Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Powstańcy styczniowi

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2732
Strona z 69 < Poprzednia Następna >
Franciszek Bocheński
Izydor Franciszek Bocheński (Bochyński), herbu Rawicz. Ur. 5.4.1823 Szaniec, k. Buska Zdroju, zm. 13.5.1897 Czuszów. Syn Tadeusza, kapitana wojsk napoleońskich, skutecznego przemysłowca i jego pierwszej żony Marianny Katarzyny Lubowidzkiej. Brat i przyrodni brat Kształcił się na Śląsku w Gnadenfeld i Nysie, następnie w Kielcach. Ukończył kursy prawne w Warszawie gdzie przyjaźnił się z późniejszym arcybiskupem Popielem. Wyjechał do Włoch, gdzie kilka lat poświęcał się studiom malarskim. Po śmierci ojca, przyjechał do kraju i objął zarząd dóbr i świetnie prosperującej fabryki w Rudzie Malenieckiej. Bał czynnym członkiem Towarzystwa Rolniczego. Stronnik Białych, brał udział w zjazdach urządzanych przez Andrzeja Zamoyskiego w Klemensowie, lecz pozostawał wobec niego obojętny. [11 ]Nastawiony niechętnie do powstania wspomagał jednak powstańców materialnie. Później objął nawet stanowisko naczelnika powiatu opoczyńskiego (podczas gdy zastępcą był jego brat Józef). W fabrykach malenieckich produkowano uzbrojenie powstańcze. Majątek wspiera też tworzenie oddziału w pobliskiej Ormanisze. Wg opowieści rodzinnych został zaaresztowany z powodu odnalezienia składu amunicji, lub za przygotowanie wystawnego przyjęcia dla kadry powstańczej.[11] Po powstaniu zesłany na 4 lata do Kiereńska nad Leną, w guberni penzeńskiej na Syberii. Wrócił na mocy ułaskawienia w 1867. Rok później ożenił się z 22 lat młodszą Antoniną. Wkrótce zamienił Rudę Maleniecką na dobra rodziny szwagra Czuszów - dokupując Nadzów, Bolów i Czuszówek - łącznie obejmujące 3000 morgów dobrych czarnoziemów, jednak z trudny wiecznie tonącym w błotach dojazdem.[9] Zamieszkał w Czuszowie. Pełnił też funkcję Sędziego gminnego w Słomnikach. Gospodarstwem domowym i wychowaniem kierowała jego żona, mająca bardzo surowe obyczaje, wręcz skromność.[11] Został pochowany w kościele w Pałecznicy. Ożeniony (11.7.1868 Warszawa) z Antoniną Anną Bożeniec Jełowicką (zm. 1882), miał 5 dzieci: - Adolf Józef (1870) - imię nadane na cześć powieści Beniamina Constanta. - Józefa Rozalia Maria (1872) - Wacław (1874 Czuszów) - Leon Sylwan (1878) - Paulina (1882 Czuszów, chrzest 1885) Jego wnukiem był m.in. Józef Maria Bocheński, dominikanin, filozof.
Roman Bocheński
Herbu Rawicz. Ur. 1842 Ruda Maleniecka, zm. 15.11.1907 Stanisławów. Syn Tadeusza, kapitana wojsk napoleońskich, skutecznego przemysłowca i jego drugiej żony Karoliny Elżbiety Krauz. Brat przyrodni m.in dwóch innych osób związanych z Powstaniem Styczniowym - i Bocheńskich. Przed powstaniem podporucznik dragonów w Kielcach, w III dragońskim noworosyjskim pułku, pod płk. Szydłowskim. Służył tam jeszcze po wybuchu powstania, lecz ni mogąc utrzymać uczuć patriotycznych postanowił oddalić się. Zdezerterował na własnym koniu z rynsztunkiem do oddziału Czachowskiego dnia 26. marca 1863 wraz ze sztabskapitanem Dobrogojskim, który planował zorganizować wyjście 200 żołnierzy. To się jednak nie udało i wyjechali we dwóch. Odkomenderowany do oddziału Kononowicza celem organizowania kawalerii, stracił pod Wąchockiem konia, sam zaś ranny kulą w nogę pozostał w lazarecie w Łapczynej Woli, gdzie przeleżał 8 tygodni. Wyzdrowiawszy wstąpił do oddziału Lutticha w randze rotmistrza. Walczył pod Kaszewem i Chorzenicami. gdzie otrzymał 18 ran ciętych. Uważany za nieżywego. obdarty do naga. pozostawiony na placu boju, został odszukany przez służących Pstrokońskiego i wraz z 6-c-iu rannymi zabrany do dworu. (Historia ta posłużyła Stefanowi Żeromskiemu do napisania "Wiernej Rzeki"). Po odzyskaniu sił wywieziony na dalszą kuracyę do Drezna, mając nominację na majora, został po powrocie z zagranicy aresztowany w Oświęcimiu. Po 5-cio tygodniowym więzieniu udał się do Szwajcarji, następnie do USA, gdzie zarobiwszy nieco grosiwa wrócił do Galicji i wziął dzierżawę wieś Wysoczankę koło Bednarowa niedaleko Stanisławowa. Rozwinął tu bardzo gorliwą pracę nad ludem. Człowiek nadzwyczaj prawy i gorący patriota. Zmarł nagle i został pochowany na miejscowym cmentarzu - który został przez komunistów zrównany z ziemią.
