Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2978
Strona z 75 < Poprzednia Następna >
Franciszek Ksawery Kolbuszowski
Wykonanie planu wojennego powstania w r. 1863, wymagało równoczesnego rozbrojenia załóg moskiewskich w miasteczkach powiatowych, aby potem połączonemi siłami uderzyć na miasta gubernialne i za jednym zamachem zgnieść całą siłę nieprzyjacielską załogującą na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej • polskiej. Plan ten zanadto skombinowany, oparty na niepewnych ilościach zebrać się mających sił zbrojnych, wymagał nadto w wykonaniu ludzi nadzwyczajnej energii i odwagi. Jednym z takich, zdolnych do najwyższego poświęcenia się, nadzwyczajnej odwagi i energii był Ksawery Kolbuszowski, zmarły przed kilku dniami w Zaborzu pod Rawą ruską. W pierwszych dniach powstania, wysłany z obozu z kilkoma towarzyszami na rekonesans, dotarł do Lubaru, gdzie dowiedział się, że magazyny i składy wojskowe otoczone murem, zajęła rota piechoty moskiewskiej i je fortyfikuje. Nie tracąc chwili czasu, ustawił swych podkomendnych w taki sposób, aby przez Moskali z daleka byli widziani, a sam, nie dobywając szabli, w obliczu załogi moskiewskiej objechał zabudowa nia i przez nienapravviany wyłom w murze przeszkoczył koniem na podwórzec, gdzie zdziwionym i przestraszonym Moskalom rozkazał złożyć broń w kozły. Nie czekając nawet skutku swego rozkazu oddał najbliższemu sałdatowi konia do potrzymania i w towarzystwie oficerów rosyjskich przejrzał składy, z których broń i amunicyę na zarekwirowanych przez Moskali furmankach odwiózł do obozu. Na trzeci dzień cały oddział pod wodzą Edmunda Różyckiego,, ale świeże siły moskiewskie obsadziły magazyny i składy, które zmieniły się w fortecę najeżoną tysiącem luf karabinowych. Jenerał Różycki, obawiając się znacznej straty w ludziach przy wzięciu szturmem ufortyfikowanej miejscowości, wezwał na ochotnika chętnych do wysadzenia głównej bramy. Z szeregów zaczęli się przed front wysuwać jeźdźcy, ale Ksawery Kolbuszowski powstrzymał wszystkich słowami „Pójdziecie wtenczas, gdy ja tam zostanę". Zsiadł z konia, odpasał szablę i z toporem w ręku prowadząc przed sobą pojmanego Moskala, dotarł pomimo gradu kul do bramy i ją wysadził, przez co umożliwił wejście powstańców i zabranie do niewoli całego batalionu piechoty moskiewskiej. Dwukrotne wzięcie Lubaru rzuciło tak silny postrach na Moskali, że oddział jenerała Różyckiego mógł stać obozem i organizować się przez cały tydzień w Połonnem, skąd wyszedł uzbrojony i umundurowany jako pierwszy pułk jazdy wołyńskiej, który pierwszy chrzest ognia i żelaza odbył pod Laszkami. Jako punkt zborny sił narodowych naznaczony był Miropol, gdzie zejść się miały z jazdą Różyckiego oddziały strzelców i kosynierów. W tym celu pułk Różyckiego forsownemi marszami przybył pod Miropol wieczorem i rozłożył się obozem. Obóz oddalony był od miasta wąską, ale długą na ćwierć mili groblą, wiodącą przez trzęsawiska. O świtaniu rzęsisty ogień rotowy w Miropolu niespodziewanie zapowiedział bitwę, a z pierwszym brzaskiem dnia pagórki po obu stronach grobli najeżyły się lufami strzelców finlandzkich. Jenerał Różycki rozkazał drugiemu