Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Podania, legendy, opowieści cudowne z lat dawnych na Litwie

19.11.2008 13:02
Zahorski Władysław z lit.Vladislav Zagorsky (1858 Święciany -1927 Wilno), szlachcic z Guberni Kowieńskiej, lekarz, pisarz, działacz społeczny.
Władysław Zahorski spisał wspaniałe podania i legendy Wileńskie . Pierwsze wydanie ukazało się w 1925 r.
Nota bograficzna
Genealogia Zahorskich

Siemieński Lucjan (1807-1877)
literat, działacz niepodległościowy
Urodził się 13.08.1807 r. w Kamiennej Górze k/ Rawy Ruskiej w Galicji. W 1827 r. ukończył Szkołę Wojewódzką w Lublinie. Zaangażowany w organizacjach niepodległościowych Światowy człowiek .Od młodych lat pisze, jest nowelistą, tłumaczem i krytykiem literackim.
Zmarł w Krakowie w 1977 r.Autor wielu publikacji m.in. bardzo pięknej "Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie

Karłowicz Jan Aleksander (1836-1903), polski językoznawca, etnograf i muzyk. Studia historyczne, filozoficzne, językoznawcze i muzyczne w Moskwie, Paryżu, Heidelbergu i Brukseli. Redaktor czasopisma etnograficznego Wisła (1888-1899). Od 1887 członek Akademii Umiejętności,. Pochodził z rodziny szlacheckiej, był synem Aleksandra Karłowicza herbu Ostoja i Antoniny z domu Mołochowiec. Ożeniony z Ireną, córką Edmunda Sulistrowskiego. Autor wielu światłych prac .Piękne podania i bajki ludowe zebrane na Litwie zostaly opublikowane UJ w 1887 r w Krakowie

Szukiewicz Wandalin ur. 10.12.1852 w Naczy z ojca znanego adwokata. Szkoły ukończył w Wilnie a studia w Warszawie. W.Szukiewicz był badaczem przeszłości Wileńszczyzny. Pasją Jego życia była archeologia i prehistoria. Zbiory i wykopaliska ofiarował różnym instytucjom w Wilnie, Krakowie i Moskiwei. Prace naukowe
I księgozbiór Towarzystu Naukowemu w Wilnie.
Oprócz pracy naukowej oddawał się w swoim życiu pracy literackiej oświatowej i społecznej. Umarł mając 67 lat na atak serca 1 grudnia 1919 r.

Komentarze (159)

Strona z 8 < Poprzednia Następna >
16.02.2009 19:33
Wodnice (Wandinini)
Gmin litewski utrzymuje, że gdy słońce zajdzie, przy blasku księżyca wodnice wypływają z topieli, wychodzą na brzegi, śpiewają i skaczą po łąkach, wtedy ich oczy błyszczą jak gwiazdy, a rozwiane po ramionach włosy brzęczą i dzwonią jakby daleka muzyka; tym szelestem wodnice usypiają ludzi, aby ich pląsów i zabaw dostrzec nic mogli. Kto by jednakże wówczas miał przy sobie kwiat paproci, muzyka duchów nie wywarłaby na niego swojego skutku, a wodnice stałyby się jego niewolnicami i musiałyby łowić ryby, polować ptastwa wodne i w susze skraplać pola swojego pana. Często także w postaci pięknych dziewic wodnice bawią nad krynicami i strumieniami i nieświadomych myśliwców zwabiwszy pięknym obliczem, porywają ze sobą w głuche lasy na dno jezior i stawów.
Lucjan Siemieński .Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 19:35
Wajdelotka
Koło Rumszyszek nad Niemnem krąży powieść, iż pannę świętą, czyli wajdelotkę pomówiono o spółkowanie z nieznajomym rycerzem; za to wykroczenie wieziono ją czarnymi dwoma krowami i miano zaszyć w worze skórzanym z psem, kotem i żmiją i utopić w Niemnie. Wtem rycerz, który był przyczyną jej nieszczęścia, ukazał się na koniu w żelaznej zbroi, uwolnił pannę i kazał sobie dać z nią ślub nad samym brzegiem rzeki, potem oboje objąwszy się skoczyli do wody i znikli z oczu. Woda na tym miejscu wrzeć i kręcić się poczęła, co i teraz jeszcze się dzieje, jakoby obchodząc gody weselne tej nieszczęśliwej pary. Ona wychodzi niekiedy przy świetle księżyca w nocy na brzeg, śpiewa piosnkę o swo- jej przygodzie i pierś daje niemowlęciu. Czasami w towarzystwie rycerza ukazuje się na brzegu rybakom i słyszą przy nich warczenie psa, miauczenie kota i syk żmii.
Lucjan Siemieński Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 19:37
Szatryja
Szatryja jest to wyniosła góra, podobno najwyższa ze wszystkich gór Żmudzi. Lud powiada, że z wierzchołka Szatryi tak rozległy odkrywa się widok, iż dwanaście kościołów ujrzeć można. Tutaj ma być grób Jauterity, żony olbrzyma Aleisa; tutaj w wigilię świętego Jana z całego kraju zlatują się czarownice na ucztę. Pewien śmiały parobczak, chcący wiedzieć, co się na tej górze dzieje, udał się w nocy przed św. Janem na ucztę czarownic. Znalazł tam wielkie zebranie kobiet i mężczyzn poubieranych w stroje niemieckie, mających kapelusze na głowie, z których sterczały ogromne rogi. Grała cudowna muzyka, rozmaitego rodzaju napoje lały się strumieniami i całe zgromadzenie do upadłego tańcowało. Parobczak został bardzo dobrze przyjęty. Posadzono go na diamentowym tronie, ugoszczono wybornym winem ze złotego kielicha, dano kilka garści pieniędzy, które natychmiast schował, i proszono jak na j usilniej, aby pił i był wesół. Ta biesiada trwała przez kilka godzin. Wtem kur zapiał i wszystko znikło. Parobczak został sam jeden na górze, a kiedy się począł wszystkiemu przypatrywać, postrzegł, iż ów tron diamentowy, na którym go Niemczyki posadzili, był tylko pniem spróchniałym; ów złoty kielich zgniłą czaszką trupią. Sięgnął do kieszeni i zamiast pieniędzy znalazł traski!
