Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Powstańcy styczniowi

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 2733
Strona z 69 < Poprzednia Następna >
Apollo Korzeniowski
( 21.02.1820 - 23.05.1869 Kraków) - herbu Nałęcz, powstaniec styczniowy, poeta, ojciec Josepha Conrada, wiezień Cytadeli Warszawskiej, Sybirak. Urodził się 21.02.1820 r [2] w dawnym województwie bracławskim [3]. Syn kapitana wojsk napoleońskich [3] Pobierał nauki w Winnicy i Żytomierzu, a uniwersytet kończył w Petersburgu. [3[ Współpracownik Biblioteki Warszawskiej i Gazety Warszawskiej [3] oraz "Kraju". [3] Oprócz oryginalnych dramatow, tlumaczył wiele z obcych języków [3] "Uwięziony jako jeden z delegatów z krajów zabranych w organizacji narodowej, osadzony był w cytadeli, a następnie wywieziony do Wołogdy, stamtąd dozwolono mu przenieść się bliżej kraju, do Czernihowa. W r. 1686 nękany chorobą piersiową otrzymał paszport do Kairu i zamieszkał we Lwowie, a następnie w Krakowie."[3] Ślub - żona Ewelina Bobrowska [3] zmarła w 1865 r. [3], siostra Stefana ("zabitego w pamiętnym pojedynku wynikłym z zatargów w łonie rządu narodowego w r. 1863") [3] Zmarł 23,05.1869 r w Krakowie [1] w wieku 48 lat [3], pogrzeb odbył się 25 maja 1869 r. [1] Pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, kwatera PAS AD, rząd płd, miejsce po lewej Narzymskich [2] Autor wierszy i dramatów oraz rozważań, min: - "Komedja : dramat w 3 aktach i Strofy oderwane " wyd. 1856 r. - "Co mamy z tym fantem robić, co go trzymamy w ręku? " rękopis 1861 r. Rodzice: 1___Teodor Korzeniowski 2___ po mężu Korzenowska - zm. 1875 r w Krakowie [5]
Tadeusz Korzon
W Warszawie zmarł w 79 r. tycia znakomity historyk polski prof. Tadeusz Korzon. Ody SK5 tragedii r. 1863 naród wejrzą? w siebie. obudzi} się w nim obok innych twórczych pierwiastków zmysł historyczny. Na gruzach nie pewnej, mglistej tóst6rjozofji, która niejednokrotnie uwodziła nas ku błędnym szlakom, zasiadło dziejopisarstwo, trzeźwe, z uprzedzeń wyzwolone, świadome celu wiedzy, by gruntownem roztrząśnięciem przeszłości pod przyszłość podłożyć trwały fundament. Jak budowniczowie są ci znakomici historycy, co to niby wieńcem gwiazd jasnych zabłyśli na nieboskłonie naszej doby, wnosząc ożywcze światło w atmosfery życia narodowego. / Z wielkich i czcigodnych nazwisk w tym zakresie utworzył się regestr imponujący. Jednak w ich rzędzie mało które taką zdobyto sobie popularność, jak nazwisko Tadeusza Korzona. Nie dla mnogości pism i rozległości obszarów nauki historycznej ujętej przezeń, ani dla kuszącej umiejętności słowa, która leżała poza obrębem „antencji tego pisarza. Tajemnica- wziętości tkwiła w tym wypadku gdzie indziej — w żarliwości patryotycznej tak wielkiej, żę każda z książek Korzona niosła nie tylko światło, lecz także owiewała serca czytelników ciepłem i to w epoce, kiedy tego ciepła tak bardzo było potrzeba dla podtrzymania i przetrwania. Był szermierzem prawdy i tylko prawdy, lecz podawał ją nie zimną ręką zacietrzewionego badacza, uznającego życie w tem tylko, co zamarło, jeno z ową gorącą chęcią, iżby zdobycze nauki spożytkowane były dla dobra narodu iżby ze wskazań przeszłości wyłoniła się bita droga ku odzyskaniu tego, cośmy stracili. Sp. Tadeusz Korzon przyszedł na świat w Ministra d. 29. października 1839. Ukończywszy na Uniwersytecie