szwadronowi z rozwiniętemi sztandarami sforsować przejście przez groblę, wpaść do miasta, dodać pomocy i otuchy walczącym tam powstańcom. Wśród gradu kul karabinowych szwadron, jak wicher, wleciał na groble, a chorąży Ksawery Kolbuszowski z szablą na temblaku, ze sztandarem w ręku, pierwszy wpadł na rynek miropolski, ale z szwadronu pozostał tylko wachmistrz. Na całej długości grobli ślad przejścia naznaczony był rannymi, trupami ludzi i koni. Na rynku miropolskim strzelcy i kosynierzy ginęli pod krzyżowym ogniem Moskali, ukrytych w domach i oszańcowanych na cmentarzu kościelnym. Wśród kurzawy i dymów, świstu kul, jęków rannych i ginących, wykwitł nagle amarantowy sztandar z białym orłem i wskrzesił nadzieję, ożywił ginących. Z okrzykiem „Do góry głowy!", „Formuj się", Ksawery Kolbuszowski po dwakroć tworzył kolumny do szturmu cmentarza, ale za każdym razem wzrastały tylko stosy rannych i trupów, a sztandar kule darły na strzępy. Odwrót przez śmiertelną groblę i ocalenie sztandaru było cudownym wypadkiem i jak wówczas mówiono: „Bóg tak chciał", że z pogromu ocalał znak narodowy i ten, któremu go powierzono. Po krwawej bitwie miropolskiej i rozbiciu oddziałów Cichockiego w lasach zasławskich, wszystkie siły moskiewskie zwróciły się przeciw pułkowi, który ratując się od osaczenia, odbywał ciągłe marsze i kontrmarsze w taki sposób, że po 48 godzin nie zsiadano z koni. Ludzie i konie stali się podobnemi do widm i jak widma przemykały się wśród lotnych kolumn wojsk rosyjskich. Pod Salichą pułk natknął się na znaczne siły moskiewskie i bitwa stała się nieuniknioną. Moskale uformowali trzy czworoboki, ziejące ogniem jak legendowe smoki. Na skrzydłach stanęli dragoni i Kozacy. Pułk w obliczu nieprzyjaciela rozwinął się w linię bojową, a trzy szwadrony otrzymały rozkaz uderzyć na czworoboki, gdy dwa ostatnie trzymały w szachu dragonów i Kozaków. Wśród piekielnego grzmotu ognia rotowego, z lancami złożonemi do pół ucha końskiego, runęły szwadrony na podobieństwo piorunów w kłęby dymów, zasłaniających Moskali, a gdy dymy uniosły się, nie było już groźnych czworoboków, tylko bezładne tłumy uciekających w popłochu Moskali. Był to jeden z najświetniejszych ataków jazdy w r. 1863, a zarazem ostatnia bitwa na ziemiach ruskich. Po tej bitwie dni pułku były już policzone. Dwadzieścia kilka tysięcy Moskali z liczną artyleryą zbliżało się, ścieśniając coraz więcej obwód koła, którego środkiem był pułk Różyckiego. Wobec takiego ogromu sił nieprzyjacielskich, przejście granicy stało się absolutną koniecznością. W Galicyi z jazdy wołyńskiej utworzono kadry dla czterech regularnych pułków ułanów, które rząd narodowy w przewidywaniu interwencyi obcych mocarstw rozkazał uniformować jako straż przednią połączonych armij. Ksawery Kolbuszowski przedzielony został do sztabu drugiego pułku ułanów, w formacyi którego wziął czynny i wybitny udział. Niestety — nadzieje na obcą interwencję spełzły na niczem. Uformowane pułki ;nie weszły na linię bojową. Ksawery Kolbuszowski zwyczajem ojców zamienił szablę na lemiesz, a towarzysze rozprószyli Się po szerokim świecie i wkrótce nikogo z nich między żyjącymi nie będzie.