Lucjan Siemieński Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 19:39
Strukis
W powiecie mariampolskim, w lasach pilwiskich jest jezioro zwane Strakbalis (Strukisowe błoto), nadzwyczajnie głębokie, lecz zupełnie bezrybne. Włościanie mniemają, że to stąd pochodzi, iż wszystkie ryby w tym jeziorze znajdujące się są pod władzą wielkiego szczupaka Strukisa (kusego), który więzi je na dnie; najdrobniejsza płotka nie może się ukryć przed bacznym jego okiem. Ten groźny pan raz tylko na rok zasypia w noc świętego Jana; spoczywa bardzo krótko, bo tylko godzinę po północy. Ryby wtedy korzystając ze snu swojego ciemięzcy gromadami wesoło pluskają po całym jeziorze. Jeden z rybaków odkrył tę tajemnicę i z licznym przyborem czekał na uśpienie Strukisa. Skoro tylko zbliżyła się północ, jezioro zawrzało od mnóstwa ryb; rybacy spiesznie zarzucili niewód, sieci rwały się od niezmiernego połowu; ponapełniali nim czółna; lecz gdy nie mogąc chciwości swej powściągnąć jeszcze o jednej toni pomyśleli, minęła godzina. Strukis się obudził, wpadł w wściekłość, olbrzymimi skrzelami wywrócił łodzie, zatopił łakomych rybaków i uwolnił złapane ryby. Po tym zwycięstwie, aby się od podobnych uchronić napaści, zmienił czas swojego spoczynku i odtąd godzina snu Strukisa stała się zagadką.
Lucjan Siemieński ]
16.02.2009 19:44
Rumszys
Stary Rumszys, drwal ubogi, rąbiąc drzewo złamał siekierę, z płaczem więc w nocypowraca do domu. Gdy już był blisko domu, usłyszał jęk zgłodniałych dzieci, co go taką rozpaczą przejęło, ze postanowił się utopić. Idzie więc do Niemna, rzeka była zamarznięta, a przerębli nigdzie nie mógł znaleźć; próbował wykuć ją kamieniem, lecz gdy to było próżnym, siadł na lodzie i tak gorącymi łzami płakał, że aż lód od nich odtajał. Gdy się miał rzucić w wodę, nadbiega szatan i rzecze: — Czego sobie masz życie odbierać, kiedy przeznaczeniem twoim ]est być najbogatszym i najszczęśliwszym człowiekiem. — Rumszys rozśmiał się gorzko i wskakuje w przerębel, ale szatan go pochwycił i z wody wyciągnął. — Słuchaj, Rumszysie, wyratowałem cię od śmierci — rzecze szatan — a teraz dowiedz się, że bylebyś zapragnął, będziesz bogatym, ale musisz dać mi wprzódy to, czegoś w domu nie zostawił. Rumszys się namyślił, cały jego dom tak był nędzny, znikąd zresztą niczego się nie spodziewał, że wnet zezwolił na warunek szatana. W drodze już skutek obietnicy się okazał — piękny rumak z złotym rzędem stanął przed Rumszysem, miał na sobie wór, a w nim futro, szabla i dzwonek. Ubrał się tedy, siadł na konia — lecz go nikt w domu nie poznał; dzieci zaczęły się chować za piec, a żona rzekła: Mój mężu! Pókiś był biedny, to cię kochałam, ale teraz widzę cię w zlocie, nie mogłeś tego zapracować, musiałeś złupić kogo, to brzydzę się tobą. Rumszys opowiedział jej swoją przygodę, ale to żony nie uspokoiło, owszem bardziej jeszcze płakać poczęła. — Przeklęty! — zawołała — a toćeś własne dziecko zaprzedał, dzisiaj porodziłam syna. Tu się zasmucił Rumszys, siedział długo przy ogniu, i postanowił zaraz nazajutrz zawieść syna do Krywe-krywejty, aby się w świątyni wychował, żeby niewieściego pokarmu nie zasmakował, a przez to, żeby nabrał mocy i szatana zwojował, gdy przyjdzie czas umowy, w którym szatan ma zabrać młodego Rumszysa; miało to być w dziewiętnastym roku życia. Gdy to Rumszys uskutecznił, zajął się budową wsi; łatwo mu poszło, bo na co tylko zadzwonił, wszystko szło, gdzie kazał, sosny same z boru przychodziły i kładły się w porządne zręby. Kogo uderzył szablą, zmieniał się w co chciał, a gdy przywdział futro, mógł wróżyć i widział, co się na drugim końcu świata działo. Wieś zbudowana nad Niemnem od Rumszysa Rumszyszkami się nazywa. Gdy młody Rumszys dorósł, był nadzwyczajnie silny i tak świątobliwych obyczajów, że szatan nie miał do duszy jego żadnego przystępu. Jął więc kusić powtórnie ojca obiecując mu nieśmiertelność, byle zezwolił na jedną próbę. Zgodził się Rumszys i kazał szatanowi na godzinę przed kurami wylecieć z domu swojego i nim kury zapieją, przynieść olbrzymi kamień spod Kłajpedy. Diabeł leci, lecz pomimo wszystkich wysileń nie mógł z kamieniem zdążyć na czas; kur zapiał, kiedy od Rumszysa mieszkania tysiąc kroków był zaledwie. Szatan zawył z rozpaczy, rzucił kamień w Niemen. Długo jeszcze potem nocami przeszkadzał podróżnym, aż na koniec zniknął zupełnie, a ów kamień sterczy do dziś w poprzecz Niemna i tworzy próg, z którego woda z szumem się wali.