moskiewskim studja prawnicze, uzyskał jako dwudziestoletni młodzieniec dyplom "kandydata", na podstawie rozprawy z zakresu procedury karnej. (Porównawczy pogląd na francuską i angielską procedurę karną.) Nie uśmiechała mu się wszakże ani prawnicza niwa, ani tem-ci mniej służba u obcych dla obcych. Więc przeniósł się do Kowna, by objąć posterunek nauczyciela gimnazjalnego Tu, niedługo przed ukończeniem drugiego roku. napotkał, jak sam opowiada. fale ruchu politycznego przed powstańczego i przyłączył się do tzrw. stronnictwa ruchu. Śladem ówczesnej agitacji politycznej, która zaprowadziła go do więzienia, a stamtąd "na wygnanie do Orenburga, są listy wysyłane do "Dzien. P__na". a zebrane w. "Moim pamiętniku Przedhistorycznym" (Kraków 1912). Za kratą więzienną uśmiechnęło s5ę Korzonowi szczęście niezwykłe: znalazł w osobie Jadwigi Kulwieciównej anioła opiekuńczego, dozgonną towarzyszkę życia, osłodę w dobrej, podporę w złej doli Na wygnaniu zwrócił się do dziejopisarstwa, ale przeczuwając jeszcze, że wyłącznie przykuje go ono do siebie. Ułaskawiony na podstawie manifestu wierzbołowskiego, po powrocie do kraju (1867) osiadł w Piotrkowie i stąd po dwóch latach przeniósł się do Warszawy i nie opuścił jej już do końca życia. Nie wolny od trosk materialnych, jako pedagog zdobywał sobie środki egzystencji, a jakim był pedagogiem, jak troskliwie i umiejętnie zaszczepiać umiał miłość Ojczyzny w młodych sercach. przyświadczyć mogą wszyscy jego uczniowie. Poza nauczaniem znajdował jednak dość czasu, by poświęcać najlepsze swe siły pracy naukowej. Oddał jej się niepodzielnie. gdy w r. 1897 powołany na stanowisko bibliotekarza w Bibliotece ordynacji hr. Zamoyskich, nie potrzebował już sił swych rozpraszać. W r. 1900 powołała Korzona Akademja Umiejętności do grona swych członków. W cztery lata później wypadło ma przeżyć najcięższy cios osobisty, jakim był zgon małżonki. Nawet jednak ów ból nie złamał go i nie odsunął od pracy naukowej, którą uważał za &we posłannictwo i której też wiernym do ostatniego tchu pozostał. Przebogaty spadek pozostawia po sobie Korzon. Z wielkiej liczby dzieł jego dwa przede wszystkiem, jak dwie cenne perły, wybijają się na czoło „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta 1704—1794" i „Kościuszko". Włożył w nie podziwu godny ogrom pracy i tu właśnie bardziej niż gdzie indziej odczuwa się w nim tego uczonego, który nie odrywa się od 'życia' •narodowego gwoli spekulacjom naukowym, lecz był żywą na jego pmu gałęzią. Zanim zawodowi znawcy rozsądzą dokładnie wielkość zasług Korzona, ten głos niechaj zaznaczy cześć głęboką narodu i smutek, jaki staje nad rozwartą mogiłą, w której spoczną szczątki jednego z najlepszych synów Polski Kralrów. (TBK.) O ostatnich chwilach ś.p. Korzona podają dzienniki za pismami warszawskiemi następujące szczegóły: Nękany dusznią od lat kilku nie przestał sędziwy uczony pracować umysłowo. Na krótko jeszcze przed zgonem ze spokojem myśliciela dawał otaczającej go rodzinie ostatnie rozporządzenia. Polecił przesłać kolegom zawodowym wyrazy pożegnania i dał wskazówki co do pogrzebu. Umierając polecił dzieciom, aby w jego imieniu ofiarowały skromny grosz Towarzystwu miłośników historii i Towarzystwu opieki nad zabytkami przeszłości, jako dowód życzliwości Jego dla tych instytucji. AKADEMIA UMIEJETNOSCI WOBEC ZGONU S