym czasie) Kuszłejko niefortunnie podzielił oddział na trzy części. Bitis widząc chwiejący się w nieładzie trzeci pluton w pobliżu Białozoryszek na prośbę, a raczej rozkaz żołnierzy przyjął na się dowództwo i odpowiedzialność, uprowadzając 80 ludzi w głąb szawelskiego powiatu. W drugiej połowie kwietnia, znowu był z Kuszłejką, kiedy przybył Pujdak z wiadomością o Moskwie. Nie usłuchano rady Bitisa, pragnącego zrobić zasadzkę, z której Moskwa nie wyszłaby bezkarnie. Przyczyną tego było coraz to wzrastające nieporozumienie między Giedgowdem i Kuszłejką. W czasie pochodu miała miejsce pod Zyłajciami mała utarczka z Moskwą. Nieporozumie Giedgowda z Kuszłejką coraz to się zwiększało, przybierając rozmiary zatrważające. Gdy i zebrana rada wojenna nic roztrzygnąć niepotrafiła, Giedgowd rozciął węzeł, oddzielając się z dwiestu oddanymi sobie ludźmi w zamiarze wcielenia się do oddziału ks. Mackiewicza. Z Giedgowdem poszli Bitis i Pujdak. Karność była zachwianą i wszczynały się kłótnie, to Szulca z Giedgowdem, to znowuż Bitisa z Pujdakiem. Przy całem rozprzężeniu Giedgowd szczęśliwie doprowadził kompanję aż do lasów krakinowskich, gdzie się naówczas znajdował Laskowski i ks. Mackiewicz. Kompania Giedgowda wcieliła się pod nazwą czwartego bataljonu. Własny oddział Nazajutrz po przybyciu Bitis został wysiany przez ks. Mackiewicza do szawelskiego powiatu w celu organizowania oddziału. W przeciągu trzech tygodni zgromadził przeszło siedmdziesiąt ludzi, zagartując w swe ręce administrację moskiewską w kilku okolicznych parafjach. Sprawowanie się niektórych, a głównie niedołęstwo chwiejącego się powstania, odstręczało wieśniaków od narodowej sprawy. Bitis przełamywał owe trudności, otaczając swe stanowisko powagą sędziego i opiekuna wieśniaków. Godził powaśnionych, sądził różne sprawy, karcił dawne i świeże nadużycia, ogłaszał nowe prawa polskie, czyli manifest d. 22 stycznia. Surowy lecz sprawiedliwy, zyskał szacunek powszechny, nawet w tych stronach gdzie go przedtem nie znali. Oddział jego, oficerowie, zastępca (Wincenty Powilański), byli sami włościanie Żmudzini. Komendy odbywały się w litewskim języku, nawet rozkazy do dworów po żmudzku były pisywane. Swój oddział podzielił na 2 części i co dwa tygodnie zmieniał rozpuszczając do domów. Wewnątrz Bitis zwrócił szczególną uwagę na moralność żołnierzy. Pod tym względem wydał oryginalne rozporządzenia nie picia wódki w obozie i zachowywania postów nawet w piątki i soboty. Żołnierz wyłamujący się z pod tej reguły, skazywany był na areszt, karę cielesną, poczem na stępowała haniebna dymisja. Karność była wzorowa, przykłady nieposłuszeństwa, lub wyłamywanie się z pod wymienionych przepisów były nieliczne. Pod względem wewnętrznego porządku i sumiennego wypełniania obowiązków, oddział Bitisa wybornie mógł służyć za wzór dla wszystkich, nawet wtenczas kiedy demoralizacja prawem konieczności wkradła się i do jego szeregów. Dnia 9 czerwca Bitis stoczył potyczkę pod Wornianami, spiesząc na pomoc Kuszłejce i zajmując tył nieprzyjacielowi. W tych dniach Laskowski przechodząc te strony z porady ks. Mackiewicza, zanominował Bitisa naczelnikiem oddziału, wkładając nań stosowne atrybucje. Laskowski i ks. Mackiewicz przerzynając las biebrowski, ściągnęli chmarę Moskali. Bitis na śladach powstańców urządził zasadzkę w celu powstrzymania Moskwy. Skoro wstąpili, przyjął ich rzęsistym ogniem, rozkazując żołnierzom po kilku wystrzałach cofnąć się bez komendy i zdążać na miejsce zbioru. Wszyscy niemal włościanie byli z pobliża znali okolicę i doskonale wykonali plan Bitisa. Przerażona Moskwa przetrząsała las, nie znalazła nikogo, chyba ślady dawnych obozów i w zdumieniu wróciła do Szadowa. Odtąd Bitis rósł w sławę i poważanie w całej okolicy. Swój oddział podzielił na 2 części i co dwa tygodnie zmieniał ludzi rozpuszczając do domów dla odpoczynku i najedzenia. W połowie czerwca Bitis urządził zasadzkę w lesie białozoryskim na przechodzących dragonów i kozaków. Dziewięciu położył trupem lecz przybywająca piechota przeszkodziła skorzystać ze zwycięztwa. 