Walenty Koleczko
weteran 1863r. Uczestniczył w bitwie, pod dowództwem naczelnego wodza Kurowskiego, w mieście Miechowie 17lutego. Następnie pod wodzem Langiewiczem pod Piaskową Skałą, Sosnówką, Chrobrzem i Grochowiskami, gdzie w bitwach tych prawie wszędzie dopomagali żuawi śmierci, pod dowództwem Rochebruna Walczył następnie pod dowództwem Czachowskiego, pod Rybnicą i Jurkowicami.. Bitwa pod Stefanowem 20kwietnia ze znacznym sukcesem. Zabitych zostało moskali kilkudziesięciu - do niewoli wzięto12-tu, wraz z kapitanem Nikiforowem, który przez sąd wojenny, za rozboje, niewinne mordy i palenie miast, skazany został na powieszenie. Z powodu zwycięstwa tego, i powieszenia Nikiforowa moskale zorganizowali wspólną zaciętą akcję bojową przeciw Czachowskiemu, wysyłając coraz to świeże siły zbrojne, ze strony gen. Uszakowa z Radomia i Czengerego z Kielc, które nie dawały powstańcom możności odpoczynku, a nawet przygotowania strawy, że Czachowski wskutek podeszłego wieku był tak zmęczony i z sił wyczerpany, że zaledwie mógł na nogach stać. Postanowiła wtedy rada wojenna, wysłać Czachowskiego za granicę dla poratowania zdrowia, co niebawem się stało. Po nim objął komendę szef sztabu Eminowicz. Po wyjeździe Czachowskiego, co miało miejsce w ostatnich dniach czerwca, aby wyjść z tego gorącego piekła, Eminowicz postanowił ujść w strony Lubelskie, rozpuściwszy poprzednio znaczną część po tutejszych bojach, pozostałych sił zbrojnych i pozostawiwszy przy boku swoim tylko niektórych, w bojach więcej zaprawionych. Przeszli Wisłę, w Puławach i połączyli się z oddziałem Cwieka, pod Wąwolnicą, co pozwoliło pod Depułtyczami, koło Chełma, z moskalami stoczyć zwycięską bitwę. Po bitwie powracają w strony Sandomierskie. Utarczka pod lIżą, wsią Kowale, pod wsią Wirem. Koleczko zistał ciężko ranny koło Zabrodzia, pod Wolbromiem. Po wyzdrowieniu, koło Niegardowa, wysłany na wywiady, przez kozaków ujęty i zbity, a gdyby nie natychmiastowa pomoc ze strony oddziału Chmieleńskiego zostałby powieszony. Dnia 15 grudnia jako chory, wszelkich już sił pozbawiony, prosił pod Bodzichowem, wodza Chmieleńskiego o zwolnienie, co ten ze łzami w oczach, dając mu srebrny medalik na pamiątkę, uczynił.
Bolesław Kołyszko
Jeden z pierwszych dał hasło do powstania na Żmudzi. Powieszony został w Wilnie 9 czerwca 1863 r. Z zimną krwią słuchał odczytywanego mu wyroku i wezwany pod szubienicą do zdjęcia czapki rzekł do otaczających go oficerów rosyjskich oprócz siebie nikogo tu godniejszego nie widzę. Śmierć poniósł mężnie, choć go dwa razy wskutek zerwania się postronka wieszano. Urodził się w 1838 r. w powiecie lidzkim parafii nowodworskiej. Po ukończeniu gimnazjum w Wilnie wszedł do uniwersytetu moskiewskiego na wydział prawa, gdzie go zastały manifestacje w 1861 r. Należąc do manifestacji i sławnej bójki studentów z policją i wojskiem pod domem Isakowa, kuratora okręgu naukowego moskiewskiego, zaledwo uszedłszy z rąk policji, wyjechał do Włoch, gdzie zapisał się do szkoły polskiej w Genui, a następnie w Cuneo. Przybył do Krakowa przed samym wybuchem powstania i tu otrzymał polecenie udania się na Litwę i formowania tam oddziałów zbrojnych. W końcu lutego 1863 r. był już na Żmudzi i zebrał około siebie 400 ludzi, założywszy obóz w lasach około Wysokiego Dworu. 18 marca zaskoczony przez Moskali z trudnością zdołał się wycofać i połączyć z oddziałami Kuszłejki, Kilińskiego, Szuka i ks. Mackiewicza, a siły te wynosiły do 1000 ludzi, prawie zupełnie nie wyćwiczonych, którzy napadnięci przez cztery kompanie piechoty i 2 szwadrony dragonów 1 kwietnia poszedł zupełnie w rozsypkę, pomimo czterech tylko zabitych. Kołyszko zebrawszy swoich 150 odłączył się od reszty oddziałów i zdołał połączyć się z Sierakowskim i dzielił juz jego losy. Walczył pod Rogowem, Birżami i Hudyszkami, dostawszy się do niewoli wraz z Sierakowskim.
