Zahorski Władysław z lit.Vladislav Zagorsky (1858 Święciany -1927 Wilno), szlachcic z Guberni Kowieńskiej, lekarz, pisarz, działacz społeczny. Władysław Zahorski spisał wspaniałe podania i legendy Wileńskie . Pierwsze wydanie ukazało się w 1925 r. Nota bograficzna Genealogia Zahorskich
Siemieński Lucjan (1807-1877) literat, działacz niepodległościowy Urodził się 13.08.1807 r. w Kamiennej Górze k/ Rawy Ruskiej w Galicji. W 1827 r. ukończył Szkołę Wojewódzką w Lublinie. Zaangażowany w organizacjach niepodległościowych Światowy człowiek .Od młodych lat pisze, jest nowelistą, tłumaczem i krytykiem literackim. Zmarł w Krakowie w 1977 r.Autor wielu publikacji m.in. bardzo pięknej "Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
Karłowicz Jan Aleksander (1836-1903), polski językoznawca, etnograf i muzyk. Studia historyczne, filozoficzne, językoznawcze i muzyczne w Moskwie, Paryżu, Heidelbergu i Brukseli. Redaktor czasopisma etnograficznego Wisła (1888-1899). Od 1887 członek Akademii Umiejętności,. Pochodził z rodziny szlacheckiej, był synem Aleksandra Karłowicza herbu Ostoja i Antoniny z domu Mołochowiec. Ożeniony z Ireną, córką Edmunda Sulistrowskiego. Autor wielu światłych prac .Piękne podania i bajki ludowe zebrane na Litwie zostaly opublikowane UJ w 1887 r w Krakowie
Szukiewicz Wandalin ur. 10.12.1852 w Naczy z ojca znanego adwokata. Szkoły ukończył w Wilnie a studia w Warszawie. W.Szukiewicz był badaczem przeszłości Wileńszczyzny. Pasją Jego życia była archeologia i prehistoria. Zbiory i wykopaliska ofiarował różnym instytucjom w Wilnie, Krakowie i Moskiwei. Prace naukowe I księgozbiór Towarzystu Naukowemu w Wilnie. Oprócz pracy naukowej oddawał się w swoim życiu pracy literackiej oświatowej i społecznej. Umarł mając 67 lat na atak serca 1 grudnia 1919 r.
ŁABADA.U jakiegoś pana służył Łabada trzy lata bardzo wiernie; po skończeniu ich dostał trzy grosze i myśli sobie: wrzucę ten pieniądz do wody; jeżeli po wierzchu pływać będzie, to rzetelnie nań zapracowałem, a jeżeli utonie, to nierzetelnie. Wrzucił tedy pieniądz do wody, a ten w jednej chwili poszedł na dno; to był znak że nie pracował tak, jak się należało. Więc jeszcze trzy lata służył u tego pana jeszcze wierniej i gorliwiej i znowu dostał trzy grosze, z któremi tak samo postąpił jak z pierwszemi; i znowu na dno poszły. Otoż jeszcze służył trzy lata jak tylko mógł najwierniej i najgorliwiej i po tych, gdy dostał trzy grosze, już nie szły na dno, ale po wierzchu pływały. Byłto dowód że uczciwie na nie zarobił. Wtenczas podziękował panu za służbę i poszedł. Szedł, szedł dosyć długo i spotkał jakąś młodą i bardzo ładną dziewczynę; zapytał ją, kto jest i dokąd idzie. Odpowiedziała że jest córką Św. Jerzego i idzie szukać sobie obowiązku. On też powiedział gdzie był, ile brał zasług i jaką niemi próbę robił. W końcu tak do niej powiedział: ty jesteś biedna i ja biedny, ty musisz pracować na chleb i ja; ot pobierzmy się, to będziemy razem służyć, będzie nam lepiej. Jak powiedział, tak się stało; pobrali się i przyjęli obowiązek u jakiegoś bogatego pana. Służyli tam dosyć długo; a pan zakochał się w żonie Łabady, ale to tak, że żyć bez niej nie mógł. Razu jednego przywołał pan do siebie wójta i naradzał się z nim co ma zrobić, jak tu temu zaradzić. Wójt powiada że innej rady nie ma, jak ta, że trzeba panią otruć, Łabadę stracić i ożenić się z tą, którą pan kocha. I taki podał projekt zgubienia Łabady: niech pan poszle, aby przypędził konie z pola do takiego miejsca, gdzie jest dużo niedźwiedzi, więc go zjedzą. Pan posłuchał rady wójta, otruł żonę i posłał Łabadę w nocy przypędzić konie. Łabada wychodząc powiedział swej żonie dokąd idzie, a ona mu na to: tam są nie konie, ale niedźwiedzie, ale to nic, nie lękaj się, przypędź je i zamknij do obory, nic tobie złego się nie stanie. Łabada poszedł, znalazł dwa niedźwiedzie, przypędził je i zamknął do obory. Przez noc niedźwiedzie bydło i konie wydusiły. Nazajutrz, gdy się pan dowiedział co zaszło, przywołał wójta i mówi: cóż teraz będzie? żonę otrułem, bydło wyduszone, a Łabada żyje. Wójt radził żeby mu kazać kopać głęboką studnię, że go tam ziemia zasypie. Pan zrobił tak, jak wójt radził. Gdy Łabada otrzymał rozkaz, powiedział to swojej żonie, a ona dała mu chusteczkę i powiedziała: idź, kop, a jak ziemia zacznie na ciebie zapadać, to machnij tą chusteczką, a przestanie. Łabada wykopał studnię tak głęboką jak było trzeba i nic mu się nie stało. Nareszcie, za radą wójta, kazał mu pan miesić gorącą smołę; do tej roboty poszła z nim razem i żona. Wymiesili smołę, stali się oboje piękniejszemi niż byli przedtem i jeszcze więcej się kochali. [Z Wileńskiego, 1879.] ----------------- *) Wózek jednokonny. Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
NAJMŁODSZY SYN I PANNA MORSKA. Było sobie małżeństwo i miało trzech synów. Najwięcej się rodzice cieszyli z najmłodszego, który był dobry i piękny; ojciec na dolę jego posadził jabłonkę i zaklął ją aby rodziła złote i srebrne jabłka. Wszyscy podziwiali piękność jabłek. Po pewnym czasie zauważył starzec że każdej nocy ubywało po jabłku; policzywszy więc je, wyprawił do pilnowania najstarszego syna; aby zaś nie zasnął, dał mu groch z miękiny *) wybierać. Syn wybierał, wybierał i zasnął; przyszedł z rana ojciec, nie doliczył się jabłka i rzekł: nie jesteś moim najukochańszym synem. Na drugą noc posyła średniego i daje mu konopne ziarnka wybierać z miękiny; lecz i ten zasnął; przyszedł ojciec, sfukał i tego i przywołuje na trzecią noc najmłodszego; daje mu mak z popiołem zmieszany wybierać. Przebiera syn mak, przebiera i pilnuje; wtem raptem robi się jasno, kiedy on spojrzy, aż ptaszek jaśniejący jak ogień leci na jabłoń; rzuca się chłopiec zręcznie i wyrywa mu piórko; a ptak spłoszony uciekł. Przychodzi ojciec, liczy jabłka, wszystkie; ujrzawszy zaś tak piękne piórko, przywołuje synów i rzecze: chcę koniecznie mieć tego ptaszka; który z was trzech mi go przyniesie, będzie najszczęśliwszym. Poszli więc trzej bracia nieradzi i pełni zazdrosci ku najmłodszemu. Przybywają do słupa, na którym napisano: drogi na prawo i na lewo szczęśliwe, trzecia zaś prosto nieszczęśliwa. Dają najmłodszemu tylko kawałek chleba, umawiają się w takim a takim dniu zejść się przy tym słupie, udają się sami szczęśliwemi drogami, a jego zostawują na trzeciej nieszczęśliwej. Idzie biedak płacząc, idzie; zmęczył się bardzo, siada pod krzakiem i zaczyna jeść; aż wtem podchodzi wilk i przemawia: nie lękaj się mnie, ja ci nic złego nie zrobię, daj mi tylko jeść. Chłopiec dał mu kawał chleba i opowiedział powód swej wędrówki; wilk podziękował mu za chleb i powiada: siadaj na mnie, ja cię zawiozę do pałacu królewskiego, gdzie się ptak ten znajduje, którego szukasz; tylko pamiętaj, nie zabieraj klatki, ale tylko samego ptaszka. Przybywają; chłopiec spostrzega ptaszka w pięknej klatce dyjamentami sadzonej; zapomina o przestrodze, chwyta go' z klatką, lecz ta tak zaczyna brzęczeć i dzwonić, że straż usłyszawszy przybiegła i chłopca do króla zaprowadziła. Król zaczął go strofować i dopytywać, dla czego się ośmielił kraść; a kiedy chłopiec opowiedział mu wszystko ze szczegółami, król mu rzekł: uwalniam ciebie, a jeżeli chcesz mieć tego ptaszka z klatką, to przyprowadź mnie w zamian złotego konia. Przychodzi chłopiec do wilka i bieduje; wilk, wymówiwszy mu że nie usłuchał przestrogi, każe siadać na siebie, przywozi do jakiegoś dworu królewskiego i mówi: zaraz wypuszczą do zagrody tego konia, siadaj na niego i uciekaj, tylko pamiętaj, siodła nie bierz; ale chłopiec jak ujrzał siodło, tak mu się ono podobało, że zapomina o przestrogach i zaczyna je na konia wkładać; lecz zaczęło ono tak hałaśliwie brzęczeć, że ludzie usłyszeli, nadbiegli i zaprowadzili chłopca jako złodzieja do króla. Król w taki gniew wpadł, że kazał go wrzucić do lochu; ale usłyszawszy płacz chłopca i szczegółowe opowiadanie przyczyny tej kradzieży, rzecze mu: przyprowadź mi pannę z morza, to weźmiesz sobie konia z siodłem. Wraca zbiedzony chłopiec do wilka ten rzecze: dobrze ci tak; nie chciałeś mnie słuchać, więc cierp. Ale przypomniawszy że chłopiec głodny, dał mu chleba i mówi: dam ci teraz pieniądze, zawiozę do miasteczka, tam kup paciorków, wstążek, cacek, butelkę wina mocnego, konia i wózek. Gdy chłopiec to wszystko kupił, wilk kazał mu jechać za sobą nad brzeg morza. Po przybyciu mówi wilk: porozkładaj to wszystko na wozie, a sam pod nim się schowaj; jak tylko wyjdzie panna z morza, usiądzie na wóz i wypije wino, ty prędko siadaj na wóz, gdyż ona po wypiciu zaśnie, a jedź prędko za mną, nie zważając na żadne postrachy i prośby panny po jej przebudzeniu się.Jak wilk powiedział, tak chłopiec zrobił. Panna po przebudzeniu się zaczyna używać różnych środków i czarów, aby chłopca zmusić do puszczenia jej, lecz widząc że to go nic nie zastrasza, przemienia się w postać pięknej kobiety i mówi: takiego dawno czekałam coby się niczego nie lękał; teraz jestem twoją i nigdy ciebie nie rzucę; a chłopiec na to: bardzobym chciał, abyś moją była, jesteś tak piękna, ale muszę cię oddać królowi za złotego konia, a konia za ptaszka, którego ojcu muszę zanieść; on nas trzech wysłał po tego ptaszka, ja jestem najukochańszym synem i mam być szczęśliwym. Panna na to: wieźże mnie do króla i oddaj za konia, a konia za ptaszka; a jak będziesz na drodze do domu, ja cię dogonię, z tobą do domu twego wrócę i na zawsze