Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2561
Strona z 65 < Poprzednia Następna >
Władysław Kopystyński
h. Leliwa, prywatny oficjalista. Zamieszkały w Leżajsku. Urodzony 29 stycznia 1846r. w Leżajsku. Żonaty, ojciec 5 dziatek, wyznania rzymskokatolickiego. Przed powstaniem „był u Augusta Schumana w zawodzie mechanicznym, gdzie w dniu 29 stycznia udał się do Komitetu Narodowego śp. Armatysa, gdzie stamtąd udał się do oddziału Jana Czarnevkiego – stamtąd powróciwszy po uwięzieniu w domu karnym pozostał uwolniony – gdzie udał się na powrót do oddziału Jungiego, następnie po rozsypce powrócił do Galicyi – gdzie udał się natychmiast do oddziału J. Jeziorańskiego na okolice Leżajska. W temże oddziale był w bitwach 1 i 6 maja pod Kobylanką, gdzie 6 maja pozostał ranny i do szpitala Cieszanowa, następnie Lubaczowa odstawiony. Po wyleczeniu się udał się po czwarty raz do oddziału Pułkownika , w którem to oddziele brał udział w bitwach pod Polichną, pod Kaniwolą, w której Wierzbicki pozostał ranny, następnie pod Urzędowem czyli Parszywej Górze, pod Nadrybiem – Rzerzyną i Wojsławicami, gdzie w dniu 24 sierpnia 1863 pozostał wzięty do niewoli. Konwojowany do Prockiej Cytadeli, następnie do Warszawy i Moskwy, gdzie tam za wstawieniem się Jenerała Chruszczowa jako małoletni uwolniony pozostał. Po odsiedzeniu półtora roku kary więziennej po powrocie (...) aresztowany do c.k. Armii Austriackiej. Był ranny w głowę 6 maja pod Kobylanką a 24 sierpnia pod Wojsławicami w palce lewej ręki i dwa pchnięcia bagnetów w kark i nogę prawą. Służył w oddziale Czarneckiego i Jungiego jako szeregowiec, zaś w oddziale Jenerała Jeziorańskiego jako szeregowiec i podoficer, w oddziale Wierzbickiego jako sierżant i porucznik. Ma poświadczenia z miejsca urodzenia wydane przez władze, świadectwa lekarskie poświadczające zasługi i rany na ciele, następnie odwołuje się na Jana Czarneckiego, Józefa Mosza, zamieszkałych w Lwowie, Jana Gniewosza, Romana Kality, Rudolfa Raszeckiego, Leona Hana, Jana Majchera, Józefa Bielińskiego, Langa Smalawskiego, Walętego Niemczyckiego, Józefa Kellermana”. Zobowiązał się do wpisowego 1 złotego i składki rocznej w wysokości 3 złotych reńskich. Oświadczenie podpisał we Lwowie 19 (brak miesiąca) 1888r. Przyjęty na członka czynnego 23 czerwca 1888r.
Wincenty Kornecki
Wincenty Andrzej Kornecki, ur. 19.7.1839 Bochnia, zm. 15.7.1903 Kraków, syn. Sebastiana i Apolonii Prymus. Rodzeństwo: Teodor, Petronela, Marianna (zam. Kreutzer), Józef Piotr, Agata Wiktoria, Zofia (zam. Seiche). Ojciec Sebastian był z zawodu kowalem, syn Wojciecha (krawca) i Franciszki (1826 ślub), która po śmierci męża w 1855 wyszła ponownie za mąż za kowala Wojciecha Ziębę. W ich rodzinie wychowywały się dzieci, w tym przyszły powstaniec. Wincenty w wieku 24 lat walczył w Powstaniu. Ranny pod Starą Wsią 18.01.1864 dostał się do niewoli i został skazany na zesłanie. Zawrócony z drogi powrócił do Galicji. W listopadzie 1864 skazany przez Sąd Wojenny w Krakowie za "zbrodnię zaburzenia spokojności publicznej" (czyli wspieranie i udział w w Powstaniu) na 4 miesiące więzienia zaostrzonego założeniem kajdan. Był wówczas komisantem handlowym. W 1866 ożenił się z Franciszką Teichman (c. Józefa i Joanny Loke). W latach 70-tych nabył w Krakowie drukarnię po Jaworskim, mieszczącą się przy Rynku Głównym nr 8 na I piętrze. Prowadził ją 30 lat aż do śmierci. Działał aktywnie społecznie, np. organizował zbiórki książek, które przeznaczał dla czytelni ludowych. W 1875 był oskarżony i skazany za wydruk broszury patriotycznej "Sławianie!" - Baczność!", autrostwa Zygmunta Malczewskiego, wzywającej do zjednoczenia się wszystkich Słowian. Członek i przewodniczący kilku towarzystw rękodzielniczych i mieszczańskich - w tym współzałożyciel "Zgody". Mieszkał pod nr 363 w Krakowie. Nabożeństwa żałobne odbyły się w kościele oo. Kapucynów i oo. Franciszkanów Miał jednego syna - Bronisława (ur. 24.8.1873 Kraków, zm. 1940), studenta Akademii Graficznej we Wiedniu - który po stażu w Berlinie i Lipsku przejął po ojcu drukarnię, a także córki: Kamila, Wanda (zam. Brandhuber), Kazimiera, Marcelina, Zofia.
