Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. IV Rok wydania 2020 Autorami są dzieci ze szkół rejonu Solecznik na Litwie Wydanie sfinansowane przez Fundację "Orlen"
Moja babcia miała na imię Stasia. Mieszkała we wsi Kudziany. Kiedy miała trzy lata, jej mama zmarła na zapalenie płuc. Dwiema córkami opiekował się ojciec. Kiedy dziewczynki podrosły, musiały wykonywać wszystkie prace w domu. Były to czasy niespokojne. Kiedy bolszewicy przychodzili zebrać "podatki" od biednych ludzi - a zabierano nawet to, czym z trudem można było wykarmić rodzinę - dzieci pomagały ratować mienie. Starsza siostra Jania wsiadała na konia i przeskakując przez płot, umykała do lasu. Babcia była młodsza o dwa lata. Musiała więc paść krowy, chowając się z nimi w lesie. Tuliła się nocą do nich, by w taki sposób się ogrzać. Bywały dni, że bez względu na wszystkie cierpienia, jakich doznawały, dzieci czuły się wspaniale, jak w święto... Szły do szkoły. Znajdowała się ona w Incieleniszkach. Z okolicznych wiosek w różnym wieku zbierało się ich tam kilkanaścioro. Pani nauczycielka, Nina Wasiljewna, wykładała po rosyjsku. Maluchy nie tylko się uczyły, ale również pomagały w gospodarce domowej: porządkowały grządki, suszyły siano. W zamian za to, ona częstowała je jakimś upieczonym własnoręcznie smakołykiem. Później nauczały dwie siostry – mniszki. Razem z nimi dzieci chodziły modlić się do stojącej kapliczki, która znajdowała się naprzeciwko szkoły. Teraz po niej nie zostało chyba ani śladu. Moja babcia ukończyła tylko 4 klasy, bo musiała iść pracować na budowie w Wilnie, mimo, że była jeszcze dzieckiem. Babcia zawsze z szacunkiem wspominała ludzi, którzy pomogli jej opanować pierwsze litery.