Rygobert Bocheński
Rygobert Bohdan Bocheński, ur. 16.1.1846[1], zm. 17.12.1926 Lwów Bardzo rzadkie imię (z niem. Rigobert), było często zapisywane z błędem (Rogobert, Rigibert, Dagobert, lub Robert). Nazwisko rodziny zapisywane czasem Bochyński. (c. Wacława i Wiktoii Gegermann). Jego rodzeństwo urodziło się w Kętach, gdzie ożenili się też rodzice w 1845 roku (lecz jego samego nie ma w księgach). Matka miała wcześniej dwójkę nieślubnych dzieci (być może z tym samym ojcem). Mieszkali pod nr domu 98.[2] Po szkole rymarskiej praktykował w Krakowie na ulicy Floriańskiej u rymarza Sokołowskiego. Stamtąd wydalił się do obozu Langiewicza. Służył jako żuaw - szeregowiec w oddziale Rochebruna, pod dziesiętnikiem Łąckim. Oglądał przysięgę Langiewicza w Goszczy. Walczył pod , , i . Tam w nocy z 19/20 marca trafił do niewoli. Przeprowadzony do Olkusza a następnie do Warszawy do Pawilonu X, gdzie spędził 3 miesiące na II piętrze. Zasądzony na 11 lat zsyłki do guberni tobolskiej. Powrócił (piechotą[12][18]) w 1867 roku.[1] (Najprawdopodobniej nie była to ucieczka, lecz na mocy amnestii dla obywateli austriackich). Mieszkał przez pewien czas w Winnikach gdzie rodziły się jego dzieci. Pracował jako woźny sądowy w Birczy[18], Dobromilu[5] i we Lwowie[3][4]. W lutym 1900 roku z powodu coraz większych obowiązków (noszenie węgla i wody), słabnących sił, chorej żony i niepełnosprawnego syna na utrzymaniu,[1] targnął się na swoje życie, lecz został odratowany.[9] W 1901 mieszkał przy ul. Hausnera 13[3] a następnie w 1904 przy Łyczakowskiej 47[4]. W 1906 zgłosił się do Towarzystwa Weteranów (powoływał się na opinie: szewca, , - szewca i ). Brał udział w uroczystościach powstańczych w 1912. W 1913 mieszkał w przytulisku dla weteranów powstania we Lwowie. Pochowany na cmentarzu Łyczakowskim, w kwaterze powstańczej. Żona Karolina Segelbach[7] c. Michała i Antoniny Grunach[18] Miał 4 (lub więcej) dzieci, m.in.: * Antoni Sebastian[6][7][18] ur. 20.1.1874 Winniki, ojciec Tadeusza Antoniego - geologa i paleontologa[8], * Michał[17][18], * Helena[12].