Lucjan Siemieński Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 19:46
Nemon
Na Żmudzi nadniemeńskiej krąży takie podanie: Żeglarze przybyli zza morza żeglowali w górę Niemnem, doszedłszy do ujścia Dubissy, dowiedzieli się o wyroczni będącej blisko źródeł tej rzeki; z radości więc, że drogę do tej świątyni znaleźli, śpiewali: Sze radom, tuśmy odkryli, co było przyczyną nazwania miejsca Szeradzia, dziś miasteczko Seradnik. Upłynąwszy Dubissą w górę całą milę, wypoczywali na brzegu z żołnierstwem swoim, gdzie stanąwszy obozem, rzekli: Czekiszkim znoka — utkwijmy chorągwie. To dało powód nazwaniu Czekiszek, dziś mieścina tak zowiąca się. Dalej płynąc dostali się w puszcze niezmierne, gdzie natrafiając wiele przeszkód do dalszej podróży mawiali: E-ira gałas — nie ma końca; to miejsce nazwane zostało Eiragołłą i tak do dziś się nazywa. Lecz, gdy posunąwszy się wyżej rzeką, dalsze usilności przekonały, że można dojść do zamierzonego celu, śpiewano śpiew oznaczający radość, że jest koniec: Bet ir gałas, stąd nazwanie miejsca Betygoła. Wódz tych żeglarzy i wędrowników nazywał się Nemon; od niego rzeka, po której pierwszy żeglował, wzięła miano Niemna.
Lucjan Siemieński Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 19:50
Morowa dziewica
We wsi jednej na Litwie zjawiła się morowa dziewica i według zwyczaju przez drzwi lub okno wsuwając rękę i powiewając czerwoną chustką rozwiewała śmierć po domach. Mieszkance zamykali sio warownie, ale głód i inne potrzeby wkrótce zmusiły do zaniedbania takowych środków ostrożności; wszyscy więc czekali śmierci. Pewien szlachcic, lubo dostatecznie opatrzony w żywność i mogący najdłużej wytrzymać to dziwne oblężenie, postanowił jednak poświęcić się dla dobra bliźnich: wziął szablę Zygmuntowską, na której było imię „Jezus”, imię „Maria”, i tak uzbrojony otworzył okno do domu. Szlachcic jednym zamachem uciął straszydłu rękę i chustkę zdobył. Umarł
wprawdzie i cała jego rodzina wymarła, ale odtąd nigdy we wsi nie znano morowego powietrza. Chustka owa miała być zachowaną w kościele jakiegoś miasteczka. Powiadają także, że powietrze w postaci niewiasty w białe szaty przybranej na wysokim wozie o dwóch kołach objeżdżało wszystkie sioła. A gdy przed który dom przybyła, pokazując zapytywała. — Co robicie? Gdy odpowiedziano: — Nic nie robimy, tylko Boga chwalimy — ponurym dodawała głosem — Chwalcież go na wieki — i w tym domu zaraza nie panowała. Gdy wieczorem gdzie przybyła, a na zapytanie: — Czy śpicie?, odpowiadano: — Śpimy. Wtedy rzekła: — Śpijcież na wieki! — i całe wymierało domostwo.
Lucjan Siemieński .Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 19:53
Mogiły Soroki*, Nepromacha i Praksedy
Prakseda, władczyni Kalnika, miała wojnę z sąsiednim władcą Nepromachem; drugi jej sąsiad Soroka, chcąc ją wspierać swym wojskiem, przyprowadził je pod Kalnik, a Prakseda wziąwszy go za oczekiwanego Nepromacha, stoczyła z nim bitwę, w której Sorokę położyła trupem. W ostatniej chwili błąd swój poznawszy, usypała w pamięć poległego mogiłę, a we dwóch drugich złożyła pobitych w tym boju obu wojsk mężów. Lecz zaledwo robotę tę skończyła, gdy nadciągnął Nepromach. Prakseda nie ufając uszczuplonemu przeszłym bojem swojemu wojsku, wyzwała w osobisty bój Nepromacha, w którym wzajemnie siebie pomordowali; a na ich zwłokach wojska ponasypywały mogiłę. W późniejszych czasach na szczycie mogiły Soroki miał wyrosnąć dąb ogromnej wysokości, a na jego wierzchołku położono blachę dla rozpalania na niej ognia ostrzegającego okolicznych mieszkańców o zbliżaniu się nieprzyjaciela.
* Mogiła Soroki, leżąca przy Kalniku w powiecie lipowieckim, dziś jest rozkopaną,
lecz z pozostałej jej części wnosić można, że mogła być na 200 sążni wysoką.
Lucjan Siemieński .Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 19:57
Lasy użwarmskie
W lasach użwarmskich na Żmudzi, gdzie są nieprzebyte bagna i topiele, mają czarownice i laumy swoje siedlisko. W środku tych trzęsawisk mieszka królowa użwrsrmska; nikt tam żywy nic mógł zbliżyć się bezkarnie; a jeżeli kto ciekawością znęcony odważył się zakazaną przestąpić granicę i ujrzał cudną twarz królowej, ten się na zawsze pożegnał z nadzieją na ten świat powrotu, bo wiecznie musiał błądzić po lesie, słysząc ze wszech stron złośliwe uśmiechy i naigrawanie bogiń.