Leon Korolec
ksiądz, urodził się na Podlasiu. Po skończeniu szkół poświęcił się stanowi duchownemu, był proboszczem w powiecie Łukowskim. Na tem stanowisku gorliwie zajmował się szerzeniem moralności między swemi parafianami, a kiedy naród budzić się począł, śp. Korolec przewidując, że powstanie jest nieuchronnem, nieustannie gotował lud do niego. Wpływał również na właśeicieli ziemskich wołając o załatwienie kwestyi włościańskiej, był współpracownikiem „Dzwonu Duchownego". W listopadzie 1862 r. przyczynił się wpływem swym do poddania się duchowieństwa dyecezyi Podlaskiej pod władzę komitetu centralnego. W miesiącu Lutym 1863 r. mianowany został przez Rząd Narodowy naczelnikiem powiatu Łukowskiego. Prócz tego urzędu pełnił obowiązki naczelnika Policyi i organizatora. Energią swą i ciągiem wołaniem o poświęcenie i ofiary, stał się niemoźebnym w obec tych, którzy niedowierzając udaniu się powstania, usuwaniem się od czynnego udziału, pragnęli osłabiać działania stojących na czele, co spowodowało odwołanie go z urzędu, w pierwszych dniach Września z województwa Podlaskiego, wkrótce wszakże, bo w pierwszych dniach Października napowrót powołanym został do urzędowania na komisarza, a jenerał Kruk powierzył mu obowiązki organizatora wojskowego na Podlasiu, na którem to stanowisku pozostawał do końca Lutego 1864 roku. Poszukiwany przez Moskwę, wydalił się za granicę, przybywszy do Krakowa gdzie został aresztowany, ale przytomnością swą wydobył się z więzienia i przybył do Drezna. Po kilku miesiącach wyjechał do Francyi, zmarł w Paryżu w końcu 1865 roku. Na emigracyi należał do stowarzyszenia kapłanów polskich. Była to jedna z wybitniejszych postaci duchowieństwa polskiego, który pracą, poświęceniem i energią wielce się zasłużył ojczyźnie.
Tadeusz Korzon
W Warszawie zmarł w 79 r. tycia znakomity historyk polski prof. Tadeusz Korzon. Ody SK5 tragedii r. 1863 naród wejrzą? w siebie. obudzi} się w nim obok innych twórczych pierwiastków zmysł historyczny. Na gruzach nie pewnej, mglistej tóst6rjozofji, która niejednokrotnie uwodziła nas ku błędnym szlakom, zasiadło dziejopisarstwo, trzeźwe, z uprzedzeń wyzwolone, świadome celu wiedzy, by gruntownem roztrząśnięciem przeszłości pod przyszłość podłożyć trwały fundament. Jak budowniczowie są ci znakomici historycy, co to niby wieńcem gwiazd jasnych zabłyśli na nieboskłonie naszej doby, wnosząc ożywcze światło w atmosfery życia narodowego. / Z wielkich i czcigodnych nazwisk w tym zakresie utworzył się regestr imponujący. Jednak w ich rzędzie mało które taką zdobyto sobie popularność, jak nazwisko Tadeusza Korzona. Nie dla mnogości pism i rozległości obszarów nauki historycznej ujętej przezeń, ani dla kuszącej umiejętności słowa, która leżała poza obrębem „antencji tego pisarza. Tajemnica- wziętości tkwiła w tym wypadku gdzie indziej — w żarliwości patryotycznej tak wielkiej, żę każda z książek Korzona niosła nie tylko światło, lecz także owiewała serca czytelników ciepłem i to w epoce, kiedy tego ciepła tak bardzo było potrzeba dla podtrzymania i przetrwania. Był szermierzem prawdy i tylko prawdy, lecz podawał ją nie zimną ręką zacietrzewionego badacza, uznającego życie w tem tylko, co zamarło, jeno z ową gorącą chęcią, iżby zdobycze nauki spożytkowane były dla dobra narodu iżby ze wskazań przeszłości wyłoniła się bita droga ku odzyskaniu tego, cośmy stracili. Sp. Tadeusz Korzon przyszedł na świat w Ministra d. 29. października 1839. Ukończywszy na Uniwersytecie moskiewskim studja prawnicze, uzyskał jako dwudziestoletni młodzieniec dyplom "kandydata", na podstawie rozprawy z zakresu procedury karnej. (Porównawczy pogląd na francuską i angielską procedurę karną.) Nie uśmiechała mu się wszakże ani prawnicza niwa, ani tem-ci mniej służba u obcych dla obcych. Więc