Józef Barański
Ur. ok. 1846, zm. 26.8.1892 Parno. Syn - aptekarza ze Lwowa i Leska i Emilii Facony. W Powstaniu jako 17-latek walczył w oddziałach Zapałowicza, Wysockiego i konno u Jeziorańskiego. Był wówczas na I roku Techniki. W intencji jego szczęśliwego powrotu z Powstania ojciec ufundował w Lesku kaplicę z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Po powstaniu ukończył edukację i pracował jako inżynier kolejowy w dyrekcji ruchu we Lwowie. Zmarł w wieku 46 lat na apopleksję. Pochowany (Rudno) Zimna Woda k. Lwowa. Żona: Izabela Starzecka (c. Bazylego i Tekli Bilskiej). Miał syna: Władysława Mariana Józef (1874) i dwójkę córek: Zofię Scholastykę Izabelę (1882) i Józefę Helenę Paulinę (1885) - urodzeni we Lwowie.
W zapiskach bratanka: "[i]Wyprawili go Dziadkowie, sprawiwszy mu mundur gwardii koloru migdałowego z kamaszami i płaszczem, zaszywając w kołnierzu 20 talarów. Babka Emilia płakała i rozpaczała, ale Dziadek Robert ją uspokajał i tłumaczył, że i on był powstańcem w roku 1831 i chociaż ranny w nogę pod Ostrołęką, wrócił cały i po wyjęciu kuli szybko wyzdrowiał.
Józef walczył w oddziale Zapałowicza, porucznikiem był Leszczyński o jednej nodze [jednej ręce - przyp. GP]. W pewnej potyczce gwardia szła na bagnety i gdy trzech żołnierzy rosyjskich natarło na Józefa, zginąłby zakłuty bagnetami, gdyby w ostatniej chwili nie nadjechał Leszczyński zabijając dwóch i trzeciemu Józef sam dał radę. Oddział Zapałowicza składał się z 96 gwardzistów, 200 strzelców, 50 kosynierów i tyleż ułanów.
, gdzie dowodził Wysocki [jeden z trzech oddziałów - przyp. GP], oddziały powstańce zostały rozbite i zmuszone przejść przez granicę do Austrii, gdzie zostały rozbrojone. Józefa z towarzyszami zawieziono do więzienia do Lwowa. Po pewnym czasie udało się Dziadkowi wykupić go i przywieźć do domu. Wrócił wymizerowany w dziurawym mundurze i butach, ogromnie zawszony. Wszyscy płakali na jego widok, wykąpany, wyczesany, w czystej bieliźnie upadającego z nóg położono do łóżka. Opowiadał jak po lasach kryli się nie śpiąc i nie jedząc, wodą brudną pili z kałuż, ale mimo tego duch panował dobry i mniejsze oddziały rosyjskie znosili. W lasach odwiedzało ich obywatelstwo, dowożąc żywność i wodę.[/i]