zostanę. Chłopiec zrobił to wszystko; i gdy uradowany i szczęśliwy powraca z ptaszkiem, klatką i siodłem do ojca, dopędza go panna, która chodząc po ogrodzie z królem w wilka się przemieniła, zostawiła zatrwożonego króla i sama za chłopcem pogoniła; przemieniwszy się w piękną pannę, wskakuje na wózek i mówi do chłopca: teraz już twoją jestem na zawsze i nikt mię nie dogoni. Zaledwo ujechali trochę, słyszą rżenie; oglądają się, aż bieży za niemi koń złoty. Chłopiec nie posiada się z radości, jedzie z panną, ptaszkiem w klatce i koniem, na którego siodło włożył. Gdy dojeżdżali do umówionego słupa tak go sen zmorzył, iż musiał się położyć, upraszając pannę aby go przebudziła. Gdy się już do samego słupa zbliżyli, panna za nic nie mogła go obudzić; a bracia złośliwie śmiejąc się, porywają pannę, która moc czarów straciła zakochawszy się w chłopcu, brata sennego zarzynają i rzucają pod krzak; żeby zaś panna nie wydała zabójstwa, zastraszają ją, iż jeżeli najmniejsze da podejrzenie że chce ich zdradzić, to wrzucą ją napowrót do morza. Urządziwszy się tedy, przybywają do ojca. Uradowany ojciec wychodzi na spotkanie i zapytuje o trzeciego syna. Odpowiadają mu iż musiał zginąć, bo koniecznie postanowił iść drogą nieszczęśliwą. Ale, dodają, ojcze nie smuć się, bo masz dwu nas; więc jednemu daj pannę za żonę i klatkę z ptaszkiem, a drugiemu konia z siodłem. Ojciec, choć płacząc, przeznacza najstarszemu synowi pannę z ptaszkiem, a drugiemu konia i naznacza dzień ślubu. Panna smutna, unika wszystkich i płacze, ale lęka się wyjawić zbrodni. Tymczasem wilk, przyjaciel chłopca, aby się pocieszyć szczęściem jego, bieży i spostrzega tego na drodze zarzniętego, który niegdyś kęsem chleba z nim się podzielił. Wyje, aż rzuca się na ziemię, tak go żałuje; wtem leci orlica z orlątkiem i spuszcza się na żer. Wilk rzuca się na orlątko, porywa je i mówi do orlicy: rozszarpię twoje dziecko, jeśli mi nie dostarczysz za parę godzin wody gojącej i żywiącej , która na tej i na tej górze się znajduje. Orlica rzuciła się pędem strzały i po dwu godzinach przyniosła wodę. Wilk oddał orlątko, posmarował jedną wodą szyję chłopca, drugiej wlał mu do ust; chłopiec zaczął się poruszać, wstał i rozglądał się na wszystkie strony, szukając gdzie panna, ptaszek i koń. Wilk mu powiada: ty nie wiesz że bracia ciebie zamordowali, a ja ożywiłem, boś dobry i litościwy; bracia uprowadzili twą kochankę i jeden się z nią żeni; siadaj na mnie, przyjedziemy w porę i odkryjemy całą zbrodnię. Przyjeżdżają i znajdują wybierających się do ślubu. Panna smutna, ptaszek nie śpiewa, koń stoi z głową zwieszoną; gdy zaś wszedł nasz chłopiec, panna krzyknęła z radości i rzuciła mu się na szyję, koń przybiegł rżąc i podskakując, a ptaszek ładnie śpiewać zaczął. Syn rzuca się ojcu do nóg, opowiada wszystko o złości i zbrodni braci. Ojciec kazał synom iść w świat i nigdy się nie pokazywać; ale dobry syn najmłodszy prosił go aby im przebaczył; lecz to nie pomogło; idźcie, rzekł, starajcie się żon dla siebie, a ja temu, co z takim trudem znalazł co kazałem, wszystko oddaję. Wyprawił więc sute wesele i ja tam byłem, miód, wino piłem, ale tak ciekło, że uciekło. [Z Nowogrodzkiego, od Horodyszcza, 1876]. -------------*) Bułce. *) Ślub. *) Plewy. Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
NIEDŹWIEDŹ. Był sobie pan, który nie wiedział co ze swemi pieniędzmi począć, tak ich miał wiele; więc przyszło mu na myśl pozasypywać niemi wyboje i jamy na gościńcu, który się ciągnął niedaleko jego dworu. Tak też zrobił, a lokajowi kazał na drodze podsłuchiwać co przechodzący będą mówić o tej drodze. Każdy błogosławi dobrego pana, każdy się za niego modli, ale żaden pieniędzy nie dotyka. Sługa powróciwszy powiedział swemu panu, że nic nie mówią. Ha, nic nie mówią, niech i tak będzie, rzecze pan. Wkrótce wezwano go na wojnę, pożegnał się z ukochaną żoną i pojechał walczyć. Podczas jego nieobecności żona powiła mu dziecię, podły sługa je ukradł i rozpowiedział wszystkim, że matka własnego syna zjadła. Uciekłszy z domu dawał dziecię to tej, to tamtej kobiecie do wykarmienia i wykąpania, jaką pierwszą lepszą napotkał w wiosce, do której zaszedł. Takim sposobem wychował chłopca. Potem zaszedł z nim aż na trzecią ziemię, a gdy miał lat kilkanaście, przywędrował do Anglii. Tam ujrzeli piękny dom, a przez okno spoglądała zachwycająca panienka. Chciałbyś synu, (nazywał go bowiem synem i nic nie mówił o wykradzeniu go z domu rodzicielskiego) chciałbyś żeby to była twoja matka? O i owszem, odrzecze chłopczyna. Lokaj poprosił o jej rękę i ożenił się z nią. W kilka dni potem, nocowali w jednej karczmie, mąż z żoną na jednem łóżku, a panicz na drugiem oddzielonem od tamtego cienkiem przepierzeniem. Sługa opowiadał Angielce jak on wykradł chłopca, kim on jest i całą historyję wyznał żonie, a młodzieniec słyszał wszystko, wstał raniuteńko i sługę przerzucił za pomocą Pana Boga w niedźwiedzia ze srebrną sierścią i złotym łańcuchem, zostawił w karczmie Angielkę, a wziąwszy niedźwiedzia za łańcuch, chciał powrócić do domu, lecz nie znał drogi; błąkał się od wioski do wioski, dopytując się o dwór. W każdej karczmie, do której zachodził, by się posilić, gdy go się pytano co dać niedźwiedziowi do jedzenia, odpowiadał: „Żar". Jak to być może? Tak samo jak matka może syna jeść. Dawano mu żar; niedźwiedź ma się rozumieć nie jadł, a chłopak ukradkiem żywił go odrobiną mięsa. Na koniec dowiedział się gdzie mieszka matka jego, zaszedł do niej z niedźwiedziem na uwięzi; ona go nie poznała, ale się zapytała co niedźwiedź jada; odpowiedział jak zwykle, żar, ona pyta jak to być może? Tak jak matka syna jeść może; naówczas go poznała, rzuciła mu się w objęcia. Panicz przywrócił niedźwiedziowi pierwotną postać i kazał przykuć go na trzy dni w piwnicy o chlebie i wodzie, potem żywcem do słupa zamurować. [Ze Swięciańskiego, od Wiszniewa, 1877.] Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
NIEMA KRÓLEWNA I JEJ DWUNASTU BRACI ORŁÓW. Był sobie król co miał dwunasta synów i jednę córkę; chciał ją wydać za mąż, lecz nikt nie śmiał jej brać, bo się bał jej braci i każdy powtarzał: „lękam się bo mię twoi bracie uduszą". Tak to dokuczyło królowi, że w przystępie gniewu powiedział: „Bodajby się też orłami stali i na skały polecieli". Zaledwie to wyrzekł, dwanaście pięknych orłów w powietrze się wzniosło, a królewiczów nie było. Królewna siostra jak się tylko dowiedziała, gorąco zapłakała i niezwłocznie postanowiła iść szukać po świecie swych braci przemienionych w orły. Idzie biedna, idzie nie dzień, nie dwa: każdego pyta: czy nie widzieliście dwunastu orłów mych braci, lecz nikt nie umiał gdzie są odpowiedzieć, tylko widzieli w powietrzu lecących. Biedna królewna idzie i idzie, aż doszła do ogromnej puszczy; tam spotyka wilka; ten pyta czego tak smutno wędrujesz? Ona mu całą historyję opowiedziała, a ten na to: siadaj na mnie, poniosę cię ile sił wystarczy, ile będę mógł. Niósł ją, niósł daleko, aż do ogromnego przybyli lasu; tu wilk się zatrzymał, dalej iść sił mu nie stawało. Królewna więc wilkowi pięknie podziękowała i dalej piechotą poszła i zaszła do jeszcze większej puszczy, gdzie spotyka niedźwiedzia; ten ją zapytuje: dokąd tak smutna wędrujesz? Opowiada mu swą historyję i płacze, że nie wie gdzie szukać, w którą udać się stronę. Niedźwiedź ją uspokaja i mówi: siądź na mnie, zaniosę cię do kaplicy, gdzie sam Pan Bóg mieszka i po prawicy siedzi; Jego poprosisz aby oddał twych braci. Królewna podziękowała, na niedźwiedzia wskoczyła, a ten jak drapnął, to jak wiatr polecieli. Kiedy się zbliżali do kaplicy Bożej, zatrzymał się niedźwiedź, królewna zeń zeszła i dał się głos Boży słyszeć: niedźwiedziu, niedźwiedziu! Słucham, Boże! niedźwiedź odpowiedział i spiesznie wszedł do kaplicy, a królewna korzystając z drzwi przymkniętych, pocichutku wsunęła się tam, a widząc jasność wielką, na kolana upadła i całem sercem do Pana Boga zaczęła się modlić. Posłyszał Bóg modlitwę, wysłuchał, bo była szczerą, zawołał niedźwiedzia i kazał zanieść królewnę do niewiasty Najświętszej Panny, gdzie orły jej bracia przylatują na śniadanie, obiad i wieczerzę. Królewna na niedźwiedzia wsiadła i w jednej chwili była u drzwi Najświętszej Panny, weszła przez nikogo niepostrzeżona i skryła się w kąteczku za pieckiem. Po niejakim czasie wchodzi Najświętsza Panna; westchnęła, stół się nakrył dla niej i dwunastu osób; orły się spuściły, ludzką postać przybrały, więc do jedzenia zasiedli. Widząc swych braci, i cieszy się i płacze królewna, lecz z za pieca się nie wysuwa, czeka co dalej będzie. Bracia posilili się znowu przemienili w orły i w świat polecieli. Nazajutrz jak się tylko stół nakrył, królewna z za pieca wyskoczyła, kawałek chleba zjadła, łyżkę strawy wzięła i znowu słysząc przybywających braci za piec się schowała. Tak upłynęło dni trzy; czwartego najświętsza Panna podeszła do niej i mówi: Moja kochana, widzę że ty bardzo pragniesz oswobodzić swych braci; no a czy zgodziłabyś się, chociażby i ciężką przyjąć na siebie pokutę? Z największem szczęściem, z największą radością odpowiada królewna. To dobrze. Od dziś dnia nie zmienią się już twoi bracia w orły, lecz ty musisz natychmiast ztąd wychodzić i trzy lata być niemą. To mówiąc szaty swoje Najświętsza Panna na królewnę włożyła i ta już bez mowy w świat wyruszyła. Idzie królewna, idzie, aż przyszła do lasu, gdzie król był z swym dworem na