Portal w rozbudowie, prosimy o wsparcie.
Uratujmy wspólnie polską tożsamość i pamięć o naszych przodkach.
Zbiórka przez Pomagam.pl

Powstanie Styczniowe - uczestnicy

Największa baza Powstańców Styczniowych.
Leksykon i katalog informacji źródłowej o osobach związanych z ruchem niepodległościowym w latach (1861) 1863-1865 (1866)

UWAGA
* Jedna osoba może mieć wiele podobnych rekordów (to są wypisy źródłowe)
* Rekordy mogą mieć błędy (źródłowe), ale literówki, lub błędy OCR należy zgłaszać do poprawy.
* Biogramy opracowane i zweryfikowane mają zielony znaczek GP

=> Powstanie 1863 - strona główna
=> Szlak 1863 - mapa mogił i miejsc
=> Bitwy Powstania Styczniowego
=> Pomoc - jak zredagować nowy wpis
=> Prosimy - przekaż wsparcie. Dziękujemy

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 973
Strona z 25 < Poprzednia Następna >
Adolf Vayhinger
Adolf Vayhinger, c.k. notaryusz, uczestnik powstania w r. 1863, obywatel honorowy m. Starego Sącza, kawaler orderu Żelaznej korony III. kl., etc. etc., urodzony w r. 1837 w Pilżnie, zmarł dnia 30 listopada 1912 r. w Tarnowie. Całe życie śp. Adolfa Vayhingera było jedną długą służbą narodową, choć na rozmaitych spełnianą polach. Gdy po roku więzienia za udział w organizacyi powstania styczniowego, osiadł jako notaryusz nasamprzód w Grybowie, potem w Starym Sączu, brał czynny udział we wszystkich gałęziach pracy publicznej, już to jako radny gminny i członek rady powiatowej, już to jako przewodniczący rady szkolnej miejscowej i założyciel Kółek rolniczych. W r. 1886 wybrany posłem do Rady państwa, należał w Kole polskiem do grupy posłów postępowych, był sekretarzem Koła, zasiadał w wielu komisyach i nawet z dobrym skutkiem udało mu się przeprowadzić dwie ważne sprawy, a mianowicie: Kiedy minister Dunajewski wniósł projekt ustawy, zniżającej opłaty skarbowe od darowizn, zapisów mniejszej wartości i t. p., a chciał odbić się za to na Towarzystwach asekuracyjnych, mówca wraz z drugim kolegą z Koła polskiego oparł się temu stanowczo i zmusił rząd do ustąpienia i opodatkowania raczej wygranych w loteryę i w totalizatora. Podobnie w sprawie wódczanej Koło polskie żądało najpierw rocznego wynagrodzenia milion złr., skłaniało się jednak do ustępstw, od których zdołał je powstrzymać ze skutkiem ś.p. Vayhinger i jego polityczni przyjaciele. Przy każdej sposobności bronił ś. p. Vayhinger samorządu, — interesów miast w obrębie ustaw: drogowej, szkolnej, kwaterunkowej i gminnej, lecz nigdy nie zapominał, że jest Polakiem i interes narodowy zawsze na pierwszym stawiał planie. W r. 1890 przeniósł się na stałe do Tarnowa, a już w październiku w 1895 r. wybrano go tutaj posłem na Sejm krajowy, gdzie zasiadł jako członek polskiego klubu demokratycznego, którego duszą był w owym czasie ś. p. Tadeusz Romanowicz. Na tym posterunku pracował w komisyi kolejowej, petycyjnej i prawniczej, poczem w r. 1898 wybrany został członkiem Wydziału krajowego. Przez długi szereg lat piastował godność prezesa Izby notaryalnej, z której zrezygnował dopiero w roku bieżącym. Był to jednem słowem wytrawny parlamentarzysta, demokrata nie „przełomowy", ale z przekonań i popędu serca, to też śmiało o nim powiedzieć możemy, że z nim schodzi do grobu "ostatni z Romanowiczów". Cześć pamięci zacnego patryoty-obywatela!
Ludwik Walesiak
Prawdziwi bohaterowie nie domagają się chwały ani nagród. Nie wypinają piersi do orderów. Nie oczekują zadość uczynienia, ani nawet odnotowania w społeczeństwie swoich czynów. Stają się bohaterami spełniając swoją patriotyczną powinność, nie reżyserują swoich działań z myślą o nagrodzie czy sławie. Nie zdają sobie sprawy z faktu, że właśnie to co zrobili, było bohaterstwem. Oni postępują zgodnie z zasadami, z sumieniem, z potrzebą działania na rzecz wszystkich i w obronie własnych ideałów, w przekonaniu, że te ideały są wspólne wszystkim i że każdy na ich miejscu zachowałby się identycznie. Są to ludzie dla których zdrada jest hańbą, tchórzostwo również i którzy cierpią za miliony, kiedy dowiedzą się, że inni zdradzali, dekowali się i unikali jak ognia poświęcenia. Naiwni, prawi szczerzy, wspaniali ludzie. Był taki wśród naszych pradziadów. Żył, gospodarzył i walczył jak potrafił, w Chobocie. Jako młodziutki emisariusz działał na terenie gminy już kiedy tylko zaczęły się przygotowania do patriotycznego zrywu, jakim było powstanie styczniowe 1863r. Nazywał się Ludwik Walesiak. Miał jedenaścioro rodzeństwa i sześcioro dzieci. Dlatego większość mieszkańców tej okolicy jest w bliski lub nieco dalszy sposób spokrewniona z nim. Ludwik był człowiekiem skromnym i sława jego nie wykraczała poza opowieści dla wnucząt. Nie dbał o to. Ale zatroszczył się o niego sam marszałek Piłsudski, zaraz po uzyskaniu przez nasz kraj wytęsknionej niepodległości. W 1918 roku, marszałek chcąc poznać osobiście weteranów powstania, zaprosił tych jeszcze żyjących do Sulejówka. Kiedy jego wnuczka, sześcioletnia Nastusia Walesiakówna znalazła się tam razem z dziadkiem i stanęła oko w oko a nawet podała rączkę wąsatemu człowiekowi z portretu na ścianie – wiedziała, że to ktoś wielki o którym wszyscy mówią z podziwem. I ten wielki człowiek obejmował teraz jej dziadunia, wręczał mu szablę, czapkę oficerską, całował go z dubeltówki i okazywał mu wielki szacunek! A więc dziadek