P. KORZONA. Kraków. Z Akademii umiejętności komunikują: W niedzielę rano nadeszła do naszej instytacji telegraficzna wiadomość o zgonie prof Tadeusza Korzona w Warszawie. Ostatni to chyba z licznej plejady starszych uczonych warszawskich, którzy tak świetnie reprezentowali naukę polską i byli ozdobą Akademii krakowskiej/Pogrzeb śp. Korzona naznaczony był na poniedziałek rano. Mimo największych usiłowań Akademia nie mogła w dniu wczorajszym nadać telegramu do Warszawy. Akademia pragnęła, aby bawiący w Warszawie jej członek prof. Szymon Askenazy w jej imieniu nad trumną przemówił. Instytucja nasza ubolewa, że nienormalne obecne stosunki nie pozwoliły jej w sposób, jak tego pragnęła uczcić pamięć nieodżałowanego ś$. Tadeusza Korom,
Jozafat Kosiński
Dnia 30 września Warszawa była świadkiem pięciu rozdzierających scen. Na pięciu publicznych placach stracono pięciu ludzi w kwiecie wieku za to, że swoją ziemie ukochali, że ją i cała Europę bronili przeciwko barbarzyństwu mongolskiej hordy. Opowiemy czytelnikom jedna z tych scen, na placu Bankowym, gdzie stracony został 19letni Kosiński. Już od świtu tłumy ludu ciągnęły na miejsce, by choć łzą i „owianiem chustki pożerać nieszczęśliwego. Wojsko z muzyką wystąpiło także w paradzie, i zajęło najbliższe miejsce. O pół do dziesiątej wjechał przez szpaler szeregów moskiewskich wóz prosty, otoczony ułanami i żandarmami, a na nim Kosiński i kapucyn, który z osądzonym żywa prowadził rozmowę. Wóz się zatrzymał, Kosiński powstał, rzucił pogodnem okiem po tłumach i uśmiechnął się. Lud podniósł milcząc głowy, popatrzył, i wybuchnął żałosnym płaczem. Zabolało serce Kosińskiemu, spuścił oczy, i ostatnia gorąca łza spłynęła mu po licu. Na znak komendanta, zagrała muzyka wojskowa, przyczem odczytano wyrok skazanemu. To trwało do trzy kwadransy na dziesiątą. Kapucyn, który tu stał przy Kosińskim, wyjął krzyż z zanadrza i dał mu go w ręce. .Skazany podniósł krzyż do ust, i podniósłszy oczy w niebo złożył gorący pocałunek, i znowu lica roziaśnił. Porwało go dwóch oprawców, przyproadzili do słupa i związawszy w tył ręce, oczy zasłonili. Dwunastu grenadierów wystąpiło, zmierzyło, i na dany sygnał padło dwanascie strzałów. Tłum podniósł oczy, spojrzał—okropny widok! Ciało nieszczęśliwego zachwiało się, pochylił i znowu życiem zadrgało. Straszny obraz! Ani jedna kula w piersi nie ugrzęzła, wszystkie członki zgruchotane — nieszczęśliwy żył jeszcze. Przystąpiło dwóch żołdaków bliżej, padło kilka strzałów rewolwerowych, i Kosiński skończył. Lud zapłakał głośnym jękiem. Żandarmi porwali martwe ciało, rzucili je na wóz i pochód ruszył z miejsca. Strugi krwi znaczyły drogę ciała po ziemi, a żałobne jęki tłumu towarzyszyły wędrówce duszy do nieba. Zbytecznem jest, pisze korespondent Czasu, zwracać uwagę waszą na bezzasadność umieszczonych zarzutów, niepopartych żadnemi dowodami, bo sami zapewne zwróciliście na to uwagę. Odwołują sic na świadków w tem piśmie, a którymi mogli być chyba sami ci policjanci, którzy ich aresztowali i oskarżyli. Nikczemnością zaś jest rzucona przez Moskali na te mordowane przez nich ofiary potwarz, jakoby obwinieni oddawali się pijaństwu i rozpuście, co jest najzupełniejszym fałszem. Tu dodam tylko, że wspomnienie w ogłoszeniu napadzie na żydówkę Kanfer na ulicy Koziej, jest fałszywe, bo żydówce tej nie chciano odebrać życia, ani