Lucjan Siemieński. Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 20:01
Krumine
Królowa, nazywająca się Krumine, miała córkę jedynaczkę, nadzwyczajnej piękności. Ta, za nadejściem jednej wiosny, chciała matce przysłużyć się świeżo rozkwitłymi kwiatami, które z okien zamku królewskiego ujrzała nad brzegiem rzeki Roś; w tym zamiarze wybiegła niepostrzeżona. Kwiat jeden z najśliczniejszych, jakie wiosna wydała, który się zdawał być nad samym brzegiem, ujrzała śród rzeki wyrosły. Woda go z wolna kołysząc w swym biegu, podwajała jego piękność błyskaniem świetnych kolorów, jakie drogie kamienie wydawać zwykły. Rzeka była bardzo miałka w tym miejscu, płynęła po żółtym piasku. Królewna znęcona powabem kwiatu, zrzuciwszy szkarłatne obuwie, ośmieliła się wnijść do wody. Zaledwie się zbliżała do zerwania mniemanej zdobyczy, dno rzeki się rozwarło i została porwaną w otchłań podziemną, Pragaras, to jest do piekła. W tym państwie piekielnym panował król, Pokole zwany, który uwielbiał wdzięki młodej królewny. Nieszczęśliwa matka, której obuwie tylko córki przyniesiono, przekonawszy się, że na rzece Roś porwaną została, domyśliła się, że ktoś z mocarzy panujących nad wodą czy pod wodą ten postępek spełnił. Udała się więc dla wyszukania swej straty na wędrówkę po całym świecie. Lecz próżne były śledzenia. Gdy powróciła do Litwy, nic więcej prócz łez nie przyniosła, z którymi i wyjechała. Atoli nabyła umiętności uprawy roli i za- siewania z korzyścią zbóż rozmaitych, których nasiona przywiozła z sobą. Odtąd zaczęła nauczać lud ubogi, dzikimi płodami przy- rodzenia żywiący się, sztuki rolnictwa. Gdy wytrzebiono na pole pewny las, pełen niegdyś smoków, Staubunas zwanych, znaleziono w nim kamień, na którym Prze- znaczenie, Pramżymas, wyryło palcem swym przed wielą wiekami od bogów naznaczony los dla córki Krumini. Zaledwie wyczytała ten napis, ze wściekłością pałająca gniewem i zemstą, zapuszcza się królowa w podziemne państwo Pokola. Ale gniew jej został rozbrojony czułym spotkaniem: albowiem ujrzała przeciw sobie idącą nieśmiertelną córkę, orszakiem najśliczniejszych wnucząt otoczoną, które, upadłszy jej do nóg, wzywały przebaczenia dla matki swojej. Królowa nie tylko dała się przebłagać, ale zezwoliła na przepędzenie z nimi lat kilku. Kiedy powróciła do swego królestwa, znikły tułactwa, dzikość, rozboje. Nędza, głód, nagość przemieniły się w obfitość, dostatki, przepych i miłe rolnicze obyczaje. Lud ubóstwiał
swoją królowę i nauczycielkę najpożyteczniejszej sztuki.
Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie .Lucjan Siemieński.
16.02.2009 20:03
Dżuga
O pół mili przy drodze idącej z Telsz na Olsiudy przedstawia się oku wyniosła góra ręką ludzką sypana. Lud tameczny nazywa ten usyp górą Dżuga, niejakiegoś w dawnych czasach żmudzkiego rycerza, który za życia jeszcze własnymi rękami usypał ten kurhan i na grób sobie przeznaczył. Ciało Dżuga przez długi czas było strzeżone od diabłów, z którymi żył niegdyś w wielkiej przyjaźni. Za ich pomocą cudów waleczności dokazywał Dżuga. Sam jeden krocie Krzyżaków swoją żelazną maczugą zabijał, odwieczne dęby łamał jak trzciny i niebotyczne wywracał góry. On to Telszewskie wykopał jezioro i przy nim osadę założył.
Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie .Lucjan Siemieński
16.02.2009 20:05
Dzwon wornieński w jeziorze Łukście
Na Żmudzi w czasie przewozu nowo odlanych dzwonów do Worń zimową porą, z przyczyny słabego lodu jeden większy utonął w jeziorze Łukście. Stąd więc, gdy teraz drugim dzwonią, tamten żałośnie co wieczór się odzywa: brołau! brołau! (bracie! bracie!). W ogóle gmin przyznaje wiele mocy nadprzyrodzonej dzwonom: nim jest poświęcony i nie ma imienia, żadnym sposobem z miejsca ruszyć się nie daje. Dzwony zaklęte można równie jak dusze pokutujące lub chrztu żądające modlitwą lub krzyżem świętym odkupić.
Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie .Lucjan Siemieński
16.02.2009 20:06
Czerwony chłopczyk
Utrzymuje się podanie na Litwie, iż pieniądze w postaci różnego koloru osób chodzą po świecie. I tak: pieniądze złote mają postać człowieka koloru czerwonego; srebrne — białego; miedziane — brunatnego. Ci ludzie, jeśli kogo na drodze spotkają, proszą i usilnie nalegają, aby ich uderzyć w policzek Lecz nikt nie jest tak śmiałym, by się odważył ich życzeniu dogodzić. Szczęśliwy ten, który nabrawszy męstwa przystąpił do pieniężnego chłopczyka i dotknął się, choć lekko, jego twarzy: gdyż najmniejsza uderzenie czyni ten skutek, iż natychmiast zwierzchnia powłoka postaci pęka i pieniądze się rozsypują. Z tego to powstało i przysłowie „czerwony chłopczyk”, co znaczy bogatego.
Lucjan Siemieński. Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
16.02.2009 20:09
Anafielas
Krąży powieść na Żmudzi około Kretyngi, iż jest jakaś góra stroma i niedostępna, nazywająca się Anafielas, na którą cienie umarłych wdzierać się muszą. Dlatego paznokcie długie, pazury zwierząt, oręże, konie, sługi itp. potrzebne są dla prędszego dostania się na nią. Im zaś człowiek był bogatszy, tym trudniejszy mu przystęp; gdyż mienia ziemskie ciążą mu na duszy. Ubogi, lekki jak piórko, może się wedrzeć na górę, kiedy bogów nie obrażał w życiu. Inaczej grzesznego bogacza smok Wizunas, pod górą mieszkający, pożre i równie jak ubogiego grzesznika złe wiatry uniosą. Bożek mieszkający na szczycie tej góry, jako jest pełen sprawiedliwości, sądzi umarłych z ich postępków za życia. Każdy według jego sądu odbiera nagrodę lub karę wieczną.
Lucjan Siemieński. Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
25.02.2009 21:27
O Świętym Kszysztofie.
