Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Program gromadzenia wiedzy o genealogii rodziny Tarnowska

Program jest cząstką działań Fundacji odtwarzania polskiej tożsamości kulturowej, historycznej i patriotycznej. Społeczna aktywność rodzinna jest łączona z ogólnymi programami Fundacji, angażując zarówno fascynatów jak i naukowców.

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Mapa - Szlak 1863
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
Wyniki wyszukiwania. Ilość: 29
Jan Józef Tarnowski
herbu Leliwa, urodzony w 1826 r. w Chorzelowie, syn Michała i Elżbiety z Wysockich. Po ojcu otrzymał dobra chorzelowskie i Chorzelów obrał za swoją siedzibę. Wychowywał się w klimacie uwielbienia dla Ojczyzny i w całym swoim życiu wielokrotnie wykazywał się postawą patriotyczną. Od 1862 r. należał do tzw. „Grona krakowskiego”, a później Komitetu Obywatelskiego (frakcja „Białych”), bardzo aktywnego na początku powstania styczniowego 1863 r. W powstańczym tarnowskim Wydziale Obwodowym odgrywał jedną z głównych ról. Wspólnie z żoną Karoliną stworzyli w chorzelowskim majątku jeden z najsilniejszych w Galicji ośrodków wsparcia powstania. W marcu, kwietniu i czerwcu 1863 r. stanowił bazę organizacyjną dla formujących się oddziałów Łopackiego, a później gen. Zygmunta Jordana (przez pewien czas jego sztab znajdował się w Chorzelowie). Hr. J. Tarnowski opłacił większość kosztów związanych z wyposażeniem oddziałów. Ponadto wpłacił sumę na specjalny podatek narodowy. W listopadzie 1863 r., kiedy Romuald Traugutt powołał Wydział Rządu Narodowego w Galicji, stanowisko naczelnika Wydziału Broni, Amunicji i Efektów powierzono J. Tarnowskiemu. Tenże, zagrożony aresztowaniem przez władze austriackie, musiał uciekać z Galicji i przez pewien czas mieszkał w Poznańskiem. Po uzyskaniu przez Galicję autonomii został wybrany posłem do Rady Państwa w Wiedniu (parlament austriacki) i posłem na Sejm Krajowy Galicyjski we Lwowie. Był pierwszym prezesem (marszałkiem) Rady Powiatowej w Mielcu w kadencji 1867-1871, a następnie do 1891 r. radnym tejże Rady. Ponadto należał do Krakowskiego Towarzystwa Rolniczego i Krakowskiego Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń. Jego wielką osobistą pasją była hodowla koni pełnej krwi, którą rozpoczął ok. 1850 r., kupując kilka klaczy od Dzieduszyckich, Sułkowskich i książąt de Rohan. Najsłynniejszym koniem jego stajni był „Przedświt”, który uczestniczył w 29 gonitwach w różnych miastach europejskich i zwyciężył 23 razy, m.in. w „Trial Stakes” w Wiedniu (1874), „Preis des Jockey Club” (Derby) w Wiedniu (1875) i „Grosser Preis von Baden” (1876). Hrabia Jan Józef Tarnowski zmarł w 1898 r. Spoczywa w krypcie pod prezbiterium kościoła parafialnego p.w. Wszystkich Świętych w Chorzelowie.