łowach; psy ją opanowały, nie mając gdzie skryć się, wlazła na drzewo, lecz psy aż na drzewo skaczą i odejść ani myślą; zwrociło to uwagę króla, przyjeżdza pod drzewo i widzi zamiast zwierza cud piękości dziewczynę i tak się w niej rozmiłował, że natychmiast ożenić się postanowił. Matce króla bardzo było nie w smak, że król z niemą się ożenił; upatrzyła więc stosowną chwilę i włożyła na palec synowej pierścień zaczarowany, a ten swym czarem uśpił ją snem, który był pół życiem a pół snem. Gdy król zobaczył, że jego żona nie żyje, strasznie się zasmucił, kazał trumnę ze szczerego ulać złota, królowę swą żonę weń włożyć i na drzewie gdzie ją znalazł powiesić. Nie wiem ile czasu upłynęło od zaśnięcia królowej, gdy drugi król do tego samego lasu na łowy przyjechał. Zdziwił się niemało widząc trumnę szczerozłotą i w niej kobietę cudownie piękną, choć umarłą, ciepłą jednak; kazał najostrożniej zdjąć trumnę z drzewa i do pałacu ją zanieść. Wszyscy schodzili się na to cudo patrzeć; a dnia pewnego gdy kilkoro dzieci zostało w tym pokoju bez starszych, zaczęły się przypatrywać jej szatom, włosom, pierścieniom i ów zaczarowany zdjęły; i o cudo, królewna wstała, a pierścień po pokoju się potoczył, na tysiąc części się rozprysnął i znikł. Król widząc królowę zmartwychwstałą nie posiadał się z radości, natychmiast huczne wesele sprawił i choć z niemą się ożenił. Żyliby oni szczęśliwie gdyby nie matka królewska, która gniewna była, że syn z niemą się ożenił i czekała tylko sposobnej chwili aby ją zgubić. Tak więc gdy królowa urodziła syna, matka przybiegła, dziecię to zabiła, krwią jego usta królowej namazała, ciało dziecięcia pod piec rzuciła, a królowi powiedziała, że żona jego to niewiasta wyrodna, co swoje dzieci zjada. Król się mocno zmartwił, lecz karę odłożył na raz drugi, jeśliby się to raz jeszcze powtórzyło. Królewna miała drugiego syna i znowu matka tak samo postąpiła; lecz król ponieważ swą żonę bardzo kochał, z wyrokiem się wstrzymał; lecz gdy trzeci raz znowu się to powtórzyło, król, choć w strasznej rozpaczy, wydał wyrok śmierci przez powieszenie. Zebrało się wielu panów, książąt i szlachty i prowadzą już biedną królowę na szubienicę, a biedna płacze tylko, bo nie ma jak udowodnić swej niewinności; gdy więc już na szubienicy stała, a sędziowie wyrok zaczęli czytać, rozpękła się ziemia a zgłębi po wschod- kach wychodzi Najświętsza Panna; jedno malutkie dzieciątko niesie na ręku, a dwoje, za sobą prowadzi i dwunastu królewiczów braci za nią postępuje. Stanęła na placu, groźnie na sędziów spojrzała i te słowa rzekła: Czyż nigdy nie będzie sprawiedliwości na świecie? że ta biedaczka taką karę na siebie przyjęła, to wy ją zamęczyć chcieliście? I wydała Najświętsza Panna wyrok: aby królowa do pierwszego wróciła męża, królewiczowie do ojca swego, a obie niegodne matki za swe niecne postępki śmiercią ukarane zostały.Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
NERKI NIEBOSZCZYKA.Pewien pan nadzwyczajnie lubił nerki cielęce i nic innego nie jadał. Ale pewnego razu zabrakło mu nerek, kucharz nie miał co mu dać na obiad. Pan mu rzekł: Choć stwórz, ale chcę żeby były na dzisiaj. Kucharz niewiele myśląc poszedł na cmentarz, odgrzebał wczoraj pochowanego człowieka, wyjął mu nerki i ugotowawszy podał panu. Pan zjadł nie domyślając się niczego. Aż w nocy przychodzi człowiek umarły i wrzeszczy, idąc przez wszystkie pokoje: Oddaj moje cynadry! Oddaj moje cynadry! Pan posłał po kucharza i zapytał się go, kto to idzie. Kucharz mu się przyznał i w tejże chwili trup krzyknąwszy okropnie: Oddaj moje cynadry! wyrwał je panu z brzucha i poszedł, a pan umarł.[Ze Swięciańskiego, od Wiszniewa, 1877.] Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O BABIE JADĄCEJ DO NIEBA.Pewna baba szpitalna na Wniebowstąpienie zasnęła w kościele; wszyscy wyszli, kościół zamknięto; noc nadeszła, a baba spała. W nocy złodzieje przyszli kościół okradać; przez okno tedy wpuścili w koszu kilku swoich, którzy się rozeszli po kościele zabierać bogactwa. Wtem baba się budzi; widzi jasność, widzi złodziejów oświetlonych latarkami i kosz na sznurze; myśli tedy że to anieli przyszli ją do nieba zabierać; zaczyna więc modlić się: "Przez Twoje Panie Wniebowstąpienie..." i wsiada do kosza; a złodzieje za kościołem, poczuwszy targnięcie kosza, ciągną babę do góry, ale kiedy już do okna przyciągnęli, spostrzegli babsko, przelękli się, puścili kosz i pouciekali. Baba spadła z wysokości i zabiła się;nazajutrz gdy otworzyli kościół, znaleźli i połapali złodziejów, babę pochowali: o jej końcu dowiedzieli się od ujętych złoczyńców. [Z Trockiego, 1870.] Odmianka tegoż podania, zapisana w Święciańskiem 1872 r., powiada, że baba, jadąc w koszu ku górze, zaczęła śpiewać: „Przez Twoje szwenta żywcom do nieba wzienta"; złodzieje, głos jej posłyszawszy, przelękli się i puścili powróz. Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O CHCIWYM PANU, ZAMIENIONYM W UPIORA I O JEGO WYBAWIENIU.Był jeden pan bardzo chciwy; nie chcąc nikomu po sobie pieniędzy zostawić, zakopał je do ziemi. We dwa lata potem umarł a że był bogaty, więc nie pochowano go w ziemi, ale w sklepie postawiono. Za pokutę chciwości chodził on co noc liczyć do zakopanego kotła; a przechodząc przez kościół, na wielkim ołtarzu wszystko przewracał, psuł i łamał; nikt nie mógł zrozumieć kto to dokazuje; nawet czterech ludzi, co pilnować się podjęli, zginęło bez śladu. Ale znalazł się jeden śmiałek, co się obowiązał dopilnować licha. Poszedł wieczorem do kościoła, wziął książkę do nabożeństwa, siadł w ławce ze świecą i czyta. Aż tu otwiera się sklep i wychodzi ten pan, idzie prosto na niego i pyta: Czegoś ty tu przyszedł? śmiałek milczy a modli się. Pan pyta a pyta, a ten milczy i modli się. Widząc pan że coraz mniej czasu, rozebrał się do gołego *), jak matka rodziła, wlazł na ołtarz i psuć zaczyna. Wtedy ów śmiałek podkradł się, zebrał wszystkie odzienie, położył na ławce i siadł na niem. Panu już pora iść do dołu liczyć pieniądze, aż tu rzeczy nie ma. Więc do śmiałka rzecze: czemu rzeczy me zabrałeś ? A ten na to: A czego chodzisz po świecie? — Chodzę, bo muszę pieniądz liczyć. — A po cóż ołtarz psujesz? — Bo to moja taka pokuta. Krzyczy i prosi o odzienie, ten nie oddaje i modli się. Wreszcie mówi: przynieś tu pieniądze, to oddam. Upiór przyniósł pieniądze; tymczasem kur zapiał, pan padł na ziemię przy śmiałku. Ten pomodlił się i zasnął. We śnie widział pana, który mu dziękował za wybawienie od wiecznych mąk i pokuty. Nazajutrz znaleziono śpiącego śmiałka, przy nim ciało pana i skarb. Pochowano pana; odtąd był spokojnym. [Z Lidzkiego, 1870.]Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O CHCIWYM RYBAKU I O NIEZNAJOMYM Z OGNISTĄ TWARZĄ.Był jeden rybak, który nie miał powodzenia w swojem rzemiośle i dręczony był zazdrością, że jego towarzyszom dobrze się powodziło, a jemu zawsze źle i źle; nie cieszyła go ani własna chatka, ani krówka, którą posiadał; ciągle myślał żeby gdzie znaleźć jaki skarb zaklęty. Taką myślą zajęty bierze czółno i o północy płynie na rzekę. Przypłynąwszy do połowy rzeki, spostrzega drugie czółno i człowieka siedzącego w niem z ognistą twarzą. Dokąd tak późno, rybaku? zagadnął nieznajomy. Rybak opowiedział swoje dzienne niepowodzenie w połowie ryb i dodał że dla tego wyjechał nocą; potem zapalili fajeczki; człowiek z ognistą twarzą miał srebrną w złoto oprawną. Zamieńmy nasze fajki, rzekł nieznajomy do rybaka. Rybak chętnie się zgodził, zamienili fajki; potem nieznajomy zaczął mówić, że jeźli chce szczęścia, niech zabije swoją krowę, zdejmie skórę i każe siebie zaszyć do tej skóry ; niech się strachów nie lęka, bo będą pokazywać się rozmaite widziadła, powstaną grzmoty, pioruny i błyskawice, potem ulewa i ta woda zniesie go do rzeki. Rybak wysłuchał nieznajomego uważnie, pożegnał go i wracał do domu. Ale przyszedłszy na miejsce domu nie znalazł: w czasie jego niebytności piorun go spalił, tylko krowa została; spojrzał tedy na fajkę i okropnie się zdziwił, bo zamiast bogatej fajki, ujrzał kawał końskiego kopyta; ale to go nie zraziło. Postanowił krowę zabić i wszystko tak zrobić jak ów nieznajomy kazał; zarznął tedy krowę, zdjął skórę i kazał siebie w nią zaszyć, chociaż mu koledzy perswadowali żeby tego nie robił, ale to nic nie pomogło; i tak zaszytego kazał siebie położyć na brzegu rzeki. W tej chwili powstała najstraszniejsza burza, grzmoty, pioruny wiatry wyły i najrozmaitsze straszne pojawiały się postacie. Rybaka strach ogarnął, włosy mu powstały na głowie, targał się i chciał się wydrzeć ze skóry, ale już było za późno; powstała ulewa i zniosła go na rzekę; tam przystąpił nieznajomy i uwolnił go ze skóry, kazał siąść do czółna i razem popłynęli rzeką. Gdy byli na środku rzeki, rzekł do niego człowiek z ognistą twarzą: Ja ci pokażę skarby w wodzie, tylko nie bądź chciwy; ot tu są trzy szkatułki: jedna pełna złota, druga srebra, a trzecia miedzi; gdy jednę z nich weźmiesz, więcej nie bierz, bo zginiesz; i kazał jednę z nich brać. Rybak wziął złoto i podziękował nieznajomemu, a ten pożegnał go i odpłynął; rybak został sam jeden; wzięła go chętka wziąść i srebro, nachylił się, wpadł do wody i utonął.[Z Poniewiezkiego, 1879]. *) Pasierbicę. *) Jeźeliś dobrym duchem, to spadaj, ale jeźliś złym, to spadaj i przepadaj. Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O CÓRCE KUPCA, KTÓRA WYSZŁA ZA KRÓLEWICZA, ZAKLĘTEGO W POTWORA.Pewien kupiec miał trzy córki; dwie były bardzo pańskiego usposobienia, a tylko trzecia gospodarna. Ilekroć ojciec za granicę wyjeżdżał, przywoził dla dwóch owych bardzo piękne podarunki; najmłodsza nigdy o nic nie prosiła, tylko o jakąś małą rzecz, naprzykład chusteczkę. Raz wracając do domu okrętem bardzo naładowanym, kupiec doznał rozbicia statku, przez co podupadł na majątku; źle mu się wieść zaczęło: nie mając własnego okrętu, kupił za ostatki mały statek i wyjeżdża za morze; gdy odpływał, dwie starsze córki proszą go o różne kosztowne materyje; a najmłodsza o jednę różę, jeżeli gdzie ojciec krzak kwitnący jej znajdzie. Kupiec nakupił towaru i wracając do domu, koło niewielkiego jakiegoś domku spostrzega piękny krzak róży; zrywa jeden kwiat, ale w tejże chwili z domu wychodzi potwór i mówi, że przez zerwanie róży kupiec mu zrobił wielką krzywdę i że za to póty go ztąd nie wypuści, aż przyrzecze przywieść najmłodszą córkę. Potwór ten był zaklętym królewiczem. Wraca kupiec do domu, oddaje podarunki córkom, oddaje i najmłodszej różę, ale bardzo jest zmartwiony; ona się dopytuje powodu; kupiec opowiada jak było, że musi ją potworowi zawieźć: córka się na to zgadza i ojciec przystaje choć z wielkim żalem, bo ją najwięcej kochał. Przywozi ją tam i zostawia; dzieje się jej tam bardzo dobrze. Przebyła czas jakiś i prosi potwora aby jej pozwolił rodziców odwiedzić. Daje więc on jej pierścionek i powiada: włóż go na palec, a natychmiast będziesz u rodziców; nie dłużej tam baw nad dni dziewięć, a potem włóż znów pierścionek, a znajdziesz się u mnie. Gdy bawiła u rodziców, siostry się wypytywały,' jak się do nich dostała; najmłodsza więc opowiada jak przybyła, pokazuje pierścień i mówi o terminie powrotu. Siostry przez zazdrość, że jej tam tak dobrze, ukradły pierścień. Nadszedł dziewiąty dzień wracać trzeba, pierścienia nie ma; a potwór najsurowiej wrócić zalecił, mówiąc że od tego koniec pokuty jego zależeć będzie. Siostry nie oddają pierścienia jeden, drugi, trzeci dzień. Najmłodsza w rozpaczy; pomagają one z ojcem szukać; aż nareszcie ojciec znajduje pierścień i oddaje córce. Wraca ona czem prędzej i znajduje potwora bardzo chorego, prawie umierającego i na nią okrutnie zażalonego; powiada, że z powodu jej opóźnienia musi tyle lat jeszcze potworem przebyć, ile dni się ona spóźniła. Po upływie tych lat zaklęcie minęło, potwór stał się bardzo ładnym królewiczem, ożenił się z kupcówną, pojechał do rodziców i bardzo był z żoną szczęśliwy; a starsze siostry za karę zazdrości zostały staremi pannami.[Z Poniewiezkiego, 1870]. Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O CÓRCE MŁYNARZA. Był bogaty młynarz i miał jednę córkę, którą bardzo kochał. Razu pewnego, byłoto w niedzielę, pojechał z żoną w sąsiedztwo, a córka została w domu i chcąc, dobrze się uraczyć, usmarzyła jajecznicę. Gdy już z wielkim apetytem zaczęła ją zajadać, zatrzęsła się ziemia pod jej nogami; przestraszona patrzy co to będzie; aż przez otwór wysunęła się głowa rozbójnika. Przytomna młynarzówna pochwyciła pałasz swego ojca i ścięła mu głowę; po nim wsunęła się druga głowa, z którą postąpiła tak samo i w taki sposób ścięła głowy jedenastu rozbójnikom, a dwunastemu skórę tylko szarpnęła, bo prędko się cofnął. Gdy rodzice wrócili do domu, opowiedziała im co zaszło, a ci ją pochwalili, że tak walecznie się znalazła. Po niejakim czasie przyjechał jakiś przystojny młodzieniec starać się o rękę młynarzówny; dosyć się wszystkim podobał i rodzice wydali za niego córkę. Po weselu pan młody powiózł żonę do siebie; gdy weszli do pokoju, stara matka ich spotkała, a mąż' tak przemówił: matko, oto twoja synowa, która ci jedenastu synów zgubiła i ze mną tak postąpić chciała, ale uciekłem. Po takiej przemowie powitanie było bardzo przykre: wkrótce potem wszyscy poszli spać. Małżonek wstał raniuteńko i naradzał się z matką jak żonę zgubić; ta mu powiedziała, że najlepiej będzie wrzucić ją do kotła i uwarzyć, poczem poszła nastawić wodę. Młynarzówna nie spała i wszystko to słyszała. Jak tylko wstała, pocałowała matkę w rękę na dzień dobry i prosiła aby jej pozwoliła pójść do ogródka kwiaty polać. Matka zgodziła się na to. W ogródku stał kul *) słomy, który młynarzówna spostrzegła przejeżdżając; wszedłszy do ogrodu, zdjęła z siebie suknię, włożyła na kul i chustką go obwiązała; sama zaś po cichu z ogródka wypełzła i uciekła. Gdy już woda była gorąca, poszła matka synowę wołać i gdy ta po kilkakrotnem wzywaniu nie przychodziła, podeszła do niej i trąciła ją pięścią z całej siły; kul się wywrócił, a stara poznała się na oszukaństwie. Pobiegła rozzłoszczona do syna i mówi: jedź czem prędzej szukać tej czarownicy, zwąchała czem to pachnie i drapnęła. Syn natychmiast wyjechał. Jechał, jechał dosyć długo, nikogo nie spotkał; kiedy już zmierzchać zaczynało, stanął na odpoczynek pod ogromnym drzewem, na którego gałęziach młynarzówna siedziała ; ale on widzieć jej nie mógł, bo już było ciemno. Jednakże niby przeczuwając pchnął kolbą w górę i trafił w nogę młynarzównie; krew się obficie polała, a on myślał że deszcz padać zaczął i prędko zawrócił do domu. Młynarzówna zlazła z drzewa, obwiązała nogę i położyła się. Nazajutrz raniuteńko wstała i poszła chromając. Idąc spotkała jakiegoś człowieka, wiozącego zboże do młyna; powiedziała mu że jest córką młynarza, że spotkał ją okropny wypadek i prosiła żeby ją zabrał i zawiózł do ojca, ale tak żeby nikt tego nie widział; obiecała że ojciec wynagrodzi go za to dobrze. Chłopek wysypał zboże do rowu, wpakował ją do wora i powiózł. Wtem dopędza go mąż młynarzówny i pyta, czy nie spotkał takiej a takiej kobiety; chłopek powiada że nie spotkał; więc rozbójnik wrócił do domu, a chłopek pojechał dalej i odwiązł jego żonę do ojca, który go hojnie za to nagrodził. Po niejakim czasie przyjeżdża rozbójnik do młynarzów; przyjęli go oni dosyć grzecznie; opowiada on o ich córce, że pięknie im się kłania, że jest zdrowa, szczęśliwa i że wkrótce do nich przyjedzie. Na te słowa poszedł młynarz do drugiego pokoju, przyprowadził córkę i zapytał czy zna tę osobę ? Rozbójnik zbladł, a młynarz zwołał ludzi, którzy go pochwycili i zabili.[Z Rosieńskiego, 1857]. ----------------- *) Ciasta. *) Półce. *) Snop, wiązka. Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O CZARNOKSIĘŻNIKU.Był sobie człowiek i miał syna, ale był bardzo biedny; rzekł pewnego dnia: chodź ze mną synku, poprowadzę cię w świat, czy nie znajdzie się jakiego miejsca dla ciebie; i poszli. Szli długo, długo; nareszcie spotykają pana bogato ubranego; biedny człowiek nisko mu się pokłonił. Pan go pyta: gdzie idziesz biedaku? a on mu odpowiada, że idzie szukać jakiego miejsca dla syna, dodając że sam biedny i nie ma z czego żyć. Pan na to: to może go oddasz do mnie na służbę; wezmę go na rok, a później przyjdziesz po niego, a skoro poznasz, zabierzesz go z sobą i dostaniesz wór złota. Zgodził się człowiek, podziękował i uradowany odszedł, a pan syna zabrał z sobą.Po upływie roku, stęskniony ojciec idzie do pana po syna i spostrzega go na dziedzińcu. Syn rzecze do ojca: zaraz przyjdzie pan, który jest czarnoksiężnikiem; zamieni mnie w gołębia, a drugich dwu moich towarzyszy, jednego w orła, a drugiego w koguta; niech ojciec na zapytanie pana nie pośpiesza z odpowiedzią, lecz po przestanku i po namyśle krzyknie, iż gołąb to mój syn. Przychodzi pan, zamienia trzech chłopców w ptaki i rzecze do starca: poznawaj swego syna, który jest z trzech? Stary zaczął się namyślać, przypatrywać i mówi: gołąb to mój syn. Pan powiada: zgadłeś; masz za to wór złota, ale zostaw jeszcze na rok syna u mnie, a po upływie takowego przyjdziesz i jeśli odgadniesz, znowu wór złota otrzymasz. Zgodził się starzec, powlókł z sobą wór złota i oczekuje spokojnie terminu; po upływie jego zbliża się do dworu, gdzie jego syn się znajdował. Syn spostrzegłszy przybiega do ojca i mówi, że teraz będzie przemieniony w koguta i znów prosi aby ojciec nie pośpieszał z odgadnięciem.Przychodzi pan i zapytuje, który jego syn; starzec jak przedtem chodził, przyglądał się i krzyknął: kogut to mój syn. Zgadłeś, powiada czarnoksiężnik, masz wór złota, lecz zostaw jeszcze na rok swego syna u mnie. Ojciec, będąc przekonanym iż synowi dobrze u tego pana i ciesząc się z bogactwa, zgadza się na zostawienie, a sam ze złotem odchodzi do domu. Po upływie trzeciego roku idzie stary po syna do czarnoksiężnika. Syn spotyka go i mówi, że teraz będzie przemienionym w orła. Po odgadnięciu i tą razą, stary zabiera syna i złoto; lecz z powodu dalekiej drogi i zmęczenia starzec nie może wejść na górę, przez którą zmuszeni byli przechodzić; wówczas syn rzecze do ojca: tatku, nauczyłem się czarnoksięstwa; jeśli iść dalej nie możesz, schowamy tu złoto, przemienię ciebie i siebie w gołębie i polecimy, złoto zaś zaklnę, aby go nikt nie znalazł, a potem przyjedziemy i zabierzemy takowe. Ojciec się zgodził. Przylecieli do domu, syn siebie i ojca przemienił w ludzi i długi czas żyli wesoło i szczęśliwie. Syn zaś, po niejakim czasie, chcąc płatać figle czarnoksięzkie, rzecze do ojca: wszak tu będzie blisko wielki jarmark, na którym i wielcy panowie będą się znajdywali , a zatem przemienię się w najpiękniejszego konia, ty mię ojcze poprowadzisz na uzdeczce i weźmiesz z sobą garnek, a kto nasypie takowy złotem, temu mię sprzedasz; tylko uzdeczkę zabieraj z sobą, a ja znów do ciebie wrócę. Gdy starzec się pokazał na