grożono odebraniem takowego, a dano tylko słowne napomnienie za opór, stawiany rozporządzeniom władzy. Żaden z zamordowanych, ani Janiszewski Stanisław, ani Raczyński Tymoteusz, ani Kosiński Jozafat, ani Jagoszewski Stanisław, ani Leopold Zelner nie byli schwytani przy czynieniu jakiego zamachu. Nie było przeciwko nim żadnych dowodów lub świadków. Potrzeba było rządowi moskiewskiemu zrobić w stolicy krwawe widowisko, aby przerazić ludność; wzięto więc pierwszych lepszych pięciu łudzi — i rozstrzelano. Zelner ujęty był na trzy dni przed egzekucją. Nie sądził ich wcale sąd wojenopolowy, jak ogłosił rząd moskiewski, ale prowadził śledztwo dniem przed egzekucją Suszczyński, inkwireut, znany z nadużyć i bezprawi z ratusza — zrobił przed stawienie Bergowi, a ten nakazał zamierzone wykonać widowisko. Po przeczytaniu wyroku śmierci, proponowauo każdemu /. rozstrzelanych, aby wydali organizację narodową i wszystkie swoje stosunki, a będą' ułaskawieni. Jakkolwiek małe tylko mogli mieć ludzie ci stosunki, każdy dobry Polak wie cboć trochę o osobach pracujących dla dobra kraju, mogli więc ratować się; ale szlachetni młodzieńcy jednozgodnie i stanowczo woleli śmierć niż spodlenie.
Miron Kossiłowski
Syn Ignacego i Ludmiłły z Uhrynów, urodził się dnia 14 sierpnia 1837 roku w majętności rodziców, zwanej Użminie a położonej w Telszewskim powiecie, na Żmudzi. Po skończeniu nauk w gimnazyum kowieńskiem, wstąpił do wojska rosyjskiego i w kilka miesięcy został oficerem; w 1863 r. przeszedł do szeregów powstańczych i walczył pod dowództwem mężnego pułkownika Dłuskiego-Jabłonowskiego, który o nim powtarzał, że w doborowym jego oddziale był jednym z najwaleczniejszych. - Dostawszy się do Francyi, udał się ztamtąd do Ameryki do Buenos-Ayres i wstąpił do wojska rzeczypospolitej Argentyńskiej i Uraguaj; odwagą i przytomnością swoją zwrócił na siebie uwagę głównodowodzącego, jenerała Medina. Ciężko ranny, przy zdobyciu silnie obwarowanej pozycyi, dostał w 1869 r. dymisyą z pensyą 300 piastrów rocznie i mianowany został naczelnikiem magazynów wojennej marynarki. Ale służba biórowa nie odpowiadała burzliwej i nieco awanturniczej jego naturze; znudzony nią, wszedł znowu do szeregów jako dowódzca szwadronu; na czele jego stłumił jednę z tych rewolucyj, które w tym wulkanicznym kraju przyodycznie prawie wybuchają. Wysłany jako instruktor pułku do niezdrowej części kraju, uczuł prędko zgubny wpływ klimatu i w marcu 1874 r. przybył do Montevideo prosić o dymisyą, z zamiarem wrócenia do Europy. Żądał likwidacyi swojej dożywotniej pensy i; daremnie na nią cze kał przez pół roku i zniecierpliwiony, spotkawszy w kawiarni urzędnika ministeryum powiedział, że jeżeli za dwa tygodnie nie odbierze należności, pierwszym statkiem ruszy do Europy, mając zaoszczędzonych kilka tysięcy piastrów. — „Niebezpiecznie nosić taką summę przy sobie 11 powiedział ktoś z obecnych. — „Bezpieczniej niż mieć ją w waszych bankach 11 odrzekł Kossiłowski — ale w kilka dni potem (było to w październiku 1874 r.), opadnięty przez siedmiu zbójców, których nieostrożnie powiedziane słowo uwiadomiło o mianych przez niego w kieszeni pieniądzach, obdarty i pokaleczony nożami, zaledwo do poblizkiego domu zdoławszy się przy czołgać, skonał, wymieniwszy jednego tylko ze swoich zabójców. — Pochowany w Montevideo, na tamecznym cmentarzu.