był jeszcze kimś ważniejszym dla tego najważniejszego! Od tej pory - opowiada sędziwa w tej chwili pani Anastazja – nie było jesiennego ani zimowego wieczoru bez opowieści dziadka. Oczywiście o czasach cierpień pod rozbiorami, pod nahajką carską. O świętej miłości ojczyzny, o honorze i oczywiście przygodach dziadka jako emisariusza i łącznika – kuriera. O czasie, gdy dostarczał pocztę jednemu z pułków powstańczej armii generała Traugutta w lesie zwanym Borkiem na skraju pól należących do Walesiaków. Z wielu opowieści najważniejsza, niesamowita, jest ta o cudownym ocaleniu, wręcz zmartwychwstaniu naszego wówczas dziewiętnastoletniego powstańca. A było to tak: Krytycznego dnia Ludwik udał się na pole, gdzie tuż przy lesie leżało powalone drzewo. Obuchem siekiery waląc w ten pień, w umówiony sposób – dawał znać zbrojnym, że przyniósł pocztę. Ledwie zdążył ją przekazać i żołnierz zniknął w lesie, jeszcze nie odłożył topora, jak na koniach w galopie dopadło go kilku rosyjskich żandarmów. Wiedzieli po co tu przyszedł. Na początek dali mu lekcję pejczami, kiedy nie odpowiadał na żadne pytania, przeszli do perswazji wciskając mu w ręce woreczek pełen złotych carskich rubli. Kiedy nadal milczał przeszli do ostrych tortur. Zaczęto go tratować końmi. Konie niechętnie brały w tym udział, nie mniej mocno go poobijali i poranili nie szczędząc bicza. Ukrył się częściowo pod pniem owego leżącego drzewa. Zakrwawiony, półprzytomny, został wywleczony i moskale postanowili go po prostu powiesić na najbliższym drzewie, wychodząc z założenia, że tego polaczka - zakapiora nie złamią w żaden sposób. Kaźnia trwała już dłuższy czas. Wszystko to widział ukryty w zbożu młodszy brat: Ludwika – Józef. Ruscy jak postanowili, tak zrobili, Ludwik odruchowo chwycił sznur tuż nad głową. Stracił palec kiedy szablą moskal utrącił mu ten uchwyt. Zawisł. Żandarmi widać nie lubili takiego widoku bo podcięli konie do galopu, aby po chwili zniknąć za zakrętem drogi. Wtedy wyskoczył z lasu nasz żołnierz powstaniec. Jednym cięciem uwolnił Ludwika. Ciało spadło ale po rozluźnieniu pętli już nie dawało oznak życia. Wtedy wiedza o reanimacji była znikoma, właściwie żadna. W dodatku ciało było pokłute bagnetami i zakrwawione. Powstaniec wrócił do lasu, a Józef pognał do domu z tragiczną wiadomością. Carski zakaz zabraniał szacownego pochówku buntowników za jakich uważano wtedy polskich patriotów. Ciało ofiary za karę i ku przestrodze miało wisieć tam gdzie je powieszono przynajmniej przez kilka dni. Taka okrutna to była władza. Ale rodzina Walesiaków nie ulękła się i nie miała szacunku dla carskich ukazów! Trudno opisać sytuację w rodzinnym domu Walesiaków, ludzi światłych, której senior – Jan, ojciec Ludwika nazywany był we wsi zimowym nauczycielem. Szkoły nie było ale analfabetów też niewielu, bo Jan właśnie zimą dawał chłopskim dzieciom lekcje pisania i czytania. Zaciemniono okna. Tej nocy kobiety modliły się i płakały, a mężczyźni pod kierunkiem ojca zabrali się do zbijania trumny z którą jeszcze przed świtem chcieli pojechać na skraj lasu, zapakować do niej ciało i wywieźć na cmentarz aby po chrześcijańsku je pochować. Już wiedzieli, że zginął bo nikogo nie wydał ale do ich domu rano mogli załomotać w drzwi moskale! Spieszyli się. Około północy dziewczyna pomocnica, usłyszała jakieś skrobanie do drzwi, wyjrzała w ciemność i wydawało jej się, że to pies zbłąkany głodny przyszedł po łaskę. Powiedziała to swojej gospodyni. Walesiakowa, tak jak i jej rodzina, nigdy człowieka ani zwierzęcia bez pomocy nie pominęła. Kazała dziewce dać psu chleba. Dziewczyna wyszła przed schodki... i ku swemu przerażeniu znalazła czołgającego się Ludwika, nieprzytomnego broczącego krwią! Rodzinę poderwało, byli pewni, że to martwego Ludwika ktoś przyniósł. Okazało się, że ten zdrowy, silny o atletycznej budowie chłopak, nie tylko charakter miał niezłomny. Ciało też. Ludwika umyto, krwawiące rany zaklejono chlebem ugniecionym z miodem i pajęczyną. Wprawdzie nie od razu odzyskał przytomność i wielu fragmentów swojej odysei nie pamiętał. Ale przeżył. A trumna przydała się do przewiezienia go na furmance aż do Mińska pod opiekę zaufanego lekarza. Ten przywrócił go do zdrowia po kilkumiesięcznej troskliwej kuracji. Wszyscy byli przekonani, że Ludwik po prostu jakimś cudem zmartwychwstał. Ale szeroko nie opowiadano o tej sprawie, ze zrozumiałych powodów. Powstanie upadło i nadal byliśmy pod carskim knutem. Ludwik wyzdrowiał. Po kilku latach ożenił się z Rozalią z Szatańskich z gminy Jakubów. Całe życie przeżyli gospodarząc w Chobocie. Urodziło im się sześcioro dzieci. Wszystkie wychował w miłości ojczyzny i najwyższych wartościach. Skuteczne to musiały być metody wychowawcze, skoro po dziś dzień, dla jego prawnuków hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” nie jest sloganem. Dają temu wyraz w czynach. Ludwik może być dumny z działań Anastazji w latach II wojny światowej. Dla Anastazji był bohaterem, ale potrzebę pokazania jego bohaterstwa wszystkim, musiała tłumić przez wiele lat. Kiedy tylko przyszedł odpowiedni czas – wystawiła mu pomnik na terenie rodzinnej posesji. Zaprojektował go Ryszard Netzel artysta plastyk. Ludwik Walesiak jest wzorem Polaka patrioty przez wielkie „P” i wzorem przyzwoitego