Juliusz Tarnowski
Najmłodszy z pięciorga dzieci Jana Bogdana hr. Tarnowskiego i Gabryeli z Małachowskich, urodził się 26 grudnia 1840 r. Rodzonym jego wujem był Juliusz Małachowski, poległy w 1831 roku pod Kaźmierzem, gdy z odwagą niesłychaną biegł do ataku na czele kosynierów. Na jego pamiątkę siostrzeniec dostał na chrzcie imię Juliusza. Po przedwczesnej śmierci ojca ster wychowania dzieci przeszedł w ręce matki. Dobra jak anioł, a po męsku rozumna, dzielność i moc ducha czerpała z głębokiej wiary. Dzieci umiała kochać i prowadzić iście po chrześcijańsku — sercem najczulszeni a mądrze. Synom zdołała zastąpić ojca: położyła fundament Boży i polaki pod całe długie, pełne obywatelskich zasług żywoty obudwu starszych. Bohaterska śmierć Juliusza miała okazać, że godzien był takiej matki. Od maleńkości ulubieniec wszystkich w domu, bo żywy jak iskra, bystry, wesoły i dowcipny, miał w charakterze wrodzoną już niezłomność, która nie ugięłaby się pod surowym przymusem, a jednak miękła jak wosk pod jednem łagodnem i tkliwem spojrzeniem matki. Uwielbiał ją, obawa, by jej nie zasmucić, stawała się dlań bodźcem ku dobremu. Chłopiec figlarny, na pozór trzpiot, wyrobił w sobie poczucie obowiązku nad wiek rozwinięte, które przeszło mu w krew i stało się rysem zasadniczym jego charakteru. Zdolny bardzo i rozgarniony, czynił szybkie postępy w naukach: gimnazyum kończył u Św. Anny w Krakowie, gdzie matka nieraz długo przesiadywała. Wstąpił potem na Uniwersytet Jagielloński, a po roku przeniósł się na wiedeński. Teraz był już na obczyźnie, pozostawiony sam sobie. Do matki, która się niepokoiła tern oddaleniem, pisał wtedy w jednym ze swoich listów: „Ja do Ciebie wrócę takim, jakim mnie mieć chcesz"... Takim on rzeczywiście nigdy być nie przestał, ale nie miał powrócić tak rychło, jak oboje pragnęli. Aby się należycie przysposobić do zawodu ziemiańskiego, przeniósł się z Wiednia do najgłośniejszej wówczas rolniczej szkoły w Hohenheimie, gdzie spędził całe dwa lata — niewesołe, bo w osamotnieniu, w które pogrążył się, zajęty wyłącznie pracą. „Szkoda, mój Julku, że na takiego wychodzisz tetryka, ty, którego wesołość chmurne rozjaśniała czoła* — pisała doń matka, on zaś w liście do brata spowiadał się ze swoich smutków i tęsknot: „Nie lepiej to było na koniach karki kręcić, albo po dzikowskich kępach i lasach uganiać?.... Szczęściem rozsądek, który wprawdzie dobrze ukrywa się u mnie, niemniej jednak kolosalnych jest rozmiarów, odpędza zdaleka wszystkie niepotrzebne przypomnienia*1... Ze studyów hohenheimskich wyrwało go nagłe wezwanie do ciężko chorej matki. Umaiła na zapalenie płuc 23 lutego 1862 r. W kilka tygodni po pogrzebie, nie folgując sobie w okrutnej żałości, powrócił do Hohenheimu dla dokończenia nauk rolniczych, a w jesieni ze starszym bratem Stanisławem, późniejszym profesorem i prezesem Akademii, wybrał się do Włoch. „Bez pretensyi do znawstwa — powiada o nim ten brat i towarzysz podróży — wielkie miał w o- brazach zamiłowanie, a instynkt w ocenianiu ich rzadko go zawodził — Kiedy się czemś naprawdę zachwycił, uniesienie jego nie było hołdem, oddanym na ślepo książkowym powagom, ale wrażeniem pełnem dobrej wiary, wolnem od przesady i udania"... Najdłużej oczywiście zabawili w Rzymie, tu Juliusz brał nawet lekcye śpiewu. Ruszyli w dalszą drogę, do Neapolu. Po tygodniu, ku końcowi stycznia, w jednym z dzienników tamtejszych wyczytali o wypadkach, które wtedy wstrząsnęły: nocna branka, tłumna ucieczka młodzieży