Stanisław Koszowski
Ur. 1812 Żółkiew, zm. 22.12.1866 Łanowice. W1827 ukończył gimnazjum akademickie we Lwowie. Powstaniec 1830 - ranny, 1848-9 poseł ziemi samborskiej. 28.10.1848 został przetrzymany jako poseł we Florisford nie mogąc przedostać się do Wiednia na posiedzenie rady. W tej sprawie występował Franciszek Smolka. Należał do stowarzyszenia skupiającego demokratycznych posłów polskich, opowiadał się za zniesieniem pańszczyzny i cenzury. Od 1846 właściciel wsi Łanowice k. Sambora. W 1855/6 był agentem zarządu Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Samborze Wg przekazów ustnych miał zorganizować grupę ochotników z Łanowic () a nawet brać udział w walkach stojąc na ich czele. Informacje te, dotychczas nie znajdują potwierdzenia w źródłach. Jeszcze na początku 1867 był notowany w gazetach jako właściciel z Łanowic do wyboru posłów. Jest pochowany w Łanowicach - jego grób zachował się. "". Na nagrobku znajduje się inskrypcja [i]Cnotliwie spełniłeś twe powołanie służąc ojczyźnie radą i ramieniem pamięć twa wiecznie w sercach nam zostanie choć pod tej mogiły spoczywasz schronieniem cześć twoim popiołom wdzięczność i błogosławieństwo bo wzorem zostawiasz poświęcenie rzetelność i męstwo pozostali krewni żona i dziatki na twym grobie obok twej chatki zgon twój płacząc proszą boga by szczęśliwość jaśniała ci błoga [/i] Żona: Lucyna Kremarska Dwójka dzieci, m.in. Helena Marcelina, ur. 1859 w Łanowicach, zamężna w 1879 w Samborze ze Stanisławem Walentym Popielem.
Przemysław Kotarski
Przemysław Kotarski h. Pniejnia[17]. Ur. 30.10.1835 Płock, zm. 29.11.1902 Wiedeń. Syn Bonawentury Jana[17] (syna Stanisława, naczelnika Sekcji Skarbowej w Rządzie Gubernialnym Płockim[14] a następnie Augustowskim) i Małgorzaty Antoniny Lesickiej. Miał starszego brata Bonawenturę Henryka (zm. 1910) i dwie siostry: Pankrację Salomeę Józefę, zam. Jagielską, oraz Aleksandrę Józefę zam. Weyher. Przed Powstaniem był urzędnikiem Spraw Wewnętrznych w Królestwie Polskim. Dietariusz Wydziału Dóbr i Lasów w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Od 30.1.1863 pełnił Obowiązki młodszego adiunkta ekonomicznego przy Delegacjach Czynszowych do Okręgu Piotrkowskiego.[15] W czasie Powstania pełnił z ramienia Rządu Narodowego rolę prawd. wywiadowczą do czego wykorzystywał zajmowane stanowisko. Mianowany naczelnikiem powiatu kaliskiego z siedzibą w Piotrkowie, gdzie był zarówno pomocnikiem wojewody jak i pełnił rolę naczelnika miasta.[8] Od 1884 Dyrektor Towarzystwa Zaliczkowego[1][15] Przyjaźnił się z Adamem Asnykiem. z którym zakładał Towarzystwo Szkoły Ludowej. Należał niemal do wszystkich towarzystw kulturalnych Krakowa, które wspierał.[8 ] Zmarł w Wiedniu[2] w czasie powrotu z Abazji (Opatija), gdzie przebywał na urlopie i dla poprawy zdrowia wraz z przyjaciółmi Mieczysławem Pawlikowskim i jego rodziną. Pochowany w Krakowie na Rakowicach, kwatera Ra koło Pomnika Powstańców, we wspólnych grobie z przyjacielem i powstańcem ks. .[9] Kondukt prowadził ks. - przyjaciel zmarłego.[7] W przemowie podczas pogrzebu powiedział m.in. [7] Po jego śmierci Muzeum Narodowe otrzymało przekazane 44 obrazy olejne, rysunki i akwarele, wśród których były prace Kossaka, Tetmajera, Malczewskie go, Chlebowskiego i innych.[6]