przeniósł się do Kowna, by objąć posterunek nauczyciela gimnazjalnego Tu, niedługo przed ukończeniem drugiego roku. napotkał, jak sam opowiada. fale ruchu politycznego przed powstańczego i przyłączył się do tzrw. stronnictwa ruchu. Śladem ówczesnej agitacji politycznej, która zaprowadziła go do więzienia, a stamtąd "na wygnanie do Orenburga, są listy wysyłane do "Dzien. P__na". a zebrane w. "Moim pamiętniku Przedhistorycznym" (Kraków 1912). Za kratą więzienną uśmiechnęło s5ę Korzonowi szczęście niezwykłe: znalazł w osobie Jadwigi Kulwieciównej anioła opiekuńczego, dozgonną towarzyszkę życia, osłodę w dobrej, podporę w złej doli Na wygnaniu zwrócił się do dziejopisarstwa, ale przeczuwając jeszcze, że wyłącznie przykuje go ono do siebie. Ułaskawiony na podstawie manifestu wierzbołowskiego, po powrocie do kraju (1867) osiadł w Piotrkowie i stąd po dwóch latach przeniósł się do Warszawy i nie opuścił jej już do końca życia. Nie wolny od trosk materialnych, jako pedagog zdobywał sobie środki egzystencji, a jakim był pedagogiem, jak troskliwie i umiejętnie zaszczepiać umiał miłość Ojczyzny w młodych sercach. przyświadczyć mogą wszyscy jego uczniowie. Poza nauczaniem znajdował jednak dość czasu, by poświęcać najlepsze swe siły pracy naukowej. Oddał jej się niepodzielnie. gdy w r. 1897 powołany na stanowisko bibliotekarza w Bibliotece ordynacji hr. Zamoyskich, nie potrzebował już sił swych rozpraszać. W r. 1900 powołała Korzona Akademja Umiejętności do grona swych członków. W cztery lata później wypadło ma przeżyć najcięższy cios osobisty, jakim był zgon małżonki. Nawet jednak ów ból nie złamał go i nie odsunął od pracy naukowej, którą uważał za &we posłannictwo i której też wiernym do ostatniego tchu pozostał. Przebogaty spadek pozostawia po sobie Korzon. Z wielkiej liczby dzieł jego dwa przede wszystkiem, jak dwie cenne perły, wybijają się na czoło „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta 1704—1794" i „Kościuszko". Włożył w nie podziwu godny ogrom pracy i tu właśnie bardziej niż gdzie indziej odczuwa się w nim tego uczonego, który nie odrywa się od 'życia' •narodowego gwoli spekulacjom naukowym, lecz był żywą na jego pmu gałęzią. Zanim zawodowi znawcy rozsądzą dokładnie wielkość zasług Korzona, ten głos niechaj zaznaczy cześć głęboką narodu i smutek, jaki staje nad rozwartą mogiłą, w której spoczną szczątki jednego z najlepszych synów Polski Kralrów. (TBK.) O ostatnich chwilach ś.p. Korzona podają dzienniki za pismami warszawskiemi następujące szczegóły: Nękany dusznią od lat kilku nie przestał sędziwy uczony pracować umysłowo. Na krótko jeszcze przed zgonem ze spokojem myśliciela dawał otaczającej go rodzinie ostatnie rozporządzenia. Polecił przesłać kolegom zawodowym wyrazy pożegnania i dał wskazówki co do pogrzebu. Umierając polecił dzieciom, aby w jego imieniu ofiarowały skromny grosz Towarzystwu miłośników historii i Towarzystwu opieki nad zabytkami przeszłości, jako dowód życzliwości Jego dla tych instytucji. AKADEMIA UMIEJETNOSCI WOBEC ZGONU S P. KORZONA. Kraków. Z Akademii umiejętności komunikują: W niedzielę rano nadeszła do naszej instytacji telegraficzna wiadomość o zgonie prof Tadeusza Korzona w Warszawie. Ostatni to chyba z licznej plejady starszych uczonych warszawskich, którzy tak świetnie reprezentowali naukę polską i byli ozdobą Akademii krakowskiej/Pogrzeb śp. Korzona naznaczony był na poniedziałek rano. Mimo największych usiłowań Akademia nie mogła w dniu wczorajszym nadać telegramu do Warszawy. Akademia pragnęła, aby bawiący w Warszawie jej członek prof. Szymon Askenazy w jej imieniu nad trumną przemówił. Instytucja nasza ubolewa, że nienormalne obecne stosunki nie pozwoliły jej w sposób, jak tego pragnęła uczcić pamięć nieodżałowanego ś$. Tadeusza Korom,
Jozafat Kosiński