człowieka. Gospodarza, ojca, społecznika. A przy tym skromny, nie przechwalający się, on nie wystawiał piersi po medale. O jego wielkości wiedzieli ci, którzy wiedzieć powinni. Dali temu wyraz w opublikowanej ustawie z dnia 2 stycznia 1919 roku (Dziennik Praw nr 66, Ex 1919) o weteranach Powstania Styczniowego, zweryfikowanych Komisją Kwalifikacyjną. Ustawa ta była zatwierdzona przez Ministra Spraw Wojskowych i Ministra Skarbu. Imię Ludwika umieszczono w Dzienniku Personalnym Ministerstwa Spraw Wojskowych w latach 1921-1924. Na mocy tej samej ustawy otrzymał stopień oficerski i przyznana mu była stała pensja. Ludwik zmarł mając 80 lat w 1924 roku w Chobocie. Był patronem 7-go pułku ułanów, który przybył konno do Chobotu na jego pogrzeb aby oddać mu hołd. Trumnę ciągnęły na marach cztery białe konie a przykryta była biało-czerwoną flagą, na której leżała czapka oficerska z trzema gwiazdkami. Orkiestra wojskowa odprowadzała Ludwika na miejscowy cmentarz w Długiej Kościelnej. Zasłużył na takie wzruszające honory. Wielu młodych we wsi dopiero wtedy zrozumiało kto żył wśród nich. Pora aby dowiedzieli się o tej postaci wszyscy. Wśród pamiątek i dokumentów, do najcenniejszych należy przysłany naszemu bohaterowi list od Rządu Narodowego w 1863 roku. Jest to list dziękczynny za odwagę i poświęcenie. Na czele Rządu Narodowego stał wówczas Romuald Traugutt, dowódca, który również drogo zapłacił za swój patriotyzm. Ale to już znana historia. Myślą przewodnią listu jest udokumentowanie wydarzenia jak i prośba Rządu Narodowego o przekazanie pokoleniom Polaków przykładu „jak należy Ojczyznę i braci kochać i wiernie im służyć” co my niniejszym staramy się uczynić. A list o którym mowa, jeszcze dzisiaj daje się odczytać. Bożena Abratowska
Aleksander Waligórski
Urodzony w Krakowie 1794 roku, wcześnie zaciągnął się do wojska; w 1813 r. był podoficerem; za czasów Królestwa kongresowego oddał się naukom wojskowym i w 1822 r. został profesorem w szkole artyleryi w Warszawie. W powstaniu listopadowem otrzymał stopień kapitana artyleryi i krzyż virtuti mili tar i. Po skończonej kampanii, dostał się do Norwegii, gdzie był naczelnym inżynierem rządowym w Christianii. W czasie wojny krymskiej, prosił o urlop nie ograniczony, żeby się udać na plac boju; gdy rząd norwegski urlopu od mówił, podał się do dymisyi i na Wschód pospieszył. Był jeneralnym kwatermistrzem dywizyi jenerała Zamoyskiego, w stopniu majora; ale nie długo już kampania trwała, a po jej ukończeniu Waligórski powrócił znowu do Norwegii, gdzie miał zasługi. Dawniejszą jednak posadę swoję znalazł już przez innego zajętą; pozostały mu więc tylko przedsiębierstwa prywatne. Podjął się przekopania kanału, w celu połączenia z sobą dwóch zatok morskich, w mieście Moss, o sześć mil od Christianii; przy wykona niu jednak tego przedsięwzięcia natrafił na nieprzewidziane w pokładach miejscowych trudności, które spowodowały wielkie koszta i zupełną biednego przedsiębiercy ruinę. Opuścił powtórnie Norwegią, zostawiwszy tam pamiątkę po sobie: mapę geograficzną tego kraju, do dziś dnia poczytywaną za najlepszą. W tym czasie stracił żonę. Znalazłszy się we Francyi, wezwanym został 1862 r. na profesora matematyki do szkoły wojskowej polskiej w Cuneo, zostającej wtenczas pod zarządem jenerała Wysockiego. Na pierwszą wieść o powstaniu 22 stycznia 1863 r. pospieszył z 15-letnim synem do Krakowa, i z młodzieńczą energią organizował oddziały w obozie Langiewicza. Mianowany przez rząd narodowy pułkownikiem i jenerałem, po wejściu Langiewicza do Galicyi, przyłączył się do oddziału Jeziorańskiego, udającego się w Lubelskie. Pod Kobylanką, dnia 6 maja 1863 roku złożył dowód wielkiego serca; kiedy swój oddział miał powtórnie prowadzić do ataku, przyniesiono mu wiadomość o śmierci młodziutkiego syna. Na tę wieść zalał się łzami, ale po chwili: „to nie miejsce, rzeki, na takie raporta; pierwej byłem Polakiem niż ojcemi zwracając się do podwładnych silnym głosem zawołał: „baczność! naprzód!“ i kolumnę swoję w ogień poprowadził. Jego energii, zdrowym radom, i uległości wodzowi, której przykład wszystkim dawał, przypisują głównie świetny rezultat tej potyczki. Kiedy Jeziorański przez wojska rosyjskie wpartym został do Galicyi, wtenczas Waligórski raz jeszcze, dla organizowania nowych oddziałów w Lubelskie się udał, i jeden z ostatnich pomiędzy walczącymi kraj opuścił. Wróciwszy do Paryża, zamieszkał na Batignolach i utrzymywał się z rysowania map dla francuzkiego towarzystwa geograficznego. W czasie oblężenia Paryża przez Prusaków, zaciągnął się do gwardyi narodowej paryzkiej jako prosty żołnierz, i całą służbę pełnił. Po zawarciu pokoju ciężko na reumatyzm zapadł i czas rządów komuny w łóżku przeleżał; pomimo to, wśród roznamiętnie- nia tej chwili, za winy innych rodaków do odpowiedzialności pociągnięty, osm miesięcy na pontonach w Cherburgu przebył, zkąd go sąd jako zupełnie niewinnego uwolnił. Próba jednak była zbyt ciężką; wrócił do Paryża zgrzybiałym starcem. Ośm dni spędził w szpitalu św. Ludwika, zkąd do Domu św. Kazimierza przeniesiony, tamże po trzech dniach, na ręku jenerała Wysockiego Bogu ducha oddał, dnia 19 lipca 1873 roku. Pochowany na cmentarzu Ivry. Do grobu odprowadziły go dzieci polskie w Zakładzie tym wychowywane, Siostry Miłosierdzia i garstka braci tułaczy.