Kazimierz Bogdanowicz
Kazimierz Józef Bogdanowicz h. {{Bogdanowicz I|własnego}}, mylnie h. Łada. (W literaturze zwany czasem Bohdanowicz). Ur. 8.4.1837 Nadrybie[7], zm. 9.3.1863 Lublin (rozstrzelany). Syn Grzegorza i Marianny Piramowicz[7]. Rodzina pochodzenia ormiańskiego z terenów lwowskich. Dzieciństwo spędził w Nadrybiu. Uczył się w Gimnazjum w Lublinie. Odziedziczył majątek po ojcu a także dzierżawił wieś Łowcza.[17] Wielce zaangażowany w poprawę bytu włościan, za co był lubiany przez nich. Pierwotnie przeciwnik wybuchu powstania, związany ze stronnictwem białych -podobnie jak starszy brat , członek Komitetu Centralnego, który jeszcze w 1862 został zesłany wraz z żoną na Sybir. W działania powstańcze zaangażowana była też siostra z mężem . Bracia Kazimierz i Jan zmienili poglądy popierając szybkie działania zbrojne. Kazimierz wystawił swój własny oddział składający się z 60 konnych i 400 (lub 200) pieszych ludzi. Umundurowanie piechoty: brązowe świtki z czarnymi pasami i czarnymi barankowymi konfederatkami o różnokolorowych kokardach. Umundurowanie konnicy: granatowe mundury, barankowe czapki i brązowe burki. Piechota była uzbrojona w myśliwskie strzelby, kawaleria w lance z biało-czerwonymi chorągiewkami, pałasze i pistolety. Został powołany na naczelnika wojennego powiatu krasnostawskiego. Zaniechał ataku na garnizon w Chełmie, został jednak zaskoczony przez Moskali dostając się do niewoli. Został odbity przez włościan uzbrojonych w kosy i pałki, którzy pobili rosyjskich jezdnych. Dowodził swoim oddziałem w , a następnie po dołączeniu do oddziału Radziejowskiego walczył . Zwycięstwo to zakończyło się stratą 9 ludzi i 13 rannych - podczas gdy Moskali poległo 40. Zabrał kasy moskiewskie w Nadrybiu i Łęcznej. Następnie ruszył na Puchaczów proklamując Rząd Narodowy. Został napadnięty 26 lutego gdy sam wracał bryczką do oddziału po organizacji zaopatrzenia. Po szybkim procesie został skazany na karę śmierci. Odrzucił namowy o poddanie się łasce carskiej. Kiedy go wyprowadzili na plac egzekucji, rzekł do niego Chruszczew: [i]—Podaj się pan do łaski, jesteś młodym. —Ja jestem młody, ale sprawa nasza stara — odrzekł nieustraszony Kazimierz. — Pan masz majątek —Matka moja wstydziłaby się, gdybym o łaskę prosił. Ale na co pan grasz ze mną komedję? Miałeś mnie rozstrzelać o godzinie 6, a teraz jest już z 10 minut po 6[/i] Rozstrzelany został w Lublinie za koszarami świętokrzyskimi. W 1917 jego prochy ekshumowano i przeniesiono na cmentarz przy ul. Lipowej. Spoczął tam w mogile wspólnej 30 powstańców. W okolicach Łęcznej znana była ludowa elegia o Kazimierzu Bogdanowiczu, mająca 13 zwrotek śpiewana dzieciom: [i]Już ojczyzna, dzieci, traci, Prawdziwego bohatera Już niejeden z naszych braci Widział, jak Polak umiera. Bogdanowicz się nazywał, Liczył lat dwadzieścia parę, W młodych latach okazywał Jak ojczyznę czcić i wiarę (...)[/i] Seweryn Liniewski, szwagier Kazimierza, współpracujący z nim w działalności podziemnej, postawił ku jego pamięci krzyż w Lejnie.
Kazimierz Bogdanowicz
obyw. z powiatu Radzyńskiego, od pierwszego zawiązku najczynniej i najskuteczniej działający, był jednym z pierwszych, którzy w chwili wybuchu powstania udział wzięli. Zaraz w początku powstania znajdując się we dworze wsi MałejBukowy, obskoczony przez ułanów moskiewskich został schwytany. Włościanie jednakże wsi Bukowej i okoliczni, dowiedziawszy się o tem, czemprędzej uzbroili się w kosy, a napadłszy na ułanów uwolnili go. Następnie jako naczelnik wojonnego Chełmskiego powiatu brał czynny udział w walce, zostając pod rozkazami Zdanowicza a raczej Leona Frankowskiego. W Łęcznej i Nadrybnie zabrał kassy moskiewskie i ogłosił Rząd Narodowy. W Lubelskiem 17 lutego po połączeniu się z oddziałem Radziejowskiego pod Uchaniem, gdy wracał z okolic Krasnego Stawu na czele 1000 ludzi, spotkany przez majora Rakuczego z Wołogodzkiego pułku piechoty w 550 piechoty i 50 kozaków pod Rudką w Lubelskim, odparł moskali ubiwszy im 40 a straciwszy swoich w zabitych 9, w rannych 13, poczem nieprzyjaciel się cofnął. (Wiadomość tę podaje Breslauer Zeitung, którą przedrukował Dz. Pozn. Nr 55 i Dz. Warsz. Nr 41 gdzie o stratach nic ma mowy). Następnie w dniu 24 tegoż miesiąca, wedlug raportu majora Rakuczy (Dz. Warsz. Nr 48), ostatnie szczątki oddziału Bohdanowicza zostały zupełnie zniesione. Celem zaopatrzenia swego nowo organizującego się oddziału w żywność, udał się do wsi Żezulina zkąd bryczką powracając ujęty został 28 lutego 1863 roku, i rozstrzelany. (Czas Nr 63 podaje że 7 marca, Nr 67 podaje 12 tegoż miesiąca), jeszcze na placu śmierci odrzuciwszy pogardliwie myśl podania się do łaski, do której go usilnie jen. Chruszczow namawiał. Był nieustraszonej odwagi, nie znał żadnego niebezpieczeństwa. (Opis egzekucyi patrz Czas Nr 57 i 66 z r. 1863).