w lasy, powalacie! Juliusz Tarnowski pojechał do Paryża, gdzie wybitni polscy działacze zorganizowali się byli jeszcze w r. 1860 w t. zw. biuro dyplomatyczne, które miało zagranicą działać na rzecz sprawy polskiej a teraz jęło się starać u dworów i rządów europejskich o pomoc dla powstania. Budowano na słowach Napoleona 111, że „w miarę jaką przestrzeń zajmie powstanie, tak wielka będzie Polska44. Z Paryża, po kilku dniach zaledwie, puścił się do kraju. Zastał powszechną gorączkę, zamęt w głowach, krzyżowanie się najsprzeczniejszych wieści, nadzieje niczem nie uzasadnione przechodzące w nagłe zwątpienie. Tarnowski nie podlegał złudzeniom, dręczył się fatalnym obrotem, który przybierała beznadziejna walka i zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później sam weźmie w niej udział: „Po imieniu rachują mnie do tych, co iść mogą i powinni...” — odezwał się do najbliższych. (...) Niebawem zaciągnęli się dwaj młodzi przyjaciele, Juliusz Tarnowski i Władysław Jabłonowski, syn Alojzego i Katarzyny z Trzecieskich. Tajemne przygotowania przeciągnęły się do wiosny : szyto mundury, sprowadzano broń, ujeżdżano konie. Równocześnie kapelan zamku dzikowskiego, X. Bartłomiej Hendrzak po cichu znosił się z mieszczanami tarnobrzeskimi i z mieszkańcami w okolicy, w czem najgorliwiej dopomagał Franciszek Uchański, organista w Tarnobrzegu. Prawie ośmiuset ludzi zobowiązało się stanąć w szeregach powstańczych. Zbliżał się 20 czerwca, termin wyprawy za Wisłę. Juliusz nie okazując najmniejszego wzruszenia, sposobił się jak na pewną śmierć. Napisał testament. Sakramentami oczyścił i zasilił duszę. Teraz już gotów był na wszystko. Z humorem sobie właściwym uspokajał otoczenie najbliższe: „Nic mi się nie stanie, jak pójdę tak wrócę!" Czy w to wierzył? Czy niefrasobliwym uśmiechem nie pokrywał złych przeczuć? Czy, gdy śpiewał pieśni Szuberta w ten ostatni wieczór, nie stawał mu przed oczyma tamten Juliusz, brat matki, poległy przed jego urodzeniem, nieznany a taki bliski? (...) Cała wyprawa w sile niespełna ośmiuset ludzi, składała się z dwóch oddziałów. Nad pierwszym objął dowództwo Dunajewski, nad drugim Jan Popiel. (...) Jordan, który Juliusza Tarnowskiego zamianował jednym ze swoich adiutantów, pozostał przy oddziale Chościakiewicza, liczącym 425 ludzi. (...) Jenerał uznał, że innej rady niema, tylko trzeba jegrów za wszelką cenę wyparować bagnetami z komorowskich zabudowań. Czy na ochotnika? Jeśli Jenerał każe, spróbuję... — odezwał się młody adiutant i otrzymawszy pozwolenie zeskoczył z konia, odpasał swój karabin z nasadzonym bagnetem Jest rozkaz: na ochotnika! Za raną! Na bagnety! – Rzucił się pędem naprzód za nim około czterdziestu śmiałków. Nie sposób jednak było wręcz uderzyć na ścianę stodoły czy szopy ziejącej kulami. Tarnowski skręcił w bok aby Moskali znienacka napaść od tyłów przez ogród i pasiekę. Garść ochotników za jego przykładem gnała jak wicher. Już dopadali płotu, w tem gruchnęła salwa, powstańcy pierzchli w popłochu. Siedmiu tylko przeskoczyło przez płot Prócz Tarnowskiego do tych siedmiu nieustraszonych należał Jan Popiel, Henryk Brockenhausen i Michał Piotrowski — obaj z Sandomierskiego. Nazwiska trzech innych nie zachowały się w pamięci ludzkiej, wiadomo tylko, że był między nimi ksiądz z Przecławia, który dla przykładu poszedł z atakującymi, nie mając w ręku żadnej broni! Każdy krok naprzód groził śmiercią. Lecz oni w siedmiu, pod wodzą Tarnowskiego przesadziwszy płot pędzili niepohamowani