Bolesław Kołyszko
Żył zaledwo lat 25; charakter miał gwałtowny, umysł bystry, przekonania chętnie ulegały wpływom doświadczeńszych. Był uczniem moskiewskiego uniwersytetu, gdzie słuchał prawa, a odznaczył się w czasie ruchów w r. 1862. Dał się wówczas poznać młodzieży z go rących mów do studentów Moskali w kwestji wspólnego działania i ze znakomitej ucieczki z więzienia policji, z twerskiego kwartału. Wkrótce po moskiewskich wypadkach opuścił uniwersytet i udał się za granicę, gdzie wstąpił do szkoły genueńskiej, opuścił zaś ją jeszcze przed jej rozwiązaniem. Szkoła ta jak kolwiek zaznajomiła go z wojskowością, nie mogła w tak krótkim czasie wykształcić jego talentu wojskowego, ani nawet dać mu kwalifikacji na dowódcę. Śmiały jednak umysł Kołyszki pokonywał trudności, a chwalebna przedsiębiorczość zawiodła go aż nad brzeg Dubisy, gdzie szukał pola do służenia narodowi na czele Zmudzinów. Pod koniec lutego przybył... w celu przyspieszenia wybuchu w tych okolicach. Podczas gdy się zajmował organizacją i zaopatrywał się w rzeczy niezbędne dla powstańców, zawiadomiono go, iż w pobliżu oczekuję nań oddział kowieńskiej młodzieży pod dowództwem Żardskiego (24 osoby). Łącznie Kołyszko miał już 70 osób. Wkrótce rozesłał rozkazy ogłoszenia manifestu 22 stycznia do proboszczów najbliższych parafii. Dopiero po zawiadomieniu ludu o narodowej wojnie, oddział jego zaczął się powiększać. Przybył więc b. kawalerzysta, oficer z wojska moskiewskiego z 60-ciu wieśniakami, którzy byli niemal całkiem bezbronni. Ochotnicy zjawiali się pojedynczo lub małymi oddziałkami, a po przybyciu księdza Antoniego Narwojsza z Poniewieżyka, zaczęli się zgromadzać liczniej bogobojni Żmudzini. Oddział doszedł wkrótce 400 osób, zawierał trzy bataljony pod dowództwem Żardskiego, B. i Rodowicza. (Notujemy, że w tej liczbie zawierała się zaledwo trzecia cześć włościan, reszta zaś, była to młodzież wykształcona, po większej części urzędnicy z biur rządowych i kilkunastu uczniów uniwersytetu, włączając w to masę miejscowej szlacheckiej młodzieży. Podajemy także do wiadomości, iż Kowno nie wysłało wówczas żadnego rzemieślnika, a nawet nikogo z właściwych mieszczan co się tłumaczy owym brakiem ludności miejskiej społecznie dojrzałej na Litwie.). W przeciągu 9-ciu dni organizowano się na jednem stanowisku. W tym czasie oprawiano kosy, a żołnierze uczyli się musztry i odbywali obozowe porządki. Kołyszko był zawiadomiony o bliskości Moskali, lecz nie przypuszczał, żeby nastąpił atak. Na skutek nieostrożności doprowadził do nieszczęśliwej potyczki. Tegoż dnia Kołyszko, wyruszył z pod Wysokiego Dworu ku miejscowości zwanej Łapkalnie. Z Łapkalń udał się pod Leńcze i Oźytany, gdzie zastał zgromadzone oddziały: Kuszłejki, Kilińskiego, Szulca i ks. Mackiewicza (łącznie było ich 1000 osób). Rozgorzała , która została zwycięska dzięki niespodziewanego nadejścia Dłuskiego, który zajął tyły Moskali. Oddział Kołyszki, uciekł w nieładzie, gdy powstańcy ratowali swe życie. Kilku załedwo nieodstępnych towarzyszy zostało przy wodzu, reszta zaś rozstrzelona po puszczy, zaledwo pojedynczo dała się zebrać. Straty powstańców wynosiły 4-ch zabitych, Moskwy padło kilkudziesięciu. Kołyszko w przeciągu nocy zebrał ze 150-ciu swoich i cofnął się z nimi w okolice Czekiszek. Mężny i bystry Kołyszko grzeszył często niepraktycznością. Przybywając w okolice Czekiszek, rozdzielił nieliczny oddział swój na dwie kolumny, z których jedną dowodził Żardski. Zdążali w kierunku wsi Misiuny, mając się połączyć w lasach Kajsarowej (moskiewki) w