Według legendy, Święty Krzysztof był dużego wzrostu. Mieszkał przy rzece i przenosił przez nią ludzi – na własnych barkach. Pewnego razu dziecko poprosiło go o przeniesienie na drugą stronę. W połowie drogi stało się jednak tak ciężkie, że Krzysztof zaczął obawiać się o ich życia. Gdy jednak szczęśliwie dotarli do drugiego brzegu, dziecko wyznało mu, że jest Chrystusem, dźwigającym na swych barkach ciężar całego świata.
Święty Krzysztof jest patronem kierowców, marynarzy, podróżnych, przewodników, ale też introligatorów i ogrodników.
Motyw świętego Krzysztofa jest rzadko spotykany w litewskiej sztuce ludowej. Przedstawiano go brnącego przez fale, niosącego Dzieciątko na barkach. Jezus w jednej ręce trzyma kulę ziemską, drugą zaś błogosławi.
http://pl.welcometo.lt/
18.03.2009 19:54
O powstaniu Rodu Bejnarów
Profesor geologii Waldemar Bejnar, Amerykanin polskiego pochodzenia, zamieszkały w Stanie Nowy Meksyk w USA, zapalony badacz drzewa genealogicznego Bejnarów, przekazał mi taką oto wersję powstania tego rodu.
Historia ta miała miejsce prawdopodobnie na przełomie XIII i XIV w., w czasie licznych najazdów tatarskich i turecko-mongolskich na ziemie południowo-wschodniej Europy. W tym też czasie następował dynamiczny rozwój terytorialny Wielkiego Księstwa Litewskiego. Toczyły się nieustanne walki Litwinów z Tatarami. Wojska litewskie odnosiły liczne zwycięstwa, brały wielu jeńców i rozszerzały swoje granice o ziemie Rusi. W czasie jednej z wypraw wojsk litewskich na południe spotkano Tatara wlokącego się resztkami sił, który do każdej z obu swych nóg miał przykute łańcuchami nogi innego człowieka obcięte u kolan.
Tatar ten tak opowiedział o swoich wydarzeniach wodzowi wojsk litewskich.
Czambuły tatarskie wyruszające na podbój i rabunek ziem Rusi, Polski i Litwy, otrzymały polecenie sułtana o okrutnym, bestialskim postępowaniu na zdobytych terenach. Musiano niszczyć i palić wszystko to, czego nie da się zabrać. Mordować ludzi starych i dzieci, którzy nie nadawali się na jasyr.
Spotkany Tatar mówił, że był znacznym oficerem, murzą czy bejem, lecz nie postępował w tak okrutny sposób jak inni. Nie mordował ludzi nienadających się na jasyr. Nie palił zdobytych grodów i osad. Być może liczył na to, że pozostawieni przy życiu ludzie odtworzą dobytek, który w przyszłości można będzie rabować.
Miał zastępcę, który bardzo go lubił. Był mu oddany do reszty na życie i śmierć. Obaj byli lubiani bardzo przez ordyńców. Dbali o swoich podkomendnych i byli dla nich hojni.
Tatar ten miał jednak dużo zazdrosnych, zawistnych ludzi wśród innych wodzów tatarskich. Donosili oni sułtanowi, że ów Bej nie wykonuje jego rozkazów, jest zbyt łagodny, że wręcz jest przyjacielem niewiernych.
Sułtan wydał wyrok śmierci na nieposłusznego. Wykonanie tego wyroku nie było łatwe. Skazaniec w tym czasie plądrował ze swoim wojskiem ziemie Rusi i Litwy. Miał znaczną siłę do swojej obrony. Jego ordyńcy nie pozwoliliby zrobić mu krzywdy. Postanowiono więc zgładzić go podstępem. Z czambułów plądrujących również te ziemie wybrano kilku oficerów i kilkunastu ordyńców, tworząc rodzaj ekspedycji karnej.
Grupa ta przybyła do czambułu skazańca w bardzo przyjacielskiej formie. Chwalili jego osiągnięcia, sławę i mir u ordyńców. Przekazali też mu zaproszenie czy wezwanie na spotkanie z chanem, który stacjonował w odległości kilkudziesięciu kilometrów. Wyruszono na to spotkanie. Wysłańcy namówili Tatara i jego zastępcę, żeby jechać szybciej do chana w ich asyście nie czekając na jadący wolniej, bo z taborami, czambuł.
Po oddaleniu się od czambułu porwano skazańca i jego zastępcę, rozbrojono, związano i zmieniając kierunek marszu, uprowadzono w dziką puszczę. Tam na niewielkiej polanie rozpoczęła się długotrwała egzekucja. Położono ich przy grubej sośnie jednego z jednej, a drugiego z drugiej strony w ten sposób, że ich nogi oplatały pień sosny, i skuto łańcuchami. Nogi i łańcuchy tworzyły zamknięte koło wokół pnia sosny.
Oprawcy przez pewien czas siedzieli w pobliżu. Doszedłszy do wniosku, że czambuł dotarł już do chana, oprawcy pozostawili skazanych na powolne konanie. Sądząc, że nikt nie przyjdzie z pomocą skazanym uwolnili nawet im ręce z więzów, żeby, w znikomy wprawdzie sposób, mogli walczyć z dzikimi zwierzętami i dłużej męczyć się przed śmiercią.
Po odejściu oprawców zastępca wyznał Tatarowi, że ma ukryty krótki kindżał i zaproponował swemu ulubionemu "bagadyrowi", żeby obciął mu nogi i sam ratował się ucieczką. "Bagadyr" nie zgodził się na to i zażądał od zastępcy kindżału, żeby się dobić. Zastępca podciął sobie nogę pod kolanem i wkrótce zmarł z upływu krwi.
Tatar z trudem dosięgnął ręki nieboszczyka, wyjął z niej kindżał i obciął nim nogi trupowi. Tak uwolniony zaczął iść na północ. Po paru dniach zmęczonego i wyczerpanego z głodu znalazło wojsko litewskie. Rozkuto i wzięto go do niewoli.
W marszu na południe wojska litewskie spotykało ludzi kryjących się po lasach, uciekających przed ordą tatarską. Uciekinierzy potwierdzali to, że ów Tatar postępował znacznie mniej okrutnie niż inni wodzowie tatarscy.
