KRÓLEWICZ W PIEKLE.
Pewien król mieszkał z żoną w pięknym zamku, koło którego znajdował się ogród tak ogromny i tak gęsty, że nikt tam nie chodził, lękając się zbłąkać i tym sposobem nikt go dokładnie nie znał.
Razu pewnego król odważył się przejść po tym tajemniczym sadzie; zadumał się, szedł nie patrząc i zbłąkał się. Przerażony chciał wracać, ale jeszcze dalej zaszedł. Zmęczył się bardzo, pragnienie go dręczyło; więc znalazłszy źródło, napił się chciwie, przykląkłszy i dotykając ustami wody; poczem chciał powstać, aż tu czuje że za brodę uczepił mu się diabeł i mówi: Jeżeli chcesz abym cię puścił i do domu odprowadził, to musisz mi dać to, czegoś w domu nie zostawił. Dobrze, odpowie król, bo myśli cóż to może być ważnego. Wtem znalazł się przy swoim zamku i jakże bolesne było jego zadziwienie, gdy pierwszą osobą, którą spotkał, była jego żona z nowo narodzonym synkiem na ręku. Domyślił się wtedy, czego żądał diabeł, ale postanowił pilnie strzec dziecięcia, spodziewając się, że może zły duch zapomni o niem.
Upływały lata, diabeł się nie pojawiał, a król i królowa o nim ani myśleli. Pewnego razu, gdy chłopczyna miał już lat kilkanaście, rodzice zabrali go na przejażdżkę w powozie. Gdy przejeżdżali przez wioskę, królewicz spostrzegł że dzieci niezgrabnie kaczołkę *) taczają, więc rzekł: Ja ich nauczę jak to trzeba taczać; wysiadł z powozu i chciał się do gromadki przybliżyć. Diabeł na to tylko czatował, porwał chłopca i uniósł do piekła, a rodzice w rozpaczy powrócili do domu,
Diabeł przyniósłszy królewicza do piekła, kazał mu podkładać drwa pod kotły, gdzie się smaliły grzeszne dusze, zalecając najsurowiej, aby nie zaglądał do nich. Ale chłopak zdjęty ciekawością, uchylił pokrywy od kotła i ujrzał tam duszę smażącą się w smole. Zaledwie zdążył zamknąć wieko, aż tu stoi przed nim rozzłoszczony czart i krzyczy: „Zaglądałeś do kotłów!" Nie, panoczku, odrzecze pokornie królewicz. Kłamiesz, widziałem ja cię dobrze! wrzasnął diabeł; ten raz ci daruję, ale dam ci inną pracę; a kiedy i znów nie będziesz posłuszny, to cię nauczę! Kazał mu tedy pracować koło starannie zakrytej studni, do której zabronił zaglądać.
Królewicz wszakże nie mógł wytrzymać, żeby tam nie zajrzeć. Jak tylko diabeł znikł, a raczej stał się niewidzialnym, nie oddalając się ani na krok od młodzieńca, chłopiec odkrywszy studnię, spostrzegł że cała była napełniona rozpuszczonem złotem. Olśniony i zachwycony blaskiem, sam nie wiedząc co robi, zanurzył piąty palec do płynnego kruszcu... Przypomniał sobie wnet djabła, mył i szorował pozłocony palec, lecz musiał obwinąć go w końcu gałgankiem, gdyż złoto nie dało się odmyć żadnym sposobem.
Wtem zjawia się diabeł, zły okropnie. Zaglądałeś do studni, dotykałeś do mego złota, nie posłuchałeś mnie, wiem wszystko, zawył straszliwym głosem! jeszcze ci raz przebaczę ale to już ostatni, pamiętaj ! — Dobrze, już w niczem nie wykroczę, rzecze królewicz. Jeżeli tak, to ci dam robotę koło stajni, ale pod warunkiem, że nie wejdziesz do niej. Przyrzekam ci to, odpowiedział królewicz. Diabeł wyznaczył mu robotę przy stajni; królewicz z początku pilnie pracował, lecz później porwała go nie przezwyciężona chętka zobaczyć co jest w tej stajni. Wszedłszy tam, ujrzał śliczne koniki, poprzywiązywane ogonami do żłobów. Biedny chłopak przypatrywał się każdemu, aż w samym rogu stajni ujrzał pysznego białego rumaka, który się odezwał do niego (umiał mówić, był bowiem jak i wszystkie zaklętą duszą). „Nie przypatruj się nam, ale śpiesz do studni ze złotem i zmocz w niej twoje włosy, owiń je potem onuczką, weź czem prędzej kociołek, ręcznik i szczotkę, siadaj na mnie i uciekaj!" Młodzieniec uczynił wszystko jak rozkazał konik! wtem gdy już był pewien, ze go szatan nie dosięgnie, obejrzał się i ujrzał lecącego w ślad za nimi czarta. Rzuć za siebie kociołek, szepnął rumak. Królewicz rzucił kociołek, a z tego kociołka powstała góra na cały świat, tak, ze nim djabeł ja przebył, zbieg zyskał wiele czasu. Ale cóż to znaczy dla złego ducha; w mgnieniu oka przebył on przestrzeń dzielącą go od uciekających, już, już dogania, gdy wtem: Rzuć szczotkę, rzekł koń do królewicza; zrobił tak i widzi że z każdej szczecinki powstało drzewo tak iż las ogromny i gęsty bronił ich od napaści diabła, który jednak nie tracąc nadziei dopędzenia zbiegów, pazurami i zębami torował sobie drogę przez zarośla. Niebawem przedarł się przez bór i ściga dalej królewicza, który, gdy diabeł był coraz bliżej, z rozkazu dzielnego konia, rzucił ręcznik i wnet ze zdumieniem spostrzegł, że się on stał ogromną rzeką, z którą diabeł nie mogąc sobie dać rady, zaczął zawzięcie pić jej wodę, chcąc ją takim sposobem osuszyć, lecz nie dokazał tego i pękł. Wtedy już królewicz mógł bezpiecznie uciekać. W końcu zatrzymał się koń w pośród zielonej łączki.