bagnach Garszpielkie. Zardski forsownym marszem robił krąg i uwodząc Moskwę psuł komunikacje, Kołyszko tymcza sem był już w lasach kajsarowskich, a o jego pobycie denuncjowano Moskwie do Rosień. Chłopi zdradzili Kołyszkę, ścieżynkami i śladem doprowadzili Moskwę do oddziału. Tym razem czaty były czujniejsze. Na strzał alarmowy powstańcy uszykowali się i zajęli pozycję. Kołyszko, mający 70 tylko ludzi nie mógł przyjmować potyczki. Wywołał więc 13 dzielnych i pod dowództwem R. wysłał dla zasłonięcia rejterady. Moskale w liczbie dwóch kompanji uderzyli na ową garstkę. Ochotnicy zasiedli w gęstej kniei, wysłanej odwiecznymi zawałami. Kierunek strzałów zdradził o ilości broniących się. Moskale zaczęli oskrzydlać, powstańcy widząc niebezpieczeństwo cofnęli się w głąb puszczy. Gęste zarosłe i zawały ułatwiły ucieczkę, uniemoźebnniając pogoń. Jeden tylko powstaniec nieszczęśliwemu uległ losowi potykając się o wykrot. Potyczka pod Misiunami miała miejsce 30 marca, w wielką sobotę. Zardski i Kołyszko zeszli się pod wieczór i wyruszyli w kierunku Pogawsencia W tych stronach przebyli święta wielkanocne i bezwątpienia ulegliby trzeciemu spotkaniu z Moskwą, gdyby zręcznym wybiegiem nie zdołali pożegnać ze światem policjanta z miasteczka Wielony. Kołyszko udając się w te strony zapewne miał za miar dążyć pod granicę pruską ku Eriagole. Moskale czatowali nań i nie bezpieczne zastawiali matnie. Kołyszko zręcznie manewrował, tak iż sami Moskale podziwiali jego dowcipy i przypisywali mu znakomity talent wojenny. Jeden z najlepszych jego manewrów miał właśnie miejsce w tym czasie. O wiorst parę od Eiragoły Kołyszko przed nocą został otoczony przez plądrujące kolumny moskiewskie. Niezawodnie nazajutrz powstańcy smutnemu ulegliby losowi. Kołyszko wysyła ośmiu jeźdców dla przedarcia się przez szeregi nieprzyjaciół i zaalarmowania załogi zostawionej w Eiragole. Nie roztropni Moskale na strzał alarmowy opuścili pozycję, zmierzając ku miastu, a Kołyszko szczęśliwie się wycofał. Po północy przeszedł w bród Dubisę i zniknął, zostawując zdziwioną Moskwę na koszu. Kołyszko otrzymał rozkaz stawienia się w okolice Łanczunowa dla widzenia się z Dołęgą. Gnany wciąż przez Moskwę, omija niebezpieczeństwa i staje w naznaczonem miejscu. Wkrótce przybył Dołęga ze sztabem, a za nim posypało się grono doborowej młodzieży. Dołęga przejrzał szeregi Kołyszki i serdeczną miał do nich przemowę. Na pochwalę dowódcy po wiedział: "gdybym was nie miał przed oczami, niewierzyłbym iż żyjecie, bo śród tylu niebezpieczeństw chyba wozem niebieskim przecisnąć się można" - Odtąd Kołyszko wszedł w skład oddziału Dołęgi i miał pod sobą dwa bataliony, zwane kołyszkowskimi. Pod rozkazami więc Dołęgi miał potyczkę pod Rogowem, gdzie stanowił prawe skrzydło, dowodził przytem jedną z kolumn zdążając pod Birze, odbył dwie bitwy birżańskie i na koniec wspólnie z Dołęgą 21-go kwietnia /9 maja pod / został jeńcem moskiewskim, a w połowie maja w Wilnie powieszony. Mężni jego żołnierze, już wypróbowani w po tyczkach, świadkowie tylu klęsk i niedoli, uratowali swą nietykalną chorągiew i pragnęli zachować nazwę swą i samodzielność. Kołyszko niezmiernie był lubiany przez żołnierzy. Z tego więc względu przez czas długi taili jego śmierć w obozie, ciesząc nadzieją rychłego powrotu dowódcy. Resztki pułku zostały przy Laskowskim i stanowiły pierwszy batalion pod dowództwem Rodowicza. Batalion ów z samych kołyszkowskich żołnierzy złożony egzystował do października, nim nadwątlone siły nie zapragnęły spoczynku po trudach.