Po powrocie wojska litewskiego z wyprawy do stolicy, Tatar poprosił księcia litewskiego o przyjęcie go do wojska. Wojska litewskie, w tym czasie, miało mało oficerów znających taktykę walk stosowaną przez wojska Bliskiego Wschodu, toteż prośba naszego bohatera została spełniona. Wkrótce okazał się on zdolnym organizatorem i dowódcą oraz lojalnym żołnierzem.
Za zasługi swoje otrzymał od księcia litewskiego jakiś wyskoki urząd i ziemię w osadach lub grodach, z których jeden nosił nazwę "Sępno". Przybrał nazwisko Bejnar. Prawdopodobnie w czasie chrztu Litwy przyjął wiarę chrześcijańską.
Jego potomek syn lub wnuk Mikołaj z Sępna brał udział w bitwie pod Grunwaldem i odznaczył się męstwem i walecznością. Za zasługi w tej bitwie otrzymał urząd kasztelana.
Podczas przypisywania bojarów litewskich do herbów polskich, Bejnar został przypisany do herbu Nowina. Wybrał ten herb prawdopodobnie dlatego, że krwawiąca goleń przedstawiająca jeden z elementów tego herbu przypominała mu obcięte nogi przykute do nóg jego przodka.
Pierwsze ślady historyczne o rodzie Bejnarów zawiera akt Unii Horodelskiej. Występuje tam Mikołaj z Sępna, Mikołaj Bejnar, chociaż pisownie tego nazwiska w różnych miejscach tekstu jest różna, a jedynie w tekście łacińskim pisana jest Beynar.
Kasztelan Mikołaj w tym akcie występuje jako jeden z 40 przedstawicieli strony litewskiej podpisujący Unię Horodelską. Przypuszczalnie jest to potomek, syn albo wnuk Bejnara-Tatara.
Ile jest prawdy w tej legendzie trudno powiedzieć. W Ossolineum we Wrocławiu znajduje się spis rodów tatarskich zamieszkałych w Polsce i na Litwie. Składa się on z dwóch części. Jedna część to Tatarzy wyznania mahometańskiego, druga to Tatarzy wyznania chrześcijańskiego. W spisach tych nigdzie nie występuje nazwisko Bejnar. Nie wiadomo też, jakie nazwisko nosił Tatar znaleziony przez wojsko litewskie. Dawne, czy przybrał nowe?
Słowo Bejnar w języku tatarskim ma następujące znaczenie:
Bej – wysoki stopień wojskowy i społeczny,
Nar – nadany.
Ten drugi człon może się wiązać z nadaniami książąt litewskich urzędów i ziem, a między innymi Sępna, naszemu bohaterowi.

Bardzo wielu Bejnarów zamieszkiwało do 1939 roku na Wileńszczyźnie, a szczególnie w powiecie brasławskim. Niektórzy z nich w listach, służących do materiałów genealogicznych zbieranych przez Waldemara Bejnara, podają, że przodkowie ich pochodzą z Estonii, zaprzeczając legendzie o pochodzeniu tatarskim tego rodu.
Opisał: Marian Bejnar
31.03.2009 11:48
    Królowa Bałtyku
    W głębinie wód Bałtyku wznosił się za dawnych czasów pałac królowej Juraty. Ściany tego pałacu były z czystego bursztynu, progi ze złota, dach z łuski rybiej, a okna z diamentów. Razu jednego rozesłała królowa wszystkich szczupaków z listami do najznakomitszyc bogiń Jury *, prosząc do siebie na gody i spoiną poradę. Nadszedł dzień naznaczony i zaproszono boginie przybyły; wtenczas królowa, otoczona przydwornym orszakiem, ukazała się w sali, uprzejmym ukłonem powitała gości i zasiadłszy na bursztynowym tronie tak mówić zaczęła: „Miłe przyjaciółki i towarzyszki moje! Wiecie to dobrze, iż wszechwładny mój ojciec Praamżimas, pan nieba, ziemi i morza, mojej opiece i władzy poruczył te wody i wszystkich mieszkańców w nich będących; same byłyście świadkami moich łagodnych i szczęśliwych rządów. Żaden najmniejszy robaczek, żadna najdrobniejsza rybka nie miały przyczyny skarżyć się i narzekać. Wszyscy żyli w pokoju i zgodzie; nikt się na życie drugiego targnąć nie odważył. Teraz zaś jeden nikczemny rybAk Castitis znad brzegów moich posiadłości, tam gdzie rzeka Święta hołd memu królestwu Płaci; jeden nikczemny śmiertelnik ośmiela się naruszać spokojność niewinnych moich poddanych, imać w sieci i na śmierć wskazywać; gdy ja, ja sama do własnego stołu ani jednej nie śmiem ułowić rybki. Fląderki nawet, które tak lubię, po jednej połowie zjadam, a drugą nazad do wody wpuszczam**. Takiej śmiałości nie można puścić bezkarnie: oto gotowe czekają nas łodzie, płyńmy nad brzegi Szwenty, bo właśnie o lej poże zwykł on zarzucać sieci. Naszymi pląsy i śpiewy zwabimy go na dno rnorza udusim w uściskach i oczy żwirem zasypiem. Rzekła i natychmiast sto łodzi bursztynowvch pożeglowało dokonać okrutnej zemsty. Płyną, słońce pogodnie świeci, morze ciche, a echo) już roznosi po wybrzeżu słowa ich pieśni: Biéda ci, rybaku młody. Stanąwszy boginie blisko ujścia rzeki postrzegły rybaka, jak siedząc na brzegu rozwijał sieci. Zajęty pracą, zrazu nic nie uważał, lecz gdy go urocze doszły śpiewy, zwrócił wzrok na wodę i ujrzał sto łodzi bursztynowych i sto przecudnych dziewic, a wszystkim przewodniczyła z koroną na głowie, z bursztynowym berłem w ręku królowa morza. Dźwięk coraz milszy się rozlega, otaczają go morskie panny i swymi wdzięki do siebie wabić poczną:
    O, rybaku piękny, młody,
    Porzuć pracę, chodź do łodzi:
    U nas wieczne tany, gody,
    Nasz śpiew troskę twą osłodzi.
