Bronisław Radziszewski
„... W bieżącym miesiącu święci dr Bronisław Radziszewski dwudziestą piątą rocznicę profesorskiej działalności w uniwersytecie lwowskim...”„... Powstanie styczniowe zastało dr Radziszewskiego na stanowisku nauczyciela historyinaturalnej w trzecim gimnazyum warszawskiem, lecz młody pedagog, oddany jak najgorliwiej obowiązkom zawodowym, nie był bynajmniej obojętnym widzem współczesnych wypadków. Początkowo pracował w sekretaryacie rządu narodowego przy Józefie Janowskim, a zażądawszy z końcem czerwca 1863 dymisyi z posady nauczycielskiej, poświęcił się duszą i ciałem pracom organizacyjnym. Zamianowany we wrześniu t. r. komisarzem rządu narodowego, opuścił Warszawę celem objęcia urzędowania w województwie augustowskiem. Prawie rok krążył Radziszewski w tamtych stronach, wybierając podatki narodowe, zakupując broń, oraz amunicję, przemycane przez pruską granicę, ułatwiając przechód litewskim oddziałom powstańczym i mimo szalonego pościgu władz carskich rozwijał zdumiewającą działalność...”„... po upadku powstania znaczną stosunkowo ilość pozostałych karabinów zakopał Radziszewski w lasach Augustowskich. Uczyniwszy to, wyprawił przedewszystkiem swych pomocników za kordon , sam zaś wraz z dwoma towarzyszami ogołocony zupełnie z funduszy, tułał się aż po koniec 1864 roku w kraju, tropiony gdyby dziki zwierz przez policyę, która na głowę Ignacego Czyńskiego – pod tem nazwiskiem czynny był Radziszewski w powstaniu – znaczną wyznaczyła nagrodę i dopiero otrzymawszy od bawiącego w Brukseli Malinowskiego zasiłek pieniężny, zdołał się przedostać za granicę pruską. Stanąwszy w Berlinie, kupił Radziszewski bilet drugiej klasy do Brukseli i już siedząc w wagonie usłyszał rosyjską rozmowę dwóch tajnych policystów, narzekających na czem świat stoi, na łotra Czyńskiego, którego na próżno w tych czasach poszukują.... Wobec znacznej lojalności rządu pruskiego dla Petersburga położenie Radziszewskiego stało się wielce groźne. Nasunąwszy więc czapkę na oczy, udał śpiącego i tak dojechał aż do Verviers. Zbudzony gwałtem dla rewizyi rzeczy przez celników, zaczął się Radziszewski przeciągać i zauważył z rzetelną przyjemnością, iż jeden z jego towarzyszy opuścił przedział, wysiadłszy jeszcze w Frankfurcie, podczas gdy drugi z najwdzięczniejszym, jak na policyanta uśmiechem, zapytał naszego profesora w języku francuskim:- Ależ to pan spałeś ?- Istotnie, dobrze mi się spało – odparł zagadniony.- Zdaje mi się, że pan jesteś moim rodakiem, gdyż obaj jedziemy z tych samych stron – badał nieznacznie szpieg cesarski.- Przenigdy – brzmiała spokojna odpowiedź Radziszewskiego. – Pan jesteś Rosyaninem, ja Polakiem. Skoro zaś pana moja osoba tak interesuje, to mogę dodać, że nazywam się Czyński Ignacy....Tableau !Na najbliższej stacyi opuścił skonfundowany policysta przedział Radziszewskieo i więcej mu się na oczy nie pokazał...Tak więc tylko osobliwszem losu zrządzeniem nie zwiedził dzisiejszy jubilat Syberyi...”