Stefan Bogucki
BOGUCKI Stefan urodzony 1846 r. w należącej do jego ojca wsi Lachi, w wo jewództwie płoekiem, kończy! nauki w Warszawie, kiedy wypadki 1801-02 roku zmusiły go opuścić kraj; znalazłszy się zagranicę, ufny w niedalekie powstanie, wszedł do wojskowej szkoły polskiej w Cuneo, aby się na żołnierza wykształcić. Po wybuchu 22 stycznia, pośpieszył do stron rodzinnych i zaraz sio zaciągnął do jednego z oddziałów walczących w jego województwie; ranny w boju cięciem pałasza, pchnięciem lancy i dwoma postrzałami, dostał się do niewoli moskiewskiej; umknąwszy z niej szczęśliwie, gdy młodość zabliźniła rany, stanął znowu w sze regach powstańczych i pozostał w nich do końca walki. Po jej zupelnem ustaniu, udał się do Francyi, a wierząc że wałka dla Polaka zawsze jest tylko zawieszoną, postanowił oddać się zawodowi wojskowemu, dla prawdziwego zaś usposobienia się do niego nabycia gruntownych wiadomości, podał się do szkoły wojskowej wSainl- Cyr. Zdawszy świetnie examena, w 186o r. przyjętym do niej został; jaką zaś mi łość u kolegów i uznanie u przełożonych zjednać dla siebie umiał, pokazało się najwyraźniej podczas choroby jego, którą już w lutym 1867 r. odnawiające się rany spowodowały. Był przedmiotem najtroskliwszej pieczołowitości nie tylko współtowa rzyszy, ale i samego dowódzcy szkoły, jego żony nawet i córki, które godziny cale przy łożu umierającego młodzieńca spędzały. Kiedy nareszcie skonał, dnia 8 marca, oddano mu ostatnią posługę ze wszelkiemi hononuni wojskowemi; cała szkoła była przytomną pogrzebowi, oddając mu cześć jako poległemu na polu chwały; do wód/ca szkoły, jenerał baron de Gondrecourt, skreśliwszy w kilku rysacłi krótki żywot młodzieńca, zakończył temi słowy: « Znaliście go wszyscy przyjaciele moi, kochaliście go wszyscy, byliście pełni szacunku dla tej ujmującej a młodej twarzy, przeciętej z góry do dołu głęboką blizną, będącą przedmiotem waszego uwielbienia i waszej nic wątpię, zazdrości. Bogucki umarł w skutek postrzału, który mu na wskroś przeszył udo i kość nadwerężył. O drogi młodzieńcze! byłem przy tobie w r chwili ostatnich twych cierpień; umierałeś z taką odwagą z juką dawniej nara żałeś się na śmierć; cłirześciańska twoja wiara wyrównywała twej patryolycznej wierze, a nawet kiedyś już ducha oddał, otwarte twe oczy, lak zdawały się pełno szlachetnej dumy, jak gdybyś jeszcze patrzał niemi na nieprzyjaciela twojego naro du. Uczniowie St. Cyr, wy coście z powołania obrali twardy zawód żołnierza, coście zaprzysięgli pełnić jego obowiązki i „ukochać nawet wielkie jego boleści, zapiszcie w duszach waszych pamięć tego żałobnego obchodu, lak pełnego nauki. Niech każdy z was przysłucha się biciu własnego serca, niech oczy otworzy, a posłyszy i ujrzy, jaką to czcią i jakiemi hołdami otaczają zwłoki człowieka który padł na polu chwały, walcząc za Ojczyznę. Wy zaś, zdała przybyli krewni, współziomkowie i przyjaciele szlachetnego młodzieńca, nie płaczcie po nim : nie umarł on na wy gnaniu, ho spocznie w ziemi francuzkiej. Głos męczennika potężniejszym jest dzisiaj od głosu waszego; on modli się za silnem pokoleniem które go przeżyło. Nic płaczcie po nim, ale mu cześć oddajcie. » Po jenerale przemówił jeszcze kapitan Bureau, professor historvi; w rzewnych wyrazach oddając cześć zmarłemu mło dzieńcowi i sławiąc go otaczającej młodzieży za wzór miłości Ojczyzny i szlache tnie za nią poniesionej śmierci, skończył, w imieniu bohaterskiej Polski żegnając bohaterskie jej dziecię. Wzruszenie było ogólne; zdawało się żo wojskowa młodzież franeuzka oddając ostatnią zmarłemu usługę, chciała w nim uczcić wszystkich jego towarzyszy, którzy przy zgonie na polu bitwy nie mieli ręki przyjaznej colty im zamknęła powieki. Cala szkoła przywdziała żałobę, na dni 8, a że nazajutrz po pogrzebię przypadała niedziela, więc wszyscy 300 jak byli, udali się do Paryża z krepą czarną na lewem ramieniu. Sympatya żywiej okazać się nie mogła.
