Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Przed Wigilią - Tadeusz Strzetelski

22.12.2024 08:48
Tadeusz Strzetelski Wiersz napisany w 1975 przez Tadeusza Strzetelskiego (1902-1992), który przed Wojną był referentem prasowym w Ministerstwie Komunikacji. (Był on bratem Stanisława (1895-1969), jednego z pierwszy redaktorów Radia Wolna Europa w Waszyngtonie). Tadeusz wyemigrował do USA i pracował m.in w Waszyngtonie jako reaktor Głosu Ameryki.
Rynek w Brodach ok 1840 Wiersz "Przed Wigilią" opisuje 13-zgłoskowcem, nastrój wigilijny w rodzinnym domu w Brodach, gdzie przed wojną mieszkali Stanisław i Tadeusz Strzetelscy.
Wiersz został opublikowany w "Tygodniku Powszechnym" 21-28.12.1975, nr 51-52
==> zob. Tradycja polskich potraw świątecznych.

Przed Wilią

(Tadeusz Strzetelski, Waszyngton 1975)

Choinka Wilii dzień grudniowy. Któż z nas nie pamięta
Z lat szczenięcych swoich każdy szczegół święta!
Pastelowy nastrój jakby akwareli,
Gdzie świerk w niebo strzela ze śnieżnej pościeli,
I gdzie każdy drobiazg na tle kolorytu
W pamięć wrył się naszą kreską drzeworytu…
A im bardziej skronie siwizna przyprósza,
Silniej serce bije i silniej się wzrusza,
Gdy ubiegłe lata przywoła z przeszłości,
I gdy w starym sercu młodość znów zagości,
I w skupieniu czeka, kiedy pierwsza gwiazda
Zalśni, jak jej karze, gwiazd Najwyższy Gazda,
I gdy pastuszkowie pójdą do stajenki
By Dzieciątku śpiewać Najświętszej Panienki,
I gdy po wieczerzy w leniwym dosycie
Oczy gwiazda wabi na choinki szczycie,
I gdy na podłodze, przez anielskie włosy
Kolorowych paczek prześwitują stosy…

Ale przedtem… przedtem dzień jest przecież cały
Wonny dzień i gwarny, gdy pachną migdały,
Gdy wanilii słodycz na dom cały buchnie,
Jak drzwi ktoś otworzy od zgiełkliwej kuchni.

W kuchni nad nugatem już od rana dzisiaj
Pod nadzorem matki stoi siostra Wisia,
Aby masa była dobrej konsystencji,
Aby w sam raz dodać z wanilii esencji.
Zatroskana o to, ażeby broń Boże,
Nie za twardy był nugat, gdy się masę włoży
Na wielkiej stolnicy pomiędzy opłatki,
No i nie za miękki aby był przypadkiem!
By orzechów w nugacie było ile trzeba,
By był bielusieńki, jak śnieg świeży z nieba…

A obok Jewdocha (cud, a nie kucharka)
To uśmiecha się czasem, to znów czasem sarka,
I pod nosem mruczy przy wielkiej makutrze
Ze zmartwienia nad tym, czy się mak jej utrze
Tak jak trzeba na kutię. Co to kutia wiecie!
U nas kutię znało każde dziecko przecie,
Przysmak na dzień Wilii, z ukraińska zwany,
I pod koniec wieczerzy zawsze podawany.

A więc mak dobrze utrzyj na białawą papkę,
(Są tacy co dodają do niej rumu kapkę),
I pszenicę ugotuj. A gdy już gotowa,
Ani zbyt jest miękka, ani też surowa,
Do makutry, gdzie mak już na miazgę przetarty,
Ziarna pszenicznego wrzuć co najmniej kwartę.
Sporo też wlej miodu z gryki złocistego,
I rodzynków dorzuć gatunku przedniego.
Potem wszystko zmieszaj w glinianej donicy,
I znieś na dzień cały do chłodnej piwnicy.
Stamtąd kutia wyjrzy pod koniec wieczerzy
By przewodzić z pychą przy uczty deserze.

Jak strategik wielki i wódz znakomity,
Matka wstaje w dzień Willi,
Raniusieńko, ze świtem,
By zarządzić wszystko według swego planu,
By misterium kuchenne mogło wszcząć się rano.
Śpi rodzina jeszcze, gdy z Jedwuchą Matka,
Listę swoją przechodzi od migdałów, opłatka,
Od cykaty, orzechów, wanilii laseczek,
Barszczu co dojrzewa, konfitur z porzeczek,
Co w ogrodzie szpalerem zieleniły się w lecie
Krwią swych gronek lśniąc w słońcu
Poprzez wonne kwiecie,
Aby zimą, w spiżarni, konfitura na półce
Na tort czekać mogła tuż przy sera gomółce,
Który kminkiem zaprawny, trzy dni leżał w ziemi,
Najprzedniejszy pomiędzy serami przednimi!
Od wybranych grzybów samiutkie czapeczki…
I winogron suszonych, (musiały być greckie),
Do ryb wszelkich, co niemal główną grały rolę
Przy suto zastawionym wigilijnym stole.