Jan Edward Wańkowicz
"Leliwa". Ur. 10.10.1838 Ślepianka, pod Mińskiem. zm. 2.8.1899. Syn Walentego (malarz, przyjaciel Mickiewicza) i Anieli Rostockiej. 1856 ukończył petersburską Akademię Leśną w stopniu podchorążego, w 1859 wysłany do guberni jekatrynosławskiej z mianowaniem na porucznika. 1860 otrzymał mianowanie na nadleśnego w Puszczy Białostockiej. Matka wszczepiła jemu i dwóm braciom (Adamowi i Kazimierzowi) ideały filareckie dlatego wszyscy pośpieszyli do powstania. Jan Edward został dowódcą kompanii strzelców w oddziale Florentego Stasiukiewicza w woj. podlaskim, następnie przeniesiony do oddziału Czarneckiego Bończy. Brał udział w ataku na Międzyrzecz w pomocy Krysińskiemu. Ranny tam w nogę opuścił na jakiś czas oddział dzięki czemu uniknął konsekwencji rozbicia grup. 8 maja otrzymał awans na kapitana i dowódcę powstania brzeskiego. Skutecznie powiŁększył oddział i utrzymywał komunikację z Trauguttem. Niestety nie zdążył mu pomóc pod Horkami, zebrał jednak uciekinierów. Zręcznie manewrował w lasach lecz pod Koreczynm poległo mu 13 ludzi. W końcu połączył się z Trauguttem koło Porzecza Skirmuntowskiego - zostając dowódcą kompanii.. Odniósł znaczne zwycięstwo pod Woroniem. Pod Żydyniem 29 czerwca musiał się wycofać na skutek malejącego poparcia dla powstania. Napadnięty pod Solinem uciekł w las z malejącym oddziałem ponosząc klęskę 13 lipca pod Kołodnem. Wańkowicz po tym wydarzeniu zastępował chorego Traugutta. Z dworu w Ludwikowie zostali wysłani karetą do granicy Kongresówki. skąd dostał się do Galicji. Czekał we Lwowie biorąc udział w niefortunnej wyprawie wołyńskiej. 4 grudnia mianowany naczelnikiem kadr wojskowych obwodu żółkiewskiego pracuje do 22.3.1846 kiedy został uwięziony przez władze austriackie. Do Franci wyjechał jesienią 1864 (nie wiadomo jak uciekł). W 1869 wraca do Polski i osiada w Krakowie, pracując jako urzędnik banku galicyjskiego dla handlu i przemysłu. 1871 ożenił się ze Stanisławą Jaskłowską, z którą zaręczył się jeszcze przed powstaniem. Ich dworek stał się miejscem patriotycznej łączności ziem polski i spotkań artystów. Wańkowicz cieszył się ogromnym zaufaniem, często obierany na opiekuna zapisów i fundacji. Zmarł w Krakowie.
Michał Warecki
nauczyciel szkoły ludowej, zamieszkały w Urlowie w powiecie złoczowski (ostatnia poczta: Zarudzie). Urodził się 10 września 1835 roku w Bogdanówce, wyznania rzymskokatolickiego, żonaty, ojciec sześciorga dzieci. Przed powstaniem był nauczycielem prowizorycznym w Opakach w powiecie złoczowskim. W powstaniu walczył w stopniu podoficera – w oddziale hr. Komorowskiego w III kompanii żuawów pod Żdżanami i Poryckiem (13 listopada) i w drugim oddziale tegoż samego dowódcy 18 stycznia 1864 roku pod Starą Wsią o Wasilowem. Pod Poryckiem został lekko ranny szablą w ramię a pod Starą Wsią lancą ułańską w głowę - pozostawionego tam na polu walki wzięto do niewoli. Oprócz „paszportu” tzn. zaświadczenia o uwolnieniu z niewoli nie posiadał żadnych dokumentów poświadczających jego udział w powstaniu. Powołał się na świadectwo Marcelego Steifra ze Lwowa i Emila Kratochwila, urzędnika Banku Krajowego we Lwowie. Zobowiązał się do wpłacenia wpisowego w wysokości 1 złotego reńskiego i składki rocznej w wysokości 3 złotych reńskich. Zobowiązanie podpisał w Urlowie 1 września 1894 roku. Pod zobowiązaniem znajduje się dopisek: „Szanowny Wydziale! Przedkładając prośbę Michała Wareckiego, nauczyciela szkół ludowych w Urlowie, osobiście mi nieznanego, upraszam o zapytanie się powołanych w oświadczeniu świadków, którzy należą do tamtejszej delegacji, gdyż sam o nim żadnej dokładnej informacji zebrać nie mogłem. Z delegatury Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Uczestników Powstania z 1863 r. w Złoczowie, dnia 7 września 1894, delegat – podpis niewyraźny”. Pieczęć owalna: Delegacya Złoczowska Wydziału Towarzystwa wzajemnej pomocy uczestników powstania polskiego z roku 1863/4.
Romuald Wilusz
Ur. 30.1.1840 Soboniów, Zm. 15.2.1922 Drohobycz. Syn Władysława i matki z domu Janowskiej. Własność Sobniów została nieuczciwie zlicytowana, więc rodzice przenieśli się do do posiadanych dóbr matki - część w Błaszkowej (ob. Błażkowa). Ukończył gimnazjum św. Anny w Krakowie (matura 5.7.1861 (niezdana), powtórna 18.1.1862. Od 1861 student prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W roku 1862/3 a następnie 1866/7 na Wydziale Lekarskim. Został zwerbowany i przysięgę składał przed dziesiętnikiem Zygmuntem Gebhartem. 7.2.1863 zapisany na liście ochotników w obozie w Ojcowie. Przyniósł ze sobą dwa rodzinne pistolety, które zostały mu jednak zabrane "na przechowanie" przez człowieka, który potem znikł z obozu. Został zakwalifikowany do kawalerii, często przez niechęć dowódcy wysyłany na patrole i straże, uzbrojony jedynie w pałasz i lancę. Otrzymał dość niesfornego ogiera, który często kłopotów przyprawiał rwąc się do klaczy. Walczył pod Miechowem, gdzie jego oddział szybko musiał wycofać się. Po przejściu granicy zaaresztowany przez Austriaków w Czernej pod Krzeszowicami po denuncjacji przez chłopów. Po krótki procesie uniewinniony. Następnie wszedł w skład oddziału Mossakowskiego, gdzie powtórnie został w podobny sposób zaaresztowany po denuncjacji przez Austriaków. Odsiedział 2 miesiące, głównie w trakcie śledztwa w więzieniu św. Michała w Krakowie. Wszedł w skład 3-ciej kompanii karabinierów w oddziale Czachowskiej, która była formowana w . Walczył pod Czachowskim, gdzie otrzymał awans oficerski. Brał udział w bitwie pod Rybnicą. Wzięty do niewoli tym razem przez Rosjan w , gdzie bronił się w karczmie. Została ona podpalona, więc ratując się przed spaleniem wyskoczył z okna. Życie uratowała mu dziewczyna-strzelec z oddziału, również wzięta do niewoli - , która pomogła mu ściągnąć płaszcz pomimo otaczających ich Rosjan. Zastał wywieziony do Rosji Centralnej. Tam sądzony we Włodzimierzu, skazany został na 3 lata rot aresztanckich na Syberii. Przebywał w Permie, Symbirsku, Tule. Powrócił do kraju w 1866 dzięki staraniom ks. Ruczki. Pracował jako urzędnik pocztowy. Ożenił się z Kazimierą Strawińską. Miał syna Adama Seweryna, ur. w Tarnowie ok 1877, profesora gimnazjum, ożenionego w 1907 w Brzeżanach z Zofią Warchoł.