Kacper Kotkowski
Kacper Kotkowski (ur. 6 stycznia 1814 w Czerwonej Górze, województwo sandomierskie, zm. w sierpniu 1875 w Antwerpii) – ksiądz katolicki, proboszcz ćmielowski. Powstaniec styczniowy. W pierwszych dniach powstania styczniowego proboszcz z Ćmielowa ks. Kacper Kotkowski został mianowany przez Tymczasowy Rząd Narodowy naczelnikiem cywilnym województwa sandomierskiego. Jako członek Rządu Narodowego ogłosił on 5 stycznia 1863r. odezwę „Rządu Polskiego do Narodu” z wezwaniem do walki zbrojnej. W nocy z 22 na 23 stycznia opuścił swoje probostwo i przyłączył się do korpusu Langiewicza. Żołnierze rosyjscy splądrowali ćmielowską parafię, a rzeczy osobiste księdza Kacpra Kotkowskiego publicznie spalono na Rynku. 6 lutego 1863r. celebrował w Opatowie ogłoszenie powstania, przemawiając do mieszkańców pobliskich wsi jako „syn czarnej opatowskiej ziemi, z ludu tak samo się wywodzący”. Tu również wraz z Langiewiczem odbierał przysięgę miejscowych sołtysów i wójtów na wierność Rządowi Narodowemu. Jako powstaniec przydzielony do sztabu Langiewicza. W pierwszym okresie jego kampanii był mu wiernym doradcą i towarzyszem. Uczestnicząc w wielu bitwach, zachęcał Langiewicza do rozszerzania ruchu powstańczego poprzez rozsyłanie po kraju drobnych oddziałów. Przed bitwą pod Małogoszczem skłonił Antoniego Jeziorańskiego, aby oddał się pod komendę Langiewicza. Po bitwie ks. Kotkowski udał się do Galicji dla dopilnowania dostawy broni. Zrażony dyktaturą Langiewicza i opuszczeniem przezeń obozu, twierdził rzekomo„że zamiast szczupaka złowił plugawe żabsko” i przeszedł na stronę gen. Ludwika Mierosławskiego, który próbował przy pomocy ks. Kotkowskiego obalić Rząd Narodowy, ofiarowując mu przy swej osobie „kołłątajowskie stanowisko”. Wkrótce ks. Kotkowski został aresztowany w Krakowie przez władze austriackie. Po kilku miesiącach uzyskał wolność za kaucją złożoną przez nowo utworzony Rząd Narodowy. Wrócił w strony ojczyste przebrany po cywilnemu. Został mianowany komisarzem pełnomocnym i politycznym krakowskiego i sandomierskiego województwa oraz otrzymał rozkaz przyłączenia się do Dywizji Krakowskiej generała Hauke - Bosaka, który przybył w rejon Gór Świętokrzyskich. Uczestniczył w tragicznej dla powstańców bitwie o Opatów w końcu lutego 1864 r., przed którą odprawił w rodzinnej wsi mszę polową dla powstańczych oddziałów. Po upadku powstania Jedną z ostatnich powstańczych partii dowodził „czerwony proboszcz” z Ćmielowa ks. Kacper Kotkowski. Jeszcze do końca czerwca 1864r. jego oddział działał w Górach Świętokrzyskich oraz staszowskich lasach. Z garstką ocalałych, uciekając przed grożącym mu wyrokiem śmierci, nielegalnie przedostał się do Galicji a potem do Drezna i Francji na emigrację. W dalszym ciągu myślał jednak o wznowieniu walki zbrojnej w kraju. W tym