Paulin Bohdanowicz
Paulin Bohdanowicz (Nieczuj). Obok postaci które powagą swego stanowiska stawały na czele narodowego ruchu, zjawiały się coraz to nowe imiona patrjotów, uwieńczone laurowym wieńcem, zdobytym na krwawem polu ofiary. Z liczby takich Polaków był Paulin Bohdanowicz. Męztwo i chwalebne czyny, złożone na ołtarzu ojczyzny, zapiszą nazwisko Niecznja obok imion Dołęgi i ks. Mackiewicza, niezatartych w narodowej pamięci. Bohdanowicz był młodzianem lat 21, pełen zdrowia i życia, z sercem pełnem miłości ojczyzny. Wychowanie odebrał w szkole artyleryjskiej w Petersburgu. Lubo od dzieciństwa opuścił ojczystą ziemię, szlachetna ta dusza przechowała cały ogień patrjotyzmu. Miłość ojczysta była właśnie powodem, iż Bohdanowicz został wydalony ze szkoły, za jakąś polską manifestację i odtąd jako junkier artyleryjski, pełnił służbę w arinji moskiewskiej. Wkrótce też uwolnił się z pułku, gdy sprawa narodowa zawezwała go na pole działań. Posiadając znaczną majętność w powiecie szawelskim, gdzie przebywała jego rodzina, tam się też naprzód udał. Pisarski był zanominowany wojennym naczelnikiem powiatu, więc Nieczuj wdrożoony do karności, oddal się pod jego rozkazy. Pisarski udzielił mu upoważnienie do zgromadzenia ochotników, aplikowania ich na żołnierzy i wcielania do jego oddziału. Nieczuj więc został organizatorem. Nie przesądzimy kwestji, jeśli, powiemy, że w ostatniem powstaniu rzadko kiedy umiano się poznać na ludziach. Nieczuj posiadał wszystkie zalety dobrego żołnierza i dowódcy. Karny, odważny i przytomny, chciwy był niebezpieczeństw, a główną zasadą jego taktyki było: naprzód — na bagnety! Szkoda, iż nie wielu dowódców naszych było z podobnem usposobieniem. Wychowanie żołnierskie oswoiło go z wojennemi trudami i pracom iego nadało hart wojskowy, którego najwięcej brakowało naszym sejmikowym partyzantom. Szanowany i ubóstwiany przez żołnierzy, w prędkim czasie otoczył siebie gronem 150 doborowego żołnierza wprawiając go w musztrę i oswajając ze wszelkiemi wymaganiami wojny. Nie widząc chwili stosownej unikał potyczki, a gdy wyaplikował żołnierza, stawił się przed Pisarskim i oddał mu 120 ludzi. Pozostałych 30stu towarzyszyło mu w dalszej wyprawie. Za kilka dni Nieczuj posiadał już przeszło 80 osób, z których 20stu stanowiło kawalerję (kozaków), reszta piechotę (strzelców). Skwarny czerwiec dokuczał powstańcom i znojem słońca i znojem trudów wojennych. Dnia 20 t. m. Mieczuj po męczącym pochodzie, wprowadził oddział na krótki spoczynek pod cień puszczy odwiecznej, gdy zadyszany wieśniak przyniósł wiadomość o Moskwie. W miasteczku Wornie o milę od obozu ulokowało się 80 dragonów i nic nie stawało na przeszkodzie do skorzystania ze zręczności. Pojmujemy jakie owa wiadomość sprawiła wrażenie na umyśle Nieczui. W mgnieniu oka uszykował kompanję, wezwał najodważniejszych i na czele 50ciu ludzi przyśpieszonym marszem udał się ku Worniom. Już się słońce chyliło ku zachodowi, kiedy Nieczuj zbliżał się ku miasteczku. Wornie, położone w dolinie nad rzeczką Wornienką, otoczone są pagórkowatą miejscowością, a miasto ukazuje się widzom wtenczas zaledwo kiedy doń