Damazy Trzciński
Śmierć weterana 63-go roku.
Szeregi tych, co w pamiętnym 63-im roku rzucili się w bój rozpaczliwy, aby ratować wolność i honor ojczyzny, przerzedzają się niestety coraz więcej. Pomimo, że jest to objaw naturalny, bo czas ma swe nieubłagane prawa, jednakże trudno oprzeć się uczuciom smutku i żalu, gdy się widzi jednę za drugą z tych postaci, otoczonych auerolą bohaterstwa i głębokiego patryotyzmu, schodzącą do grobu.
I znów mamy do zanotowania skon jednego z takich dzielnych bojowców za sprawę ojczystą, a człowieka o charakterze nieskazitelnym, któremu los zawistny nie pozwolił niestety spocząć na ziemi polskiej.
Mianowicie w końcu ubiegłego miesiąca zmarł w Baden pod Zurychem, w Szwajcaryi ś. p. Damazy Pobóg Trzciński ur. 1833 w majątku rodzinnym Kębliny w Kieleckiem. Po ukończeniu szkół wstąpił do wojska rosyjskiego, gdzie czekała go świetna karyera z powodu wyjątkowych zdolności. Skoro jednak wybuchło powstanie styczniowe, ś. p. Damazy nie zawahał się ani na chwilę, porzucił świetne widoki, zrzucił mundur rosyjski i zaciągnął się w szeregi rodaków. Bił się pod Taczanowskim, Callierem, Czachowskim. W szędzie odznaczał się szalonem męstwem, roztropnością i karnością, której tak brakowało w szeregach powstańczych. Wytrwał w kraju aż do 1864 roku.
Wreszcie skazany na śmierć, uchodzić musiał za granicę.
Naprzód udał się do Drezna, a gdy i tam zaczęto prześladować polskich wychodźców, przeniósł się do Szwajcaryi, tej prawdziwej ostoi emigrantów politycznych całego świata. Ponieważ rząd rosyjski skonfiskował mu majątek rodzinny, przeto śp. Trzciński, pozbawiony wszelkich środków do życia, musiał chwycić się ciężkiej pracy. Dzięki wielkiej wytrwałości i zaletom charakteru wyrobił sobie wkrótce niezależną sytuacyę. W cztery lata po przybyciu do Szwajcaryi ożenił się z panną Senfter d'Affelter i osiadł w Badenie pod Zurychem, gdzie naprzód był kierownikiem, a następnie właścicielem renomowanego zakładu kąpielowego.
Dorobiwszy się znacznej fortuny, był on w możności dopomagania rodakom na obczyźnie, co czynił jak najchętniej, mając szczególniej na oku licznie kształcącą się młodzież polską po zakładach naukowych szwajcarskich. W jednej ze swych willi, nazwanej „Kębliny", na pamiątkę skonfiskowanego majątku, gromadził koło siebie śp. Damazy liczny zastęp rodaków, którym w rozmaity sposób dopomagał.
Czucia z krajem nie stracił. Interesowało go do ostatnich chwil wszystko, co działo się w trzech zaborach, a z najwybitniejszymi luminarzami emigracyi, jak pułkownikiem Różyckim w Rapperswylu, Miłkowskim w Genewie i Gałęzowskim w Paryżu, utrzymywał bliższe stosunki przyjacielskie.
Szwajcarzy otaczali wysoką czcią zmarłego, który swym prawym charakterem i wzorowem życiem przynosił honor imieniowi polskiemu, tak często szarpanemu przez nienawistnych za granicą, będąc zarazem do końca życia wzorem człowieka i patryoty.