Tomasz Jędrzej Winnicki
Tomasz Jędrzej Winnicki, pseud. "Chmurski". Ur. 1828 Majdan Sopocki (par. Sopot, lubelskie), zm. 25.4.1883 Berehy Dolne. Syn Józefa, (s. Jędrzej i Pelagii Wasilczuk, ksiądz unicki, wówczas administrator parafii) i Julianny Lipińskiej (c. ks. Demetrego i Anny Chotynieckiej). Udzielał się patriotycznie na łamach prasy warszawskiej, niezależnie od stronnictwa. M.in redaktor pisma "Strażnica". Nawiązał dobre kontakty z jednym z urzędnikiem sądowym z Cytadeli, dzięki czemu miał codziennie świeże informacje i wiele osób ustrzegł przed więzieniem. Będąc urzędnikiem poczty w Królestwie zorganizował także tajną pocztę przedpowstańczą wykorzystując do tego trasy rządowe a także podwody obywatelskie. Zadenuncjowany przez urzędnika bankowego Ziemęckiego. W 1861 9 miesięcy więziony w Warszawie, skazany na śmierć, co zostało 15.5.1862 zamienione na Sybir - zesłanie do guberni tambowskiej. Powrócił jednak wkrótce w czasie amnestii w czasach Wielopolskiego. Zastępca członka Komitetu Centralnego Narodowego "czerwonych", odpowiedzialny za resort łączności i od 17.1.1863 policję narodową - której formę praktycznie stworzył po raz pierwszy na ziemiach trzech zaborów. Na wzór struktury warszawskiej, i przy udziale Tomasza Winnickiego zakładano komórki w całym kraju, co niezwykle wzmocniło podziemne państwo polskie. W chwili wybuchu powstania poddał się di dymisji aby wziąć czynny udział w walkach. Organizował oddział w rawskiem. Dowódca kawalerii, szef sztabu Jeziorańskiego. Mianowany pułkownikiem pod Małogoszczem. Brał też udział w bitwach pod Pieskową Skałą, Sosnówką, Grochowiskami. Po ustąpieniu Langiewicza, będąc duszą zgrupowania nawet proponowany na naczelnego wodza - czego nie przyjął. Wspierał też powstanie finansowo, przekazując 8.4.1863 1200 złp na cele powstańcze. Miał wielki wpływ na zwycięstwa oddziału Jeziorańskiego w tym na tryumf . Został tam ciężko ranny w głowę odłamkiem kartacza. Umieszczony w szpitalu w Cewkowie. Rekonwalescencję odbył we dworze w Ostrowie własności Adama Brodzkiego. Poznał tu swoją przyszłą żonę, która się nim opiekowała - Izydorę Pyszyńską (c. Michała i Marii Szarawskiej). Następnie wszedł do oddziału i został ponownie ranny 22.10.1863 w . 16.12.1863 rekomendowany przez Rząd Narodowy do prac komisarzowi pełnomocnemu w zaborze austriackim - W. Majewskiemu. Powołany przez Agenora Gołuchowskiego na szefa sztabu i organizatora prawego skrzydła wojsk - naczelnik województwa lwowskiego, a 8.5.1864 po ustąpieniu Strusia zastępca głównego Organizatora Galicji. W lutym 1865 sądzony przez wojenny sąd w Przemyślu "za posiadanie fałszywych lub cudzych dokumentów legitymacyjnych" i skazany na 8 dni aresztu. Po powstaniu agent Towarzystwa Reasekuracyjnego Krakowskiego. Udzielał się na niwie patriotycznej, w poglądach bliski do Agatona Gillera, zwalczał jednak wpływy redakcyjne "Stańczyków". Do 1874 mieszkał w miejscowości Ostrów, par. Łowce - we dworze. Tam przyszła na świat trójka jego dzieci: Michalina Jadwiga (1865), Zdzisław Adam (1871) i Kazimiera Anna (1873). Następnie po zlicytowaniu Ostrowa przeniósł się do miejscowości Berehy Dolne (ob. Brzegi Dolne). Odwiedzali go tam serdeczni przyjaciele np. dr. Tadeusz Żuliński. W 1875 razem z Józefem Lenieckim otworzył spółkę naftową wraz z kopalnią w Berehach. Od 1881 do śmierci kierował nią razem z Józefem Walterem. Zmarł po krótkiej chorobie na skutek dawnych urazów. Pogrzeb odbył się 30. kwietnia i zgromadził rzesze duchowieństwa obu obrządków, liczne grono ziemian a nawet cudzoziemców pracujących w okolicy. Spółkę dalej prowadziła żona. Zmarła ona 19.2.1907 we Lwowie. Jedyny syn Zdzisław zmarł w 1891 w Ustrzykach. Ukochany przez podwładnych, czynny, rzutki i energiczny. Mąż silnej woli a łagodnego słowa - energiczny w czynie a pobłażliwy dla ludzi, dla siebie samego surowy dla innych względny, pozostawił po sobie przykład wiernego spełniania obowiązków i poświęcenia bez granic dla Ojczyzny. Znaną była jego prawość nieposzlakowana i czystość kryształowa charakteru. jego prawdomówność i wstręt de wszelkiego udawania i przesady, obok dokładnej znajomości ludzi i wszystkich stosunków. Wielka prawość i nieskazitelność jego charakteru, jego gorący patrjotyzm, ofiarność w sprawach publicznych, uczynność i gotowość niesienia zawsze wszelkiej pomocy i rady swej potrzebującym braciom, a przytem niezwykła słodycz i łagodność w obchodzeniu się z ludźmi i wielka dla wszystkich wyrozumiałość, przy całej surowości dla siebie, ciągnęły doń zewsząd ludzi i jednały mu powszechną miłość, prawdziwy szacunek i cześć, jako też uznanie wszystkich, którzy mieli szczęście zbliżyć się do tego zacnego człowieka. Winnicki miał serce pełne miłości, którą działał na ludzi. Ubogi jego, ciężko zapracowany chleb, był zawsze dla gości wystawiony a jedli go też losami i nieszczęściem złamani ludzie, którzy stale u niego zamieszkiwali, znalazłszy prawdziwie braterski przytułek. Jednem słowem, tak w życiu prywatnem jak w publicznem był to człowiek wzorowy, chwałę przynoszący Ojczyźnie, która go wydała.
