Makowski
z Bubiecka w Poznańskiem, syn obywatela, w bitwie pod Ignacewem ranny 8 Maja 1863 roku pozostał na placu boju, gdzie pomimo licznych ran, zdołał się jeszcze utrzymań przy życiu. Do pozostałego na placu, omdlałego z upływu krwi, przyskoczyło żołdactwo na czele z oficerem zadając 17 ran nieszczęśliwemu, dwie kule kartaczowe poszarpały mu nogę, w drugą zaś i brzuch pchnięty bagnetem, dwie rany otrzymał w głowę kolbą, kilka razy cięty w ramię szablą kozacką, dwa razy pchnięty piką kozacką w plecy i dwa żebra miał złamane od uderzenia kolbą, gdy go tak mordowali w przekonaniu że już nie żyje, odstąpili nieszczęśliwego, osoba miłosierna, która go w tym stanie na polu znalazła, kiedy jeszcze dawał znaki życia, odstawiła go do lazaretu polskiego w Kleczewie, skąd jednak po kilku miesiącach leczenia, zabrali go moskale i umieścili w swoim lazarecie w Koninie, tam aż do 8 Maja 1864 roku pozostawał, podczas tego ojciec po kilkakroć razy zgłaszał się i reklamował o wydanie syna ale bezskutecznie, dopiero wdanie się praskiego konsula pomyślny skutek osiągnęło, długo jeszcze w domu leczony był, czy wyszedł z tak wielkich i niebezpiecznych ran? nie wiadomo, osobisty jego przyjaciel podaje że w parę miesięcy zmarł, inni znajomi twierdzą, że wyjechał do wód we Francy i w drugiej połowie 1864 roku i tam gorzej zachorowawszy postanowił powrócić do domu, i w drodze miał umrzeć, i miał być pochowany na stacyi kolei żelaznej już na granicy pruskiej.