Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Program gromadzenia wiedzy o genealogii rodziny Baliński

Program jest cząstką działań Fundacji odtwarzania polskiej tożsamości kulturowej, historycznej i patriotycznej. Społeczna aktywność rodzinna jest łączona z ogólnymi programami Fundacji, angażując zarówno fascynatów jak i naukowców.

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Mapa - Szlak 1863
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Dziękujemy za wspieranie naszej pracy
Wyniki wyszukiwania. Ilość: 16
Edward Baliński
Ranny w bitwie pod Tuczępami, wzięty do niewoli przez moskali, ale uwolniony na podstawie orzeczenia lekarza wojskowego w słowach: «za trzy godziny — trup«, przywieziony zostałem d. 21. maja do lazaretu w Trzeszczanach, w powiecie hrubieszowskim. Że żyję. zawdzięczam to nadzwyczajnej opiece SS. Felicyanek i staraniom dr. Krajewskiego, oraz zarządu dóbr Trzeszczany, który baczył, żeby rannym nie zbywało na niczem. W połowie sierpnia doniósł nam dr. Krajewski, że chcą nas zabrać do Zamościa i radził umykać do Galicyi. Zaaranżowano tedy ucieczkę. W nocy wpadło do lazaretu 6-ciu polskich ułanów, pod komendą porucznika, rozpędziło straż chłopską, aresztowało wójta gminy, a mnie i kolegę mego wsadziło na przygotowaną już bryczkę uwożąc z lazaretu. Oddział majora Zapałowicza, do którego należałem, miał szaraczkowe rogatywki z żółtym lampasem. W braku innej czapki, wywróciłem rogatywkę czarną podszewką na wierzch i w szlafroku lazaretowym wsiadłem na bryczkę Ułani odprowadzili nas do Grabowca i może na wiorstę drogi przed miasteczkiem pożegnali, my zaś pojechaliśmy dalej. Wjeżdżamy do Grabowca. Rogatka — zamknięta, a przy niej dwóch żydów na warcie. Jeden otworzył szlaban, a drugi przystąpił do bryczki i zażądał paszportów. Nic nie mówiąc, zdjąłem z głowy czapkę i zacząłem odwracać na wierzch żółtemi lampasami. Na ten widok nieufny wpierw strażnik zawołał: »Nu — niech panowie jadą!» i przepuścił mnie z kolegą. W trzy, lub cztery godziny po tym wypadku dotarliśmy do lasu, dokąd już przybyła Felicyanka, siostra Marya i przywiozła nam ubrania. Mnie.. ponieważ miałem obandażowaną głowę i twarz — przebrano za zakonnicę, Felicyankę, kolegę zaś za lokaja. Tak w towarzystwie siostry Maryi mieliśmy dążyć ku granicy galicyjskiej. Tymczasem dano znać, że dalej puszczać się nie sposób, gdyż w okolicy kręcą się gęsto patrole kozackie. Zmieniliśmy więc kierunek jazdy i około g. 4-tej popołudniu stanęliśmy na folwarku. Tu zapewniono nas, iż kilka dni będziemy mogli bezpiecznie przeczekać, gdyż folwark leży w głębi lasów. Tak też było rzeczywiście. Ale należało pomyśleć o wyruszeniu do Galicy i tem więcej, że rana moja wymagała pilnej opieki lekarskiej. Wyjeżdżamy, gdy po godzinnej może jeździe polami, potem wąwozem w lesie, stangret zatrzymuje konie, żegna się krzyżem i mówi: >>Trzydzieści lat powożę i jeżdżę tą drogą, a dziś zabłądziłem!< Ponieważ wąwóz tak był wązki, iż nawrócenie okazało się niepodobieństwem, należało konie wyprzęgać, powóz cofać, mnie znów bezwładnego znosić i przenosić — co wszystko zajęło około dwóch godzin czasu. I ta właśnie zwłoka stała się naszem ocaleniem! Gdyśmy bowiem nareszcie dotarli do Poturzyna, powiedziano nam, że nie ma jeszcze dwóch godzin, jak ztąd odeszli kozacy... Niech o tym wypadku myśli kto, jak mu się podoba — zakonnica i ja wierzymy niezachwianie, że było to zrządzenie Opatrzności. Z Poturzyna, przez Wargi /Waręż/, nie długa droga do Sokala. Tu już nasz lazaret, a w nim aniołem stróżem p. Klara z Riegerów Majewska Pisano zapewne nieraz o tej przezacnej pani i patryotce. Ma ona jednak w sercach powstańców osobną kapliczkę, do której wracamy często rzewną, wdzięczną myślą, z ofiarnych bowiem — ona najofiarniejsza. Pokłon jej cieniom!