jarmarku, wszyscy byli zachwyceni tak ładnym koniem, a że i król się znajdował, zaraz donieśli mu o tem. Przychodzi sam król, godzi się ze starym o cenę i każe konia prowadzić do swoich pałaców, uzdeczkę zaś zwrócić staremu. Po powrocie do pałacu, król uradowany z tak pięknego kupna, każe wyprawić ucztę i sprosić na nią swych dworzan. Tymczasem koń, zostawszy sam w stajni, przemienia się w człowieka i wychodzi. Po skończonej uczcie król powiada do dworzan: pójdziemy do stajni, przejadę się ja na tym pięknym koniu. Przychodzą i nie znajdują konia. Król go każe szukać po całem królestwie, lecz wszystkie starania są daremne. Czarnoksiężnik, u którego trzy lata służył syn starego, dowiedziawszy się o ucieczce ze stajni królewskiej tak pięknego konia, domyślił się, iż ów koń był nie kto inny jak znajdujący się przed tem u niego chłopiec, którego na swą biedę wyuczył czarnoksięztwa; wybiera się więc sam na drugi jarmark. Staremu zaś tak się podobał ten figiel, że sam już radzi synowi, aby znowu w konia się przemienił. Przyprowadza tedy konia na jarmark; wnet przybliża się do niego jakiś pan; koń poznawszy że to był czarnoksiężnik, strasznie był niespokojny. Po dobiciu targu, stary upomina się uzdeczki, ale czarnoksiężnik śmiejąc się odpowiada, iż więcej żałuje uzdeczki jak konia i nie zważając na płacz i błagania starego jej nie oddaje. Przyprowadziwszy konia do siebie, czarnoksiężnik kazał go spętać łańcuchami, zamknąć na troje drzwi i tak się ubezpieczywszy, pozwolił ludziom odejść od stajni, będąc przekonany iż koń nie uciecze. Ale koń widząc że nikt go nie strzeże, pozrzucał pęta i dalej wybijać drzwi; lecz gdy z ostatnich wybiegał, spostrzegł to czarnoksiężnik i puścił się za nim w pogoń. Widząc że trudna rada, przemienia się w psa, koń zaś w zająca Długo trwała ta gonitwa; gdy się zmęczyli, przemieniają się obaj w gołębie i dolatują nad brzeg rzeczki. Koń, przemieniony w gołębia, czując się słabym, rzuca się do wody i przemienia się w okunia, czarnoksiężnik zaś w szczupaka. Wszczyna się walka w wodzie; szczupak chce połknąć okunia. Okuń ma siebie już za zgubionego; wtem spostrzega na kładce królewską praczkę, która myła bieliznę królewny. Rzuca się biedny na kładkę i przemienia się w pierścionek. Praczka spostrzegłszy taki piękny pierścień, bierze go, wkłada na palec i po powrocie do królewskiego pałacu oddaje go królewnie, która bardzo z niego będąc uradowaną, obdarzyła praczkę różnemi podarunkami. Po daremnem szukaniu okunia w rzece, czarnoksiężnik powraca do siebie i za pomocą czarów dowiaduje się, iż wróg jego został przemieniony w pierścionek i znajduje się na palcu u królewny. Przebiera się za kupca, nabiera z sobą różnych kosztowności i przybywa do pałacu królewskiego. Oznajmiono królowi o przybyciu bogatego kupca. Król wybiera sobie kilka kosztowności i zapytuje co za to należy? Kupiec odpowiada, iż nic więcej nie żąda, jak pierścionka, który widział u królewny na palcu. Pierścionek słysząc o co rzecz idzie i poznawszy w tym kupcu swego nieprzyjaciela, błaga królewnę, aby ona, po usilnych domaganiach się króla, rzuciła go z żalem i płaczem na podłogę mówiąc, aby w mak się rozsypał i jedno ziarnko takowego nadeptała nogą. Tak się stało. Kupiec przemienia się w koguta i zaczyna ziarnka z chciwością dzióbać. Wtem królewna posuwa nogę, ziarnko przemienia się w orła, rzuca się na koguta i szarpie go na kawałki. Oswobodziwszy tak siebie od wroga, orzeł przemienia się w. pięknego młodzieńca, przystępuje do królewny i powiada jej : kocham ciebie nad życie, będę dla ciebie gołębiem w miłości, a na orlich skrzydłach nosić cię będę pod niebiosa, aby ci nic nie uszkodziło na ziemi; weź mię za małżonka, bo już żyć bez ciebie nie mogę. Królewna patrzy na niego zachwycona, bierze go za rękę, przyprowadza do króla i błaga aby mu ją oddał. Król kochał bardzo córkę, zgodził się na ten związek i wspaniałą wyprawił ucztę, oddając im całe królestwo. I ja na tem weselu byłem, miód, wino piłem i na szczęście ich patrzyłem.[Z Nowogrodzkiego, od Horodyszcza, 1876]. Żródło: J.Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O DWÓCH BRACIACH GRAJKACH GARBATYCH. Byli dwaj bracia muzykusi, jeden miał garb z tyłu, drugi z przodu; sąsiad wydając starszą córkę za mąż, zaprosił muzyka z garbem z tyłu, a że grał bardzo ładnie, więc młodsza siostra panny młodej podobała jego muzykę i najlepiej przy niej tańczyła; a grajek w niej się zakochał, po powrocie do domu o niej tylko myślał i żyć bez niej nie mogąc, postanowił pójść do jej ojca i prosić o jej rękę; nazajutrz tedy ubrał się starannie i poszedł oświadczyć się ojcu; ten rozgniewany taką śmiałością, że garbaty i biedny prosi o jego córkę, wypędził go z domu. Grajek więc wziął skrzypce i poszedł bez celu w świat, z największą rozpaczą; gdy już odszedł bardzo daleko, ktoś trąca go w rękę; a to była królowa czarownic, która go prosiła aby na ich balu zechciał zagrać; muzykant usłuchał jej prośby i zaczął grać, a czarownice tańczyć; ale one tak prędko tańczyły że grajek tylko mógł dostrzegać nogi kogucie, wilcze, niedzwiedzie łapy; grał bardzo długo, dawali mu dużo przysmaków, ale on choć jadł, zrozumieć nie mógł co to za potrawy były.Po skończonym balu, przyszła do niego królowa, kazała uklęknąć i prosić o nagrodę jakiej zechce; a że był bardzo zmartwionym i zakochanym, prosił aby mu pomogła ożenić się, bo ojciec jego kochanki nie wydaje za niego swej córki dla tego że jest biednym, brzydkim i garbatym. Królowa kazała przynieść wielką skrzynię, która na siedm zamków była zamknięta; czarownice odjęły mu garb, włożyły go do tej skrzyni i dały duży wór pieniędzy; powiedziały przytem: idź teraz oświadczać się, a pewno cię przyjmą.Powrócił nasz grajek do domu; nie wiedział że już jest bez garbu, położył się spać i nie mógł zrozumieć dla czego łóżko, które dawniej było za długie, teraz wydaje się zbyt krótkiem. Nazajutrz poszedł do kramy,*) kupił sobie piękne ubranie i poszedł oświadczać się. Całuje ojca panny w rękę i prosi o oddanie córki za żonę; ojciec uradowany że taki pan go prosi, oddaje mu dziewczynę z ochotą i w rękę proszącego jeszcze całuje. Muzykus się żeni i wraca do domu z żoną.Brat jego ciekawy jest gdzie on podział garb i zkąd ma pieniądze; on mu bez zazdrości wszystko opowiedział, więc tamten postanowił tak samo postąpić; a że bal czarownic bywał co siedm lat, musiał długo czekać; nakoniec upłynęło siedm lat; drugi muzyk poszedł tedy nieproszony na bal do czarownic, zaczął grać, a spostrzegłszy dużo znajomych, zaczął się z niemi witać, ściskać stopeczki i t. d. mowiąc: sługa pani Maciejowej, kłaniam pobożnie pannie Domicelli i dalej grał nieproszony przez nikogo. Czarownice obrażone za niegrzeczne przywitanie, nie dały mu jeść a po skończonym balu, pytały go się czego chce w nagrodę swej pracy; grajek prosił o wór pieniędzy; one kazały więc przynieść skrzynię z siedmiu zamkami, z której wybrały garb jego brata i przyłożyły mu do przodu; grajek myślał że to pieniądze, podziękował i poszedł do domu; po nocy spostrzegłszy że zamiast pieniędzy dostał drugi garb, z rozpaczy zwaryjował i zakończył życie.[Z Poniewiezkiego, 1870].------------------ *) Niecka. *) Warząchew. *) Przerębla. *) Skrzynka z towarami, kramik. *) Do kramu. Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O DWÓCH BRACIACH I O BIEDZIE ZAMKNIĘTEJ W KOŚCI. Było dwóch braci, jeden bogaty a drugi biedny; jeden miał Bogactwo, drugi Biedę. Przyjechał biedny do bogatego na wesele; nie dali mu nic, tylko jakąś gołą kość do ogryzienia. Poszedł on sobie na drogę i gryzie, aż w tem nadchodzi Bieda i powiada, co ty tu obisz? — Kość ogryzam. — Daj i mnie. — Oto znowu! będę ja cię karmił! Porwał Biedę, wsadził ją do kości, zatknął czemś i zakopał do bagna. Odtąd zaczęło mu się dobrze powodzić, jak już swoją Biedę pochował. Pozazdrościł mu powodzenia starszy brat i zaczął dopytywać się, czera się to dzieje, że bratu lepiej się wiedzie. Ten mu wszystko opowiedział i pokazał bagno, gdzie Bieda była pogrzebana. Starszy tedy z zazdrości, chcąc znów młodszego do nędzy przyprowadzić, poszedł do bagna i odkopawszy kość, wypuścił Biedę. Rzuciła mu się na szyję z wdzięczności za wyswobodzenie i zawołała, że go nigdy nie opuści. Jakoż nie opuściła go: bogacz zubożał, wyszedł na żebraka, a drugi brat coraz był szczęśliwszym. [Z Poniewiezkiego, 1870].Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O DWÓCH BRACIACH ROZUMNYCH I TRZECIM GŁUPIM, KTÓRY SKÓRKĘ CISKAŁ, ŻONĘ ZABIŁ, A ŻYDA I BRACI POTOPIŁ.Było trzech braci, dwóch rozumnych a trzeci dureń. Ojciec ich umierając każe się im podzielić majątkiem; a że miał wiele bydła, nakazuje aby takowem się podzielili na los szczęścia; synowie przyrzekli tak zrobić. W oborze było dwoje drzwi; więc starsi bracia każą robić trzecie dla trzeciego brata, ale bardzo małe i mówią do niego, że stare drzwi oni biorą dla siebie, a nowe jemu oddają i że każdy będzie pilnował przy swoich drzwiach, a wiele bydła przez każde wyjdzie, tyle każdy będzie posiadał. Przez stare drzwi wyszło prawie wszystkie bydło, a przez małe wyłazi jedno drobne i nędzne cielę; więc najmłodszy brat ze złości zabija to cielę, zdejmuje skórę i z całem tem bogactwem w świat wychodzi. Idzie a idzie, zachodzi do jednej chaty i prosi o nocleg; gospodarza nie było w domu, tylko gospodyni; ta go nie przyjmuje z powodu że ma gości; biedak idzie na strych, otwiera wiersznik *) i przypatruje się co się dzieje w domu; widzi i słyszy że po wyjeździe gospodarza żona zaprosiła do siebie gości, księdza i ekonoma, napiekła pierogów, gęsi i wiele innych przysmaków, kupiła wódki, piwa i zgotowała krupniku; siedzący na strychu dureń wszystko to widzi. Wtem nadjeżdża gospodarz; gospodyni przerażona zaczyna wszystko chować a gościom każe skryć się do kubła, w którym były nasypane pióra. Gospodarz o niczera nie wiedząc, prosi żony żeby mu dała jeść; ona swoim zwyczajem zaczyna gołajać i doszło do tego że mąż musiał ją obić; więc rozgniewana żona poszła do śpichrza spać, nie dając mężowi nic do zjedzenia. Po odejściu żony, gospodarz głodny i zły zaczął szukać dla siebie żywności; wtem otwierają się drzwi, wchodzi podróżny z pokorną postawą i pozdrawia gospodarza temi słowy: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Na wieki wieków amen, odpowiedział gospodarz. Łaskawy panie, przyjm mię na noc; jestem biedny podróżny. Gospodarz przyjmuje go z wielką uprzejmością, prosi siedzieć. Podróżny usiadł i patrzy ciągle na gospodarza, który niecierpliwi się z głodu; więc zaczyna trzeć skórkę cielęcą i mówi do niej: Cicho! Gospodarz zapytuje: Z kimto rozmawiasz? — Niegodziwa to skóra ciągle mnie mówi że pod łóżkiem są pierogi a w piecu gęś pieczona. Idzie gospodarz i wszystko znajduje jak mówiła skórka; uradowany stawia to na stół, zaprasza podróżnego a potem mówi: Gdyby to jeszcze wódeczki kieliszek. Podróżny skórkę pocisnął i powiada: O, wódka jest tu pod poduszką; gospodarz i to znalazł. Skórka jeszcze powiedziała, o serze w stoliku, o maśle pod łóżkiem, a wszystko tak było jak mówiła. Syci i radzi rozmawiają, a gospodarz chce kupić skórkę, lecz podróżny za żadne pieniądze nie chce jej sprzedać i znów ją pociska. Co ona tam mówi, pyta gospodarz. At, że u ciebie gospodarzu niebłogosławieństwo w domu, że trzeba złe duchy wypędzić. A dobrze; bierz święconą wodę i wypędzaj. Oj, nic to nie pomoże; trzeba ogień rozłożyć i wrzątku nagotować. Tak zrobili i z pełnym wiadrem gorącej wody do święcenia się zabierają; gospodarz radzi kropidłem, lecz podróżny powiada że nie potrzeba, bo całem wiadrem musi wyświęcać. Chlusnął tedy wrzątkiem na kubeł, a ksiądz z ekonomem wyskoczyli opierzeni i co najprędzej w nogi; przerażony gospodarz dziękuje podróżnemu że go od tak wielkiej biedy wybawił. Znowu targuje skórkę i prosi aby za jakąkolwiek cenę mu ją sprzedał; zgadza się wreszcie podróżny, jeżeli mu tyle da pieniędzy ile się na skórce zmieści. Z ochotą przystał gospodarz, zapłacił i szczęśliwy z nabytku ciska skórkę; ta coś mówi, ale on nic nie rozumie; podróżny go przekonywa że zmęczona i musi spać się położyć, a i sam niech się wyśpi, to jutro zobaczy jak wszystko zrozumie. W nocy podróżny po cichutku zmyka, a nazajutrz gospodarz skórkę ciskał, ciskał, aż w kawałki porwał i niczego się od niej nie dowiedział. Dureń wraca do braci i opowiada jak dobrze sprzedał skórkę. Zachęciło to ich, biją więc swoje bydło i wiozą skóry na targ. Ludzie pytają co chcą za skóry; oni mówią że po tysiąc rubli; każdy odchodzi w przekonaniu że mają zmysły pomieszane; sadzą ich więc do więzienia, a skóry zabierają do policyi. Po niedługim czasie, wypuszczeni wracają do domu i rozgniewani na brata, chcą się na nim pomścić. Widząc że on gwałtem sadzi swoją żonę do necki *) do której zakłada świnię, pytają co robi. A on na to odpowiada że wiezie żonę na kiermasz na sprzedanie; żona niechce jechać, upiera się; rozgniewany mąż uderzył ją tak mocno że zabił, ale podparłszy tak aby siedzała na wozie, powiózł ją na kiermasz. Przejeżdżając koło żydówki, która sprzedawała twaróg, dał połonikiem *) żonie do kosztowania; żydówka wyrwała mu z rąk połonik i uderzyła nim umarłą kobietę, która upadła; wtedy mąż zaczął krzyczeć tak że aż policyja nadbiegła; żydówka w strachu dała ogromne pieniądze aby tylko ją uwolnili, a dureń wrócił do domu i pokazał braciom pieniądze, które wziął za żonę. Zaochoceni tem bracia wiozą swoje żony do sprzedania na kiermasz, ale tam wszyscy się zaczęli z nich śmiać, a żony krzyczeć; nadbiegła policyja, zabrała ich do turmy, a żony wróciły do domu. Mężowie po niejakim czasie uwolnili się i wrócili do żon, a rozgniewani na brata, postanowili go stracić; kupili tedy worek jedwabny, przynieśli go bratu i mówią aby te gacie włożył na siebie; on ich usłuchał, włożył, a oni go zawiązali w worku i ponieśli topić; a że była zima i lód na wodzie, a zapomnieli siekiery na wyrąbanie przełąbki, *) więc jeden drugiego posyła a żaden iść nie chciał; poszli więc obaj, a brata zawiązanego w worku zostawili na rzece. Po odejściu braci, posłyszał on czyjeś kroki, zaczął krzyczeć że nie umie ani czytać, ani pisać, a że go królem chcą zrobić. Przechodzący mimo żydek posłyszawszy to przybiegł i mówi: Ja umiem czytać i pisać, to mnie zróbcie królem. Dobrze, odpowiada głupi, wypuść tylko mnie, a ja ciebie tu wsadzę; ale siedź cicho, bo inaczej wszystko stracisz. Żyd kramnik usłuchał, zostawił towary na brzegu, a sam wlazł do wora; wtedy głupi zawiązał worek, porwał kramkę *) i uciekł do domu. Tymczasem bracia przynieśli siekierę, wyrąbali lód i wsadzili żyda z workiem do wody, a sami wrócili do domu, szczęśliwi że brata w ten sposób się pozbyli. Ale wtem spostrzegają że ich brat utopiony rozkłada najpiękniejsze towary; przelękli się i zdziwili zkąd wziął te bogactwa. Głupi ich upewniał że to wszystko znałazł pod lodem i ile mógł zabrał z sobą; bracia tedy proszą, aby ich tam wsadził; usłuchał głupi, zawiązał ich do wora i wsadził pod lód, wrócił do domu, ożenił się z młodą i ładną dziewczyną i żył bardzo długo i szczęśliwie.[Z Poniewiezkiego, 1870]. *) Około r. 1845 słyszałem tęż bajkę w Lidzkiem nieco inaczej opowiadaną; febry weszły jedna w króla, druga w pana, a trzecia w chłopa; ten ostatni trzymał worek nie pod belka, ale w kominie. *) Drzwiczki w stołowaniu dla wypuszczania dymu. Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O DWÓCH MATKACH. Pewnego razu Pan Bóg zaszedł do chaty, gdzie mieszkała staruszka matka z synem. Jeżeli chcesz to cię odmłodzę, mówi do niej. Ach, gdybyż to być mogło! odpowiada staruszka, ale już nie będę młodą. Synu nieś twą matkę na kowadło, rzecze Bóg. Chłopak posłuszny by! rozkazowi, a Bóg na kowadle ją młotem wykuł, napalił w ognisku, potem poniósł do rzeki i wrzucił, a ona hop! na dnie usiadła i wyskoczyła młodziusieńka. Drugi kowal widział to wszystko, bo mieszkał blisko i zrobił toż samo ze swoją matką; ale ponieważ to był człowiek, więc zabił matkę, a gdy ją wrzucił do rzeki, to ona wpadła i utonęła. Nie wiedząc co robić z martwą matką, naładował wóz jabłkami, na nim ją posadził i do miasta pojechał; sam wysiadł, a umarła matka siedzi na wozie. Podchodzi do niej żołnierz, a myśląc że, żyje, tak mówi: Babko, po czemu jabłka? Umarła nie odpowiada. Żołnierz znów się pyta, nie ma odpowiedzi; zniecierpliwiony uderzył ją pięścią, a ona się przewróciła. Wtem wybiega z szynku kowal. Nikczemniku, zabiłeś moją matkę! woła, udając rozpacz. I wytoczył mu proces oszust, a żołnierz za karę musiał mu sto rubli zapłacić. [Ze Swięciańskiego, od Wiszniewa, 1877.]Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O DWÓCH SĄSIADACH I PANU BOGU. Było dwóch sąsiadów, jeden bogaty a drugi biedny. Razu jednego kiedy orali na polu, przechodził mimo starzec siwiuteńki jak gołąbek i mówi do bogatego: Boże dopomóż! Bogacz na te słowa odpowiada: Tu i bez pomocy boskiej będzie moja ziemia rodziła. Starzec poszedł dalej i widzi biednego sąsiada, który orał nędzną i piaszczystą rolę. Boże dopomóż, powiada starzec; a na te słowa biedny odrzekł: chyba tylko przy pomocy boskiej na tej ziemi zarodzi. Po tych słowach starzec znikł. Na polu bogacza okazały się najnędzniejsze urodzaje, tylko tam gdzie stopa starca stanęła było piękne zboże. Na polu biednego prześliczny był urodzaj. Spostrzegłszy to bogacz rzecze: O gdybym ja to wiedział, że ten starzec miał taką władzę, tobym go ciągał po calem polu i miałbym taki urodzaj jak sąsiad. Odmianka. Było dwóch braci, bogaty i ubogi; obaj sieli; przychodzi Pan Bóg do bogatego i pyta co siejesz? — Żyto. — Bóg wie czy urodzi. — Ja i bez Boga wiem że urodzi. Idzie Pan Bóg do ubogiego i pyta tak samo. Ubogi odpowiada: nie wiem czy urodzi, jak Pan Bóg da. Więc Pan Bóg wrzucił mu do siewienki *) po trzy ziarna każdego zboża; urodzaj był znakomity. U bogatego wszystko przepadło, tylko tam gdzie Pan Bóg stąpał, na śladach, były bujne kłosy. [Pierwsza odmianka z Poniewiezkiego, 1870, druga ze Swięciańskiego, 1877] -----------------*) Siewnia, siewalnia, koszyk ze słomy, z którego się sieje. Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O DWUNASTU ROZBÓJNIKACH. Mieszkali na wsi jedni państwo i mieli sześć córek. Pewnego dnia pojechali na bal do sąsiedztwa, pięć młodszych zabrali z sobą, a najstarsza w domu została. W bliskim lesie kryli się rozbójnicy; dowiedzieli się oni od kogoś o niebytności państwa i w nocy we dwunastu napadli na dwór; a że było wszędzie pozamykano, podkopali się pod podłogę, gdzie panienka spała. Już jeden z nich zrobił otwór i głowę wysunął, zachęcając swych towarzyszy, aby za nim postępowali. Panienka, nie tracąc odwagi i przytomności, chociaż była jedna w pokoju, bierze ojcowski pałasz i odcina mu głowę, a ciało cichuteńko na pokój wciąga. Takim sposobem jedenastu zbójcom głowy odcięła; dwunasty, domyślając się zdrady, uciekł i poprzysiągł wieczną zemstę. Po powrocie z balu rodzice okropnie byli tym wypadkiem przerażeni i pomimo różnych poszukiwań, żadnej nie otrzymali o tym dwunastym rozbójniku wieści, nakoniec zapomnieli o nim. W parę lat może po owem zdarzeniu, przyjeżdża jakiś piękny kawaler do tych państwa; przedstawia się jako obywatel z innego powiatu, i dodaje, że słysząc wiele pochwał od swego przyjaciela dla tego domu, zapragnął jak najprędzej się z nim zaznajomić. Po niejakim czasie kawaler oświadcza się o rękę młodszej córki i otrzymuje od rodziców i panny zezwolenie. Po szumnem weselu państwo młodzi musieli do siebie odjechać. Jadą, kilka dni przebywają ogromne lasy, góry, nakoniec zatrzymują się przed jakąś jaskinią; to było mieszkanie pana młodego. Wtenczas powiada on jej, że jest rozbójnikiem i postanowił zemścić się za zgon jedenastu swych towarzyszy, nad nią i całą jej rodziną. Zaledwie weszli zapytuje żony: czy zjesz to, co ci dam? Zjem odpowiada przestraszona żona. Nie pójdziesz do tego lochu? Dobrze, nie pójdę. Każe jej zjeść trupa, którego przyniósł; poczem zawiesza jej na szyi namagnetyzmowaną gałkę metalową, a sam na łowy wychodzi. Gdy żona jedna została, rozmyśla nieszczęśliwa, co ma począć gdzie tego trupa schować? przychodzi jej na myśl wzbroniony loch; otwiera i wrzuca trupa, lecz w tem gałka upadła i w krwi się powalała; co ona z nią nie robiła, i myła i wycierała, krew jednak została; zawiązuje więc znów na szyję, będąc uspokojoną iż trupa dobrze zachowała i nikt go nie znajdzie. W kilka godzin powraca rozbójnik i zapytuje żony, czy rozkaz jego wypełniła? ona odpowiada że tak; lecz spostrzega na jej szyi zakrwawioną gałkę, każe przynieść stołek i pałkę namagnetyzmowaną, którą stukając mówi; noga tu, ręka tu, wszystkie członki tu, tu, tu! i stanął przed nim tenże sam trup, którego żonie zjeść kazał. A widzisz, nieznośna powiada, czy to tak przedemną prawdę mówisz? natychmiast uciął jej głowę i do lochu wrzucić kazał.Wkrótce pojechał do rodziców z podarunkami dla wszystkich, nibyto żona przysyła; ale bardzo smutny, prosił na wszystko, aby rodzice pozwolili drugiej córce żonę jego odwiedzić, niby chorą. Rodzice widząc jego zmartwienie, chętnie się na jego propozycyję zgadzają i tego jeszcze dnia w podróż ich wyprawują. Po kilkodniowej podróży wjechali w ogromną puszczę; tam zbój wyjawia swej towarzyszce kim jest i przywiózłszy do jaskini, również jak z żoną, tak i ze szwagierką *) niemiłosiernie postąpił, zabił ją i do lochu kazał wrzucić. Po niejakimś czasie po trzecią córkę przyjeżdza do rodziców, najmocniej przepraszając, że szwagierkę swą, która u niego się znajdowała, bez ich błogosławieństwa, bardzo świetnie wydał za mąż za jakiegoś tam księcia, któremu z interesów zaraz po ślubie wypadło powracać do siebie; że państwo młodzi bardzo nad tem czują, iż widzieć się z niemi nie mogli, ale wkrótce sami przybędą, z zagranicy wracając. Rodzice najzupełniej mu uwierzyli i pocieszając siebie tak świetnem zamążpójściem, pozwalają i trzeciej córce z nim jechać, nad którą również tak niemiłosiernie się zemścił. W kilka miesięcy pojechał po czwartą i piątą córkę, coraz nowe powody przybycia swego wymyślając, rodzice zawsze mu wierzyli, tak jakoś umiał się podobać. Nakoniec przyjechał po najstarszą córkę z radośną nowiną, że żona jego powiła dziecię, cieszy się dobrem zdrowiem i błaga ze łzami rodziców, aby ich najstarsza córka chrzestną matką była, że goście zgromadzeni czekają tylko na ich przybycie. Choć z wielkim smutkiem i po długich prośbach, rodzice na wyjazd jej się zgodzili. W drodze powiada jej, że jest rozbójnikiem jednym ze dwunastu; gdy przyjechali do jaskini, tak jak tamtym siostrom kazał zjeść trupa, zabronił do lochu zaglądać i na szyi gałkę metalową na sznureczku zawiesił, a sam do lasu poszedł. Spostrzega panna za drzwiami siekierę, bierze ją, rąbie na kawałki trupa, rozkłada ogień na kominku; ugotowała dobrze i psom na pożarcie oddaje, a kości w ziemię zakopuje. Gałeczka spadła z szyi i zbrudziła się; ale ona znalazła w lochu srebrny proszek, oczyściła i zawiesiła ją znowu sobie na szyi. Zaledwie się urządziła, rozbójnik do domu powrócił; spostrzegł od razu czystą gałkę na szyi, co mu się bardzo podobało; siada na stołku bierze namagnetyzmowaną pałkę, stuka ją i mówi: noga tu, ręka tu, wszystkie członki tu, tu, tu! ale trup już się więcej nie stawił. Otóż powiada, przekonałem się o twej niewinności; tamte siostry zabiły moich towarzyszy i słusznie ukarane śmiercią zostały; ty zaś odtąd będziesz moją żoną; używajmy razem wszystkich dostatków, cała usługa moja na twoje rozkazy. To wyrzekłszy poszedł do lasu.Zostawszy sama, bierze panna leczącą i ożywiającą wodę, wchodzi do lochu, omywa jednę ze swych sióstr, przykłada głowę, polewa tą wodą; siostra nanowo odżyła. Wówczas wkłada ją do długiego kufra, z małemi u spodu otworami i zamyka na zamek. Gdy wrócił zbójca, powiada mu, że posyła bardzo kosztowny dar dla swoich rodziców, prosząc go, aby zaraz kufer ten kazał do nich odesłać. Bardzo się mu to podobało, a bardziej jeszcze pochlebiało miłości własnej, że będą mieć o nim dobre wyobrażenie, jak jest bogatym; natychmiast wydał rozkaz swoim towarzyszom, aby przesyłka odesłaną była na miejsce. Po niejakim czasie i tamte cztery siostry również uleczone wodą ożywiającą, do rodziców przesłane zostały, taką samą koleją jak przedtem pierwsza. Nakoniec najstarsza postanowiła i siebie wyratować. Robi tedy popiersie z wosku podobne do swej twarzy, układa na poduszkach, przykrywa kołdrą; służącym daje gościńca i każe powiedzieć, gdy pan wróci z lasu, aby zaraz kufer ten do rodziców kazał odwieść, a że sama zaś jest niezdrową; poczem co najprędzej włazi do kufra i zamyka się. Gdy przyszedł rozbójnik, natychmiast posyłkę odesłać kazał do rodziców swej żony; sam zaś, będąc bardzo zmęczonym, położył się w swoim pokoju; po niejakimś czasie idzie odwiedzić żonę lecz gdy na zapytania jego nic nie odpowiadała, sądził że śpi. W kilka godzin znowu przychodzi do niej, przemawia, potrąca, nareszcie przekonywa się, że uciekła. Wszystkie sześć córek szczęśliwie do rodziców swych wróciły; ojciec jak można najprędzej zawiadomił o tem miejscową policyję, zebrał ogromne wojsko, córki nawet mu towarzyszyły, aby wskazać drogę do tej jaskini; ze wszech stron ją otoczono, połowiono wszystkich rozbójników, bogactwa zabrano, a następnie zbóje na całe życie do więzienia wtrąceni zostali. [Z Wileńskiego, 1876.] --------------*) Siostrę żony. Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O DZIEWCZYNIE, KTÓRA ZBIERAŁA JAGODY W NIEDZIELĘ. Jedna dziewczyna w niedzielę namawiała drugą, aby iść jagody zbierać do lasu. Gdy się tamta sprzeciwiała, powiada jej: ot pójdź tylko, nazbieramy jagód, sprzedamy i kupim sobie paciorki. Poszły do lasu; ale jak tylko ta dziewczyna, która namawiała, nachyliła się po pierwszą jagodę, gadzina *) wskoczyła jej na szyję i obwinęła się tak mocno, że za nic zdjąć jej nie było można. Nadaremnie sprowadzano znachorów i lekarzy; niczem zdjąć gada nie zdołano; wodzili nawet biedaczkę do księdza, ten czytał nad nią egzorcyzmat, ale i to nie pomogło. Nareszcie po roku sama gadzina odpadła, ale zaraz i dziewczyna umarła. [Z Trockiego, 1873.] Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O GRYFIE ZAKLĘTYM. Na gościńcu była pusta karczma; zebrało się do niej mnóstwo rozmaitych ptaków i kłóciły się z sobą o znalezione ziarnko; jedne mówiły że to pszenica, drugie że żyto i t. d. W tem nadszedł gościńcem gryf; głupcy jesteście, powiada, to jest ziarnko konopne; ptaki obraziły się za wyraz głupcy i tak go oskubały z pierza i puchu, że lecieć nie mógł, a iść bardzo mu było zimno, bo był podówczas mróz i śnieg. Zaczął wice rozmyślać gdzieby znalazł litościwego człowieka, któryby go przechował, nim pióra odrosną. W tem spostrzegł chatkę, zachodzi do niej i prosi o gościnność. Gospodarz mówi: tak duży jesteś, zapewne jesz wiele. Prawda że dużo, odpowiada gryf, na miesiąc wołu, beczkę soli i wody podostatkiem; ale nie pożałujesz tego, bo mogę ciebie uszczęśliwić, jeżeli zechcesz. Gospodarz przyjął go, zabił wołu, sprowadził beczkę soli, dał mu wody ile chciał i ciepłe mieszkanie. Nie tak to prędko było jak ja mówię; ptak i drugą beczkę soli i wołu drugiego zjadł, już i pierze zaczęło mu się wysypywać i odrosło zupełnie; poszedł gryf na dziedziniec spróbować sił i skrzydeł, a że już mógł dobrze latać, prosi gospodarza aby siadł na nim, to go zaniesie do swojego królestwa i tam go szczęśliwym zrobi. Gospodarz chciał pożegnać się z żoną, ale że mu w tej chwili przyszło na myśl jak boleśne jest rozstanie z drogiemi osobami, siadł na ptaka i bez pożegnania poleciał; lecieli bardzo już długo, może miesiąc albo i rok; nakoniec zatrzymał się gryf na ogromnej skale. Mówi do gospodarza, zostań ty tu, a ja polecę do mojej najstarszej siostry, dowiem się czy żyje i co tam słychać; nie lękaj się niczego, wieczorem do ciebie powrócę. Gospodarz doczekał wieczoru, ptaka nie ma; już i noc sam jeden przebył w największym strachu i dzień ubiega, a ptaka nie ma; zaczął płakać, rozpaczać, że tak marnie w cudzej stronie zginąć będzie musiał, że ptak go oszukał, za tyle dobrodziejstw niewdzięcznością się wypłacając. Wśród tej boleści doczekał drugiego wieczoru; wreszcie ptak powrócił i powiada: siadaj na mnie, zaniosę cię do mojej najstarszej siostry; zobaczysz jak ona będzie nam rada; będzie tobie