wstępują. Miejscowość szła w parze z zamiarami Nieczui. Korzystając przytem z furgonów żydowskich, które wstępowały do miasta, wpadł z nienacka, a oskoczona wedeta złożyła broń. Aresztowany moskal stał się przewodnikiem. Równa kolej spotkała i drugą wede-tę. W mgnieniu błyskawicy rozniosła się trwoga po mieście Moskale poczuli niebezpieczeństwo. Rozproszonych po mieście ogarnęła trwoga. Nie było dla nich, ani ogrodzenia dosyć wysokiego, ani Wornienką nie była zbyt głęboka. Bez mundurów i bez' broni unosili się przez pola, a wieśniacy z upodobaniem przyglądali się widowisku. W domu asesorskim były natenczas koszary, gdzie pozostałych kilkunastu nie mogąc ratować się ucieczką, dało kilka strzałów do powstańców. Nieczuj w celu powstrzymania uciekają cej Moskwy, wysłał kawalerję dla oskrzydlenia pozycji i zabierania jeńca. Zaledwo kawaler ja posunęła się się ku rynkowi, ujrzała z przeciwnej strony szykującą się piechotę moskiewską w liczbie dwóch kompanji, które niespodzianie przybyły z Kosień. Zawiadomiono o tem Nieczuję. Nie tracąc przytomności, z męztwem godnem podziwu, Nieczuj wydał rozkazy nielicznej garstce. Dwudziestu killcu pod dowództwem Palczewskiego, wysłał na drugą stronę Wornienki, sam zaś z kawalerją, niemając czasu do odwrotu, zaj:\ł karczmę drewniany położoną nad samym brzegiem Wornienki. Skrzydła powstańców, lubo przecięte rzeką, wspierały się wzajemnie, lecz Palczewski, zajmując ogród przy kurji kanonika Kul-wińskiego, bronił karczmy od otoczenia. Rozpoczęła się walka zacięta. Nieczuj jeszcze przed wstąpieniem do karczmy, został raniony w ramię. Nie tracąc jednak odwagi, rozkazuje zatarasować otwory, wstąpić na dach i z tamtą d rozpocząć ogień. Wornienką wzbraniała Moskwie ostąpić karczmo. Z drugiej zaś strony szereg domów razem połączonych, stawił v o-skwę w możności atakowania tylko z dwóch stron. Powstańcy razili strzałami i wszelkie usiłowania atakujących spełzły na niczem. Cztery razy moskiewskie kolumny szły na bagnety, ale liczne strzały zmuszały do odwrotu. Przed samym zachodem Moskale zdołali podpalić karczmę. Krew się sączyła po rynsztokach i kłęby dymu rozdzielały walczących. Już się rzadziej dawały słyszeć strzały Palczewskicgo i atak Moskwy stał się mniej natarczywym. Zaczęło zmierzchać. Karczma objęta ogniem wkrótce już miała zniknąć w płomieniach. Znaglony pożarem Nieczuj zgromadza kilkunastu pozostałych i korzystając ze zmroku, przez tylne drzwi wymyka się ku Wornience. Osłabiony upływem krwi i zmęczeniem w trzygodzinnej walce, na haikach towarzyszy przebył rzekę i niepostrzężony wymknął się z miasta. Tejże nocy miał się na miejsce obozu. Przywitał pozostałych w lesie towarzyszy, lecz nie mogąc im dalej przywodzić po-uwalniał do domów, naznaczając dzień zbioru. Ha u a mu dolegała, sprawując coraz to nieznośniejszą męczarnię. Pożegnał więc mężnych towarzyszy broni i uda) się w bezpieczne miejsce na dwutygodniowy spoczynek. Po miesiącu dopiero, kiedy się zagoiła rana, Nieczuj zażądał znowu walki. W połowie sierpnia zebrał naprędce kilku swoich i połączył się z ks. Dębskim, który dowodził 60 ludźmi. Wkrótce przybył Pisarski na czele kilkunastu. Tegoż dnia zawiadomiono, iż kozacy świeżo zaciężni przez Szeremietjewa, w celu zemszczenia się za śmierć brata zabitego pod Popielanami (potyczka Jabłonowskiego), będą przechodzić gościńcem o póltory mili od obozu. Połączeni wodzowie złożyli radę, a zagrzani męztwem i zapałem Nieczuja, postanowili zrobić zasadzkę. Przebyli trzęsawiska i bagna, na których może nigdy ludzka nie stanęła stopa