Walenty Konewko
Wspomnienie pośmiertne. Różne pisma tutejsze ogłosiły następujące wspomnienie po i śmiertne ze Syracuse, N. Y.: Ś. p. weteran Walenty Konewko. Dzień dzisiejszy będzie dniem,który pozostawi niezatartą pamięć między okoliczną polonią, po zgonie jednego z najzasłużeńszych weteranów z r. 1863 ś. p. Walentego Konewki. Złożyliśmy dziś bowiem na wieczny spoczynek zwłoki tego bohatera Wolności na polskim cmentarzu w Sugar Notch, Pa. S. p. Walenty Konewko urodził się dnia 14 lutego, 1832 r. w powiecie Sejneńskim gubernii suwalskiej w Królestwie Polskiem. Odziedziczywszy majątek po rodzicach Rutka-Pachucki, tam się ożenił i pracował na roli. Gdy wybuchło powstanie w roku 1863, śp. Walenty pierwszy rzucił się w „odmęt", o wszystkiem zapomniał i całą duszą oddał się sprawie narodowej! Ówczesny „Rząd Narodowy" oceniając jego niepospolitą pracę mianował go „żandarmem" na powiat sejneński. Nie wielu nas pozostało, co pamiętamy dzieje roku 2863go, my tylko wiemy, jaką odpowiedzialność przyjmował na siebie taki żandarm i co mu groziło. —Werbował on ochotników do powstania, wyznaczał miejsca zebrań i odprowadzał do organizujących się obozów. Wynajdywał on, jako najlepiej znający okolicę, najbezpieczniejsze schroniska dla obozów, a jednocześnie mylił drogę ścigającym powstańców Moskalom, jeżeli widział ich przeważającą siłę. Słowem „żandarm" musiał być wszędzie czujny i czynny, nie zważając na śmierć, która mu na każdym kroku grozi ła. Takim był śp. Walenty. Gdy pewnego razu, nieznaczny oddział powstańców ścigany przez dziesięćkroć przeważającą nawałę moskiewską, był w prawdziwie rozpaczliwem położeniu i zdawało się, że nie pozostaje mu nic, jak zginąć bohaterską śmiercią, wówczas jak duch opiekuńczy, zjawia się przed dowódcą ś.p. Walenty 1 woła:Panie Dowódco, proszę za mną, ja wam wskażę takie miejsce, gdzie was nie tylko Moskale, ale i sam dyabeł nie odnajdzie — spieszcie się tylko, bo Moskale tuż, tuż za nami! — Dowódca znając dzielnego ś.p. Walentego, zawrócił oddział i wpół godziny znalazł się w bezpiecznej pozycyi, gdzie jeden przeciwko dziesięcin mógł walczyć. Wówczas nieustraszony ś.p. Walenty, gdy mu dowódca dziękował, odparł spiesznie: Zostańcie z Bogiem! nie mam czasu, muszę jeszcze szukać Moskali i udał się wprost do swojej sadyby, gdzie zastał już całe mrowie Moskali. — Ci rzucili się na niego i powlekli przed oficera. — Gdzie miatieżniki? — krzyknął — wściekły oficer. — Albo ja wiem, odparł spokojnie śp. Walenty. — Ty nie znajesz, powiesit!— zakomederował. W tej chwili czterech sołdatów wprawnych do podobnej operacyi, pochwyciło biednego Walentego, a założywszy mu stryczek na szyję, poczęli go ciągnąć na najbliższej gałęzi do góry. Śp. Walenty ani jęknął, wzniósł oczy ku niebu, jakby wzywając pomsty na swych o prawców. — Apustit! (spuścić) — za brzmiał głos oficera. Gdy śp. Walenty przyszedł do przytomności, oficer grożąc mu pięściami, woła: — Skazy, gdiemiatieżniki! — Nie wiem — odpowiada z rezygnacyą śp. Walenty. — Powiesit! — zakomenderował znowu oficer. I znowu biedaka „hajstują" do góry. — Apustit! Spuszczają już na pół żywego, a ten zbój oficer (niestety Polak, Markiewicz czy Markow ski) woła zapieniony: jeżeli nie powiesz w którą stronę poszli „miatieżniki", to będziesz