Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Szyce 7.05.1863

Id
798
Data
7.05.1863
Miejsce
Szyce
Region
Krakowskie
Zdjęcie
brak
Inne nazwy
Wielka Wieś
Artykuł
brak
Opis
Oddział Jordana z 300 ludzi złożony, pod dowództwem Józefa Romockiego, przeszedłszy kordon, zatrzymał się 7. maja pod Szycami. Po godzinnym wypoczynku wideta dała znać, że nieprzyjaciel zbliża się od Michałowic i rozwija linię tyralierską. Kawalerya Romockiego rozpoczęła bój od szarży, którą prowadził porucznik Topór, sam zaś dowódca i Perret poprowadzili żuawów i strzelców. Tymczasem, na drodze z Olkusza, pokazały się 2 kompanie piechoty z oddziałem kawaleryi i armatami, a niebawem nadciągnęła jeszcze jedna kompania z oddziałem kawaleryi. Pod naciskiem przeważających sił, oddział wparty do lasu ku kordonowi, odstrzeliwując się, przeszedł do zaboru austryackiego, straciwszy 10 w poległych i 30 rannych. Straty moskiewskie były mniej znaczne. Odznaczyli się w tej potyczce: Perret, A. Denisewicz, ranny dwa razy, Rakowski, również ranny, podoficer Wiśniewski, Janowski, Francuz Wolgart i oficer Piotrowski. Polegli między innymi: Piątkowski Bohdan, Balicki Tytus, Pulitowski, Świderski Hipolit /prawd. Antoni, przyp. GP/, Dudziak z zaboru austryackiego, Łebiński Leopold z Poznańskiego, Federowicz Kazimierz z Warszawy, Popliński Feliks i inni. [Ziel.]

Relacja Adama Piernikarskiego
Po kilkunastu dniach udałem powtórnie z Zatora do Krakowa w celu udania się znów do powstania. Przybył także na ten czas stryj mój (z drugiej linii ojca) Antoni Świderski, który służył dwadzieścia kilka lat w wojsku austriackim i przebył pod Rudeckim kampanię we Włoszech. Stryj powiedział do mnie: „Będziesz pod moją komendą i przy moim boku, pamiętaj trzymać się koło mnie, bo ja stary żołnierz.”
Dnia 6go maja, nad wieczorem ruszyło nas z Krakowa około siedmiuset ludzi ku Szycom, zaledwie szliśmy od granicy kilka wiorst, zostaliśmy raniutko siódmego maja zaatakowani przez wroga. Dowódca naszego oddziału Jordan dał rozkaz rozciągnięcia się w tyraliery i podsuwania się ku Moskalom, strzelając. Byłem ciągle tuż obok stryja. W tym momencie stryj mój został ugodzony dwoma kulami w pierś i głowę i za chwile wyzionął ducha. O ile wówczas mówiono, miał równocześnie nadejść drugi oddział powstańców z głębi kraju, na tych samych Moskali, ale, że tenże oddział innym miejscu zaatakowany przez wroga, więc zostaliśmy pobici przez przeważające siły nieprzyjacielskie. W końcu natarli na nas dragoni i kozacy, wycofaliśmy się do lasu na granicy, strzelając do pędzącej kawalerii moskiewskiej. Ja zostałem ranny kulą w lewą rękę, ale kula przeszła zostawiając niedużą ranę. Moskale chcieli pędzić za nami za granice, lecz patrol austriacki ich powstrzymał. Nas aresztowano i odstawiono do Krakowa, następnie na Podgórze do ujeżdżalni wojskowej, gdzie nas było około trzystu.
[Pamiętnik Adama Piernikarskiego, rkps, oprac. Krystyna Szymonowicz]

Jan Newlin Mazaraki - pamiętnik
Walka szła znakomicie i byliśmy już pewni zwycięstwa, lecz jedna chwila odjęła tę pewność, a to wtedy, gdy za naszymi plecami usłyszeliśmy rotowy ogień, był to Szachowski, który zająwszy dwiema rotami Wielką Wieś, uderzył nam w plecy; nie było możności utrzymania się, nasi towarzysze jak snopki padać gęsto poczęli. Kompanie odebrały rozkaz cofania się do granicy ...