16 czerwca zniszczył ważne cesarskie dokumenty w Bejsagole. 27 czerwca zręczny wybieg kawalerji wprowadził dragonów w zasadzkę. Moskale zeskoczyli z koni i kilkakrotny przypuszczali atak w łańcuchu strzeleckim; za każdym razem cofając się w nieładzie. Rzecz się działa na skraju lasu, moskale zaś atakowali z polany, przedstawiając zabawny widok wieśniakom, będącym w polu przy robocie, którzy wysławiali mądrość swego wodza, zabawiając się pociesznym widowiskiem niefortunnych ataków Moskwy. Dragoni usiłowali zająć tył, lecz Bitis zrejterowal w bok i omylił pogoń przybywającej w pomoc piechoty. W pierwszej połowie sierpnia Moskale maszerowali po nocnym spoczynku we wsi . Bitis zawiadomiony o ich pochodzie wprowadził znowuż w zasadzkę. Z przejętego raportu dowiedziano się, iż Moskali legło 20 i kilku rannych. Bitis posiadał wtenczas zaledwo 40 jeźdźców. We wrześniu oddział jego wzrósł do 150 piechoty i 20 kawalerji. 11 września niedaleko folwarku Budriu, oddział Bitisa stoczył potyczkę z 80 strzelcami przeciwnika. 18 września walczył pod wsią Żyłaicie. Przybierające siły przeciwnika pod dowództwem Timesa zmuszają go jednak do wycofania się. 27 października urządził zasadzkę pod , w której legło 6 Moskali. 14 listopada napada na dwór w Szawlanach i niszczy ważne dokumenty moskiewskie. Moskwa się srożyła mszcząc, się i prześladując włościan, którzy posyłali żywność Bitisowi. Zapobiegając złemu Bitis przesłał pocztą list do wojennego naczelnika do Szawlan, przekładając iż niesłusznie znęca się nad bezbronnymi i równocześnie oświadczając, iż skoro Bitis zechce, to i sami Moskale na jego rozkaz wydadzą żywność. Po niejakimś czasie zaalarmowano Szawlany, Moskale wyruszyli do lasu szukać powstańców, zostawiając w miasteczku 20 żołnierzy. W tej chwili Bitis wpada do Szawlan, odbija magazyny, a służba moskiewska na jego rozkaz wydaje żywność, odzienie i amunicję. Załoga skryła się bez śladu, Bitis spokojnie zrejterował. około 20 listopada zburzył pocztę w Radziwiłowie, spalił papiery, zburzył kancelarję i zabrał dziewięć koni moskiewskich. Zwyczaje w oddziale Godnem uwagi jest, iż Bitis w większości potyczek nie stracił żadnego żołnierza. Moskale sami urządzali zasadzki czyhając szczególniej na włościański oddział Bitisa. Włościanie jednak czuwali nad jego dolą i żaden ruch nieprzyjaciół nie był mu tajny. Do późnej jesieni kawalerja Bitisa alarmowała Moskwę, lecz żadnej już nie staczał potyczki. Moskale szukali majątku Bitisa, sądząc że był właścicielem ziemskim, szlachcicem, w celu domierzenia konfiskaty i rabunku. Lecz jakież ich było rozczarowanie, gdy się dostatecznie przekonali, że Bitis był chłopem, i nawet nie gospodarzem, tylko pogannym kutnikom, według ich wyrażenia. Zrabowali więc siedzibę braci, a rodzinę zesłali na Sybir. Moskale się srożyli, lecz żadna siła ludzka nie zdolna była wytropić jego kryjówki. Bitis nie wieszał przestępców, jak czynili inni dowódcy, zaradzał złemu dowcipną karą. Pewien starszyna (wójt gminy) nazwiskiem Boks, znany był jako łotr i szpieg. Bitis sprowadza go do obozu i rozkazuje mu wydawać piśmienne rozkazy do obywateli. Poczem uwolnił Boksa, który natychmiast udał się do Moskali zanosząc skargę. Wkrótce się okazały piśmienne rozkazy Boksa. Na próżno się wypierał, lub składał winę na powstańców; po sprawdzeniu podpisów Boks został skazany na dziesięć