wisiał — W tamtą stronę poszło jakieś wojsko — rzecze śp. Walenty, wskazując ręką w przeciwną stronę, gdzie przed godziną odprowadzał obóz, — ale nie wiem, czy to byli Moskale czy miatieżniki. — Kogo ty nazywasz moskalami?! — woła oszalały oficer. — A no was, bo inaczej was tu nie nazywają — odparł spokojnie śp. Walenty. — Powiesić! — krzyknął zbójca i znowu oprawcy zabierają się do ostatecznej operacyi. — W tem główny dowódca oddziału, Moskal, przyglądając się z oddali tej barbarzyńskiej scenie, spojrząwszy z pogardą na kata Polaka: — Stój! — krzyknął — pustit jewo swobodno! — Szlachetne serce moskiewskie, lepiej potrafiło odczuć hart duszy śp. Walentego, który wolał ponieść śmierć męczeńską, niż zdradzić świętą sprawę. — Oto jeden z epizodów z życia śp. Walentego Konewki! Śp. Walenty, aż do upadku powstania nie ustawał w pracy, narażając się nieraz na największe niebezpieczeństwa. — Gdy już widział, że wszystko stracone i niema nadziei ratunku, zajął się gorliwie gospodarstwem i wychowaniem dzieci. — Gdy dzieci, a zwłaszcza synowie poczęli dorastać, aby nie zostali moskiewskimi „sołdatami" wysyłał ich do Ameryki; nareszcie i sam (będąc wciąż pod nadzorem policyi, jako „niebłagonadiożny") gdy począł podupadać na zdrowiu, przybył wraz z żoną i czworgiem dzieci do Ameryki w r. 1896. —Po stracie żony, zamieszkał śp. Walenty u najstarszego syna Kazimierza w Ashley, gdzie przez całą familię, aż do śmierci otaczany był najczulszą miłością i opieką. — Od pięciu lat śp. Walenty zupełnie zaniewidział, co pobudziło dzieci do tem czulszej nad nim opieki, od czterech zaś miesięcy nie podnosił się z łoża boleści i dnia 23 czerwca o godzinie 2:45 popołudniu rozstał się z tym światem, opatrzony św. Sakramentami. Zwłoki śp. Walentego odprowadzono z domu żałoby w Ashley o godzinie 10 dniu 27 czerwca do irlandzkiego kościoła w Sugar Notch (kościół polski zgorzał doszczętnie od uderzenia pioruna dnia 21 czerwca rb. o godzinie 3 rano), gdzie czcigodny miejscowy proboszcz ks. Dreier odprawił solenne żałobne nabożeństwo zaspokój duszy zmarłego w asystencvi dwóch innych księży. Następnie po wygłoszeniu dłuższej pożegnalnej mowy, w Której szanowny kapłan odzwierciedlił cały przebieg życia weterana, jego zasługi dla kraju, jego nieskazitelny długoletni żywot i tą bez graniczną miłość Ojczyzny, jaką do ostatniej chwili żywił zmarły, z powodzi wieńców i kwiatów i jarzących świec, nad któremi widniał krzyż, godło zbawienia, wyniesiono zwłoki nieodżałowanej pamięci śp. Walentego i odpro wadzono na wieczny odpoczynek. Zacny nasz ks. Dreier, wraz z asystującymi mu kapłanami aby oddać cześć zasłudze, piechotą, pomimo dokuczliwego gorąca i kurzu, odprowadzili zwłoki, na parę mil odległy cmentarz. Nad grobem wiel. ks. Dreier w krótkich, lecz rozrzewniających słowach, żegnając w imieniu zmarłego pozostałe dzieci, wnuki i prawnuczkę, krewnych i przyjaciół, ze łzami w oczach zakończył: Niech ta obca, choć nierodzima ziemia, którą śp. Walenty nadewszystko ukochał,lekką mu będzie! Cześć jego pamięci! I Tobie cześć zacny kapłanie patryoto! A teraz, żegnaj zacny druhu weteranie — spełniłeś swój obowiązek jak na prawego syna Ojczyzny przystało 1 Niech Cie Bóg przyjmie do swej chwały wiekuistej !
Strona z 75 < Poprzednia Następna >