Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. VII "Droga do wolności - historie przodków, którzy walczyli o wolność Polski" Rok wydania 2021 Autorami są dzieci z Wileńszczyzny Wydanie sfinansowane przez Ambasadę Rzeczypospolitej Polskiej w Wilnie
Autor: Mateusz Wołejko (9 l.), opiekun: Krystyna Wołejko Gimnazjum im. Ferdynanda Ruszczyca w Rudominie
Nazywam się Mateusz Wołejko. Mam 9 lat. Uczę się w Gimnazjum im. Ferdynanda Ruszczyca w Rudominie. Zawsze mnie interesowała przeszłość ludzi w czasie wojny. Ciągle pytałem rodziców czy II Wojna Światowa nie dotknęła naszej rodziny lub naszych znajomych. Lubię słuchać historie, więc jedną z nich dzisiaj Wam opowiem. Przed miesiącem miałem ciekawą rozmowę z moją ciotką Galiną Kondrackiene (panieńskie nazwisko Jusupowa), która opowiedziała mi o swoim dziadku Wilhelmie Aleksandrowiczu. Pamięta to tak dobrze, jakby to było dzisiaj. Dziadek Wilhelm Aleksandrowicz urodził się w 1907 r. w powiecie Lidzkim, kiedyś ta miejscowość należała do Polski, dzisiaj to jest Białoruś. Dziadek był Polakiem, lecz był niewykształconym człowiekiem. W wieku 26 lat ożenił się z dziewczyną, która nazywała się Melania Irczyc. Pochodziła ona z bardzo bogatej rodziny. Jej rodzice prowadzili młyn dworski. Wilhelm z Melanią poznali się w czasie chrztu, na którym on był chrzestnym ojcem. Melania, późniejsza babcia ciotki Galiny wyszła za mąż w wieku 18 lat. Ślub odbył się w kościele Trokielskim w 1933 r. Urodziły się im dwie córki Janina i Alicja. Niestety, ich szczęście rodzinne trwało niedługo. – Jestem ciekaw co było dalej – powiedziałem ciotce Galinie. Ona zasmuciła się, westchnęła i zaczęła opowiadać. – Niestety dziadek nie lubił mówić o tym okresie w jego życiu. Dla niego to był on strasznym snem – mówiła wnuczka. – W 1939 roku, gdy wybuchła II Wojna Światowa, trafił do Armii Polskiej. Tam walczył przez 3 lata. Do rodziny i ojczyzny wrócił, dopiero w 1943 r. 11 maja na granicy został aresztowany przez Sowietów i 8 grudnia otrzymał wyrok, w którym zasądzono mu 10 lat obozu pracy, czyli łagru. To był trudny czas dla niego. Ciągły strach i niepokój. Pracowali dużo, a mało jedli. Ciotka Galina, przypomniała sobie jeszcze, z dziadka opowiadań, że bywały dni, w których jedynym posiłkiem dziennym był naparstek oleju i skibka chleba. Babcia przez lata czekała na dziadka i ciągle miała nadzieję, że wkrótce wróci, chociaż wszyscy jej mówili żeby zapomniała o nim i wyszła ponownie za mąż. Przez całą wojnę mieszkała i pracowała w tym samym budynku gdzie był młyn. Opowiadała, że podczas wojny nie można było mleć większej ilości ziarna. Zawsze ich sprawdzano i karano za większą ilość. Dość często z dziećmi musiała ukrywać się w lesie przed Niemcami. W czasie wojny bezpieczniej było mieszkać w mieście niż na wsi. Dziadka oczywiście się doczekała. Do rodziny wrócił dopiero w 1968 roku. Miał mocno zniszczone zdrowie psychiczne i fizyczne. Przez dłuższe lata zajmował stanowisko pracownika do spraw gospodarczych w przychodni lekarskiej. Babcia zmarła wcześniej w 1976 roku, a dziadek w 1980 r. Miał raka żołądka. Dobrze, że wojna skończyła się, lecz wspomnienia na zawsze pozostają w naszych sercach i w pamięci.