lat do robót fortecznych. Kraina upadała na duchu, dawni przyjaciele Bitisa dziś się zamieniali w przyjaciół Moskwy. Wojenni naczelnicy ogłosili rozporządzenie Wieszatiela, potrzebując z każdej wsi na siedmiu gospodarzy jednego kozaka na czasową służbę. Pomimo zakazu Bitisa niektóre wsie wysłały kozaków. Zamierzył więc ukarać nieposłusznych. W tym celu wysłał sekretnie jednego z dymisjonowanych żołnierzy przebranego po moskiewsku do wsi okolicznych. Żołnierz ów od imienia Moskali napadał na wsie, groził rabunkiem i okładał nahajem, przepowiadając iż jego bracia (moskale) jeszcze srożej katować będą. Przerażeni włościanie z bólem serca wykrzykiwali, iż sami moskale wprowadzają pomiędzy nich zgodę i jedność. Zwątpienie już było niezmierne, a upadek wskazywał interwencję jako ostatni środek ratunku. Koniec walk Włościanie nie inaczej byli usposobieni. Oczekiwali oni szczególniej ubóstwionego przez nich Jabłonowskiego, mającego, według ich mniemania, przybyć z zagranicy z Francuzami. Bitis polecając oddział Powilańskiemu, powędrował przekonać się o tej prawdzie. Pod koniec roku wypłaca żołd swoim żołnierzom, poleca ukrywać się przez zimę i w nowym roku ponownie zorganizować oddział. Jego oddział, ale bez dowódcy, był widziany 10 lutego w pobliżu wsi Prebaise ubrany w chłopskie sukmany. Dalsze losy Niestety z emigracji już nie wrócił. W Paryżu, pracował m.in. zapalając latarnie uliczne, był drukarzem. Od Rządu Narodowego otrzymał stopień pułkownika. Działał w Stowarzyszeniu Weteranów. Nauczył się mówić po polsku i francusku. Mieszkał na Rue Catheriue-d’Enfer nr 4. 29.12.1878 ożenił się z Lucille Le Prieur, córką Louisa Jeana i Louise Francoise Vivier. Zmarł w 9.1.1884 w Poitiers
Konrad Błaszczyński
Jego imię i nazwisko budzą wątpliwość, gdyż w literaturze przedstawiany jest różnie. Tożsamość "Bończy" została ustalona przez autorów niniejszego portalu. Wg ustaleń GP można stwierdzić, że faktycznie nazywał się Konrad Antoni Błaszczyński. Z racji przyjętych pseudonimów i fałszywych nazwisk występuje w literaturze jako Kazimierz, Konrad, Bohdan, Bogdan - Błaszczyński, Błeszyński, Tomaszewski. Pewne jest także to, że w czasie dowodzenia używał pseudonimu "Bończa" i pod takim został pochowany. Potwierdzeniem tożsamości Konrada Antoniego jest raport policji narodowej donoszący o dwóch agentkach carskich: Julii i Ludwiki Ritterband - sióstr Teofili (raport spotkał się z krytyką za niewłaściwe oskarżenia, ma jednak znamiona celowego mylenia tropów). Z kolei Antoni Winnicki z Niegosławic, rejent jędrzejowski, który dobrze znał Bończę twierdził, że faktycznie ma na nazwisko Tomaszewski i pochodzi z Galicji gdzie był oficerem austriackim. Taka wersja miała prawd. służyć do ukrycia prawdziwych koligacji z rodziną. Tożsamość tę potwierdzają także informacje o wczesnej śmierci rodziców, zawodzie ojca i inne. , ur. 17.2.1835 Warszawa (chrzest wpisany w roku 1841)[1]. Zmarł w leśniczówce koło Przezwodów[17], z ran dzień po , która odbyła się 18.6.1863. Syn Józefa i Teofili Berty Ritterband. Jego ojciec, syn Antoniego i Heleny Kozłowskiej[2] był pod koniec życia prezydentem Siedlec, a wcześniej pełnił funkcję naczelnika powiatu ostrołęckiego. Matka urodziła się we Włocławku w religii żydowskiej - córka Maurycego (Mojżesza) Manasse Ritterbanda i Łucji Cholewińskiej. Siostra Rozalia prowadziła kantor loteryjny w Warszawie. Rodzice Konrada wcześnie zmarli (ojciec już w 1851). Konrad był przystojnym wysokim i eleganckim mężczyzną, zawsze jednak o melancholijnym wyrazie twarzy, często oddawał się zadumie. Wcześnie wstąpił do artylerii rosyjskiej. W 1859 został wykładowcą w Michajłowskiej Szkole Artylerii w Petersburgu w stopniu kapitana. W 1862 stacjonował w 5. Brygadzie Artylerii - mieszkał na terenie Cytadeli Warszawskiej. Był członkiem spisku oficerów w 1863. 