celu wziął udział w zjeździe dygnitarzy powstańczych w Dreźnie. Odegrał dość znaczną rolę w zorganizowaniu na emigracji polskich kapłanów -bojowników powstania styczniowego. Był bowiem jednym z głównych założycieli i pierwszym prezesem Stowarzyszenia Kapłanów Polskich na Emigracji, należąc do najbardziej radykalnych jego członków. Przypisywano mu powszechnie autorstwo broszury „Duchowieństwo polskie wobec sprawy narodowej”, Paryż 1865r. Jako jeden z najważniejszych polskich agitatorów za granicą, zapalił się do współpracy z utworzonym rzekomo na nowo Rządem Narodowym w Warszawie. Razem z gen. J. Hauke - Bosakiem wszedł nawet 22 lutego 1865r. do Komitetu Reprezentacyjnego Emigracji. Ks. Kacper Kotkowski po kilkuletnim pobycie w Paryżu, osiadł na stałe w Antwerpii na skromnym stanowisku wikariusza, które wyrobił muks. A. Jałowiecki. Cierpiąc nędzę i tęsknotę wygnańca za utraconym krajem ... „gdy ujrzał w porcie kloce drzewa, które tam spławiono z Polski, całował je niby cząstki kochanej Ojczyzny i płakał z rozrzewnienia”. Ksiądz Kacper Kotkowski zmarł w sierpniu 1875r. w szpitalu w Antwerpii w niesławie, zaplątany w aferę fałszowania rosyjskich papierów wartościowych, co miało osłabić potęgę ekonomiczną ciemiężyciela jego Ojczyzny .
Jakub Koton
Ur. 1844 Ławkowo, Żmudź. Syn zamożnego młynarza. Do szkoły powiatowej uczęszczał w Telszach, gimnazjum ukończył w Szawlach. W powstaniu ochotniczo od 15 czerwca, w oddziale Zaleskiego (Bohdanowicza?) (który utrzymywał 5 oddziałów od 150-300 powstańców). Po kilkunastu dniach brał udział w . Po rozpuszczeniu oddziału na nowo w lipcu 1863 walczył we wsi Gulp w pow. telszewskim. Ukrywał się w lasach po czym brał udział w bitwie 15.8.1863 pod Podławkowem, przeciwko brygadierowi hr. Meidel. W bitwie tej został ciężko ranny kulą w nogę i cięty kilka razy pałaszami. W bitwie tej obok niego walczyła w przebraniu męskim Platerówna córka właściciela w Inflantach.[1] O 9 wieczór został podjęty przez rosyjski oddział sanitarny i osadzony w więzieniu w Wilnie. Osądzony na zesłanie do końca życia na Syberii. W październiku wysłany do Petersburga skąd 15 maja 1864 wysłany na wschód, w okowach, z ogoloną do połowy głową w towarzystwie rosyjskich przestępców. Część drogi do Moskwy odbyli pociągiem, potem pieszo i statkami - przez Ural, Tiumeń, Toms - skierowany został do wsi Jełowki nad Jenisejem. Pracował prze zbiorach siana 400 km od miejsca zamieszkania - powrót do domu każdorazowo trwał 7 dni. Zaoszczędzał pieniądze na ucieczkę. Pierwszą odbył głównie pieszo 600 km, lecz został schwytany w Tomsku i wysłany do wsi Kamilty w pow. bałagańskim gub. irkuckiej. Po trzech latach uciekł ponownie - schwytany w Moskwie. Po 6 miesiącach więzienia wysłany do Wercholeńska w Jakucji. Handlował tu rybami. Po 4 latach uciekł ponownie docierając do Grodna. Po roku więzienia wysłano go do Tarbogotaju. Zajmował się tu polowaniami. Po czterech latach podjął ponowną próbę ucieczki, która się powiodła. Przedostał się do Szwecji i Paryża a stamtąd został odstawiony przez Belgię i Holandię do Niemiec i Wiednia. Dotarł tu bez grosza i niedługo po śmierci rodziców. W 1896 wydał książeczkę "Ucieczka z Syberyi". Miał też zapewne wiele prelekcji - wiadomo że taka odbyła się w Krakowie. O jego losach pisała prasa polska i europejska. W 1997 książeczka została wydana po rosyjsku w czasopiśmie rosyjskim "Polarnaja zwiezda"