Ja tu zostanę, rzekł, a ty idź do pobliskiego dworu i proś aby cię przyjęto za lokaja; gdy cię tam nie przyjmą, idź do drugiego, w drugim cię przyjmą niezawodnie. Pamiętaj nade wszystko nie pokazywać nikomu głowy i palca, a mnie odwiedzaj co sobotę. Przyrzekł to królewicz, obwiązał głowę i palec, poszedł do dworu; tam go nie chciano, mówiąc że może ma jaką chorobę w głowie.
W drugim pałacu, do którego przyszedł, mieszkał król z trzema córkami; ten go przyjął za służącego, nie pytając wcale o głowę. Bardzo dobrze się naszemu królewiczowi powodziło u tego bogatego króla. Panienki raz chciały wyskoczyć na niego z za drzwi, w chwili gdy będzie niósł wazę do stołu, aby go przestraszyć, ale on się domyślił zasadzki, postawił wazę na oknie, mówiąc: „Niech panienki same niosą wazę, albo niech ztąd odejdą". Inną razą królewny były na drugiem piętrze, a chłopak odwinął onuczę i korzystając ze sposobności zaczął złote włosy rozczesywać. Blask od nich zajaśniał aż na drugie piętro, królewny zbiegły na dół, lecz młodzieniec owinął już znów głowę onuczą; panienki pytają, badają, ale na próżno, nic się nie dowiedziały. Najmłodsza bardzo go upodobała i pomimo zakazu ojca poślubiła. Król bardzo rozgniewany rzekł do niej: Nie posłuchałaś mnie, wyszłaś wbrew mojej woli za tego lokaja, zatem idź z nim mieszkać w chałupie, bo ja wam nie pozwolę dłużej być w zamku. Poszli więc mąż i żona mieszkać w lichej lepiance; ale lokaj nie przestawał odwiedzać konia na łące.
Wkrótce wybuchła wojna. Królewicz, z rozkazu swego rumaka, odwinął głowę i palec, ustroił się w pyszne odzienie, wsiadł na niego i pojechał na wojnę, gdzie wszystkich nieprzyjaciół zwyciężył, a powróciwszy, natychmiast zakrył pozłocone włosy i palec.
Drugi raz tak samo się działo; znowu była wojna, a królewicz wszystkich zwyciężył. Był trochę raniony w nogę; aż tu jego teść nadjeżdża; nie poznał zięcia i usłyszawszy że to temu walecznemu rycerzowi winien jest zwycięstwo nad wrogiem, przybywał osobiście mu podziękować; zsiadł z konia, ukląkł przed nim i dziękował, a ujrzawszy ranę na nodze, własnoręcznie ją obwiązał chusteczką wyhaftowaną przez jego najmłodszą córkę. Pożegnali się potem, a młodzieniec powróciwszy do domu uczuł się bardzo zmęczonym, więc natychmiast się położył. Troskliwa żona przyszła mu ranę opatrzyć i jakież jej było zdziwienie, gdy ujrzała nogę obwiniętą chusteczką jej własnej roboty. Wtedy pierwszy raz przyszło jej na myśl, aby korzystając ze snu męża, odwinąć onuczkę. Odwinęła i ujrzawszy złote włosy, domyśliła się wszystkiego; on się obudził wyznał jej całą prawdę, więc ona napisała list do ojca, a ten zaprosił ich, żeby mieszkali zawsze w jego pałacu. Później królewicz pojechał konno odwiedzić swoich rodziców, którzy niezmiernie byli uradowani z odzyskania drogiego jedynaka; a koń cudowny nie opuścił ich nigdy i wszyscy żyli szczęśliwie i długo.
[Ze Święciańskiego, 1877.]
---------------
*) Krążek drewniany, uderzany kijami; rodzaj gry wiejskiej na Litwie, od wyrazu kaczać = taczać.
Żrodło.J.Karłowicz.Podania i bajki litewskie