szczupak po staropolsku Karp był najpierw i zawsze! I to za nic w świecie
Nie mógł być inaczej, niż w swej galarecie,
Smakowitej z jarzyn i z rybnego soku,
W której marchew czerwona tuż przy ryby boku
Z jajek żółtkiem i bielą tworzą cud mozaikę,
Wypisując misternie Jewdochową bajkę…
No a dalej przecież także szczupak być musi,
Na gorąco (to taki co się w maśle dusi),
Przedtem w bułce z jajkiem gładko obtaczany,
I w swej złotej oprawie na stół podawany.
A chrzan hodowany też w swoim ogrodzie –
Już od rana mókł biedak w lodowatej wodzie,
By goryczkę stracił i by białe wiórka
Zwiewne były chrzanu i lekkie jak piórka,
Ale aby przytem, chrzan nie stracił smaku
I wyglądał strojnie przy złotym szczupaku.

nieudane baby Długa jeszcze jest lista. Trzeba pójść do miasta
Nim Jewdocha na uszka nie zamisi ciasta,
Bo barszcz w Wilię bez uszek, (któż potrawę zna lepszą),
To tak jak pieprzówka, w której brak jest… pieprzu.
Jak Jewdocha mówi, to aż słuchać „hadko”,
Gdy pozycje sprawdza z naszą Panią Matką.
A teraz dopiero trwa dłuższa narada
Czy gołąbki na Wilię podawać wypada
W roztopionym maśle, czy w grzybowym sosie?
Ostatecznie Matka swą decyzję głosi:
Będzie sos grzybowy, (chociaż grzyby drogie),
No i będą także na Wilię pierogi!
Jak tradycja każe: jedne z ziemniakami
I z kapustą drugie zmieszane z grzybami.
A że Ojciec mawiał: „Niechaj pierog pływa!”
Więc pokryje pierogi maślana pokrywa.
No i jeszcze owoce, torty i słodycze!
Ale tych słodkości nikt się nie doliczy,
Więc je pozostawiam każdego fantazji
I przechodzę szybko do trunków małmazji.

Ojca to dziedzina. No a w tej dziedzinie
Ponad inne wszystko brzoskwiniówka słynie,
Której duże butle, co w spiżarni stoją
Często w chłód jesienny Ojca niepokoją…
Czy aby gotowa? Czy z długiego snu
Wśród brzoskwini pestek wstało już "bon gout"?
Czy stan nasilenia tej sławnej nalewki
Nie jest aby czasem dla innych za krewki?
Bo "bon gout" nie żarty! Perłami się burzy,
I kieliszek jeden, gdy tylko za duży
Płynu różowego byle słabeusza
Czy aby nie odda w ręce Morfeusza?
Ojciec sprawdzał zawsze, sprawdzał osobiście,
Czy gość po nalewce czuć się będzie mgliście,
W sam raz jak należy, czy też może właśnie
Już po jednym kieliszku biedaczysko zaśnie?

Ważkie to pytania. Goście i sąsiedzi
Domagali się zawsze jasnej odpowiedzi.
Bo na Wilii zasnąć wcale się nie godzi,
Jak to zawsze podkreślał nasz gość – Ksiądz Dobrodziej…
Ta nalewka domowa była domu chlubą,
Toteż nieodmiennie przed nalewki próbą
Cały dom ogarniał nastrój niepewności,
Czy nalewki nektar z nóg nie zwali gości,
Albo czy też czasem przy potęgi braku
Ojciec nie potępi brzoskwiniówki smaku?
Z namaszczeniem zabierał się Ojciec do misji
Uważając by z Matką nie mieć jakiej scysji.
Nalał spory kieliszek i pod światło patrzy
Czy nalewka wzburzona szybko perły zatrze…
O opinię potem zawsze pytał nosa,
I wychylał kieliszek. Popatrzył z ukosa
Delektując się smakiem. Zagryzł dzwonkiem śledzia.
Twarz miał pełną zwątpienia, jakby wciąż nie wiedział
Czy nalewka jest dobra, czy po prostu zła,
Czy za słaba być może, czy też nawet mdła?
Starsi bracia stali zafascynowani
Czy pochwali ją Ojciec, czy też może zgani?
Słychać było w pokoju jak przemawia cisza,
Póki Ojca opinii dom nasz nie usłyszał…
Atmosfera domu stawała się lżejsza,
Gdy padł wyrok Ojca: „Mogła być mocniejsza…”.

Wigilia Późno się zrobiło… Już wieczór zapada.
Szybko czas ucieka, gdy się tak rozgada.
Do drzwi ktoś zapukał. Ach to Ksiądz Dobrodziej.
Wilia się rozpocznie. Pierwsza gwiazda wschodzi.

* Wspomniane osoby: Stanisław, Tadeusz, Jadwiga (Wisia) - a także ich rodzeństwo Karol, Roman i Maria byli dziećmi Fulgentego Strzetelskiego i Michaliny Tabaczyńskiej