Stefan Kotoński
Podoficer,wachmistrz a później podporucznik w oddziale żandarmów "". Prawdopodobnie Stefan jest wśród pierwszych członków oddziału. Nie był to duży oddział, jednak doskonale uzbrojony i wyszkolony. Wszyscy żołnierze umundurowani byli na wzór kozacki, dlatego często brano ich za Rosjan. Pod doskonałą komendą „Junoszy” stoczył wiele potyczek, nigdy nie schodząc z pola bitwy pobitym. Była to zasługa strategii „Junoszy”, który zręcznie manewrował na polu walki atakując tam, gdzie była szansa powodzenia a unikając walki, gdy siły rosyjskie miały zbyt dużą przewagę. Oddział był bardzo mobilny i często tak szybko przemieszczał się w terenie, że ścigający go Rosjanie szukali tam, gdzie dawno go już nie było. Żandarmi „Junoszy” brali udział w następujących bitwach i potyczkach: pod Stawami 9 października 1863, pod Motkowicami 12 grudnia 1863, w 28 kwietnia 1864 , pod Żeleźnicą 30 kwietnia 1864 i pod Pińczowem 5 maja 1864. W swoich pamiętnikach „Junosza” dwukrotnie wspomina o Stefanie Kotońskim. Raz, gdy generał Hauke-Bosak zachwycony żołnierzami „Junoszy” zabrał mu ich, a jemu kazał zorganizować od nowa swój oddział. Żołnierze samowolnie powrócili pod jego komendę: „W kilka dni dopiero skompletowałem się i oddział mój doprowadziłem do porządku. Po bitwie pod Szczekocinami, gdzie moja kawaleria oddana Chmieleńskiemu miała tęgo się spisać, prawie wszyscy na powrót do mnie wrócili. Za samowolne opuszczenie oddziału chciałem ich ukarać i na powrót odesłać pułkownikowi Chmieleńskiemu dla przykładu, ale najprzód zdałem o tym raport. Ale widać jenerał czy Chmieleński wiedzieli dobrze, że oni li tylko z przywiązania do mnie wrócili, kazał im darować i zostawić u siebie. Ze względu, że dobrze się bili, szczególnie Kotoński wachmistrz i Charłampowicz podoficer. Znowu miałem swoich w komplecie”. Drugi raz wymienia Stefana w opisie potyczki pod Łopusznem: „Dragoni widząc, że my ich konie zabrali, za nami w pogoń lecz nie wszyscy, tylko jeden szwadron i to, zdaje się, niekompletny. Uporządkowaliśmy się do szarży, a następnie całą siłą uderzyliśmy na nich. Dragoni, tak chwalony żołnierz i postrach niektórych, pierzchli, a właściwie rozsypali się przed naszym frontem. Padł tylko jeden dragon, porąbany przez mego podoficera Kotońskiego, kilku było pokaleczonych, a z moich żaden, koń tylko był ranny”. Oddział został rozwiązany 8 maja 1864 w okolicach Słupi Jędrzejowskiej jako ostatni czynny oddział powstania styczniowego. Po rozwiązaniu powstańcy podzieleni na małe grupki rozeszli się po okolicy zatrzymując się w okolicznych dworach. Być może właśnie wtedy Stefan trafił do Wodzisławia.
Strona z 69 < Poprzednia Następna >