    My obdarzym boskim stanem.
    Skoro z nami mieszkać będziesz:
    Śród nas będziesz morza panem,
    I naszym kochankiem będziesz.
    Słyszy to rybak i ujęty zdradliwa ponętą już chce się rzucić w objęcia bogini, gdy królowa skinieniem berła każe się uciszyć towarzyszkom i tak do zdumionego rzecze: — Stój, niebaczny! Zbrodnia twa wielka i godna kary, jednak ci przebaczę pod jednym warunkiem. Podobała mi się twoja uroda. Kochaj mię, a będziesz szczęśliwy. Lecz jeśli- byś wzgardził miłością Juraty, wtedy zaśpiewam ci taką piosnkę, że wnet będziesz w mej mocy, a za dotknięciem mego berła zginiesz na wieki. Młodzieniec wybrał i zaprzysiągł jej wieczna miłość Królowa na to: — Teraz już jesteś moim. Nic zbliżaj się do nas, bo byś zginał. Za to co wieczór będę przypływać do ciebie i na tej górze, która odtąd od twego imienia zwać się będzie Castitv zawsze zobaczę się z tobą. Po czym zniknęła królowa z całym orszakiem. Rok już mijał, jak co wieczora królowa Jurata przyjeżdżała na brzeg i na górze widywała się z kochankiem; lecz Perkun dowiedziawszy się o tej schadzce rozgniewał się mocno, że bogini poważyła się ukochać śmiertelnika. A gdy jednego roku wróciła królowa do swego pałacu, spuścił z nieba piorun, który rozpruwszy morskie bałwany uderzył w mieszkanie królowej, samą zabił i bursztynowy pałac na drobne roztrzaskał cząstki. Rybaka zaś Praamżimas przykuł na dnie morza do skały i położył przed nim trupa jego kochanki, na który wiecznie patrząc, przymuszony jest opłakiwać swoje nieszczęście. Dlatego to teraz, gdy wicher morski zaburzy fale, słychać jęk z daleka — to jęk biednego rybaka; a woda wyrzuca kawałki bursztynu — to są szczątki pałacu królowej Bałtyku.

    * Tak się nazywa morze u Litwinów; brzegi zaś — pojuris.
    ** Litwini i Żmudź mniemają, iż fląderki dlatego jedno mają oko i postać jakoby połowy ryby, ponieważ królowa Jurata bardzo one lubiąc wszystkim drugą połowę poodgryzała i nazad do morza wpuściła.
żrodło Lucja Siemieński Podania i legendy.......
31.03.2009 11:50
Witolf
Był to człowiek nadzwyczajny: przeszłość wiedział, teraźniejszość rozumiał, przyszłość zgadywał. Królowie do jego rady i woli stosowali się. On przebywał na swoim statku morze od brzegu do brzegu świata prędzej, niżeli kto mógł przez Niemen przeprawić się. Rozmawiał z księżycem i znał nieskończenie wiele gwiazd po imieniu. Miał konia nazwanego Jodź, na którym wiatry wyprzedzał. Pałacem jego była głowa owego konia; przez jedno ucho wchodził, przez drugie wychodził. Kiedy u pewnego króla biesiadował, koń Witolfa zszedł się na błoni z klaczą królewska, która miałaż podobne przymioty: ale bogowie nie chcąc, aby rodzaj takich olbrzymich zwierząt rozmnażał się, przykryli ich dwiema, górami, pnącymi się jedna na druga. Witolf z rozpaczy oddalił się ze dworu tego króla i kiedy powracał z wojskiem na zawojowanie jego królestwa, trafił pod tąż górą na smoka Pukisa, z którym walcząc pokonał go i niezmierne skarby zabrał. Wreszcie pojednał się z królem tamecznym, gdyż oba czarownikami byli.
Żródło. Lucjan Siemieński Podania i legendy.......
3.04.2009 21:30
BRAT I SIOSTRA.
Zostały raz sieroty: dziewczynka i chłopczyk; poszli sobie w świat, siostra prowadzi braciszka za rękę i idą sobie drogą. Braciszek bardzo błaga, aby mu wolno było choć ze śladu *) się napić; ale siostra nie pozwalała pić, mówiąc że teraz taka chwila, że z czyjego śladu kto się napije, to takim się zwierzęciem stanie. Brat jednak dopilnował chwili kiedy nań siostra nie patrzyła i napił się z wołowego śladu: odwraca się dziewczyna i widzi że braciszek zamieniony w wołu. Wzięła go za rożki prowadzi i płacze.
Szli tak długo, nareszcie przyszli na łąkę, na której stały stogi siana; dziewczę wlazło na stóg, przywiązało braciszka i zasnęło. Nazajutrz widzi: aż przy niej leży złota prząsniczka, srebrne wrzeciono i jedwab; zaczęła prząść i śpiewać. Usłyszał ze dworu ten śpiew królewicz i nie może się uspokoić, póki się nie dowie kto to śpiewa. Posyła dworzan, ci mu donoszą że to dziewczę siedzi na stogu, wolik*) przy niej stoi, a ona przędzie i śpiewa. Nie chce wierzyć królewicz, aby prosta prządka tak śpiewać umiała; idzie sam się przekonać. Przychodzi i znajduje ją tak jak mu ją opisano, zabiera do pałacu i postanawia z nią się ożenić. Ona prosi tylko o łaskę, aby blisko jej pokoju pomieszczono wołu, nie mówiąc wcale że to brat.
Pobrali się i żyli szczęśliwie. Dał im Pan Bóg synka; lecz zdarzyło się tak, że króla podczas urodzin nie było w domu, a babką była wiedźma *). Spowiła ona dziecię i mówi do krolowej: pójdźmy do kąpieli, bo mam taki sposób, że od kąpieli zaraz zdrowie wraca. Królowa usłuchała jej, poszła do sadzawki; a tam wiedźma ją utopiła odzież jej na swoją córkę włożyła i poprowadziła ją do dworu.
