Urodził się w roku 1833 w Czołowie w Królestwie Polskiem, majątku rodziców, Jana Nepomucena i Magdaleny z Buthnerów Zawadzkich małżonków Skrzyńskich. Utraciwszy wcze śnie rodziców, wychowywał się w Poznaniu w domu wuja swego. Po wyjściu z gimnazyum Ś. Maryi Magdaleny poświęcił się zawodowi gospodarczemu, kształcąc się w znamienitej szkole turewskiej pod kie runkiem generała Dezyderego Chłapowskiego. Na hasło powstania nie wahał się ani chwili i jeden z pierwszych Wielkopolan chwycił zabroń. Mianowany dowódzcą ruchomego oddziałku konnego, okazał niezwykły talent do prowadzenia partyzantki i zjednał sobie pochwały rządu na rodowego. Wciąż niepokojąc nieprzyjaciela, co chwila staczał z nim po myślne dla oręża polskiego utarczki. „Dnia 9 lipca opowiada świadek naoczny, oficer 2 plutonu — bił się w Łęczyckiem, zbliżając się do mia steczka Główny. Po drodze uwiadomiony o zajęciu tegoż miasteczka przez Moskali, postanowił ominąć ich i przejść bokiem przez las. Było to 11 lipca. Wtem znienacka przy końcu lasu napada nań pół sotni kozaków i zpoza chojenek obrzuca go gradem kul. Następuje zamie szanie i 1 pluton oddziela się od drugiego. Skrzyński wszelako me traci przytomności i komenderuje: w lewo! t. j. na pole. Ale tylko oficerowie i 24 szeregowców idą za nim, reszta pierzcha, mianowicie dwa ostatnie plutony, zamiast uderzyć na wroga, którego miały z frontu, rozsypują się. Skrzyński wraz z garstką wiernych robi zwrot, przy puszcza szarżę, rozbija kozaków i pędzi ich przez pole, wszakże widząc nadjeżdżającą na podwodach z miasteczka piechotę moskiewską, wstrzymuje pogoń i wraca na miejsce pierwszego spotkania. Tu traci 2 i 1/2 godziny na bezowocnem szukaniu reszty swego oddziału. Moskale tym czasem w pół sotni kozaków i sotnią piechoty zbliżają się do ataku. Skrzyński z 28 ludźmi cofa się w porządku, gdy przy przekroczeniu szerokiego rowu koń pod nim pada i łamie nogę. Spostrzegłszy to towarzysze jego, stawają frontem do nadbiegających kozaków i wystrzałami z rewolwerów powstrzymują ich tak długo, dopóki wódz podanego mu drugiego konia nie dosiada, poczem znów zwolna się cofają. Na nieszczęście kula nieprzyjacielska rani Skrzyńskiego ciężko w rękę, który z konia spada. Po raz wtóry zatrzymuje się garstka wiernych, wymierzając celną broń przeciw następującym kozakom. I znów dosiada Skrzyński konia, jeszcze jedna salwa do kozaków, na lewo w tył zwrot i dalszy odwrót w zupełnym porządku. Ale drugi strzał przeszywa Skrzyńskiemu drugą rękę, a w kilka minut później dostaje postrzał w piersi, który go zwala z konia. Nasi po raz trzeci stają w pobliżu stacyi kolei żelaznej Rogdy, lecz w tej samej chwili dopada kozak i spisą przebija na wylot leżącego Skrzyńskiego... Już tylko skinieniem ręki żegna towarzyszów i dostaje się do niewoli na wpół nieżywy. Jeden z piechurów moskiewskich chce go dobić bagnetem, ale go odtrąca ma jor, który zaledwie sam nie przypłaca swego szlachetnego czynu życiem. Rozjuszony bowiem żołdak rzuca się nań, wołając: „Oddaj broń, skoro nie umiesz służyć!“ Wszelako nie zamordowano Skrzyńskiego, ale dzięki staraniom w'sponmionego majora rosyjskiego, opatrzono jego rany. Pomimo strasznych cierpień, gdy odzyskał przytomność, odezwał się do otaczających go oficerów rosyjskich w te słowa: „Nie mam żalu do was — wy bronicie cara, lecz patrzcie, jak słodko jest umierać za Ojczyznę!“ — To truło ostatnie jego chwile, że tak sromotnie opuściły go dwa plutony jego jazdy. Dla ich odszukania stracił półtrzeciej godziny, które mógł użyć do odwrotu. Ale gdy towarzysze jego robili mu przedstawienia, by o własnem myślał ocaleniu: „Cóżby — rzecze — powiedziały matki i siostry nasze, iżem zgubił ich synów i braci, mej pieczy powierzonych... Raczej dam się rozsiekać, a o losie ich zapewnionym być muszę.“ — I padł bohater ofiarą swego poświęcenia!... Zażądał spowiednika, a przyjąwszy Sakramenta ŚŚ., w pięć minut du cha wyzionął. Pogrzebany w miasteczku Brzezina w województwie rawskiemu