i w niewielkim gaiku, nad raeką Szymszą, uszykowali swoich w gęstwinie. Przepuścili bez strzału kilkunastu kozaków i godzin kilka czekali z niecierpliwością, a nawet już wątpili o ich przybyciu, kiedy usłyszeli głuchy, zbliżający się tentent. Przeszła awangarda, a w minut kilka ukazał się korpus. Runęły wtenczas strzały powstańców. Oniemieli kozacy, stanęli jak wryci. Zeskoczyli z koni, które tratowały zabitych i rannych i rucili się ku stronic przeciwnej. Przerażenie Moskwy i nieład kawalerji zbitej na miazgę, trudne są do opisania. Z przeraźliwym wyciem rzucali się tu i owdzie, wołali: na piki! lecz żadnego nie byli w stanie postawić odporu. Na nieszczęście za kozakami zdążała piechota. Szybkim zwrotem oskrzydliła powstańców, zostawiając im bagno do odwrotu. Powstańcy przebyli bagno, a ciężka piechota moskiewska zmuszona była zaniechać pogoni. Zasadzka owa miała miejsce w polowie sierpnia, w powiecie szawelskim pod Szyrwuciami. Ilu legło Moskali, trudno obliczyć. Siniało jednak można powiedzieć, źe żaden strzał powstańców nie padł na próżno. Przedzieleni kilkunastokrokową przestrzenią, strzelali w ścieśnioną masę, bezwładną i bierną, pod wpływem nieoczekiwanego ciosu. Odtąd Nieczuj wspólnie z księdzem Dębskim, wciąż ścigani przez Moskwę, do późnej jesieni dzielili los wspólnych trudów. Pod koniec, sierpnia zaatakowani przez kilkudziesięciu Moskali pod Piłwela-mi zręczny postawili opór, lecz Moskale uratowali siebie szybkim odwrotem. W kilka dni po potyczce, Nieczuj widząc niepodobieństwo podjazdowej wojny, dla przeciągania ruchawki, uwolnił piechotę i sformował niewielki kawaleryjski oddział. Niespodziany napad w lasach tyrszklewskich (w powiecie telszewkim), pozbawił go koni. Jeden tylko ks. Dębski zdołał ratować się konno. Wspólne usiłowania prze-dewszystkiem zaś niezmordowana czynność Nieczuja, stworzyły znowuż nieliczny oddział kawalerji. W początkach listopada zaniemógł ks. Dębski i opuścił obóz. Toż zamierzył uczynić Nieczuj. Nadwątlono zdrowie, zwłaszcza gdy się odnowiła rana, zmusiło go w pierwszej połowie listopada uwolnić żołnierzy i udać się na spoczynek. Nieostrożność zdradziła miejsce jego pobytu. Nieczuj krył się w majętności Puszynów [Puszynowo], należącej do jego rodziny. Zdrada, której powodem była pokątna intryga, odkryła jego kryjówkę, poczem pewna kobieta den uncjo wała Moskwie. W chwili kiedy najmniej się spodziewano, kapitan Szram (niemiec), oskoczył mieszkanie i aresztował Nieczuję. Mężny młodzian porwał za rewolwer, z którym się nigdy nie rozstawał i chciał sobie odebrać życie. Zwilgocony proch wymówił posłuszeństwo. Stawiony przed komisję w Szawlach, z prawdziwą rezygnacją i męztwem odpierał zarzuty sędziów. Znalezienie się jego wzbudzało nie tylko uszanowanie w obecnych, lecz wywołało nawet przyjazną manifestację wojskowych. Oficerowie jako kolegę, wzięli go pod swoją opiekę, osładzali jak mogli resztę jego życia i obiecali protekcję w razie gdyby wyrok Murawjewa skazał go na śmierć. Komisja śledcza do tego stopnia posunęła swą powolność, że zezwoliła na odwiedziny krewnych i znajomych. Trudno było przypuszczać, żeby po takim obrocie rzeczy, Nieczuj mógł być rozstrzelany. Dekret Murawjewa zapadł, lecz wstrzymano się z wykonaniem. Oficerowie zażądali zwłoki, Sodali petycję do cara, prosząc o złagodzenie kary dla Nieczuja. Poczciwość moskiewska przekroczyła zwykłe swe granice, więc jakżeż car mógł na to zezwolić. Murawjew potępiając gorszącą swawolę wojskowych, powtórzył wyrok i mężny Bohanowicz zginął od kuli oprawców.