Szczęsny Jan Adam Włodek
, h. {{Prawdzic}}, ps. Samucha, Zdziechowski. Ur. 1838 na Litwie, zm. 23.5.1878 Trzcinica[18]. Syn Feliksa, komornika prużańskiego i Gabrieli Bisping (córki Adama, pułkownika Wojsk Polskich). Powstańcem był też jego brat Kamil. Ziemianin z pow. prużańskiego. Właściciel klucza k. Prużany na Polesiu, na który składała się też wioska Matykały. W powstaniu na polu bitwy Szczęsny Włodek działał 3 miesiące. Był organizatorem oddziału prużańskiego i naczelnikiem tegoż powiatu, podlegając Trauguttowi (który wówczas organizował oddział w kobryńskim). Od końca kwietnia 1863 dowodził oddziałem pod pseudonimem "Samucha" i "Zdziechowski". (Drugi, składający się z 70 ludzi w tym powiedzie sformował Samulski). Włodek obrał taktykę ciągłego niepokojenia przeciwnika, drobnej dywersji i unikania nierównych starć przez szybkie i długie marsze. Ta ostrożna strategia nie przysparzała mu sympatii tych, którzy dążyli do starć zbrojnych, i tych którzy przez ten pryzmat go potem oceniali. Przebywał czasami dziewięć mil w ciągu doby, przechodził puszcze i bory szczęśliwie, zabierał konie na pocztach, niszczył mosty i palił zapasy moskiewskie.[14] Posuwał się bez przewodników, jedynie używając mapy i kompasu. Oddział był niemal zawsze najedzony. Taka taktyka pozwalał mu lepiej ukrywać się i działać z zaskoczenia. Z oddziałem pierwszych 18 ochotników udał się na pocztę Swadbicze i zabrawszy wszystkie konie pocztowe, na bryczkach pocztowych, przez Międzylesie i Sporowo, wjechał do straży Budy w Koreczyńskim lesie. Po drodze liczba ochotników urosła mu do 32 i zostały przez nich spalone dwa mosty. Otrzymał rozkaz dołączenia do Traugutta organizującego oddział w kobryńskim, ruszył więc ku Porzeżowi. Przedzierał się przez błota, następnie czajkami przez jezioro Sporowskie i trzy mile rzeką Jasiołdą. [15] Przekonawszy się że powiat kobryński jeszcze nie jest zorganizowany wrócił pod Berezę Kartuską. Tu spaliwszy most na Żygulance 9 maja napadł i skutecznie zabrał wielki transport płótna.[2] Mając 42 ludźmi udał 13.5.1863 się w kierunku Huty Szklanej, aby pod Michalinem połączyć się z , jednak poinformowany o 4 rotach moskiewskich skierował się do [psbi]836|Smolarki[/836] gdzie zamierzał odpocząć w karczmie i zagotować krupnik. Jednak Moskale poczęli obsypywać budynek kartaczami. Oddział, pojedynczo wyszedł z karczmy na wzgórze, lecz Moskale zaczęli je otaczać. Włodek rozproszywszy oddział oddalił się ponownie zbierając go i po kilku dniach dołączając do zgrupowania pułkownika , ps. Lander" koło Prochowni. Tam Włodek objął dowództwo nad oboma oddziałami Prużańskimi[14] mając łącznie 140 ludzi[15] W partii ok 1000 ludzi ruszyli przez Nowy Dwór i Ciemlewo do Wielki Hrynek ćwicząc musztrę, Następnie przez Popielów i Pieniaszki przeszli w okolice gdzie 28.5.1863 rozegrała się błyskawiczna bitwa zakończona ucieczką Moskali. [14] 1 czerwca Lenkiewicz urządził zasadzkę na Moskali . Tego dnia doszło jedynie do wymiany ognia z Moskalami oddziałów prużańskich (skutkującej zabiciem 2 Moskali i ranieniem oficera). Doszło tu jednak do konfliktu dotyczącego strategii, na którą Włodek się nie godził i wyprowadził oddział unikając późniejsze bitwy która rozegrała się 3 czerwca, podążając w kierunku oddziału Traugutta. [14] Ponieważ z Trauguttem nie udawał się połączyć, oddział znowu rozpoczął marsze, kluczenie, zaczepki, łącząc się i rozdzielające z innymi oddziałami. 13.6.1863 połączył się ze 140-osobowym oddziałem kobryńskobrzeskim ps. "Leliwa" niedaleko Piasek. Unikając bitwy w rejonie [/psbi]936|Koreczna[/psbi] ruszył ku Hucie Michańskiej. Następnie znowuż sam krążył, lub łączył się z innymi oddziałami. Za główne miejsce obozowania obrał ostęp w Puszczy Koreczyńskiej w powiecie słonimskim i często tam przebywał, budując chaty z kory wśró zwałów wielkich pni i torfowisk, prowadząc musztrę i gimnastykę. Panował tu dobry duch, dbano także o potrzeby religijne powstańców przed prowizorycznym obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej zawieszonym na drzewie.[14] Stąd powstańcy starali się przeprowadzać zasadzki i wypady. Na początku lipca w Paszkowskich Ostrówkach złączył się z od działami wołkowyskimi Strawińskiego i Sasulicza, nad którymi prowadził dowództwo naczelnik wojenny całego województwa. Gdy naczelnik rozkazał Włodkowi złożyć dowództwo w ręce Czesława Kołłupajły, a samemu przejść na adiutanta do głównego sztabu, Włodek, rozkazu nie posłuchał a oficerowie oddziału prużańskiego prosili o zachowanie go przy dowództwie. Zakrawało na rokosz, lecz zapobieżono mu przydzielając awanse ale wprowadzają zakaz przechodzenia do innych oddziałów pod karą śmierci. Następnie 20.7.1863 oddziały przeszły pod Hutę Bychowca, Włodek wysłany na własną prośbę z 16 osobami na dywersję ku , został tam rozproszony przez Moskali. Po tej porażce przeszedł w Puszę Białowieską i wyjechał za granicę. Rozbitków przyprowadził do obozu Jan Geniusz, komendę zaś nad oddziałem Duchyński oddał . Aby uniknąć aresztowania wyemigrował do Paryża, lecz dobra jego uległy konfiskacie. Własność ziemska skonfiskowana Gabrjelin, gub. Grodzieńska , pow. Prużański, dz. 1841.[11] Razem z korpusem interwencyjnym wyjechał do Meksyku. Po dwóch latach walk z oddziałami Juareza powrócił do kraju osiedlając się w Galicji, nabywając w 1872 r. klucz Trzcinica od wdowy po Józefie Baernreitherze. W 1874 był prezesem Rady Nadzorczej nowopowstałego Towarzystwa Zaliczkowego w Jaśle.[13] Zmarł po krótkiej, lecz bardzo dolegliwej chorobie i został pochowany w Trzcinicy. 1.6.1878 zostało odprawione w Paryżu w kościele Wniebowzięcia NMP nabożeństwo żałobne zorganizowane przez siostrę Leontynę i szwagra Franciszka - hrabiów Pusłowskich.[16][17] Żona: Jadwiga Podowska, c. Augusta i Emilii . Dzieci: * Szczęsna (1870-1890), zam. Dzianott * Stefania (1871-1952), zam.(1) Jan Adam Atanazy , zam.(2) Antoni Długoszowski * Stanisław Adam Antoni (1873-1922) * Sabina (1875-1952), zam. * Samuel Onufry (1877-1908) gospodarował w Trzcinicy =>