Dnia 30 września Warszawa była świadkiem pięciu rozdzierających scen. Na pięciu publicznych placach stracono pięciu ludzi w kwiecie wieku za to, że swoją ziemie ukochali, że ją i cała Europę bronili przeciwko barbarzyństwu mongolskiej hordy. Opowiemy czytelnikom jedna z tych scen, na placu Bankowym, gdzie stracony został 19letni Kosiński. Już od świtu tłumy ludu ciągnęły na miejsce, by choć łzą i „owianiem chustki pożerać nieszczęśliwego. Wojsko z muzyką wystąpiło także w paradzie, i zajęło najbliższe miejsce. O pół do dziesiątej wjechał przez szpaler szeregów moskiewskich wóz prosty, otoczony ułanami i żandarmami, a na nim Kosiński i kapucyn, który z osądzonym żywa prowadził rozmowę. Wóz się zatrzymał, Kosiński powstał, rzucił pogodnem okiem po tłumach i uśmiechnął się. Lud podniósł milcząc głowy, popatrzył, i wybuchnął żałosnym płaczem. Zabolało serce Kosińskiemu, spuścił oczy, i ostatnia gorąca łza spłynęła mu po licu. Na znak komendanta, zagrała muzyka wojskowa, przyczem odczytano wyrok skazanemu. To trwało do trzy kwadransy na dziesiątą. Kapucyn, który tu stał przy Kosińskim, wyjął krzyż z zanadrza i dał mu go w ręce. .Skazany podniósł krzyż do ust, i podniósłszy oczy w niebo złożył gorący pocałunek, i znowu lica roziaśnił. Porwało go dwóch oprawców, przyproadzili do słupa i związawszy w tył ręce, oczy zasłonili. Dwunastu grenadierów wystąpiło, zmierzyło, i na dany sygnał padło dwanascie strzałów. Tłum podniósł oczy, spojrzał—okropny widok! Ciało nieszczęśliwego zachwiało się, pochylił i znowu życiem zadrgało. Straszny obraz! Ani jedna kula w piersi nie ugrzęzła, wszystkie członki zgruchotane — nieszczęśliwy żył jeszcze. Przystąpiło dwóch żołdaków bliżej, padło kilka strzałów rewolwerowych, i Kosiński skończył. Lud zapłakał głośnym jękiem. Żandarmi porwali martwe ciało, rzucili je na wóz i pochód ruszył z miejsca. Strugi krwi znaczyły drogę ciała po ziemi, a żałobne jęki tłumu towarzyszyły wędrówce duszy do nieba. Zbytecznem jest, pisze korespondent Czasu, zwracać uwagę waszą na bezzasadność umieszczonych zarzutów, niepopartych żadnemi dowodami, bo sami zapewne zwróciliście na to uwagę. Odwołują sic na świadków w tem piśmie, a którymi mogli być chyba sami ci policjanci, którzy ich aresztowali i oskarżyli. Nikczemnością zaś jest rzucona przez Moskali na te mordowane przez nich ofiary potwarz, jakoby obwinieni oddawali się pijaństwu i rozpuście, co jest najzupełniejszym fałszem. Tu dodam tylko, że wspomnienie w ogłoszeniu napadzie na żydówkę Kanfer na ulicy Koziej, jest fałszywe, bo żydówce tej nie chciano odebrać życia, ani grożono odebraniem takowego, a dano tylko słowne napomnienie za opór, stawiany rozporządzeniom władzy. Żaden z zamordowanych, ani Janiszewski Stanisław, ani Raczyński Tymoteusz, ani Kosiński Jozafat, ani Jagoszewski Stanisław, ani Leopold Zelner nie byli schwytani przy czynieniu jakiego zamachu. Nie było przeciwko nim żadnych dowodów lub świadków. Potrzeba było rządowi moskiewskiemu zrobić w stolicy krwawe widowisko, aby przerazić ludność; wzięto więc pierwszych lepszych pięciu łudzi — i rozstrzelano. Zelner ujęty był na trzy dni przed egzekucją. Nie sądził ich wcale sąd wojenopolowy, jak ogłosił rząd moskiewski, ale prowadził śledztwo dniem przed egzekucją Suszczyński, inkwireut, znany z nadużyć i bezprawi z ratusza — zrobił przed stawienie Bergowi, a ten nakazał zamierzone wykonać widowisko. Po przeczytaniu wyroku śmierci, proponowauo każdemu /. rozstrzelanych, aby wydali organizację narodową i wszystkie swoje stosunki, a będą' ułaskawieni. Jakkolwiek małe tylko mogli mieć ludzie ci stosunki, każdy dobry Polak wie cboć trochę o osobach pracujących dla dobra kraju, mogli więc ratować się; ale szlachetni młodzieńcy jednozgodnie i stanowczo woleli śmierć niż spodlenie.