jak burza. Dopadają, z nad ludzkim rozmachem wyrzucają Moskali bagnetami z szopy. Teraz tylko z dalszych zabudowań ogniem wykurzyć nieprzyjaciela, jak borsuka z jamy ! Trzasnęła zapałka, płomień błysnął pod strzechą... Wtem rosyjski oficer opamiętawszy się, wyrywa jegrowi karabin, wychyla się z poza węgła... mierzy... wypalił — a Juliusz Tarnowski runął nieżywy na ziemię. Kula trafiła w oko i ugrzęzła w mózgu. Zaczęła się walka na śmierć i życie. Sześciu mężnych borykało się do upadłego z przemożnym zastępem wroga. Dwóch zaledwie uszło z życiem: Jan Popiel i Michał Piotrowski. (...) Na drugi dzień, gdy rozeszła się wieść o klęsce, najstarszy z braci, Jan Tarnowski, przeprawił się przez Wisłę, chcąc dowiedzieć się o losach Juliusza. Znalazł go w długim szeregu trupów, leżących na wiejskim cmentarzyku w Beszowie, nad świeżo wykopanym wspólnym grobem. Wszystkie ciała były odarte do naga, niektóre pokaleczone okrutnie, tylko na zwłokach Juliusza, prócz owej śmiertelnej rany w oko, nie było nawet zadraśnięcia. Pochowano go z wszystkimi razem, o przewiezieniu ciała do grobów rodzinnych, o publicznym pogrzebie powstańca w tych czasach nie mogło być mowy. Jan postarał się tylko o trumnę dla brata. Później dopiero przewieziono zwłoki tajemnie do Dzikowa i obok rodziców złożono w podziemiach kościoła Dominikańskiego. Przy wielkim ołtarzu, po stronie Ewangelii stanął piękny pomnik, na którym wyryty jest napis, wyjęty z ksiąg Machabejskich : I wzmogła się bitwa, aż zapadło słonce i poległ dnia onego Juliusz Tarnowski • 26 grudnia 1840 20 czerwca 1863. ...a jeżeli przybliżył się nasz czas, umrzyjmy mężnie a nie czyńmy zelżywości sławie naszej. Młodzieńcom mężny przykład zostawię, jeżeli ochotnem sercem, a mężnie za najpoważniejsze i najświętsze prawa poczciwą śmierć podejmę. ...Bo lepiej nam jest zginąć na wojnie, niżeli patrzeć na niedolę narodu naszego. Lecz ja duszę i ciało moje dawam za prawa ojczyste, wzywając Boga, aby co rychlej narodowi naszemu miłościwym był.
Juliusz Tarnowski
Hrabia, wieku lat 23, pochodził ze znakomitej w dziejach Polski rodziny, której członkowie do ostatnich czasów z poświęcenia i usług dla ojczyzny słynęli. Był bratem Stanisława, zaszczytnie znanego na polu piśmiennictwa. Urodzony 26 Grudnia 1840 r. w Galicyi, osierocony został za wcześnie, utraciwszy ojca podobno w r. 1850. Szkoły odbywał w Krakowie, uniwersytet w Wiedniu, następnie dwa lata nauk agronomicznych w Hohenheimie. Był to młodzieniec pięknej duszy i zacnego serca, - koleżeński, uprzejmy i lubiony też za to powszechnie. Zginął pod 20 Czerwca 1863 r. Chodziło o wyparcie Moskali z zabudowań gospodarskich, w których zamknięci razili oddział powstańczy i niedopuszczali mu dalszego pochodu. Pozycya ich musiała być wziętą bagnetami. Znalazło się około trzydziestu, którzy poszli na ochotnika, z tych jednak większa część została się po drodze częścią od strzałów, częścią od przeszkód utrudniających pochód, jak płoty, rowy itp, Do zabudowań, w których byli Moskale zbliżyło się tylko 7-miu, pomimo to Moskale zabierali się do ucieczki. Oficer dowodzący sam jeden nie stracił przytomności. Skoro atakujący zbliżyli się dostatecznie, wymierzył do nich z rewolweru, z jego ręki padł Juliusz Tarnowski ugodzony kulą w głowę. Wtedy dopiero spostrzegli się żołnierze, jak mała była garstka. atakujących, i zaczęli strzelać, z owych siedmiu poległo pięciu - dwóch tylko powróciło do Lelewela, pod którego głównem dowództwem służył ś. p. Juliusz.