Raport Józefa Romockiego (fragm.)
O godzi. 9 wieczorem 6.V. miałem zgromadzić mych ludzi poza mostkiem kolei żelaznej między Łobzowskimi a Krowoderskimi rogatkami. Oddzieliwszy następnie oddział Denisiewicza, mający zabrać broń dla siebie w Modlnickim Lasku i iść wprost na Szyce, udać się z mymi ludźmi i kawalerią do Brzezia, gdzie miały na nas czekać konie okulbaczone przez ludzi naprzód wysłanych oraz broń, ładunki i rzeczy. W ten sposób przebywszy granicę między północą a pierwszą nad ranem i połączywszy się z Denisiewiczem mogłem się udać w stronę Michałowic i dalej w kierunku naprzód wytkniętym. Gdyby Moskale wyszli byli z Michałowic, mogłem ich rozbić i iść dalej w Iwanowickie Lasy, gdzie miałbym kilkanaście godzin awansu nad nieprzyjacielem mogącym nadciągać z Olkusza lub Skały.
Okoliczności, które plan mój sparaliżowały: O godz. 9 wieczorem 6.5. nie tylko wszyscy ludzie zawezwani stawili się w punkcie zboru, ale nawet kilkudziesięciu nadkompletnych. Czekaliśmy godzinę, zanim przewodnicy z Rząski przybyli. Mając kilka worków efektów zebranych w ostatnim momencie kazałem je nieść pod nadzorem jednego z moich oficerów. Sam zaś z przewodnikiem i 100 mymi ludźmi poszedłem łąkami na Lasek Modlnicki do Brzezia. W tym lasku godzinę czekaliśmy (...) straciwszy około godz. 2 tyle drogiego czasu z powodu złego przewodnika, który zabłądził. Koniec zaś w liczbie 35 zamiast 50 nadeszły dopiero po 2 po północy. Zanim więc broń, ładunki i rzeczy rozebrano na koniec (w najgorszym gatunku), zanim rynsztunki dobrano znów kilka godzin zeszło, a gdy przyszło jeszcze konie kulbaczyć, te się pod jukami kładły, tak i zmuszony byłem rekwirować 2 wozy i 6 chomąt od pana Władysława Chalibogowskiego, co nas aż do 7 rano zatrzymało. Nareszcie między 7 a 8 granicę przekroczyłem, nie nabiwszy na miejscu broni z powodu kilku nieostrożnych wystrzałów, które cały kordon austriacki zaalarmowały. W Wielkiej Wsi więc musiałem przynajmniej godz 2 się zatrzymać, aby ludziom dać odetchnąć i broń nabić. I zaś wóz z częścią ładunków, który na granicy uwiązł, już byli Austriacy zabrali, nadciągając w wszystkich kierunkach. (...)
Oddział kawalerii mający mieć 36 koni liczyła zaledwie 17 uzbrojonych w niewysotrzone pałasze i parę lanc. Kiedy więc po godzinie stacji pod Wielką Wsią wideta dała znać, że Moskale nadeszli od Michałowic, rozwijają linię tyralrierską pod Szycami, kazałem kawalerii szarżować, co z chwalebnym zapałem pomocnik Topór wykonał, sam zaś z komendantem Perret rozwinąłem żuawów i strzelców (razem 40). Mając konia postrzelonego, a Perret zabitego, objąłem pierwszą kompanię , zdecydowany iść na białą broń ze strzelcami. 2 kompanie Moskali z oddziałem kawalerii i 2 armatami pokazały się tymczasem na drodze z Olkusza. Kiedy więc zmieniłem plan i mojej kompanii poleciłem się im odstrzeliwać, przekonałem się że ładunki, a raczej kule, były różnego kalibru tak dalece, iż większa część ludzi nabić nie mogła. W chwili więc kiedy biorę 2 kompanię Denisiewicza, dwakroć rannego i Rakowskiego, niebezpiecznie postrzelonego, i przeszedłszy przez wieś rozwijam je na łące w celu wzięcia Moskali z prawego skrzydła, spędzonych przez kawalerię ku Szycom, spostrzegłem rotę Moskali z oddziałem kawalerii nadciągających ze Skały. Wtedy więc rady już innej nie było, jak zakrywszy się linią strzelców zwrócić się ku austriackiemu terytorium, ukrywszy broni, ile możności. I wtedy jeszcze sam siebie poświęcając sformowałem ostatni raz tylarierów wraz z oficerem Piotrowskim i dopiero z ostatnimi 7 ludźmi (...).
Przypłaciwszy doświadczenie śmiercią kilku moich najdzielniejszych ludzi i 30 z górą rannych, przekonany jestem, że w podobnych warunkach żaden oddział wychodzić nie powinien.
[Galicja w Powstaniu Styczniowym, oprac. S. Kiniewicz, I. Miller, wyd. 1980, ]
Uwagi
brak
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)