Karol Kosiński
Karol Kosiński, zamieszkały w Ponętowie Górnym ziemi Kaliskiej - jako 18-toletni młodzieniec walczył za Ojczyznę w roku 1863, pod dowództwem Zajfryda i Oborskiego, gdy pod Nową Wsią na Kujawach, zwycięzką przeprowadzono walkę w lasach na Osowiu pod miastem Brudomem, gdzie do obozu Zajfryda i Oborskiego, dołączył się jeszcze Jung z 500 dobrze uzbrojonymi poznańczykami, tak że cały obóz zawierał najmniej 5.000 ludzi. Lecz wskutek wielkiej ilości dział moskiewskich doszczętnie rozproszony został przez generała Konstande, który wówczas wojskiem rosyjskiem dowodził. W tej strasznej bitwie Karol Kosiński uratował życie jeszcze dziś żyjącemu dyrektorowi cukrowni Strzelce panu Henigowskiemu, którego na swoich ramionach wyniósł z gradu kul i u swej matki w Cieplinach z ciężkiej rany wyleczył. Pod dowództwem Kaljego brał udział w zwycięzkiej bitwie pod Ruszkowem, lecz już drugiego dnia oddział Kaljego otoczony ze wszystkich stron w lasach Kazimierzowskich pod Kleczewem, rozbity został doszczętnie. Tamże Karol Kosiński z narażeniem własnego życia, widząc swego kolegę i przyjaciela Znanieckiego, omdlałego ze znużenia, oddaje mu swojego konia i tym sposobem życie mu ratuje. Przy schyłku powstania Karol Kosiński wstąpił do lotnej konnicy Zielińskiego, która w połączeniu z piechotą Orłowskiego pokonała wojska rosyjskie pod Żdżaromi. Lecz oddział, ścigany przez konnicę i piechotę rosyjską na wozach, już drugiego dnia po zwycięzkiej potyczce, musiał przyjąć bitwę z przemagającemi siłami i pod Dobieszkowem, niedaleko Zgierza, został rozproszony, tamże Karol Kosiński, walcząc z czerkiesem, raniony w kolano pałaszem, spadł z konia i chroniąc się w zaroślach stawu, życie ocalił. Nogę jednak utracił, gdyż przerąbany staw w kolanie zagoić się nie mógł. Gdy Karol Kosiński powrócił z wojny, zastał swoją starą matkę na gruzach spalonej wioski, którą wojsko rosyjskie przez zemstę doszczętnie zniszczyło. Sam skaleczony na całe życie, składając przysięgę na wierność, tym tylko sposobem od deportacji uchronić się zdołał, Młode życie wołało ratunku, a prośby usta wyksztusić nie mogły, i oto, jak w bajce, znalazł się w mieście Kole niejaki kupiec Markus, który mu zaufał i choć na 24 procent, ale pieniędzy pożyczył. Dalej już wszystko poszło pomyślnie. Dzisiaj Karol Kosiński, jako 70-Ietni człowiek zachował zdrowie, trzeźwość umysłu i prawie wieszczy sąd w sprawach społecznych. Skarży się, że musi przeżywać nieszczęścia, jakie kraj nasz nawiedziły.
Strona z 65 < Poprzednia Następna >