Oddział Jordana z 300 ludzi złożony, pod dowództwem Józefa Romockiego, przeszedłszy kordon, zatrzymał się 7. maja pod Szycami. Po godzinnym wypoczynku wideta dała znać, że nieprzyjaciel zbliża się od Michałowic i rozwija linię tyralierską. Kawalerya Romockiego rozpoczęła bój od szarży, którą prowadził porucznik Topór, sam zaś dowódca i Perret poprowadzili żuawów i strzelców. Tymczasem, na drodze z Olkusza, pokazały się 2 kompanie piechoty z oddziałem kawaleryi i armatami, a niebawem nadciągnęła jeszcze jedna kompania z oddziałem kawaleryi. Pod naciskiem przeważających sił, oddział wparty do lasu ku kordonowi, odstrzeliwując się, przeszedł do zaboru austryackiego, straciwszy 10 w poległych i 30 rannych. Straty moskiewskie były mniej znaczne. Odznaczyli się w tej potyczce: Perret, A. Denisewicz, ranny dwa razy, Rakowski, również ranny, podoficer Wiśniewski, Janowski, Francuz Wolgart i oficer Piotrowski. Polegli między innymi: Piątkowski Bohdan, Balicki Tytus, Pulitowski, Świderski Hipolit /prawd. Antoni, przyp. GP/, Dudziak z zaboru austryackiego, Łebiński Leopold z Poznańskiego, Federowicz Kazimierz z Warszawy, Popliński Feliks i inni.
[Ziel.]Relacja
Adama PiernikarskiegoPo kilkunastu dniach udałem powtórnie z Zatora do Krakowa w celu udania się znów do powstania. Przybył także na ten czas stryj mój (z drugiej linii ojca) Antoni Świderski, który służył dwadzieścia kilka lat w wojsku austriackim i przebył pod Rudeckim kampanię we Włoszech. Stryj powiedział do mnie: „Będziesz pod moją komendą i przy moim boku, pamiętaj trzymać się koło mnie, bo ja stary żołnierz.”
Dnia 6go maja, nad wieczorem ruszyło nas z Krakowa około siedmiuset ludzi ku Szycom, zaledwie szliśmy od granicy kilka wiorst, zostaliśmy raniutko siódmego maja zaatakowani przez wroga. Dowódca naszego oddziału Jordan dał rozkaz rozciągnięcia się w tyraliery i podsuwania się ku Moskalom, strzelając. Byłem ciągle tuż obok stryja. W tym momencie stryj mój został ugodzony dwoma kulami w pierś i głowę i za chwile wyzionął ducha. O ile wówczas mówiono, miał równocześnie nadejść drugi oddział powstańców z głębi kraju, na tych samych Moskali, ale, że tenże oddział innym miejscu zaatakowany przez wroga, więc zostaliśmy pobici przez przeważające siły nieprzyjacielskie. W końcu natarli na nas dragoni i kozacy, wycofaliśmy się do lasu na granicy, strzelając do pędzącej kawalerii moskiewskiej. Ja zostałem ranny kulą w lewą rękę, ale kula przeszła zostawiając niedużą ranę. Moskale chcieli pędzić za nami za granice, lecz patrol austriacki ich powstrzymał. Nas aresztowano i odstawiono do Krakowa, następnie na Podgórze do ujeżdżalni wojskowej, gdzie nas było około trzystu.
[Pamiętnik Adama Piernikarskiego, rkps, oprac. Krystyna Szymonowicz]Jan Newlin Mazaraki - pamiętnik
Walka szła znakomicie i byliśmy już pewni zwycięstwa, lecz jedna chwila odjęła tę pewność, a to wtedy, gdy za naszymi plecami usłyszeliśmy rotowy ogień, był to Szachowski, który zająwszy dwiema rotami Wielką Wieś, uderzył nam w plecy; nie było możności utrzymania się, nasi towarzysze jak snopki padać gęsto poczęli. Kompanie odebrały rozkaz cofania się do granicy ...
Raport Józefa Romockiego (fragm.)