Wraca król do domu; bardzo rad z synka, patrzy na żonę i dziwi się, że coś nie taka jak dawniej była, ale myśli że to ją tak choroba zmieniła. Nowa królowa w kłopocie, nie ma mleka aby karmić dziecię; a wół który wie o wszystkiem, nosi na rożkach co wieczór dziecię nad sadzawkę i śpiewa:
Lento.
Rysiu, Rysiu, siostro moja,
Dziecia płače, cycki choče,
Dziecia płače, cycki choče.
A ona odpowiada (na tęż nutę):
Idu, idu, nie dôjdu,
Pësok nóżki pôdbivaje,
Wôda očki zalivaje.
I wtedy wynurza się z wody pół-kobieta, pół-ryba i karmi dziecię. Potem wolik znów na rożkach odnosi dziecię.
Królowa bardzo zaciekawiona, dla czego to wól co wieczór dziecię nosi, mówi mężowi: Czemu pozwalasz, aby to bydlę codzień dziecię nosiło? Może je zabić! A wreszcie czy podobna, aby wół stał obok mnie w pałacu? Każ go zarznąć!
Ale już sługi przebąkiwały co się święci. Król tedy postanowił sam pójść zobaczyć, jak to będzie nad wodą. Idzie nad brzeg i ukryty widzi jak wół przybiega bez dziecka nad wodę i śpiewa:
Rysiu, Rysiu, siostro moja!
Już mnie dzisiaj będą rznęli;
Już nie będę bratem twoim,
Już nie będziesz siostrą moją *)
Wyszła znów pół-ryba, pół-kobieta i mówi: A cóż ja ci poradzę? Sama sobie dopomódz nie zdołałam i tobie nie doradzę. Bądź zdrów! Poszedł wół do domu, a ona zanurzyła się w wodę.
Król bardzo był zdziwiony, nie zrozumiał co to jest, chodził zamyślony, nie wiedział co począć; a żona ciągle za nim chodzi i mówi: Czemuż nie każesz wołu rznąć? Król odpowiada jeszcze noże niewyostrzone, jeszcze korytka niepomyte; jutro, jutro pewno rznąć będziemy.
Wieczorem idzie król znów nad sadzawkę i postanawia, co będzie to będzie, podejść do wynurzającej się istoty i rozmówić się z nią. Przybiega wół i śpiewa:
Rysiu, Rysiu, siostro moja!
Już mnie dzisiaj będą rznęli;
Już korytka są pomyte,
Już nożyczki wyostrzone.*)
Pół-ryba mu odpowiada tak jak pierwej: A cóż ja ci poradzę? Wtem król wychodzi ze swego ukrycia i pyta: Co to jest, co to znaczy? Topielica opowiada mu całe swe dzieje. Król ją błaga, aby szła z nim razem. A ta na to: jakże ja iść mogę, kiedym pół-ryba, kiedy ogon mam rybi. Niech tu chyba przyjdzie czarownica, co mię oczarowała i odczaruje.
Król przyprowadził wiedźmę; musiała topielicę odczarować; potem król rozkazał wiedźmę i jej córkę żelaznemi bronami roztargać i dotąd jak śnieg świeci, widać błyszczące ich kosteczki. A król z żoną żył szczęśliwie i długo.
[Z Lidzkiego, 1870.]
*) t. j. z dołku wyciśniętego na drodze czyjaś stopa.
*) Wołek.
*) Czarownica.
*) Nuta jak wyżej.
*) Nuta jak wyżej.
----------------
Karłowicz Jan
3.04.2009 21:37
CZAROWNICE.
Biedna kątnica *) zmuszona była pójść na pole pracować, a nie mając przy kim zostawić dziecka, zabrała go z sobą i zawiesiła kołyskę w lesie na gałęzi. Późno wieczorem wróciła do domu, a że była bardzo zmęczona zaraz się położyła; o dziecku zupełnie zapomniała. Gdy się w nocy przebudziła, wtenczas dopiero o niem przypomniała i natychmiast pobiegła do lasu, myśląc że znajdzie je przez czarownice poszarpane.
Zdaleka spostrzegła wielkie światło w lesie; gdy przerażona zbliżyła się do dziecka, nie poznała go; kołyska była bardzo kosztowna, dziecko prześlicznie ubrane i wiele bogatych podarunków było przy niem; koło kołyski stało kilka czarownic, kołysały dziecię i śpiewały. Gdy spostrzegły matkę dziecka, przywołały ją i rzekły: Zabieraj swoje dziecko i to wszystko cośmy jemu dały, a pamiętaj żebyś drugi raz nie zostawiała dzieci w lesie, bo będzie źle. Biedna kobieta przyrzekła że nigdy tego nie zrobi, a podziękowawszy im bardzo pokornie, ucieszona wróciła do domu.
Gdy się o tem dowiedziała gospodyni kątnicy, następnego zaraz wieczoru umyślnie zaniosła dziecko do lasu i zostawiła. Nazajutrz dopiero poszła po dziecko, myśląc że jeżeli z dzieckiem kątnicy czarownice tak dobrze postąpiły, to z jej, obejdą się nierównie lepiej. Ale cóż za okropne było jej zdziwienie, gdy zbliżywszy się do dziecka, znalazła je poszarpane i całe we krwi. Gdy czarownice ją spostrzegły, rzuciły się na nią, obiły ją tak mocno że ledwie przy życiu została i tak jej powiedziały: sama temu winna jesteś; po co przynosiłaś tu dziecko, kiedy ono w domu być mogło; masz teraz za swoją chciwość. Gospodyni w największej złości i smutku do domu wróciła.
[Z Szawelskiego, 1832].
--------------
*) Komornica, ogrodnica.
Karłowicz Jan
Strona z 8 < Poprzednia Następna >