Marcin Borelowski
Lelewel, naczelnik sił zbrojnych województwa podlaskiego. Urodził się w 1829 r. w Krakowie na Półwsiu Zwierzynieckim. Ojciec jego mularzem. Marcin ukończył trzy klasy szkoły wydziałowej w Chrzanowie. W 1846 r. pomagał powstańcom przenosząc broń. Prusacy go złapali na skazali na 50 plag, które publicznie wymierzono mu na rynku. Był chrzest patriotyczny Marcina. Potem przeniósł się do Krakowa, gdzie terminował u majstra blacharskiego. Wyzwoliwszy się na czeladnika udał się w podróż po Węgrzech, Czechach, Austrii i Niemczech. Jako maszynista i studniarz przebywał w rozmaitych miastach w Galicji. W 1859 r. przeniósł się do Warszawy, gdzie został majstrem studniarskim i gdzie zaczęło mu się dobrze powodzić. Brał czynny udział w ruchach narodowych w latach przedpowstańczych. Później okazał się znakomitym partyzantem. W połowie maja ze swoim oddziałem był pod Tomaszowem, niedaleko granicy galicyjskiej, a juz w Końcu tego miesiąca ucierał się szczęśliwie w lasach gościradzkich, pomiędzy Zawichostem i Zaklikowem. Ścigany przez nieprzyjaciela stawił mu 1 czerwca czoło pod Opolem, posunął się do Kazimierza i zmyliwszy pogoń pod Firlejami połączył się z Rudzkim i Koskowskim i stoczył bitwę pod Korytnicą. Potem, przeprawiwszy się przez Wieprz wpadł do Międzyrzecza, zaalarmował Kałuszyn i 22 czerwca pobił atakujących go Rosjan. Na drugi jednak dzień, w okolicach Stoczka pod wsią Różą, zaalarmowany przez ogromne siły rosyjskie - miało być 2000 piechoty, szwadron dragonów, 2 sotnie Kozaków i 4 działa - nadesłane z okolicznych miast, po siedmiogodzinnej walce poniósł ogromną stratę i musiał szybko uchodzić, utrzymując wszakże oddział w dobrym porządku. Zdawszy naczelnictwo województwa podlaskiego Krukowi wyruszył w Lubelskie, gdzie od 6 lipca do 25 sierpnia organizował i uczył nowy oddział , a połączywszy się później z Ćwiekiem i Eminowiczem pobił między Zwierzyńcem a Terespolem 3 września 3000 Moskali. Moskale wysłali przeciwko niemu znaczne siły, które go zaskoczyły w lasach pod Batorzem 6 września. Bitwa skończyła się straszną klęską powstańców. Lelewel został śmiertelnie ranny, a bitwa ustała prawie równocześnie z jego życiem. Żołnierze serdecznie go kochali i wesoło śpiewali w obozie: Ej Marcinie Lelewelu/ Nie chmurz Twego czoła/ Bo choć nas tu jest niewielu/ Każdy z nas zawoła:/ Wodzu Lelewelu, licz na nasze męstwo/ My gotowi zginął, by Bóg dał zwycięstwo!
Strona z 69 < Poprzednia Następna >