dawała co tylko będziesz chciał, ale nie więcej nie bierz, tylko proś o zameczek jak konopne ziarnko a kluczyk jak makowe. Nim to powiedział, już do zamku przylecieli; siostra nadzwyczaj była rada z powrotu brata; dziękowała jego obrońcy, że od głodu i chłodu zachował jej brata; pytała się co chce w nagrodę, czy całe królestwo, czy bardzo dużo pieniędzy? Gospodarz odpowiedział co łaska; wtem siostra wyszła; ptak mówi: widzisz jak mnie nie słuchasz; mówiłem abyś tylko wziął zameczek jak konopne ziarnko, a kluczyk jak makowe. Usłuchał więc gospodarz rady ptaka i prosił o zameczek z kluczykiem. Ale siostra ptaka wszystko mu z ochotą dać chciała, oprócz zameczka; więc brat rozgniewał się odmową, wziął na barki swojego gościa i poleciał do średniej swej siostry; ta również nadzwyczaj ich gościnnie przyjęła, więcej jeszcze była rada niż starsza siostra z brata i gościa. Ofiarowała też gospodarzowi swoje bogactwa, ale zameczka nie dała. Brat obrażony i na tę siostrę, że jego dobroczyńcy odmówiła nagrody, jakiej on sobie życzył, poleciał ze swym człowiekiem do najmłodszej swej siostry. Ta najwięcej radości okazała z powrotu brata i choć jej bardzo było trudno rozstać się z zameczkiem tak małym jak konopne ziarnko a kluczykiem jak makowe, oddała oboje zbawcy swojego brata. Ptak żegnając się z gospodarzem nauczył jak ma nakręcać swój zameczek. Wyszedłszy więc z zamku na gościniec gospodarz, pokręcił kluczykiem zameczek w prawą stronę: stanęła przed nim śliczna kareta zaprzężona, mnóstwo ludzi do jego usług, kilka bryk pieniędzy i całe wojsko; a on sam znalazł się ślicznie ubranym. Ucieszony tym cudem, wsiadł do pojazdu i pojechał bardzo daleko. Jadąc spotyka porządnie ubranego pana, który mu podaje tabakierkę; a że gospodarz, choć został panem, nie był dumnym, przyjął trochę tabaki; ale nieznajomy człowieczek podając tabakę zerwał makowy kluczyk, wiszący na szyi gospodarza i sam znikł. Okropny przestrach ogarnął gospodarza; został on na gościńcu sam jeden, bez pojazdu, bogactwa i posługi. W tem zjawia się człowieczek w innem ubraniu i pyta: co ci jest, czego potrzebujesz? Zgubiłem mój kluczyk, odpowiada gospodarz. Bądź spokojny, jestem kowalem, mogę ci go zaraz dorobić, w nagrodę oddaj mi tylko to czego w domu nie zostawiłeś, a za powrotem znajdziesz. Gospodarz pomyślał trochę, a że nic mu na myśl nie przyszło czegoby mógł żałować, bierz to sobie, powiada, a kluczyk mi zrób. Uradowany jegomość odszedł trochę dalej, pokuł na kamieniu i kluczyk mu podał taki sam i znowu znikł, mówiąc: do widzenia się za siedm lat! Gospodarz pokręcił w prawą stronę kluczykiem w zameczka i znowu zjawiły się utracone bogactwa; siadł do karety i do domu szczęśliwie powrócił. Żona uradowana była z męża i niezliczonych bogactw przywiezionych przez niego; ale mąż posmutniał, bo znalazł w domu dwuletniego syna, którego nie zostawił, a którego niebacznie djabłu darował. Nie tak to prędko działo się jak mówię; już i pałace postawili i ich synek ślicznie w szkole uczył się; nakoniec ubiegło siedm lat, przyjechał ów kowal po darowanego syna. Z wielką boleścią rozstali się rodzice z kochanym jedynakiem; ale nie wiedzieli sposobu ratowania jego. Obrzydło im życie bez drogiego dziecka; bogactwo nie cieszyło; zamknęli się w domu aby i ludzi nie widzieć. Kowal tymczasem przywiózł chłopaka do swojego domu i postanowił go na najcięższe wy- 0stawić próby; pierwszej nocy kazał mu postawić pałac, jakiego jeszcze na świecie nie było. Płacze chłopak, bo wie, że pałacu nie postawi; przychodzi do niego najmłodsza córka kowala; nie płacz, powiada, ja ciebie poratuję; zobaczysz wszystko dobrze będzie. Nazajutrz wychodzi kowal, a pałac już gotowy. Na drugą noc każe chłopczykowi postawić młyn o dwunastu kamieniach. Najmłodsza córka i ten raz go wyratowała; wyszła na dziedziniec, świsnęła i rozkazała robotę do jutra ukończyć; i tak się stało, młyn był śliczny. Na trzecią noc kowal kazał mu wykopać studnię ze srebrnym zrębem. Kiedy i to zrobisz, powiada, oddam ci w nagrodę do wyboru jednę z trzech moich córek. Najmłodsza córka i to zadanie za chłopca spełniła. Wtedy więc kowal kazał swym córkom ubrać się jednostajnie ; a że miały jednostajne oczy i włosy, tak, że ich poznać nie podobna było, najmłodsza więc umówiła się z chłopakiem, że na znak zawiąże u trzewika odstającą wstążeczkę. Stanęły tedy siostry rzędem; chłopczyk wybrał najmłodszą; ojciec kazał trzy razy wybierać, a zawsze najmłodszą wybrał. Dotrzymał więc słowa, oddał mu córkę za żonę i przeznaczył im oddzielny pokój. Nazajutrz mówi żona do męża: uciekajmy do twoich rodziców! Z ochotą zgodził się on na jej projekt; żona wpuściła do pokoju trzy gołąbki, a drzwi zamknęła na zamek, klucz wyrzuciła, a sami poszli w drogę. Nazajutrz ojciec nie mogąc doczekać się na herbatę państwa młodych, posyła dowiedzieć się o nich. Postukano do drzwi; gołąbki odpowiedziały, że państwo wstają; ojciec posyła drugi raz, odpowiedziano z pokoju że państwo się ubierają; za trzecim razem idzie ojciec sam i rozkazuje odbić drzwi; gdy je otwarto wyleciały ztamtąd trzy gołąbki, a dzieci nie było; kazał więc ojciec gonić za niemi; ale zbiegi byli już w domu rodziców męża, a pogoń wróciła z niczem. Syn wszedłszy na dziedziniec swych rodziców, kazał żonie usiąść na studni, a sam poszedł do domu. Rodzice byli niezmiernie szczęśliwi z powrotu syna: opowiedział on im swoje przygody i ożenienie; poszli więc razem po synowę; ale gdy wyszli na dziedziniec, jasność uderzyła im w oczy, synowa błyszczała jak słońce; przyprowadzili ją do pokoju, potem ucztę sporządzili i ja tam byłem, miód, wino piłem, po brodzie ciekło a w ustach nie było.[Z Wiłkomierskiego, 1870]. Żrodło. J. Karłowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie
O KRÓLEWNIE, KTÓRA MIAŁA DZIECI ZE SREBRNEMI ZĄBKAMI A ZŁOTEMI WŁOSKAMI. Był król i miał trzy córki. Chodziły one po ogrodzie, po którym jakiś królewicz się przechadzał. Siostry, nie widząc go, rozmawiały. Jedna mówiła: ja mojem wrzecionem cały świat odzienę. Druga: ja moją makówką cały świat nakarmię. Trzecia: a ja rodzić będę dzieci, które będą miały złote włoski a srebrne ząbki. Królewicz to słyszał i wybrał za żonę tę ostatnią. Raz, po pobraniu się z nią, pojechał na polowanie. Tymczasem żona jego zachorowała; za babkę do niej przyszła wiedźma*); ta, po urodzeniu się synka ze złotemi włosami i srebrnemi ząbkami, zawinęła go i zakopała w ogrodzie, a na miejsce dziecka położyła spowitą kotkę. Przyjeżdża król, pyta babki: co Pan Bóg dał, babko? — Oj, dał Panie jak nie — białemu światu*); pokazuje podrzucone niby dziecko. Król wpada w gniew i postanawia stracić żonę. Ale pomiarkowany przez życzliwych ludzi, zamierza czekać drugiego dziecka. Dzieje się znów taka sama historyja. Wiedźma ten raz nie kotkę, ale pieska podrzuca. Król czeka jeszcze do trzeciego dziecka. Lecz i z trzeciem dzieje się tak samo; babka podkładła węża zamiast dziecka. Teraz już król postanowił ukarać żonę. Kazał ją zamurować i dawać przez otwór tylko kwartę wody i funt chleba na dzień. A sam nie długo czekając ożenił się z córką babki-wiedźmy. Na miejscu gdzie pierwszy synek był pochowany, wyrósł prześliczny jawor, a tak błyszczący, że światłość od niego po całym ogrodzie się rozchodziła. Córka wiedźmy, zostawszy żoną króla, i wiedząc co znaczy ów jawor, kazała go ściąć i zrobić z niego łóżko. Król zrobił, jak kazała. Ale jak wnieśli łózko do pokoju, cały pałac od niego się oświecił. Królowa i z tego nierada, każe łóżko spalić i choć dworzanie odradzali, postawiła na swojem; popiół wyrzucono na śmiecisko. Przechodziło tamtędy stado owiec; jedna polizała popiołu i urodziła jagnię ze srebrnemi ząbkami i złotemi włoskami. Wiadomość o takim cudzie rozeszła się po królestwie i doszła do królowej. Ta co prędzej prosi króla aby kazał to jagnię zarznąć. Król usłuchał; ale gdy rznęli jagnię, kropla krwi padła na trzaseczkę; tę trzaseczkę chwyciła sroka i do zamurowanej królowej zaniosła. Wtedy ta przez jedno ramię przerzuciła trzaseczkę, pokazało się półsynka; przez drugie cały synek; poczem oderznąwszy kawał swej koszuli, uszyła koszulkę dla niego, z kawałka sukni swej — sukienkę i czapkę; nauczyła jak miał iść do pałacu i co zrobić, iżby król go poznał. Kazała mu tylko czapki nie zdejmować, aby złotych włosów nie dostrzeżono. Jak nauczyła tak synek zrobił. Przychodzi do kuchni, siada niepostrzeżony w kąteczku i słyszy jak rozmawiają: że będzie dziś wielki bal, a to w tym celu, iżby się ktoś taki znalazł, coby wycetkował krobę *) orzechów. Chłopak odzywa się z kąta: ja wycetkuję, cóż to tak mądrego. Ale mu odpowiadają: nie chwal się dzieciaku. On na to: ot zobaczycie, tylko mię do krola zaprowadźcie. Zaprowadzili go do króla. Chłopak się obowiązuje w oczach króla wycetkować. Zaczyna tak: Był ogród, — trzy orzechy w króbkę; chodziły trzy siostry — trzy orzechy w króbkę; chodził królewicz — trzy orzechy w króbkę i t. d. i t. d., całą historyję matki opowiada, aż do swojego urodzenia; wreszcie mówi: ja twym synem jestem, — ostatnie trzy orzechy w króbkę. Królowa wiedźmy córka słysząc to liczenie, zbladła i w kąt się wcisnęła. Ale król kazał ją wyszukać i żelaznemi bronami ją rozwłóczyć *). I po dziś dzień, kiedy mroźno, jej roztarte kości świecą się na śniegu. [Z Lidzkiego, 1870.] ---------------*) Czarownica. *) Coś piekielnego, nie z tego świata. Żrodło. J. Kasprowicz Podania i bajki ludowe zebrane na Litwie