Bolesław Wołodźko
syn Kazimierza, ur. ok. 1842, szlachcic z okolicy Jurgajcy w pow. kowień skl m, współwłaściciel majątku w okolicy Jenkuny w tymże powiecie, student uniwersytetu moskiewskiego, kawaler. W kwietniu 1 863 aresztowany jako d—ca pododdziału w oddziale powstańczym Sawickiego 1 uwięziony w Kownie, od maja przebywał w szpitalu wojskowym, w związku z chronicznym zapaleniem rdzenia krzyzowego, powodującym częściowy paraliż nóg. Na mocy wyroku sądu woj., powołanego przy sztabie I. dywizji kawaleryjskiej, z 25 czerwca 1863, został pozbawiony wszelkich praw stanu 1 skazany na piętnaście lat ciężkich robót w kopalniach na Syberii 1 konfiskatę majątku (w konfirmacji Murawiowa z 3 I sierpnia termin kary został skrócony do dwunastu lat). Ze względu na stan zdrowia wykonanie wyroku zawieszono, nakazując Wołodźce pozostanie w Kownie pod dozorem policji. Prośby o ułaskawienie, kierowane do Murawiowa 1 Aleksandra II, zostały odrzucone. Dopiero w 1871, na podstawie licznych oględzin lekarskich, orzeczono, że Wołodżko może poruszać się tylko z pomocą laski 1 nie podlega zesłaniu na Syberię. W rok później, w lipcu 1872, odjęto decyzję o wysłaniu Wołodźki do gub. ołonieciej pod dozór policji. Nie wiemy, czy rzeczywiście tam wyjechał - w najpóźniejszych, pochodzących z września 1872 dokumentach znajdujemy stwierdzenia o braku środków do życia 1 niemożności utrzymania się na zesłaniu. Podczas pobytu w Kownie Wołodźko ożenił się, miał córkę.
Walerian Wolski
Walerian Salezy Franciszek Sariusz Wolski, h. Jelita, ur. 14.10.1842 Strykowice Błotne[1] (sandomierskie), zm. 25.4.1911 Lwów. Syn Kajetana (syn Adama, pochodzącego ze Sławna w woj. łódzkim i Elżbiety Grabkowskiej) i Eleonory Widerakiewicz (c. Błażeja i Antoniny Jarzembiewicz)[2] (rodzeństwo: Julia Rozalia, - powstaniec i Rajmund Błażej). Jego ojciec był właścicielem Strykowic Błotnych (Dolnych), zaś chrzestnym bł m.in Błażej Widerakiewicz dziedzic Odechowa. Uczył się w gimnazjum w Kielcach. Stamtąd wsyszedł do Powstania walcząc w kawalerii w oddziale Czachowskiego. Awansowany do wachmistrza szwadronu, a po bitwie pod Zwoleniem porucznikiem. Walczył pod Grabowcem, Siennem i Stefankowem. Następnie był w oddziale Rudowskiego, a potem Eminowicza, po którego zdegradowaniu przez Bosaka, wraz z kawalerią pod dowództwem Antoniego Wielobyckiego i Denisiewicza przybył do oddziału Chmielińskiego. W bitwie pod Bodzechowem został ranny. Po wyleczeniu się, mianowany został naczelnikiem żandarmerii powiatu opoczyńskiego. Będąc ścigany przez Moskali wyjechał do Galicji w końcu roku 1864 r., gdzie jakiś czas ukrywał się w szpitalu oo. Bonifratrów jako chory. Po powstaniu przez lat pięć uczył się ceglarstwa w Krzanowie, a następnie pracował jako rządca w dobrach Helclów, około Tarnowa. Przeniósł się do Lwowa gdzie pracował w Wydziale Krajowym. Pochowany we Lwowie, na Łyczakowie w kwaterze powstańczej. Żona: Honorata Kuchanowicz (córka powstańca 1831) Dzieci: Jan, Zofia, Jadwiga
Jan Stanisław Woyczyński
Syn Jana i Józefy z Kisielnickich, naczelnik cywilny okręgu biebrzańskiego w czasie powstania styczniowego, nosił pseudonim „Jan Skarbek”. Urodził się w listopadzie 1831 roku; do szkół chodził w Rydze i Wilnie, następnie jako wolny słuchacz uczęszczał na uniwersytet w Petersburgu. Gdy jego rodzice przenieśli się do Warszawy zarządzał rodzinnym majątkiem Ławsk, będąc jednocześnie członkiem korespondentem Towarzystwa Rolniczego na Królestwo Polskie i członkiem Rady Powiatowej. Do organizacji narodowej należał już prawdopodobnie przed wybuchem powstania, gdyż został na krótko aresztowany. W czasie powstania zajmował się dostawą broni i zaopatrzeniem tutejszych powstańczych oddziałów. W drugiej połowie 1863 roku został mianowany na stanowisko naczelnikiem cywilnym okręgu. Pod koniec roku wyjechał na emigracje do Drezna, gdzie zawarł związek małżeński z Anna Wilczewska. Po powrocie do kraju w 1866 roku aresztowany i osadzony na okres około 1 roku w cytadelach w Warszawie i Modlinie. Złożył dość obszerne zeznania, w których starał się pomniejszyć swoją rolę w powstaniu. Podkreślić należy, że charakter jego zeznań nie miał charakteru denuncjacji. Wymieniał bowiem tylko nazwiska osób o których wiedział, że są na emigracji. Po zwolnieniu z aresztu osiadł w Grajewie w majątku żony. Zarządzał jej dobrami, a także pracował jako sędzia gminny. Jan Woyczński zmarł 01.11.1905 roku
Stanisław Wroński