13 stycznia wziął urlop zajmując się przygotowaniem do działań powstańczych. Zaraz po wybuchu Powstania został mianowany naczelnikiem woj. płockiego gdzie prowadził organizację sił wojennych w stopniu pułkownika. Po nieudanym napadzie na Płock wycofał się jednak, udając się do Galicji. W marcu był widziany w oddziale Langiewicz pod Sosnówką. Zapewne brał udział w bitwie pod Grochowiskami. Dołączył potem do Czachowskiego, a następnie w okolicach Radomia, Skrzyńska, Przytyku starł się zebrać oddział kawalerii. Sformował jazdę składającą się z ok. 200 jeźdźców. Działał od kwietnia głównie pod Czachowskim. Rozgromił jazdę moskiewską (22.04), następnie . 6.5. na czele 250 jazdy, wypędził nieprzyjaciela z tegoż miasta. Niepokoił oddziały moskiewskie wycofując się z bitew, ale zmuszając je do ruchów. Tak się stało w bitwach pod Rusinowem i Przysuchą. Wykonywał też wyroki na zdrajcach i donosicielach. Mówiono że za gremialne wysługiwanie się Moskalom spalił wiś Lipie - w rzeczywistości spalono 4 zabudowania i powieszono dwóch chłopów. 13 maja w Bogucicach wykonał wyrok na 2 donosicielach, którzy wskazali Moskalom tabor powstańczy, przez co doszło do rzezi zaopatrzeniowców i sanitariuszek takich jak [psi]74304|Zofia Dobronoka[&psi] przeszyta 8 kulami. Wykonał też wyroki w Klemęcicach i Gniewięcinie Wrócił do Deszna i tu podczas wesołej zabawy tanecznej wieczorem 17 czerwca otrzymał rozkaz zrobienia pewnej dywersji moskalom celem odwrócenia ich uwagi od pogranicza Galicyi, skąd właśnie w tym czasie miał wkroczyć dwoma oddziałami Jordan. Natychmiast wyprawił kwatermistrzów do Gór i zaraz za nimi, nocą, podczas ulewy, wyruszył tam ze swym oddziałem. Przybył nad ranem pod wieś, nie wiedząc, że tam już czyha w zasadzce powiadomiony wcześnie przez jakiegoś szpiega, major Pleskaczewski z Pińczowa z dwoma rotami piechoty, dragonami i kozakami. Będąc chorym jechał na wozie, dosiadł jednak konia i poprowadził szarżę. Przywitany bardzo silnym ogniem został postrzelony a następnie skłuty lancą w pierś. Miał też cięte rany na głowie. Został zawieziony do gajówki koło Przezwodów. Reszta rannych z tej bitwy została przewieziona do Krakowa, jego jednak z racji na bardzo ciężki stan nie można było wieźć tak daleko. W parę godzin, przybyło kilku lekarzy z okolicy, którzy wraz z lekarzem obozowym starali się opatrzyć rany. Resztki oddziału przeszły na drugą stronę szosy krakowskiej, aby zmylić pogoń. Dla bezpieczeństwa pułkownika, starano się ślad miejsca gdzie się znajduje, przed ogółem utaić, i innego rannego, jako pułkownika wywieziono w inną stronę, jednak wiadomość o jego śmierci rozeszła się szybko po okolicy i boleścią wszystkich przejęła. Pomimo starań lekarzy, m.in. Olszewicza, zmarł na rękach proboszcza Chawłowskiego następnego dnia. Został pochowany na pobliskim cmentarzu w Nawarzycach w grobie dwóch księży, obok grobu Winnickich. W akcie zgonu figuruje jako Bohdan Bończa, kawaler stanu szlacheckiego lat 32. Moskale stratowali grób, lecz pamięć o nim przetrwała. Obecnie znajduje się w kącie cmentarza, na domniemanym miejscu jego pomnik z nazwiskiem Bogdana Tomaszewskiego. Osobistą książeczkę do nabożeństwa Bończa oddał przed śmiercią Winnickiemu, którego brat Edward przekazał do muzeum w Kielcach. O śmierci pisało wiele dzienników. Rok po tym wydarzeniu miała miejsca Msza żałobna za jego duszę w kościele oo. Kapucynów w Warszawie. Jego pseudonim "Bończa" przyjął gen. Kazimierz Załęski, ur. 1919 uważający się za potomka Konrada, jednak genealogia nie potwierdza tego pokrewieństwa.
Strona z 75 < Poprzednia Następna >