Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. VII "Droga do wolności - historie przodków, którzy walczyli o wolność Polski" Rok wydania 2021 Autorami są dzieci z Wileńszczyzny Wydanie sfinansowane przez Ambasadę Rzeczypospolitej Polskiej w Wilnie
Autor: Gabriela Szatkiewicz (15 l.), nauczyciel: Bożena Bieleninik Gimnazjum im. św. Rafała Kalinowskiego w Niemieżu
„Za każdym razem, gdy ptaki z naszych stron przelatują nade mną, żałośnie sobie popłaczę … Zazdroszczę im, że mogą tak sobie przemieszczać się nad granicami krajów, bo ja tylko myślami mogę odwiedzać naszą wioseczkę i miejsca, gdzie rosłem i żyłem z Wami”.
Tak pisał w listach z Niemiec, siostrzeniec mego pradziadka. Wywieziono go tam na przymusowe prace w czasie wojny. Moja Babcia, Jadwiga Najmowicz, mama mego taty, opowiadała, że kiedy niemieccy żołnierze przyjechali po niego, to jego mama rzuciła się pod koła ich samochodu. Żołnierze wysiadali, odciągali ją z drogi, ale zanim wsiedli z powrotem, ona znowu leżała na drodze. Wówczas pobili ją mocno, tak, że straciła słuch. W 1949 roku zmarła, nic nie wiedząc, jak jej kochany syn żyje w dalekim, obcym kraju … Okazało się, że żyło mu się tam całkiem nieźle. Kiedy zaczęły docierać stamtąd listy, pisał, że pracuje u bardzo porządnego gospodarza. Razem z jego rodziną siada do stołu na posiłki. Wrócić na Litwę już nie mógł, bo tutaj już był Związek Sowiecki i uznano by go za szpiega i wroga narodu. Wszyscy, którzy przyjechali, musieli ukrywać się albo byli wywiezieni do pracy w łagrach. Przysłał kiedyś zdjęcie, na którym widać, jak siedzi na swoim nowym motocyklu. Chłopcy z rodziny na Litwie mogli tylko marzyć o takim. Potem wyjechał do Francji.
Babcia opowiedziała nam jeszcze inną, ciekawą historię, która przydarzyła się jej mamie, czyli mojej prababci. Ona także miała na imię Jadwiga. W czasie wojny dużo ludzi ukrywało się w lasach, z miast uciekało na wieś. To byli najczęściej partyzanci lub jakieś prześladowane osoby. Pewnego ranka do drzwi domu pradziadków w Leoniszkach koło Szumska zastukała jakaś kobieta. Rozmawiała po rosyjsku. Prosiła dać jej coś do jedzenia. Prababcia poszła do kuchni coś przyszykować, a kiedy wróciła, zobaczyła, że kobieta je garściami przygotowaną w składziku siekankę dla świń – sparzone i posiekane specjalnym tłuczkiem ziemniaki w łupinach. Jedną ręką wkładała je do kieszeni, drugą łapczywie jadła. Prababcia poprosiła ją, aby zaczekała, bo zaraz będzie gorące jedzenie, lecz ona mówiła, że i to jest bardzo smaczne. Kiedy odpoczęła u babci i najadła się do syta, to rozpłakała się i opowiedziała, że niedawno z głodu zmarł jej malutki syneczek. Pochowała go na pobliskim cmentarzu w Wielkiej Kosinie. Gdyby wcześniej trafiła do tego domu, może udałoby się go uratować…
Wiele lat później ta kobieta znowu przyszła do prababci i dziękowała za uratowanie od głodowej śmierci. Przyjechała z Rosji odwiedzić mogiłkę swego synka. Poszły razem na wiejski cmentarzyk. Teraz moi dziadkowie mieszkają w Niemieżu. Drewniany domek w pięknej wioseczce Leoniszki został sprzedany, ale wspomnienia z nim związane babcia zabrała ze sobą.