Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. IV Rok wydania 2020 Autorami są dzieci ze szkół rejonu Solecznik na LItwie Wydanie sfinansowane przez Fundację "Orlen"
Moja babcia pochodzi z Wilna. Mieszkała w bardzo malowniczej miejscowości niedaleko rzeki Wilenki. Kiedyś nie mogłam zrozumieć, dlaczego jadąc z Solecznik do Wilna, babcia prosiła, by przejechać przez „Puszkinówkę” i zatrzymać się na chwilkę przy dużym drewnianym domu otoczonym bardzo wysokim wzgórzem. Gdy dorosłam, zrozumiałam, że w tym domu mieszkali moi dziadkowie, pradziadkowie i prapradziadkowie. Dom stoi przy ulicy Subocz, więc dlaczego babcia nazywa tę dzielnicę „Puszkinówką”? Pewnego razu, przeglądając rodzinne albumy, babcia pokazała zdjęcie sympatycznego mężczyzny z długimi wąsami jak u Piłsudskiego. To był mój prapradziadek, który w XIX wieku wyjechał do Ameryki za chlebem. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „za chlebem”, więc babcia wytłumaczyła, że jej dziadek wyjeżdżał do Ameryki, żeby zarobić pieniądze i wrócić. Miał już narzeczoną, więc chciał zapracować na kupno domu i oczywiście, na pierścionek zaręczynowy. Wrócił z Ameryki po pięciu latach. Pierścionek z brylantem założył swojej ukochanej, a rodziców panny poprosił o rękę córki. Młodzi długo poszukiwali domu, który odpowiadałby ich potrzebom.Prapradziadek od razu planował założyć pracownię stolarską, więc dom miał być na dwa końce — w jednym miała być część mieszkalna, a w drugim, pracownia. W Wilnie nad Wilenką w pięknej willi mieszkała synowa rosyjskiego poety Aleksandra Puszkina pani Warwara. Po śmierci swego męża Gregoria sprzedawała domy i ziemię, które były jej własnością, a pieniądze przekazywała na cerkiew. Prapradziadek dowiedział się o możliwości kupienia domu i bryczką przyjechał pod samą willę pani Warwary. Zaproszono go do salonu, poczęstowano herbatą i dopiero gdy gospodyni dowiedziała się, kim jest i jakie ma zamiary, omówili szczegóły kupna-sprzedaży. Gdy czekano na urzędnika, który musiał sporządzić dokumenty, pani Warwara wypytywała o życie w Ameryce. Ciekawiła się też, jakie meble planuje robić prapradziadek w swojej pracowni. W roku 1930 dziadek został właścicielem domu przy ulicy Subocz 101. Dopiero gdy babcia mi to wszystko wytłumaczyła, zrozumiałam, z czym wiąże się nazwa "Puszkinówka". Byłam też w tej wilii, w której teraz jest muzeum Aleksandra Puszkina. Babcia pokazała mi dwie komody, które były wykonane w pracowni stolarskiej mego prapradziadka Wincentego Marcinkiewicza, który jest pochowany na cmentarzu św. Piotra na Antokolu w Wilnie. Zaręczynowy pierścionek z brylantem praprababcia wymieniła w czasie wojny na produkty. W 2006 roku babcia zdecydowała sprzedać dom, gdyż tego wymagała sytuacja rodzinna, a za pieniądze ze sprzedaży kupiła dla nas dom w Solecznikach. Śmiało więc można stwierdzić, że mój pradziadek, który jeździł do Ameryki „za chlebem”, zarobił dla siebie, swoich dzieci, wnuków, prawnuków i praprawnuków, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna i każdego dnia dziękuję w modlitwie.