O godzi. 9 wieczorem 6.V. miałem zgromadzić mych ludzi poza mostkiem kolei żelaznej między Łobzowskimi a Krowoderskimi rogatkami. Oddzieliwszy następnie oddział Denisiewicza, mający zabrać broń dla siebie w Modlnickim Lasku i iść wprost na Szyce, udać się z mymi ludźmi i kawalerią do Brzezia, gdzie miały na nas czekać konie okulbaczone przez ludzi naprzód wysłanych oraz broń, ładunki i rzeczy. W ten sposób przebywszy granicę między północą a pierwszą nad ranem i połączywszy się z Denisiewiczem mogłem się udać w stronę Michałowic i dalej w kierunku naprzód wytkniętym. Gdyby Moskale wyszli byli z Michałowic, mogłem ich rozbić i iść dalej w Iwanowickie Lasy, gdzie miałbym kilkanaście godzin awansu nad nieprzyjacielem mogącym nadciągać z Olkusza lub Skały.
Okoliczności, które plan mój sparaliżowały: O godz. 9 wieczorem 6.5. nie tylko wszyscy ludzie zawezwani stawili się w punkcie zboru, ale nawet kilkudziesięciu nadkompletnych. Czekaliśmy godzinę, zanim przewodnicy z Rząski przybyli. Mając kilka worków efektów zebranych w ostatnim momencie kazałem je nieść pod nadzorem jednego z moich oficerów. Sam zaś z przewodnikiem i 100 mymi ludźmi poszedłem łąkami na Lasek Modlnicki do Brzezia. W tym lasku godzinę czekaliśmy (...) straciwszy około godz. 2 tyle drogiego czasu z powodu złego przewodnika, który zabłądził. Koniec zaś w liczbie 35 zamiast 50 nadeszły dopiero po 2 po północy. Zanim więc broń, ładunki i rzeczy rozebrano na koniec (w najgorszym gatunku), zanim rynsztunki dobrano znów kilka godzin zeszło, a gdy przyszło jeszcze konie kulbaczyć, te się pod jukami kładły, tak i zmuszony byłem rekwirować 2 wozy i 6 chomąt od pana Władysława Chalibogowskiego, co nas aż do 7 rano zatrzymało. Nareszcie między 7 a 8 granicę przekroczyłem, nie nabiwszy na miejscu broni z powodu kilku nieostrożnych wystrzałów, które cały kordon austriacki zaalarmowały. W Wielkiej Wsi więc musiałem przynajmniej godz 2 się zatrzymać, aby ludziom dać odetchnąć i broń nabić. I zaś wóz z częścią ładunków, który na granicy uwiązł, już byli Austriacy zabrali, nadciągając w wszystkich kierunkach. (...)
Oddział kawalerii mający mieć 36 koni liczyła zaledwie 17 uzbrojonych w niewysotrzone pałasze i parę lanc. Kiedy więc po godzinie stacji pod Wielką Wsią wideta dała znać, że Moskale nadeszli od Michałowic, rozwijają linię tyralrierską pod Szycami, kazałem kawalerii szarżować, co z chwalebnym zapałem pomocnik Topór wykonał, sam zaś z komendantem Perret rozwinąłem żuawów i strzelców (razem 40). Mając konia postrzelonego, a Perret zabitego, objąłem pierwszą kompanię , zdecydowany iść na białą broń ze strzelcami. 2 kompanie Moskali z oddziałem kawalerii i 2 armatami pokazały się tymczasem na drodze z Olkusza. Kiedy więc zmieniłem plan i mojej kompanii poleciłem się im odstrzeliwać, przekonałem się że ładunki, a raczej kule, były różnego kalibru tak dalece, iż większa część ludzi nabić nie mogła. W chwili więc kiedy biorę 2 kompanię Denisiewicza, dwakroć rannego i Rakowskiego, niebezpiecznie postrzelonego, i przeszedłszy przez wieś rozwijam je na łące w celu wzięcia Moskali z prawego skrzydła, spędzonych przez kawalerię ku Szycom, spostrzegłem rotę Moskali z oddziałem kawalerii nadciągających ze Skały. Wtedy więc rady już innej nie było, jak zakrywszy się linią strzelców zwrócić się ku austriackiemu terytorium, ukrywszy broni, ile możności. I wtedy jeszcze sam siebie poświęcając sformowałem ostatni raz tylarierów wraz z oficerem Piotrowskim i dopiero z ostatnimi 7 ludźmi (...).
Przypłaciwszy doświadczenie śmiercią kilku moich najdzielniejszych ludzi i 30 z górą rannych, przekonany jestem, że w podobnych warunkach żaden oddział wychodzić nie powinien.
[Galicja w Powstaniu Styczniowym, oprac. S. Kiniewicz, I. Miller, wyd. 1980, ]