Urodzony ok. 1840 Belne. Syn Łukasza (zastępca Wójta) i Anny Szabrańskiej.[8] Zmarł 5.1.1898. Uczył się w szkole powiatowej w Lublinie a następnie w Warszawie. Studiował na Szkole Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego. Już w czasie studiów wyróżniał się pracami z zakresu pejzażu. W 1861 zaangażowany w działalność patriotyczną. W 1863 w Powstaniu jednak nie w walkach z powodu dużej wady wzroku. Działał jako kurier. Zajmował się przewożeniem meldunków i podobnymi zleceniami. Został zatrzymany w marcu w Rossoszy. Znaleziono przy nim meldunki zaszyte w kapeluszu oraz wezwanie Naczelnika powiatu radzyńskiego wzywające do szeregów powstańczych wezwaniem. W śledztwie nie wydał nikogo. 9 sierpnia 1863 roku skazany na pozbawienie wszystkich praw stanu i roboty ciężkie w twierdzach syberyjskich przez lat 10 Pomimo ciężkiej pracy zajmował się rysunkiem a później malarstwem, w szczególności portretem i pejzażowym. Przebywał w Pietrowsku, następnie w Siwakowej wykonując prace stolarskie, ciesielskie, malowanie kadłubów statków itp. Poznał tu m.in. Benedykta Dybowskiego. Latem 1866 przeniesiony został do wód uzdrowiskowych do Darsunia nad Turą, gdzie tworzony był ośrodek leczniczy. Za malowidła dekoracji ściennych, freskowych, kurtynę dla teatru, a także parę obrazów olejnych, wykonane na przybycie generała gubernatora udało mu się sprowadzić z Warszawy potrzebne materiały. W 1868 osiadł w Irkucku. Tu również namalował kurtynę do teatru głównego a także wykonywał prac dla mieszczan oraz pałacu gubernatora. Prowadził tu pracownię malarską z Józefem Barkamen i być może J. Zawalskim. Do 1885 uczył rysunku w szkole. Namalował obraz w ołtarzu głównym kościoła rzymskokatolickiego pw. Wniebowzięcia NMP w Irkucku, wzorując się na postaci Gerwazego Gzowskiego, dwukrotnego zesłańca. Mógł sobie pozwolić na podróże po Syberii - m.in. do Tobolska, Pietrowska, Kultuku. Wyjeżdżał też na Bajkał gdzie rysował ryby i skorupiaki dla Benedykta Dybowskiego a także sporządzał mapy dla Jana Czerskiego. Wystawiał swoje prace wysyłając je do Petersburga (gdzie uzyskał Wielki Medal Srebrny), Sztokholmu i Europy. Współpracował z Konstantym Sicińskim, który zbierał dla niego zamówienia, Stanisław Kietliński i Henryk Nowakowski starli się sprzedawać w Europie jego prace, a Henryk Wohl udostępnił mu pokój w swoim mieszkaniu. W 1892 wrócił do Polski. Wystawiał prace w Zachęcie w Warszawie i we Lwowie. Tworzył w tym okresie wiele pejzaży - m.in przywiózł takie z wyjazdu na tereny Białorusi. Przebywał także na Podlasiu, w domu siostry Karoliny zam. Dzięciołowskiej i w okolicach domu swojego brata w Zbulitowie. Tu zmarł z powodu przewlekłej wady serca. Został w Radzyniu Podlaskim Południowoeuropejskiego typu urody i emocjonalnego usposobienia, towarzyski, z poczuciem humoru, dbał o wygląd. Lubił tańczyć. Wiele jego prac znajduje się w zbiorach Irkuckim Obwodowym Muz. Sztuki im. Sukaczewa, Muzeum Sztuki i Instytutu Politechnicznego w Irkucku (11 dzieł), w Krasnojarsku, Nerczyńsku Nieliczne znane są z Polski, Czech, Szwecji.
Maria Wyleżyńska
Maria Bentkowska z Wyleżyńskich. Wśród weteranów, których sędziwe i czcigodne postacie wzruszyły w dniu obchodu styczniowego swym ukazaniem się na placu Zamkowym brakło kobiety – weteranki, p. Marii z Wyleżyńskich-Bentkowskiej. Nie zapomniano jednak o niej i o jej zasłudze, dorzuconej niegdyś na szalę sprawy polskiej. W gimnazjum koedukacyjnym Towarzystwa Szkoły Średniej na Żoliborzu, gdzie młode pokolenie wychowywane jest w kulcie bohaterstwa i wdrażane od najmłodszych lat do naśladowania wielkich wzorów w służbie obywatelskiej dl kraju – dziewczynki z przejęciem wysłuchały podczas uroczystego obchodu szkolnego opowiadania o ich ‘‘rówieśniczce’‘, która niegdyś w dniach przez i podczas powstania, hardo i twardo stawiła czoło wrogowi, właśnie jako 12-letnia dziewczynka. Porywem serca wiedzione, wnet wybrane dziewczynki idą na ul. Nowogrodzką 46, tuląc w ramionach wspólny upominek staruszki, białą azalię. Niepewny i uroczysty nastrój dziewczynek znika zaraz na wstępie, gdy przemiła, pełna życia i humoru p. Bentkowska przerywa ‘‘owację’‘ jednej z delegatek uroczym zaprzeczeniem: No, no, co tam za bohaterstwo. Każda z was, dziewczynki, to samo by na moim miejscu zrobiła. Więc już odważniejsze, prezentują swój biały kwiatek i zaproszenie, siadają na mebelkach-weteranach, których pełen pokoik. Żwawo idzie serdeczna pogawędka o mrozie srogim i o szkole, i o wnuczkach kochanych babuni, lecz powoli docierają dzieci do tego, czego pragną najgoręcej posłuchać z ust samej p. Bentkowskiej: jak to było wtedy? I płynie opowieść z ust 83-letniej staruszki: Na Ukrainie dwór szlachecki, otoczony parkiem, z parkiem łączy się ramię lasu, tego wiernego opiekuna spisków powstańczych. W dworze patriotyczna rodzina państwa Wyleżyńskich, cała oddana konspiracyjnej robocie, organizowaniu gotowości do powstania. Dziewczynka wzrasta wśród gorącej atmosfery. Widzi przekradających się z dworu do dworu tajnych powstańców, kucie grotów do pik w kuźni dworskiej. Uczy się żyć dla Polski od swego ojca, p. Wyleżyńskiego, niestrudzonego organizatora ziemiaństwa kresowego, później nieszczęsnego emigranta, tułacza po różnych krajach, nękanego tęsknotą za rodziną i ojczyzną. Brat dziewczynki, aresztowany jako uczeń za udział w tajnej organizacji szkolnej – spędził 11 lat na Sybirze. W takiej prawdziwej ‘‘stanicy kresowej’‘ rośnie zuchwała stepowa dziewczyna z dusza pełną buntu i pragnienia służby ojczyźnie. Dwunastoletnią dziewczynkę zabierają z domu Moskale, aby z jej zeznań uchwycić nici organizacji. ‘‘Polskie szczenię’‘ nic nie wie, nie słyszało, nikogo nie zna.
Strona z 25 < Poprzednia Następna >